Zamiast środków antykorozyjnych pojawią się wkrótce alterkorozyjne. Nie będą usuwać rdzy, tylko nadawać jej szlachetniejszy wymiar
Dlaczego jedno z najpiękniejszych i najłagodniejszych zwierząt zwiemy antylopą, chociaż żadnej lopie ono nie szkodzi ani nawet się nie sprzeciwia? Podobnie przenikliwe pytania musiały sobie zadawać francuskie media, bo od pewnego czasu przestały nazywać antyglobalistów antyglobalistami. Kilku antyglobalistów fuknęło na prasę, że im się ten termin nie podoba i że jedynie słuszne określenie brzmi od dziś "alterglobalista". Po paru tygodniach żadna gazeta, radiostacja ani telewizja nie ośmielała się już przebąkiwać o istnieniu jakichkolwiek antyglobalistów. Zniknęli oni z powierzchni ziemi, a ich miejsce zajęły zastępy sympatycznych alterglobalistów, zajmujących się popularyzacją konstruktywnych propozycji ulepszenia gospodarki w skali światowej.
Antyglobalistom bardzo się nie podoba ich nazwa, ponieważ ludziom bardziej się kojarzy z antypatycznymi antyimperialistami niż z pozytywną walką o lepsze jutro. Nawet animujący ten ruch lewacy zdążyli się już zorientować, że samo "bycie przeciw" mało komu wystarcza i przypisanie im określenia zaczynającego się od "anty" zaczęli szybko przedstawiać jako podstępny chwyt kapitalistycznej propagandy. Usiłuje ona wmówić ludziom, że jakieś destrukcyjne zamiary mają osoby organizujące zadymy przy okazji rozmaitych szczytów gospodarczych i politycznych, przedstawiające wielodniowe bicie piany przez tysiące ludzi jako przeciwwagę intelektualną dla forum w Davos i nawołujące do akcji w rodzaju demolowania restauracji McDonalda jako symboli amerykańskiej dominacji nad światem. Tymczasem im, broń Boże, nie chodzi o niszczenie czegokolwiek, tylko o zaproponowanie alternatywy dla globalizacji w wydaniu liberalnym.
OK, nie odrzucamy globalizacji jako takiej, odrzucamy tylko jej wydanie liberalne. Odrzucamy zatem regulację przez rynek i doprowadzenie do swobodnego przepływu towarów, kapitałów i osób w skali globu. Ale w takim razie - jaką właściwie globalizację akceptujemy jako alternatywę dającą prawo do nazwy "alterglobalista"? Czy chodzi o nasilenie kontroli przepływu towarów, kapitałów i osób oraz przyznanie roli regulatora tego przepływu państwom? Tyle że to już przerabialiśmy, a ponadto z samej swojej natury państwa nie są specjalnie skłonne do faworyzowania skali globalnej. Wyborcy, którzy powołują władze w każdym z państw, rozliczają je przede wszystkim z dbania o interesy lokalne. Globalizacja "alternatywna" oznaczałaby więc w istocie brak globalizacji albo jej karykaturę. Innymi słowy - i tu radośnie wracamy do punktu wyjścia - antyglobalizację.
Nikt nie może nikomu zabronić występowania przeciwko globalizacji. Niech to jednak będzie jasno powiedziane, bez tworzenia słownikowych zasłon dymnych. Od przyjęcia słowa "alterglobaliści" już tylko krok do dalszych rewolucyjnych przemian. Zamiast środków antykorozyjnych pojawią się wkrótce substancje alterkorozyjne. Nie będą one usuwać rdzy, tylko nadawać jej głębszy, szlachetniejszy wymiar. Z kolei środki alterkoncepcyjne wprowadzą nas śmiało na drogę rozmnażania przez pączkowanie kontrolowane. Zaczniemy też wkrótce aplikować sobie leki altergrypowe, zapewniające błogie poczucie, iż możliwe jest życie bez tej choroby, jeśli tylko władze się o to postarają. Wreszcie, wielu naukowcom przyniesiemy ulgę doniesieniem, że mogą już przestać szukać antymaterii, gdyż jedynie słuszna jest od dziś pogoń za altermaterią. Uff, oto nareszcie udało nam się uregulować wszechświat jak należy: alternatywnie w stosunku do zdrowego rozsądku.
Antyglobalistom bardzo się nie podoba ich nazwa, ponieważ ludziom bardziej się kojarzy z antypatycznymi antyimperialistami niż z pozytywną walką o lepsze jutro. Nawet animujący ten ruch lewacy zdążyli się już zorientować, że samo "bycie przeciw" mało komu wystarcza i przypisanie im określenia zaczynającego się od "anty" zaczęli szybko przedstawiać jako podstępny chwyt kapitalistycznej propagandy. Usiłuje ona wmówić ludziom, że jakieś destrukcyjne zamiary mają osoby organizujące zadymy przy okazji rozmaitych szczytów gospodarczych i politycznych, przedstawiające wielodniowe bicie piany przez tysiące ludzi jako przeciwwagę intelektualną dla forum w Davos i nawołujące do akcji w rodzaju demolowania restauracji McDonalda jako symboli amerykańskiej dominacji nad światem. Tymczasem im, broń Boże, nie chodzi o niszczenie czegokolwiek, tylko o zaproponowanie alternatywy dla globalizacji w wydaniu liberalnym.
OK, nie odrzucamy globalizacji jako takiej, odrzucamy tylko jej wydanie liberalne. Odrzucamy zatem regulację przez rynek i doprowadzenie do swobodnego przepływu towarów, kapitałów i osób w skali globu. Ale w takim razie - jaką właściwie globalizację akceptujemy jako alternatywę dającą prawo do nazwy "alterglobalista"? Czy chodzi o nasilenie kontroli przepływu towarów, kapitałów i osób oraz przyznanie roli regulatora tego przepływu państwom? Tyle że to już przerabialiśmy, a ponadto z samej swojej natury państwa nie są specjalnie skłonne do faworyzowania skali globalnej. Wyborcy, którzy powołują władze w każdym z państw, rozliczają je przede wszystkim z dbania o interesy lokalne. Globalizacja "alternatywna" oznaczałaby więc w istocie brak globalizacji albo jej karykaturę. Innymi słowy - i tu radośnie wracamy do punktu wyjścia - antyglobalizację.
Nikt nie może nikomu zabronić występowania przeciwko globalizacji. Niech to jednak będzie jasno powiedziane, bez tworzenia słownikowych zasłon dymnych. Od przyjęcia słowa "alterglobaliści" już tylko krok do dalszych rewolucyjnych przemian. Zamiast środków antykorozyjnych pojawią się wkrótce substancje alterkorozyjne. Nie będą one usuwać rdzy, tylko nadawać jej głębszy, szlachetniejszy wymiar. Z kolei środki alterkoncepcyjne wprowadzą nas śmiało na drogę rozmnażania przez pączkowanie kontrolowane. Zaczniemy też wkrótce aplikować sobie leki altergrypowe, zapewniające błogie poczucie, iż możliwe jest życie bez tej choroby, jeśli tylko władze się o to postarają. Wreszcie, wielu naukowcom przyniesiemy ulgę doniesieniem, że mogą już przestać szukać antymaterii, gdyż jedynie słuszna jest od dziś pogoń za altermaterią. Uff, oto nareszcie udało nam się uregulować wszechświat jak należy: alternatywnie w stosunku do zdrowego rozsądku.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.