Lepsze piwo z brzydką Niemką niż bimberek z Łukaszenką
Świat dzieli się na tych, co chcą, by wszystko zmienić i unowocześnić, i na tych, którzy marzą, by było po staremu. Nowe nie zawsze znaczy lepsze, a stare nie zawsze musi oznaczać mądre. Zdaniem pesymistów, "nowe", to zwykle to, co "głupie", a "stare" to synonim wszystkiego, co przegniłe i robaczywe.
Podobnie jak stroje Arkadiusa czy twarz posła Strąka, tak i odwieczna walka zwolenników nowoczesności z populacją zacofanych przybiera różne formy. W momentach przełomowych, kiedy kobiety zmieniają firanki w oknach, a politycy ustroje, gdy wymiana elit odbywa się z taką samą częstotliwością jak wymiana oleju w samochodzie, wszystko staje się płynne. Bywa wówczas tak, że oba wrogie obozy zmieniają barwę niczym tyłek modelki w solarium. Konflikt między nowoczesnym a starym przypomina pokrętną grę wywiadów i ulega komplikacji, gdyż zdarza się, że miłośnicy nowoczesności, tak naprawdę cuchną rupieciarnią, a przykurzeni zwolennicy wszystkiego, co stare, okazują się supernowocześni.
Za komuny wszystko, co służyło władzy, określano mianem postępowego i nowoczesnego. Bierut był bardziej nowoczesny niż generał Anders, Gomułka bardziej nowoczesny niż Bierut, a Gierek niż Gomułka. Z tej wyliczanki logicznie powinno wynikać, że najbardziej nowoczesny był generał Jaruzelski. Niestety, czarne okulary generała różniły się nieco od okularów wokalisty Bono z U2, tak jak rower Ukraina różnił się od mercedesa. Nowy ustrój, który nam narzucili czterej pancerni i pies z KGB - Szarik - tak naprawdę był starą dyktaturą. Pod płaszczykiem nowoczesności kryło się tam stare jak świat zboczenie, zwane zamordyzmem. Wszystkich przeciwników ustroju socjalistycznego ideolodzy nazywali zacofanymi. Tymczasem osoby, które uciekały na Zachód i myły kible w Londynie czy Paryżu, okazywały się bardziej nowoczesne i postępowe niż tłumy maszerujące w pochodach pierwszomajowych, oficjalnie manifestujące postępowość.
Wszystko jest kwestią mielenia się epok i zębów. Hedoniści twierdzą, że ze starych rzeczy dobre jest jedynie stare wino i malarstwo renesansowe. Kiedyś różnice między nowoczesnym a starym obserwowało się na dworach królewskich. To tam pojawiały się nowinki i ścierały tendencje. Dziś o tym, co jest trendy, a co obciachem, decyduje się w trzech warszawskich pubach i dwóch podrzędnych redakcjach.
Unowocześnianie wszystkiego na siłę nie ma sensu, niemniej nie da się nie zauważyć tego, że wraz z wstąpieniem do Unii Europejskiej hymn Polski przestał być aktualny. Są co prawda w naszym hymnie tropy europejskie, bo pojawia się tam i Bonaparte, i motyw podróżowania z ziemi włoskiej do Polski, i wreszcie szwedzki zabór, ale pełno jest też rzeczy, które nie pasują do obecnego ducha dziejów. Choćby słynne odbieranie czegoś szablą. Może zgodnie z duchem nowoczesności należałoby zamienić szablę na F-16? Z drugiej strony, należałoby rozważyć kwestię, czy nasz hymn - jak na kraj żyjący w we wspólnocie europejskiej - nie jest za mało pacyfistyczny. To raczej bojowa pieśń zachęcająca do mordobicia ("Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany, słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany"). Bicie kogokolwiek nie przynosi dziś chwały. A bicie Arabów w ich turbany (nazywane tu złośliwie "tarabanami") szczególnie. Imię Basia też nie jest zbyt trendy. Może warto zamienić ją na modną obecnie Andżelikę, Pamelę lub Sandrę. Zwrotki hymnu są mało optymistyczne. Nie dość, że ojciec jest zapłakany, to wers "jeszcze Polska nie zginęła" brzmi tak, jakby nasza ojczyzna rzeczywiście miała za chwilę umrzeć, jakbyśmy wszyscy byli na pięć minut przed zbiorowym samobójem.
Może więc dobrym pomysłem byłoby rozpisanie konkursu poetyckiego na nowy tekst hymnu. Nasi najlepsi poeci, od Wisławy Szymborskiej do Jacka Podsiadły, mieliby tu spore pole do popisu. To jest możliwe, bo wszyscy wiemy, że pieśń Józefa Wybickiego zmieniano i poprawiano w dziejach kilkakrotnie. Zgodnie z kapitalistycznym stylem działania, cała akcja mogłaby być sponsorowana (w zamian za uwiecznienie nazwy sponsora w hymnie). Jest już precedens tego typu działań, bo pojawia się przecież w nim kryptoreklama usług telewizji kablowych ("pod twoim przewodem złączym się z narodem").
Zdaniem ekonomistów, warto wchodzić w nową epokę z nowym hymnem, który doda sił w walce o lepsze futro (dla swojej żony). Nowe ze starym jeszcze nieraz się zetrze w europejskiej Polsce. Mój stary argument, iż warto było wskoczyć w nową epokę, jest taki: lepsze piwo z brzydką Niemką niż bimberek z Łukaszenką.
Podobnie jak stroje Arkadiusa czy twarz posła Strąka, tak i odwieczna walka zwolenników nowoczesności z populacją zacofanych przybiera różne formy. W momentach przełomowych, kiedy kobiety zmieniają firanki w oknach, a politycy ustroje, gdy wymiana elit odbywa się z taką samą częstotliwością jak wymiana oleju w samochodzie, wszystko staje się płynne. Bywa wówczas tak, że oba wrogie obozy zmieniają barwę niczym tyłek modelki w solarium. Konflikt między nowoczesnym a starym przypomina pokrętną grę wywiadów i ulega komplikacji, gdyż zdarza się, że miłośnicy nowoczesności, tak naprawdę cuchną rupieciarnią, a przykurzeni zwolennicy wszystkiego, co stare, okazują się supernowocześni.
Za komuny wszystko, co służyło władzy, określano mianem postępowego i nowoczesnego. Bierut był bardziej nowoczesny niż generał Anders, Gomułka bardziej nowoczesny niż Bierut, a Gierek niż Gomułka. Z tej wyliczanki logicznie powinno wynikać, że najbardziej nowoczesny był generał Jaruzelski. Niestety, czarne okulary generała różniły się nieco od okularów wokalisty Bono z U2, tak jak rower Ukraina różnił się od mercedesa. Nowy ustrój, który nam narzucili czterej pancerni i pies z KGB - Szarik - tak naprawdę był starą dyktaturą. Pod płaszczykiem nowoczesności kryło się tam stare jak świat zboczenie, zwane zamordyzmem. Wszystkich przeciwników ustroju socjalistycznego ideolodzy nazywali zacofanymi. Tymczasem osoby, które uciekały na Zachód i myły kible w Londynie czy Paryżu, okazywały się bardziej nowoczesne i postępowe niż tłumy maszerujące w pochodach pierwszomajowych, oficjalnie manifestujące postępowość.
Wszystko jest kwestią mielenia się epok i zębów. Hedoniści twierdzą, że ze starych rzeczy dobre jest jedynie stare wino i malarstwo renesansowe. Kiedyś różnice między nowoczesnym a starym obserwowało się na dworach królewskich. To tam pojawiały się nowinki i ścierały tendencje. Dziś o tym, co jest trendy, a co obciachem, decyduje się w trzech warszawskich pubach i dwóch podrzędnych redakcjach.
Unowocześnianie wszystkiego na siłę nie ma sensu, niemniej nie da się nie zauważyć tego, że wraz z wstąpieniem do Unii Europejskiej hymn Polski przestał być aktualny. Są co prawda w naszym hymnie tropy europejskie, bo pojawia się tam i Bonaparte, i motyw podróżowania z ziemi włoskiej do Polski, i wreszcie szwedzki zabór, ale pełno jest też rzeczy, które nie pasują do obecnego ducha dziejów. Choćby słynne odbieranie czegoś szablą. Może zgodnie z duchem nowoczesności należałoby zamienić szablę na F-16? Z drugiej strony, należałoby rozważyć kwestię, czy nasz hymn - jak na kraj żyjący w we wspólnocie europejskiej - nie jest za mało pacyfistyczny. To raczej bojowa pieśń zachęcająca do mordobicia ("Już tam ojciec do swej Basi mówi zapłakany, słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany"). Bicie kogokolwiek nie przynosi dziś chwały. A bicie Arabów w ich turbany (nazywane tu złośliwie "tarabanami") szczególnie. Imię Basia też nie jest zbyt trendy. Może warto zamienić ją na modną obecnie Andżelikę, Pamelę lub Sandrę. Zwrotki hymnu są mało optymistyczne. Nie dość, że ojciec jest zapłakany, to wers "jeszcze Polska nie zginęła" brzmi tak, jakby nasza ojczyzna rzeczywiście miała za chwilę umrzeć, jakbyśmy wszyscy byli na pięć minut przed zbiorowym samobójem.
Może więc dobrym pomysłem byłoby rozpisanie konkursu poetyckiego na nowy tekst hymnu. Nasi najlepsi poeci, od Wisławy Szymborskiej do Jacka Podsiadły, mieliby tu spore pole do popisu. To jest możliwe, bo wszyscy wiemy, że pieśń Józefa Wybickiego zmieniano i poprawiano w dziejach kilkakrotnie. Zgodnie z kapitalistycznym stylem działania, cała akcja mogłaby być sponsorowana (w zamian za uwiecznienie nazwy sponsora w hymnie). Jest już precedens tego typu działań, bo pojawia się przecież w nim kryptoreklama usług telewizji kablowych ("pod twoim przewodem złączym się z narodem").
Zdaniem ekonomistów, warto wchodzić w nową epokę z nowym hymnem, który doda sił w walce o lepsze futro (dla swojej żony). Nowe ze starym jeszcze nieraz się zetrze w europejskiej Polsce. Mój stary argument, iż warto było wskoczyć w nową epokę, jest taki: lepsze piwo z brzydką Niemką niż bimberek z Łukaszenką.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.