Jednym z największych kłamstw psychologii może być przekonanie, że oglądanie przemocy rodzi przemoc.
Jednym z największych kłamstw psychologii może być przekonanie, że oglądanie przemocy rodzi przemoc
40 tysięcy trupów i 200 tysięcy aktów przemocy - tyle ma oglądać młody Polak przed osiągnięciem pełnoletności. Oglądanie przemocy tępi wrażliwość, skłania do naśladownictwa, czyli rodzi przemoc - niemal zgodnie twierdzili przez lata psychologowie. Gdyby to była prawda, każde wyjście na ulicę groziłoby atakiem ze strony watah młodocianych bandytów, którzy z filmów i gier komputerowych nauczyli się bić i mordować. Większość psychologów traktuje przemoc tak, jak kiedyś Zygmunt Freud postrzegał seks. Widzą ją wszędzie i obarczają winą za całe zło tego świata. Dlatego kampanie przeciw przemocy w mediach stały się już rytuałem. Także w Polsce, gdzie Rada Etyki Mediów właśnie zażądała od telewizji Polsat przeniesienia na późne godziny emisji reality show "Fear Factor". Co roku rada piętnuje też nadawców za nadmiar przemocy w ich programach. Najczęściej piętnowany jest Polsat, któremu zarzucono pokazywanie średnio 20 trupów dziennie. Tymczasem przekonanie, że oglądanie przemocy rodzi przemoc, może być jednym z największych kłamstw psychologii i kryminalistyki. Oczywiście, epatowanie przemocą może wielu do niej zachęcać, ale nie ma żadnego bezwarunkowego związku między jednym i drugim.
Przemoc oswojona
Zygmunt Freud uważał, że przeżywanie przemocy jest wpisane w naturę ludzką. Nie przypadkiem zawsze znajdowali się chętni do oglądania krwawych igrzysk.
Na terenie całego Imperium Rzymskiego urządzano na przykład walki gladiatorów. Tyle że nie zachęcały one do przemocy, lecz często w znacznym stopniu pacyfikowały ją - w miastach, gdzie odbywały się regularnie, rzadko dochodziło do rozruchów. Praktykowane w starożytnej Kartaginie zwyczaje mordowania niemowląt, z których składano ofiarę bogom, sprawiały, że świadkowie tych mordów przeżywali swoiste katharsis.
W przeszłości obcowanie z przemocą było czymś niemal naturalnym. Jakub Sobieski uczestniczył na przykład w 1610 r. w publicznej egzekucji królobójcy Ravaillaca. Patrzył, jak kat żywcem palił dłoń przestępcy (włożono w nią nóż będący narzędziem mordu), a potem rozżarzonymi cęgami szarpał jego pierś. Na koniec posiekał Ravaillaca na kawałki, które rozrzucił w tłumie. O owych publicznych egzekucjach Wolter pisał, że przybysz z innego kręgu kulturowego miałby kłopot z odgadnięciem, czy uczestniczy w religijnej ceremonii składania ofiar z ludzi, czy w zwykłym morderstwie.
Bajki ocenzurowane
Począwszy od czasów oświecenia w większości europejskich państw zaczęto rezygnować z publicznego pokazywania egzekucji i przemocy w ogóle. Z czasem jednak zaczęto uważać każdą formę pokazywania przemocy za szkodliwą. Z tego powodu już przed stu laty cenzurowano bajki. Bajki braci Grimm najbardziej radykalnie wyczyszczono z przemocy po II wojnie światowej. Największym przeciwnikiem pokazywania przemocy był Walt Disney. W jego wersji słynnej bajki Kopciuszek wybacza siostrom i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Tymczasem u braci Grimm ptaki wydziobują złym siostrom po jednym oku. Obecnie wraca się do pierwotnych wersji. Nikt już nie myśli o wycinaniu scen przemocy z sagi o Harrym Potterze. Pełne takich scen są japońskie i koreańskie filmy animowane dla dzieci.
Stosunek do przemocy w bajkach i - szerzej - w literaturze zaczął się zmieniać w latach 90. XX wieku, gdy psychologowie uznali, że korzystne jest oswajanie dzieci z ciemnymi stronami życia, w tym z przemocą, bo jako dorośli rzadziej po nią sięgają. Zdaniem prof. Adama Frączka, rektora Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, pokazywanie przemocy częściej przekonuje, by jej unikać, niż do niej zachęca. Sceny przemocy mogą pomóc w uwrażliwieniu na nią - pod warunkiem że dobro zwycięża zło.
Cały naród przeciw przemocy
Przemoc pokazywana w filmach wciąż jest uważana za zjawisko naganne i jednoznacznie szkodliwe. W 1968 r. grupa amerykańskich naukowców przeprowadziła eksperyment, w którym dzieciom pokazano brutalne filmy. W efekcie dzieci zaczęły niszczyć zabawki. Cztery lata później wyniki głośnego "testu lalki bobo" stały się uzasadnieniem dla walki z przedstawianiem przemocy w mediach. Dzieci, którym pokazano znęcanie się nad lalką, skopały lalkę, której kopanie widziały w filmie. Szczyt kampanii przeciwko pokazywaniu drastycznych scen w mediach nastąpił w 1999 r. - po strzelaninie w Columbine High School na przedmieściach Denver. Dwóch uczniów zabiło tam kilkunastu kolegów, a w końcu popełniło samobójstwo. Obaj nastolatkowie byli zagorzałymi fanami brutalnych filmów i ociekających krwią gier komputerowych. W następnych dwóch latach największe stowarzyszenia lekarzy i psychologów oraz duchowni z wielu kościołów w USA wzywali do bezwarunkowej krucjaty przeciw pokazywaniu przemocy w mediach. Kampania odniosła skutek: aż 93 proc. Amerykanów jest przekonanych, że przemoc na ekranie to największy wróg ich dzieci. W Polsce podobne zdanie ma 69 proc. respondentów.
Zmanipulowane eksperymenty
Profesor Thomas Friedman, psycholog z uniwersytetu w Toronto, przeanalizował około 200 publikacji opowiadających o rzekomo wysokiej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach. Ze zdumieniem odkrył, że większość wniosków była naciągana, że bardzo rzadko udowadniano bezpośredni związek między agresją inscenizowaną, a rzeczywistą. Friedman dowiódł, że w większości głośnych eksperymentów dochodziło do ewidentnych manipulacji. Na przykład podczas słynnego eksperymentu z lalką bobo sugerowano dzieciom, by właśnie na niej się wyżyły (jedno z dzieci wpadło do pokoju po projekcji i krzyknęło: "Tu jest lalka, którą mamy walnąć!").
Friedman przypomniał, że poza strzelaniną w Columbine High School było piętnaście podobnych masakr, ale w żadnej z nich sprawcami nie byli fani gier czy filmów ociekających przemocą. W odpowiedzi na rewelacje Friedmana psychologowie z Uniwersytetu Stanford powtórzyli eksperyment z 1968 r. Jednej grupie dzieci pokazywano brutalne filmy, zaś druga niczego nie oglądała przez kilka dni. Okazało się, że ci, którym nie pokazywano filmów, byli znacznie bardziej agresywni od rówieśników oglądających brutalne obrazy. Zwolennicy teorii o bezwzględnej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach twierdzą, że osoby na nią narażone częściej popełniają przestępstwa, częściej mają też skłonności samobójcze. To też mit. W Stanach Zjednoczonych od 1992 r. (wtedy na ekrany kin wszedł "Mortal Kombat" uznawany za wzorzec brutalnego kina) o dwie trzecie spadła liczba przestępstw nieletnich, zaś liczba uczniów przemycających broń do szkoły - o połowę. W Polsce przestępczość wśród młodzieży maleć zaczęła dopiero w 1996 roku.
Terapia Przemocą
Do mniejszości wśród psychologów należą zwolennicy teorii katharsis Seymoura Feshbacha, amerykańskiego psychologa, który w latach 70. badał oddziaływanie udawanej przemocy. Zresztą ojcem tej teorii jest sam Zygmunt Freud. Uważał on, że oglądanie drastycznych scen (w tym zabijania) wycisza w ludziach negatywne emocje. - Oglądanie przemocy może być w miarę bezpiecznym sposobem na rozładowanie agresywnych impulsów. Jeżeli dziecko ma obok siebie kochającego i rozsądnego dorosłego, który jest w stanie wytłumaczyć, o co chodzi, nic złego nie powinno się stać - mówi Zofia Milska-Wrzosińska, psychoterapeutka z Laboratorium Psychoedukacji.
Psychoterapeuci coraz częściej korzystają z teorii behawioralnej, zakładającej m.in. wpływanie na zachowania pacjentów za pomocą bodźców lękowych. Odpowiednio zaaplikowanym lękiem można leczyć nerwice natręctw, zahamowania społeczne i seksualne, nieśmiałość. Najbardziej agresywną formą terapii behawioralnej jest terapia implozywna: pacjent jest wystawiony na długotrwałe działanie silnego lęku wywołanego przez wyobrażone lub rzeczywiste bodźce. Dzieciom, których bliscy zostali zabici w zamachach 11 września, zalecano czytanie i oglądanie historii pełnych smutnych przeżyć, najczęściej z czasów wojny. Pomogło to zarówno dzieciom, które popadły w apatię, jak i tym, które stały się agresywne. Terapia przemocą okazuje się często skuteczna: inscenizowana przemoc działa tu jak "klin" w ludowej mądrości, nakazującej, by "kaca zwalczać klinem".
40 tysięcy trupów i 200 tysięcy aktów przemocy - tyle ma oglądać młody Polak przed osiągnięciem pełnoletności. Oglądanie przemocy tępi wrażliwość, skłania do naśladownictwa, czyli rodzi przemoc - niemal zgodnie twierdzili przez lata psychologowie. Gdyby to była prawda, każde wyjście na ulicę groziłoby atakiem ze strony watah młodocianych bandytów, którzy z filmów i gier komputerowych nauczyli się bić i mordować. Większość psychologów traktuje przemoc tak, jak kiedyś Zygmunt Freud postrzegał seks. Widzą ją wszędzie i obarczają winą za całe zło tego świata. Dlatego kampanie przeciw przemocy w mediach stały się już rytuałem. Także w Polsce, gdzie Rada Etyki Mediów właśnie zażądała od telewizji Polsat przeniesienia na późne godziny emisji reality show "Fear Factor". Co roku rada piętnuje też nadawców za nadmiar przemocy w ich programach. Najczęściej piętnowany jest Polsat, któremu zarzucono pokazywanie średnio 20 trupów dziennie. Tymczasem przekonanie, że oglądanie przemocy rodzi przemoc, może być jednym z największych kłamstw psychologii i kryminalistyki. Oczywiście, epatowanie przemocą może wielu do niej zachęcać, ale nie ma żadnego bezwarunkowego związku między jednym i drugim.
Przemoc oswojona
Zygmunt Freud uważał, że przeżywanie przemocy jest wpisane w naturę ludzką. Nie przypadkiem zawsze znajdowali się chętni do oglądania krwawych igrzysk.
Na terenie całego Imperium Rzymskiego urządzano na przykład walki gladiatorów. Tyle że nie zachęcały one do przemocy, lecz często w znacznym stopniu pacyfikowały ją - w miastach, gdzie odbywały się regularnie, rzadko dochodziło do rozruchów. Praktykowane w starożytnej Kartaginie zwyczaje mordowania niemowląt, z których składano ofiarę bogom, sprawiały, że świadkowie tych mordów przeżywali swoiste katharsis.
W przeszłości obcowanie z przemocą było czymś niemal naturalnym. Jakub Sobieski uczestniczył na przykład w 1610 r. w publicznej egzekucji królobójcy Ravaillaca. Patrzył, jak kat żywcem palił dłoń przestępcy (włożono w nią nóż będący narzędziem mordu), a potem rozżarzonymi cęgami szarpał jego pierś. Na koniec posiekał Ravaillaca na kawałki, które rozrzucił w tłumie. O owych publicznych egzekucjach Wolter pisał, że przybysz z innego kręgu kulturowego miałby kłopot z odgadnięciem, czy uczestniczy w religijnej ceremonii składania ofiar z ludzi, czy w zwykłym morderstwie.
Bajki ocenzurowane
Począwszy od czasów oświecenia w większości europejskich państw zaczęto rezygnować z publicznego pokazywania egzekucji i przemocy w ogóle. Z czasem jednak zaczęto uważać każdą formę pokazywania przemocy za szkodliwą. Z tego powodu już przed stu laty cenzurowano bajki. Bajki braci Grimm najbardziej radykalnie wyczyszczono z przemocy po II wojnie światowej. Największym przeciwnikiem pokazywania przemocy był Walt Disney. W jego wersji słynnej bajki Kopciuszek wybacza siostrom i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Tymczasem u braci Grimm ptaki wydziobują złym siostrom po jednym oku. Obecnie wraca się do pierwotnych wersji. Nikt już nie myśli o wycinaniu scen przemocy z sagi o Harrym Potterze. Pełne takich scen są japońskie i koreańskie filmy animowane dla dzieci.
Stosunek do przemocy w bajkach i - szerzej - w literaturze zaczął się zmieniać w latach 90. XX wieku, gdy psychologowie uznali, że korzystne jest oswajanie dzieci z ciemnymi stronami życia, w tym z przemocą, bo jako dorośli rzadziej po nią sięgają. Zdaniem prof. Adama Frączka, rektora Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie, pokazywanie przemocy częściej przekonuje, by jej unikać, niż do niej zachęca. Sceny przemocy mogą pomóc w uwrażliwieniu na nią - pod warunkiem że dobro zwycięża zło.
Cały naród przeciw przemocy
Przemoc pokazywana w filmach wciąż jest uważana za zjawisko naganne i jednoznacznie szkodliwe. W 1968 r. grupa amerykańskich naukowców przeprowadziła eksperyment, w którym dzieciom pokazano brutalne filmy. W efekcie dzieci zaczęły niszczyć zabawki. Cztery lata później wyniki głośnego "testu lalki bobo" stały się uzasadnieniem dla walki z przedstawianiem przemocy w mediach. Dzieci, którym pokazano znęcanie się nad lalką, skopały lalkę, której kopanie widziały w filmie. Szczyt kampanii przeciwko pokazywaniu drastycznych scen w mediach nastąpił w 1999 r. - po strzelaninie w Columbine High School na przedmieściach Denver. Dwóch uczniów zabiło tam kilkunastu kolegów, a w końcu popełniło samobójstwo. Obaj nastolatkowie byli zagorzałymi fanami brutalnych filmów i ociekających krwią gier komputerowych. W następnych dwóch latach największe stowarzyszenia lekarzy i psychologów oraz duchowni z wielu kościołów w USA wzywali do bezwarunkowej krucjaty przeciw pokazywaniu przemocy w mediach. Kampania odniosła skutek: aż 93 proc. Amerykanów jest przekonanych, że przemoc na ekranie to największy wróg ich dzieci. W Polsce podobne zdanie ma 69 proc. respondentów.
Zmanipulowane eksperymenty
Profesor Thomas Friedman, psycholog z uniwersytetu w Toronto, przeanalizował około 200 publikacji opowiadających o rzekomo wysokiej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach. Ze zdumieniem odkrył, że większość wniosków była naciągana, że bardzo rzadko udowadniano bezpośredni związek między agresją inscenizowaną, a rzeczywistą. Friedman dowiódł, że w większości głośnych eksperymentów dochodziło do ewidentnych manipulacji. Na przykład podczas słynnego eksperymentu z lalką bobo sugerowano dzieciom, by właśnie na niej się wyżyły (jedno z dzieci wpadło do pokoju po projekcji i krzyknęło: "Tu jest lalka, którą mamy walnąć!").
Friedman przypomniał, że poza strzelaniną w Columbine High School było piętnaście podobnych masakr, ale w żadnej z nich sprawcami nie byli fani gier czy filmów ociekających przemocą. W odpowiedzi na rewelacje Friedmana psychologowie z Uniwersytetu Stanford powtórzyli eksperyment z 1968 r. Jednej grupie dzieci pokazywano brutalne filmy, zaś druga niczego nie oglądała przez kilka dni. Okazało się, że ci, którym nie pokazywano filmów, byli znacznie bardziej agresywni od rówieśników oglądających brutalne obrazy. Zwolennicy teorii o bezwzględnej szkodliwości przemocy pokazywanej w mediach twierdzą, że osoby na nią narażone częściej popełniają przestępstwa, częściej mają też skłonności samobójcze. To też mit. W Stanach Zjednoczonych od 1992 r. (wtedy na ekrany kin wszedł "Mortal Kombat" uznawany za wzorzec brutalnego kina) o dwie trzecie spadła liczba przestępstw nieletnich, zaś liczba uczniów przemycających broń do szkoły - o połowę. W Polsce przestępczość wśród młodzieży maleć zaczęła dopiero w 1996 roku.
Terapia Przemocą
Do mniejszości wśród psychologów należą zwolennicy teorii katharsis Seymoura Feshbacha, amerykańskiego psychologa, który w latach 70. badał oddziaływanie udawanej przemocy. Zresztą ojcem tej teorii jest sam Zygmunt Freud. Uważał on, że oglądanie drastycznych scen (w tym zabijania) wycisza w ludziach negatywne emocje. - Oglądanie przemocy może być w miarę bezpiecznym sposobem na rozładowanie agresywnych impulsów. Jeżeli dziecko ma obok siebie kochającego i rozsądnego dorosłego, który jest w stanie wytłumaczyć, o co chodzi, nic złego nie powinno się stać - mówi Zofia Milska-Wrzosińska, psychoterapeutka z Laboratorium Psychoedukacji.
Psychoterapeuci coraz częściej korzystają z teorii behawioralnej, zakładającej m.in. wpływanie na zachowania pacjentów za pomocą bodźców lękowych. Odpowiednio zaaplikowanym lękiem można leczyć nerwice natręctw, zahamowania społeczne i seksualne, nieśmiałość. Najbardziej agresywną formą terapii behawioralnej jest terapia implozywna: pacjent jest wystawiony na długotrwałe działanie silnego lęku wywołanego przez wyobrażone lub rzeczywiste bodźce. Dzieciom, których bliscy zostali zabici w zamachach 11 września, zalecano czytanie i oglądanie historii pełnych smutnych przeżyć, najczęściej z czasów wojny. Pomogło to zarówno dzieciom, które popadły w apatię, jak i tym, które stały się agresywne. Terapia przemocą okazuje się często skuteczna: inscenizowana przemoc działa tu jak "klin" w ludowej mądrości, nakazującej, by "kaca zwalczać klinem".
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.