SARS powraca w zmutowanej postaci
Dwudziestosześcioletnia doktorantka o nazwisku Song przez dwa tygodnie marca pracowała w laboratorium Narodowego Instytutu Wirusologii w Pekinie, a kilka dni później trafiła do szpitala z objawami zapalenia płuc. Zanim ustalono, że wywołał je wirus SARS, co zajęło miesiąc, zachorowała matka dziewczyny (wkrótce zmarła) oraz Li, dwudziestoletnia pielęgniarka ze szpitala, która z kolei zakaziła swoją matkę, ojca, ciotkę oraz jednego z pacjentów. Dwa tygodnie później w tym laboratorium wirus zainfekował Yanga, 31-letniego pracownika naukowego.
To może być początek nowej epidemii SARS - ostrego wirusowego zapalenia płuc, które na przełomie 2002 i 2003 roku zaatakowało ponad 8 tys. osób i zabiło 774 z nich - ostrzegają eksperci. "Wirus wydostał się z pekińskiego laboratorium co najmniej dwukrotnie" - twierdzi Bob Dietz ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Dotychczas w Chinach zachorowało osiem osób, a ponad 400 objęto kwarantanną.
"Nie ma poważnego zagrożenia, bo znamy źródło infekcji" - uspokajają chińscy specjaliści. Zanim jednak Song trafiła do szpitala, kilkakrotnie pokonywała spore odległości pociągami i autobusami. Od tego czasu wirus mógł zaatakować znacznie więcej osób. Wkrótce może się rozprzestrzenić jeszcze bardziej, gdyż 1 maja rozpoczyna się Złoty Tydzień, narodowe święto, podczas którego miliony Chińczyków podróżują po kraju. Władze nakazały już, aby na lotniskach i stacjach kolejowych mierzono podróżnym temperaturę (gorączka jest pierwszym objawem SARS). WHO chce wysłać grupę specjalistów, którzy przeprowadzą szczegółowe śledztwo w pekińskim laboratorium. "Jeśli przestrzegane są wszystkie procedury, wirus nie ma prawa przejść na człowieka" - mówi Antoine Danchin z University of Hong Kong. W tym roku SARS wydostał się także z laboratoriów na Tajwanie i w Singapurze.
Uczeni od kilku miesięcy ostrzegali, że wirus SARS szybko ulega groźnym mutacjom. Ślady infekcji spowodowanej podobnym zarazkiem wykryto we krwi pobranej od mieszkańców Hongkongu w 2001 r. Oznacza to, że wówczas wirus nie wywoływał choroby, ale już krążył wśród ludzi, a rok później zaatakowała jego nowa, śmiercionośna odmiana.
Mikrobiolodzy wciąż nie są pewni, skąd się wziął SARS i jak może się przenosić. Początkowo uważano, że rozwija się w organizmach ssaków, takich jak cywety czy fretki. Analiza genetyczna wykazała jednak, że SARS ma również cechy ptasiego wirusa. "Taka kombinacja była czymś nowym dla układu odpornościowego człowieka, który nie umiał sobie poradzić z infekcją" - mówi prof. David Guttman z University of Toronto. Badania przeprowadzone w Hongkongu sugerują, że SARS przenosi się nie tylko przez kontakt bezpośredni, ale też drogą powietrzną! W apartamentowcu Amoy Gardens jedna osoba zaraziła 187 innych, nie mających z nią bliskich kontaktów. Gdy uczeni opracowali komputerowy model przepływu powietrza w klimatyzowanym budynku, wyjaśniło się, dlaczego zachorowali ci, a nie inni mieszkańcy. "Prawdopodobnie SARS potrafi się przenosić drogą kropelkową, jak na przykład odra" - twierdzi dr Ignatius Yu z Uniwersytetu Chińskiego w Hongkongu.
WHO uspokaja, że w tym roku lekarze są znacznie lepiej przygotowani do wybuchu epidemii. Do dyspozycji mają testy wykrywające wirusa. Uczeni z laboratorium Sandia opracowali odkażającą piankę, która ma likwidować drobnoustrój. Szczepionki przeciw SARS z sukcesem przetestowano na zwierzętach i wstrzyknięto je pierwszym ochotnikom w Chinach. Nikt nie wynalazł jednak lekarstwa na lęk przed chorobą, który znów może sparaliżować linie lotnicze i turystykę w Azji.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.