Sojusz związkowców i brukowców blokuje zachodnioeuropejskie rynki pracy
Zamknięcie rynku pracy przez większość krajów Unii Europejskiej to przejaw zbiorowej histerii! Nie ma do tego żadnych racjonalnych podstaw! - niemal wykrzyczała Heather Grabbe, wicedyrektor londyńskiego Centrum na rzecz Reformy Europejskiej (CER), w rozmowie z "Wprost". - To czysto populistyczny gest, który miał uspokoić ludzi bojących się rozszerzenia UE. Trudno walczyć z głupotą - wtórował jej Daniel Gros, szef prestiżowego Centrum Studiów nad Polityką Europejską (CEPS): - To sojusz związkowców i brukowców!
Jedynie Wielka Brytania i Irlandia zdecydowały się w pełni otworzyć rynki pracy. Na Wyspach Brytyjskich ta decyzja wywołała największą od 30 lat dyskusję na temat polityki emigracyjnej. Ataki opozycji oraz bulwarówek, według których "w Europie Środkowej hordy robotników tylko czekają, by zalać Wielką Brytanię", doprowadziły w marcu do dymisji minister ds. migracji Beverley Hughes. Mimo krytyki prasy w ubiegłym tygodniu do dwójki odważnych dołączyła Szwecja. - Europa Zachodnia potrzebuje rąk do pracy jak ryba wody. Szkoda, że niemiecki rząd woli słuchać związków zawodowych i prasy bulwarowej, zamiast się poradzić ekonomistów i pracodawców - konkluduje dla "Wprost" Kai-Olaf Lang, ekspert Niemieckiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (DGAP).
Po upadku muru berlińskiego te same gazety, które dzisiaj straszą najazdem "nowych" Europejczyków, przewidywały, że 25 mln mieszkańców dawnego bloku sowieckiego natychmiast ruszy za Łabę w poszukiwaniu lepszego życia. W rzeczywistości od 1989 r. do dziś w ten sposób postąpiło około 2 mln osób. Migracyjna histeria ogarnęła UE, kiedy w latach 80. do wspólnoty wstępowały biedne Grecja, Portugalia i Hiszpania. Gdy wybiła godzina zero okazało się, że panika była bezpodstawna. Co więcej, po rozszerzeniu liczba mieszkańców krajów wstępujących do unii, którzy chcieli wyjechać za chlebem do "lepszej Europy", spadła!
- Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy - zamiast się tułać po Europie - woleli w domu czekać na profity, jakie przynosi rozszerzenie - wyjaśnia w rozmowie z "Wprost" John Palmer, dyrektor brukselskiego Europejskiego Centrum Politycznego (EPC).
W marcu "The Sun" wysłał do Warszawy reportera, który na Bazarze Różyckiego kupił za 2 tys. dolarów fałszywy polski paszport i dowód osobisty. Według bulwarówki, taką metodę zastosują nielegalni emigranci spoza Europy, którzy - dzięki fałszywym polskim dokumentom - będą mieli nieskrępowany wstęp na wyspy. "Swobodnie, bez żadnej kontroli przez nasze granice przenikną tysiące członków grup przestępczych z Rosji, Chin, Albanii, a nawet Kolumbii" - wieszczy komentator "The Sun".
Brytyjski premier - w odróżnieniu od swych kontynentalnych kolegów - umie odróżniać fakty od populistycznej sieczki. A wszystkie argumenty wyraźnie wskazują, że na otwarciu rynku pracy Londyn może tylko zyskać. Według raportu agencji pośrednictwa pracy Grafton Recruitment, na wyspach brakuje wykwalifikowanych pracowników m.in. w medycynie oraz bankowości, a przyjazd emigrantów może zapełnić tę lukę. Gerry Lean z Konfederacji Przemysłu Budowlanego podkreśla, że z powodu braku rąk do pracy może zostać zahamowany szybki rozwój brytyjskiego rynku budowlanego. Dla agencji McGinely Recruitment Services budowlańcy ze Wschodu są cenni, bo zgadzają się pracować za niższe stawki niż Brytyjczycy.
"28 kwietnia to najwspanialszy dzień w historii Szwecji od czasu, gdy nasz kraj przystąpił do UE w 1995 r." - tak komentował decyzję szwedzkiego parlamentu o otwarciu rynku pracy Fredrik Segerfeldt z Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców. Deputowani odrzucili wniosek socjalistycznego rządu Görana Perssona o wprowadzeniu okresu przejściowego i zdecydowali, że obywatele nowych krajów UE od 1 maja mogą bez żadnych ograniczeń szukać w tym kraju zatrudnienia. Persson chciał zamknąć rynek pracy, obawiając się, że imigranci będą zaniżać płace oraz doprowadzą do bankructwa system opieki społecznej. Parlament odrzucił jednak jego postulaty, uznając, że Szwecji - jednemu z najszybciej starzejących się krajów unii - niezbędny jest zastrzyk młodych kadr.
- Rozszerzenie UE trafiło w zły czas. W dobie recesji i zamachów terrorystycznych Europejczycy obawiają się obcokrajowców, a rządy nawet nie podjęły próby wytłumaczenia obywatelom, że napływ ludzi z nowych krajów członkowskich przyniesie korzyści. Wolały zamknąć granice - mówi "Wprost" Anna Turmann z CEPS, badająca problem przepływu pracowników w Europie. W ten sposób w przełomowym momencie rozszerzenia unii naruszana jest fundamentalna zasada wspólnoty o prawie wszystkich jej mieszkańców do swobodnego szukania pracy w państwach członkowskich. Puenta? Obecna polityka zatrudnienia obcokrajowców w "starej Europie" da się porównać jedynie z socjalizmem ekonomicznych samobójców.
Jedynie Wielka Brytania i Irlandia zdecydowały się w pełni otworzyć rynki pracy. Na Wyspach Brytyjskich ta decyzja wywołała największą od 30 lat dyskusję na temat polityki emigracyjnej. Ataki opozycji oraz bulwarówek, według których "w Europie Środkowej hordy robotników tylko czekają, by zalać Wielką Brytanię", doprowadziły w marcu do dymisji minister ds. migracji Beverley Hughes. Mimo krytyki prasy w ubiegłym tygodniu do dwójki odważnych dołączyła Szwecja. - Europa Zachodnia potrzebuje rąk do pracy jak ryba wody. Szkoda, że niemiecki rząd woli słuchać związków zawodowych i prasy bulwarowej, zamiast się poradzić ekonomistów i pracodawców - konkluduje dla "Wprost" Kai-Olaf Lang, ekspert Niemieckiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Bezpieczeństwa (DGAP).
Po upadku muru berlińskiego te same gazety, które dzisiaj straszą najazdem "nowych" Europejczyków, przewidywały, że 25 mln mieszkańców dawnego bloku sowieckiego natychmiast ruszy za Łabę w poszukiwaniu lepszego życia. W rzeczywistości od 1989 r. do dziś w ten sposób postąpiło około 2 mln osób. Migracyjna histeria ogarnęła UE, kiedy w latach 80. do wspólnoty wstępowały biedne Grecja, Portugalia i Hiszpania. Gdy wybiła godzina zero okazało się, że panika była bezpodstawna. Co więcej, po rozszerzeniu liczba mieszkańców krajów wstępujących do unii, którzy chcieli wyjechać za chlebem do "lepszej Europy", spadła!
- Grecy, Hiszpanie i Portugalczycy - zamiast się tułać po Europie - woleli w domu czekać na profity, jakie przynosi rozszerzenie - wyjaśnia w rozmowie z "Wprost" John Palmer, dyrektor brukselskiego Europejskiego Centrum Politycznego (EPC).
W marcu "The Sun" wysłał do Warszawy reportera, który na Bazarze Różyckiego kupił za 2 tys. dolarów fałszywy polski paszport i dowód osobisty. Według bulwarówki, taką metodę zastosują nielegalni emigranci spoza Europy, którzy - dzięki fałszywym polskim dokumentom - będą mieli nieskrępowany wstęp na wyspy. "Swobodnie, bez żadnej kontroli przez nasze granice przenikną tysiące członków grup przestępczych z Rosji, Chin, Albanii, a nawet Kolumbii" - wieszczy komentator "The Sun".
Brytyjski premier - w odróżnieniu od swych kontynentalnych kolegów - umie odróżniać fakty od populistycznej sieczki. A wszystkie argumenty wyraźnie wskazują, że na otwarciu rynku pracy Londyn może tylko zyskać. Według raportu agencji pośrednictwa pracy Grafton Recruitment, na wyspach brakuje wykwalifikowanych pracowników m.in. w medycynie oraz bankowości, a przyjazd emigrantów może zapełnić tę lukę. Gerry Lean z Konfederacji Przemysłu Budowlanego podkreśla, że z powodu braku rąk do pracy może zostać zahamowany szybki rozwój brytyjskiego rynku budowlanego. Dla agencji McGinely Recruitment Services budowlańcy ze Wschodu są cenni, bo zgadzają się pracować za niższe stawki niż Brytyjczycy.
"28 kwietnia to najwspanialszy dzień w historii Szwecji od czasu, gdy nasz kraj przystąpił do UE w 1995 r." - tak komentował decyzję szwedzkiego parlamentu o otwarciu rynku pracy Fredrik Segerfeldt z Konfederacji Szwedzkich Przedsiębiorców. Deputowani odrzucili wniosek socjalistycznego rządu Görana Perssona o wprowadzeniu okresu przejściowego i zdecydowali, że obywatele nowych krajów UE od 1 maja mogą bez żadnych ograniczeń szukać w tym kraju zatrudnienia. Persson chciał zamknąć rynek pracy, obawiając się, że imigranci będą zaniżać płace oraz doprowadzą do bankructwa system opieki społecznej. Parlament odrzucił jednak jego postulaty, uznając, że Szwecji - jednemu z najszybciej starzejących się krajów unii - niezbędny jest zastrzyk młodych kadr.
- Rozszerzenie UE trafiło w zły czas. W dobie recesji i zamachów terrorystycznych Europejczycy obawiają się obcokrajowców, a rządy nawet nie podjęły próby wytłumaczenia obywatelom, że napływ ludzi z nowych krajów członkowskich przyniesie korzyści. Wolały zamknąć granice - mówi "Wprost" Anna Turmann z CEPS, badająca problem przepływu pracowników w Europie. W ten sposób w przełomowym momencie rozszerzenia unii naruszana jest fundamentalna zasada wspólnoty o prawie wszystkich jej mieszkańców do swobodnego szukania pracy w państwach członkowskich. Puenta? Obecna polityka zatrudnienia obcokrajowców w "starej Europie" da się porównać jedynie z socjalizmem ekonomicznych samobójców.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.