60 kościołów sprzedano ostatnio w Niemczech
Gdyby niemieckie kościoły połączyły swe majątki ziemskie, powstałby land o wielkości Saary. Katolicka i ewangelicka wspólnota są największymi właścicielami nieruchomości w RFN. Należy do nich 6,8 mld m2 gruntów o wartości 143 mld euro. W kościołach jednak systematycznie pustoszeją ławy i "tace", a duchownym brakuje pieniędzy na utrzymanie świątyń. Przed zjednoczeniem na zachodzie republiki przynależność do Kościoła katolickiego deklarowało 43,8 proc. ludności, w ubiegłym roku już tylko 39,4 proc. Liczba ewangelików spadła z 39 proc. do 35,2 proc. Jeszcze bardziej dramatyczna sytuacja panuje na wschodzie - w rodzinnych stronach Marcina Lutra chrzczone jest tylko co dziesiąte dziecko. W ostatniej dekadzie liczba ewangelików zmalała wśród mieszkańców nowych landów z 27,8 proc. do 21, 8 proc., a katolików z 6,1 proc. do 5,9 proc.
Na rynku w Schwerinie pojawił się teolog misjonarz Christoph Scharf, który, nie zważając na chłód, głosił słowo biblijne. W Brandenburgu zakonnicy ruszyli między bloki z wielkiej płyty, by szerzyć wiarę. Nie znaleźli słuchaczy, więc zrezygnowali. Z Kościołem i jego naukami identyfikuje się tylko 9 proc. młodych Niemców. - Młodzież korzysta z różnorodności sposobów życia - komentuje prof. Horst Opaschowski. Winą za rosnący dystans ludzi wobec Kościoła ten hamburski socjolog obarcza sam Kościół, który - jego zdaniem - jest ",mało konkretny, oderwany od rzeczywistości i spraw codziennego życia". Po kilku latach badania tego zjawiska prof. Opaschowski orzekł: "Młodzież nie czuje bliskości Kościoła".
Świątynie biznesu
Tylko 63 mln spośród 82 mln Niemców potwierdzają przynależność do wspólnoty katolickiej lub ewangelickiej, to prawie o 2 mln mniej niż w 1998 r. Dla władz kościelnych oznacza to znaczny spadek wpływów. Kolońskie arcybiskupstwo uzyskało z podatku kościelnego 87 mln euro mniej niż przed rokiem . W innych regionach sytuacja jest podobna. W ciągu trzech lat Kościół katolicki stracił ćwierć miliarda euro. Ubiegłoroczne wpływy wyniosły 4,37 mld euro, ale Konferencja Biskupów alarmuje, że topniejące finanse nie pozwalają jej na pokrywanie bieżących wydatków. Wobec utraty wiernych biskupi coraz częściej podejmują decyzje o sprzedaży świątyń.
Kościół św. Maximina w Trewirze służy dziś młodzieży jako hala sportowa. W kościele w Willingen, w miejscu, gdzie stał konfesjonał, zaczęto podawać piwo. Powstała tam knajpa Don Camillo. Na restauracje zamieniono też kościół św. Immanuela w Magdeburgu i świątynię w Andreasbergu na pogórzu Harcu. Po wyniesieniu tabernakulum kościół św. Józefa w Waldfischbach służył za magazyn mebli, a potem urządzono w nim salon piękności. Kościół w Ottersbach zamieniono na muzeum jednośladów i wprowadzono tam 70 motocykli. W kościele w Moringer powstała fabryka świec. Na żółtej fasadzie byłego kościoła w brandenburskim Milow jarzy się czerwony neon Sparkasse. Z kościoła w Rollenhagen ojciec Matthias Borchert wyniósł krzyż i przybił nad portalem wywieszkę: "Na sprzedaż". Spomiędzy bankowych drapaczy chmur we Frankfurcie nad Menem znikła dzwonnica kościoła św. Mateusza. Nikt nie chciał go kupić, byli natomiast chętni do zagospodarowania działki. Jak ogólnikowo poinformowały władze kościelne, uzyskały za nią "dwucyfrową sumę w milionach euro".
Góra długów
Z powodu deficytu pieniędzy "pod młotek" poszło do tej pory 60 obiektów sakralnych, a końca wyprzedaży nie widać. Berliński kardynał Georg Sterzinsky już przed rokiem przyznał, że góra długów jego arcybiskupstwa urosła do 75 mln euro. Niedawno kardynał spotkał się z podwładnymi i stwierdził: "Albo coś zrobimy, albo za dwa lata będziemy musieli ogłosić plajtę". W efekcie biskup Stefan Förner oświadczył, że w ciągu kilku tygodni wystawi na sprzedaż świątynię w berlińskiej dzielnicy Tempelhof, a nieco później sprzedane będą kościoły w dzielnicach Reinickendorf i Kreuzberg. Dzięki temu władze kościelne obiecują sobie uzyskać wielomilionowe oszczędności. Nieoficjalnie biskupi przyznają, że jest to cena za lata życia ponad stan. Ewangelicki synod - mimo "planu przedsięwzięć oszczędnościowych" i cięć w wydatkach lokalnych do 30 proc. - również nie wyklucza bardziej drastycznych kroków. Pastor Markus Lehmann z hamburskiej parafii Bugenhagen liczy się ze zmianą miejsca pracy. Liczba wiernych spadła tu z 20 tys. do 3 tys. W 1998 r. zakończono modernizację tego zabytkowego obiektu. W ramach projektu "Kościół kultury Bugenhagen" za trzy miliony euro dobudowano salę teatralną i kawiarnię. Do dziś zachowały się błyszczące, kolorowe foldery, reklamujące "wielofunkcyjny obiekt". Pastorowi Lehmannowi co roku brakuje 40 tys. euro na utrzymanie tego kompleksu.
Modlitwa o klientów
Kolega pastora Lehmanna z Hamm w Dolnej Saksonii już dostał przeniesienie służbowe. Świątynię, w której pełnił posługę, odsprzedano gminie greckokatolickiej. W Senftenbergu koło Görlitz istniejący od 1930 r. kościół stał pusty przez 25 lat. W 1998 r. postanowiono go wyremontować za 75 tys. euro. Do głównej nawy zwieziono cegły, dachówki i worki z cementem. Mieli tu pracować bezrobotni, dofinansowywani w ramach funduszu ABM (wspierania zatrudnienia) przez państwo. Proboszcz Thomas Besch nie zdołał jednak zebrać sumy, którą powinien zagwarantować inwestor. Roboty przerwano. Dziś brakuje pieniędzy nawet na zabezpieczenie kościoła przed zrujnowaniem. Równocześnie biskup z Görlitz przez cały czas płaci podatek gruntowy. Proboszcz Besch i jego zwierzchnicy zaczęli się modlić, by znalazł się nabywca na budynek. Stawiają jeden warunek: żeby obiekt nie został przeznaczony do nieprzyzwoitych celów.
Również biskup z Akwizgranu nie zamierza dłużej dokładać do kościołów przynoszących straty. Na początek postanowiono zamknąć trzy obiekty w Nadrenii: w Krefeld, Mönchengladbach i Viersen, co pozwoli zaoszczędzić 6 mln euro rocznie. Poza tym Generalny Wikariat zarządził zmniejszenie wydatków lokalnych o 50 mln euro. Mimo że nikt nie mówi głośno o zwolnieniach, a tylko o "przeniesieniach zatrudnionych" bądź "przejmowaniu ich przez inne organizacje", na przykład Caritas czy instytucje finansowane przez państwo, Kościół rozważa zmniejszenie liczby pracowników. Hamburski proboszcz Karl-Günther Petters uderzył się w piersi: "Niestety, przez lata nie umieliśmy spojrzeć prawdzie w oczy".
Na rynku w Schwerinie pojawił się teolog misjonarz Christoph Scharf, który, nie zważając na chłód, głosił słowo biblijne. W Brandenburgu zakonnicy ruszyli między bloki z wielkiej płyty, by szerzyć wiarę. Nie znaleźli słuchaczy, więc zrezygnowali. Z Kościołem i jego naukami identyfikuje się tylko 9 proc. młodych Niemców. - Młodzież korzysta z różnorodności sposobów życia - komentuje prof. Horst Opaschowski. Winą za rosnący dystans ludzi wobec Kościoła ten hamburski socjolog obarcza sam Kościół, który - jego zdaniem - jest ",mało konkretny, oderwany od rzeczywistości i spraw codziennego życia". Po kilku latach badania tego zjawiska prof. Opaschowski orzekł: "Młodzież nie czuje bliskości Kościoła".
Świątynie biznesu
Tylko 63 mln spośród 82 mln Niemców potwierdzają przynależność do wspólnoty katolickiej lub ewangelickiej, to prawie o 2 mln mniej niż w 1998 r. Dla władz kościelnych oznacza to znaczny spadek wpływów. Kolońskie arcybiskupstwo uzyskało z podatku kościelnego 87 mln euro mniej niż przed rokiem . W innych regionach sytuacja jest podobna. W ciągu trzech lat Kościół katolicki stracił ćwierć miliarda euro. Ubiegłoroczne wpływy wyniosły 4,37 mld euro, ale Konferencja Biskupów alarmuje, że topniejące finanse nie pozwalają jej na pokrywanie bieżących wydatków. Wobec utraty wiernych biskupi coraz częściej podejmują decyzje o sprzedaży świątyń.
Kościół św. Maximina w Trewirze służy dziś młodzieży jako hala sportowa. W kościele w Willingen, w miejscu, gdzie stał konfesjonał, zaczęto podawać piwo. Powstała tam knajpa Don Camillo. Na restauracje zamieniono też kościół św. Immanuela w Magdeburgu i świątynię w Andreasbergu na pogórzu Harcu. Po wyniesieniu tabernakulum kościół św. Józefa w Waldfischbach służył za magazyn mebli, a potem urządzono w nim salon piękności. Kościół w Ottersbach zamieniono na muzeum jednośladów i wprowadzono tam 70 motocykli. W kościele w Moringer powstała fabryka świec. Na żółtej fasadzie byłego kościoła w brandenburskim Milow jarzy się czerwony neon Sparkasse. Z kościoła w Rollenhagen ojciec Matthias Borchert wyniósł krzyż i przybił nad portalem wywieszkę: "Na sprzedaż". Spomiędzy bankowych drapaczy chmur we Frankfurcie nad Menem znikła dzwonnica kościoła św. Mateusza. Nikt nie chciał go kupić, byli natomiast chętni do zagospodarowania działki. Jak ogólnikowo poinformowały władze kościelne, uzyskały za nią "dwucyfrową sumę w milionach euro".
Góra długów
Z powodu deficytu pieniędzy "pod młotek" poszło do tej pory 60 obiektów sakralnych, a końca wyprzedaży nie widać. Berliński kardynał Georg Sterzinsky już przed rokiem przyznał, że góra długów jego arcybiskupstwa urosła do 75 mln euro. Niedawno kardynał spotkał się z podwładnymi i stwierdził: "Albo coś zrobimy, albo za dwa lata będziemy musieli ogłosić plajtę". W efekcie biskup Stefan Förner oświadczył, że w ciągu kilku tygodni wystawi na sprzedaż świątynię w berlińskiej dzielnicy Tempelhof, a nieco później sprzedane będą kościoły w dzielnicach Reinickendorf i Kreuzberg. Dzięki temu władze kościelne obiecują sobie uzyskać wielomilionowe oszczędności. Nieoficjalnie biskupi przyznają, że jest to cena za lata życia ponad stan. Ewangelicki synod - mimo "planu przedsięwzięć oszczędnościowych" i cięć w wydatkach lokalnych do 30 proc. - również nie wyklucza bardziej drastycznych kroków. Pastor Markus Lehmann z hamburskiej parafii Bugenhagen liczy się ze zmianą miejsca pracy. Liczba wiernych spadła tu z 20 tys. do 3 tys. W 1998 r. zakończono modernizację tego zabytkowego obiektu. W ramach projektu "Kościół kultury Bugenhagen" za trzy miliony euro dobudowano salę teatralną i kawiarnię. Do dziś zachowały się błyszczące, kolorowe foldery, reklamujące "wielofunkcyjny obiekt". Pastorowi Lehmannowi co roku brakuje 40 tys. euro na utrzymanie tego kompleksu.
Modlitwa o klientów
Kolega pastora Lehmanna z Hamm w Dolnej Saksonii już dostał przeniesienie służbowe. Świątynię, w której pełnił posługę, odsprzedano gminie greckokatolickiej. W Senftenbergu koło Görlitz istniejący od 1930 r. kościół stał pusty przez 25 lat. W 1998 r. postanowiono go wyremontować za 75 tys. euro. Do głównej nawy zwieziono cegły, dachówki i worki z cementem. Mieli tu pracować bezrobotni, dofinansowywani w ramach funduszu ABM (wspierania zatrudnienia) przez państwo. Proboszcz Thomas Besch nie zdołał jednak zebrać sumy, którą powinien zagwarantować inwestor. Roboty przerwano. Dziś brakuje pieniędzy nawet na zabezpieczenie kościoła przed zrujnowaniem. Równocześnie biskup z Görlitz przez cały czas płaci podatek gruntowy. Proboszcz Besch i jego zwierzchnicy zaczęli się modlić, by znalazł się nabywca na budynek. Stawiają jeden warunek: żeby obiekt nie został przeznaczony do nieprzyzwoitych celów.
Również biskup z Akwizgranu nie zamierza dłużej dokładać do kościołów przynoszących straty. Na początek postanowiono zamknąć trzy obiekty w Nadrenii: w Krefeld, Mönchengladbach i Viersen, co pozwoli zaoszczędzić 6 mln euro rocznie. Poza tym Generalny Wikariat zarządził zmniejszenie wydatków lokalnych o 50 mln euro. Mimo że nikt nie mówi głośno o zwolnieniach, a tylko o "przeniesieniach zatrudnionych" bądź "przejmowaniu ich przez inne organizacje", na przykład Caritas czy instytucje finansowane przez państwo, Kościół rozważa zmniejszenie liczby pracowników. Hamburski proboszcz Karl-Günther Petters uderzył się w piersi: "Niestety, przez lata nie umieliśmy spojrzeć prawdzie w oczy".
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.