Nie mamy do pokazania zagranicznym widzom niczego, co byłoby uniwersalne, polskie i przyzwoite
W Polsce w miarę wartościowi artyści należą wyłącznie do rodzinnych klanów. Takie wrażenie mogli odnieść goście Teatru Wielkiego w Warszawie, uczestnicy galowego koncertu z okazji przystąpienia Polski do Unii Europejskiej - "Muzyka źródeł". Okazało się, że warci pokazania światu są artyści niemal w komplecie należący do trzech rodzin: Pospieszalskich, Steczkowskich i Sojków. Organizatorzy koncertu musieli być w nie lada kłopocie: bo co pokazać zagranicznym widzom (wcale nie koneserom), co byłoby jednocześnie uniwersalne i polskie oraz prezentowało przyzwoity poziom. Rozwiązaniem awaryjnym wydaje się w tym kontekście postawienie na muzykę etniczną, która na świecie jest wciąż modna. Problemem jest to, że dokonując takiego wyboru, łatwo można pokazać zagranicznym gościom cepelię. I tak się, niestety, stało.
Odpust na festiwalu piosenki radzieckiej
- Muzyka źródeł, to muzyka, która pozwoliła nam przetrwać - mówiła gospodyni wieczoru Danuta Hübner. Czy z tego wynika, że przetrwaliśmy dzięki przyśpiewkom o chmielu, rodzimym kapelom góralskim i nizinnym, tudzież za pomocą folkloru żydowskiego i cygańskiego. Na potrzeby gali oprawiono je, znowu niestety, w scenografię rodem z festiwali piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, czyli zwisające szmaty, pomiędzy którymi plątały się wszelkie możliwe gadżety z odpustu, powiększone do monstrualnych rozmiarów, by nikt z zagranicy ich przypadkiem nie przeoczył.
Sznury baranków, papierowe kogutki, drewniane ptaszki, wianki i wiechcie na patykach w najróżniejszych konfiguracjach stanowiły nawet tło występów Michała Urbaniaka i Anny Marii Jopek, obdarzonych naprawdę niezłym gustem. Pasowały za to idealnie do smutnego zawodzenia Stanisława Sojki z rodziną i klanu Pospieszalskich, grających na tę samą melodię. Obok nich dominowały na scenie zachwycone sobą siostry Steczkowskie - razem i osobno. Przy szczerym refrenie Justyny "Człek się mnie nie ustrzeże" szum w uszach szedł w parze z oczopląsem: takiej gry świateł nie powstydziłaby się żadna prowincjonalna dyskoteka! Ale to jeszcze nie wszystko, bo nie zabrakło i historycznego obrazka z czasów środkowego Gierka, gdy na scenę wtoczyła się górnicza orkiestra dęta w obowiązkowych pióropuszach i rdzennie polskim repertuarem "Poszła Karolinka...".
Nie zapomniano też o osobach sentymentalnych: dla nich wystąpiły wdzięcznie fałszujące dzieci, by ustąpić miejsca (zmasakrowanemu interpretacyjnie) mazurkowi Chopina, zilustrowanemu reprodukcją "Śpiącego Stasia" Wyspiańskiego. Jedynym niezaściankowym elementem gali była angielszczyzna zapraszającej na wieczór Grażyny Torbickiej.
Bigos i siano
Pomysł, by zagranicznych gości podjąć wielkim koncertem, już w założeniu wydaje się ryzykowny. Zapracowanym uczestnikom forum należałoby zaprezentować coś bezsprzecznie wciągającego. Pierwsze patriotyczne skojarzenie - nasze ludowe korzenie - okazało się chybione.
Ideologicznym triumfatorem pokazanej w Teatrze Wielkim cepeliady okazuje się poseł Wiesław Podkański z PSL, były minister kultury, który za swych rządów wsławił się hołubieniem ludowizny. Takie wizytówki naszej kultury gwarantują, że z "Mesjasza narodów" staniemy się błaznem narodów. Dopiero co rozeszła się wieść, jak to nasi urzędnicy pospiesznie sprawdzali w Brukseli, czy w unii wolno nam będzie częstować innych bigosem. Informacja o tym, że według unijnych norm nie wolno sprzedawać wielokrotnie odgrzewanych potraw, okazała się nieprawdziwa. Na szczęście dla twórców uroczystego koncertu i na pohybel tym, którzy nie chcą się kojarzyć światu wyłącznie ze snopkami siana.
Odpust na festiwalu piosenki radzieckiej
- Muzyka źródeł, to muzyka, która pozwoliła nam przetrwać - mówiła gospodyni wieczoru Danuta Hübner. Czy z tego wynika, że przetrwaliśmy dzięki przyśpiewkom o chmielu, rodzimym kapelom góralskim i nizinnym, tudzież za pomocą folkloru żydowskiego i cygańskiego. Na potrzeby gali oprawiono je, znowu niestety, w scenografię rodem z festiwali piosenki radzieckiej w Zielonej Górze, czyli zwisające szmaty, pomiędzy którymi plątały się wszelkie możliwe gadżety z odpustu, powiększone do monstrualnych rozmiarów, by nikt z zagranicy ich przypadkiem nie przeoczył.
Sznury baranków, papierowe kogutki, drewniane ptaszki, wianki i wiechcie na patykach w najróżniejszych konfiguracjach stanowiły nawet tło występów Michała Urbaniaka i Anny Marii Jopek, obdarzonych naprawdę niezłym gustem. Pasowały za to idealnie do smutnego zawodzenia Stanisława Sojki z rodziną i klanu Pospieszalskich, grających na tę samą melodię. Obok nich dominowały na scenie zachwycone sobą siostry Steczkowskie - razem i osobno. Przy szczerym refrenie Justyny "Człek się mnie nie ustrzeże" szum w uszach szedł w parze z oczopląsem: takiej gry świateł nie powstydziłaby się żadna prowincjonalna dyskoteka! Ale to jeszcze nie wszystko, bo nie zabrakło i historycznego obrazka z czasów środkowego Gierka, gdy na scenę wtoczyła się górnicza orkiestra dęta w obowiązkowych pióropuszach i rdzennie polskim repertuarem "Poszła Karolinka...".
Nie zapomniano też o osobach sentymentalnych: dla nich wystąpiły wdzięcznie fałszujące dzieci, by ustąpić miejsca (zmasakrowanemu interpretacyjnie) mazurkowi Chopina, zilustrowanemu reprodukcją "Śpiącego Stasia" Wyspiańskiego. Jedynym niezaściankowym elementem gali była angielszczyzna zapraszającej na wieczór Grażyny Torbickiej.
Bigos i siano
Pomysł, by zagranicznych gości podjąć wielkim koncertem, już w założeniu wydaje się ryzykowny. Zapracowanym uczestnikom forum należałoby zaprezentować coś bezsprzecznie wciągającego. Pierwsze patriotyczne skojarzenie - nasze ludowe korzenie - okazało się chybione.
Ideologicznym triumfatorem pokazanej w Teatrze Wielkim cepeliady okazuje się poseł Wiesław Podkański z PSL, były minister kultury, który za swych rządów wsławił się hołubieniem ludowizny. Takie wizytówki naszej kultury gwarantują, że z "Mesjasza narodów" staniemy się błaznem narodów. Dopiero co rozeszła się wieść, jak to nasi urzędnicy pospiesznie sprawdzali w Brukseli, czy w unii wolno nam będzie częstować innych bigosem. Informacja o tym, że według unijnych norm nie wolno sprzedawać wielokrotnie odgrzewanych potraw, okazała się nieprawdziwa. Na szczęście dla twórców uroczystego koncertu i na pohybel tym, którzy nie chcą się kojarzyć światu wyłącznie ze snopkami siana.
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.