Wybujałe ego wokalisty zniszczyło rockową supergrupę Guns N' Roses
To był debiut na miarę Led Zeppelin: album "Appetite for Destruction" Guns N' Roses osiągnął zawrotny nakład 15 mln egzemplarzy. Ta płyta zredukowała dotychczasową hardrockową muzykę do poziomu jazgotu ufryzowanych pudli. W kręgach amatorów ciężkiego rocka "Appetite for Destruction" uważa się za najważniejszy tytuł, który ukazał się między "Never Mind The Bollocks, Here's The Sex Pistols" (1977) a "Nevermind" (1991) Nirvany. Do tej pory rocznie sprzedaje się około 200 tys. sztuk tej płyty. W 1988 r. i latach następnych Guns N' Roses mieli świat u stóp.
Białe śmieci Ameryki
Dla przedhiphopowego pokolenia końca lat 80. Guns N' Roses byli tym, czym dla następnej generacji stał się Eminem - gniewnym, nieokrzesanym i nieucywilizowanym głosem "białych śmieci" z prowincjonalnej Ameryki. Guns N' Roses awansowali z pozycji grupy ze strip-barów do rockowej elity zapełniającej stadiony. W latach 1988-1992 występy zespołu przyniosły 57,9 mln dolarów wpływów z biletów, co było rzeczą niebywałą. Nawet gwiazdom formatu The Rolling Stones i Davida Bowiego osiągnięcie tego pułapu dochodów zajęło dziesięć lat.
Zapatrzeni w The Rolling Stones, Aerosmith, Led Zeppelin i Sex Pistols, Guns N' Roses stworzyli muzykę, która była syntezą rockowego buntu, punkrockowego nihilizmu i pogardy dla politycznej poprawności. Od swych idoli przejęli także upodobanie do rockandrollowych ekscesów i zamiłowanie do wszelkiego rodzaju toksycznych substancji. Skutki były katastrofalne. Gdy po trzech latach pracy, w 1991 r., ukazały się dwa albumy opatrzone wspólnym tytułem "Use Your Illusion" był to łabędzi śpiew starego, dobrego Guns N' Roses. Nowy kurs miały od tej pory wyznaczać paranoja, megalomania, dyktatorskie inklinacje i zmienne jak marcowa pogoda humory Rose'a.
Płyta widmo
Ciosem dla Guns N' Roses okazało się odejście w 1991 r. Stradlina - głównego autora muzyki zespołu. Zbiegło się ono niefortunnie z sukcesem "Nevermind" Nirvany, który z dnia na dzień uczynił muzykę Guns N' Roses produktem mocno przeterminowanym. Próba ratowania zagrożonej pozycji albumem "The Spaghetti Incident" (1993) z "coverami" klasycznych punkowych i metalowych utworów zasługiwała na szacunek. Aby jednak się powiodła, w ślad za nim powinna się ukazać płyta z nowym, oryginalnym materiałem. To zaś nigdy nie nastąpiło. Trzeci "właściwy" album, roboczo zatytułowany "Chinese Democracy", nie może się urodzić od dziesięciu lat. Jego produkcja pochłonęła już, według niektórych szacunków, 8 mln dolarów. Przez studio, gdzie powstaje "Chinese Democracy", przewinęły się tłumy muzyków i producentów. Żaden z nich, choć z niejednego pieca jadł chleb, dłużej z Rose'em nie był w stanie wytrzymać.
Samopoczucia szefów wytwórni Geffen nie poprawiają marne notowania albumu koncertowego "Live Era: '87-'93" (1999) i brak zainteresowania singlem "Oh My God" z soundtracku filmu "Koniec dni" (2000). Rose notorycznie zrywa koncerty. W listopadzie 2002 r. nie pojawił się na scenie w Vancouver, co skończyło się rozróbą na widowni i odwołaniem tournée promocyjnego składanki "Greatest Hits". Przewidziany na 30 kwietnia 2004 r. występ w Lizbonie w ramach festiwalu Rock In Rio również został odwołany. W 1988 r. Guns N' Roses zdefiniowali na nowo termin "hard rock", dziś osamotniony 39-letni Rose wydaje się opanowany obsesją poprawiania własnych rekordów rockowej dysfunkcjonalności.
Orszak szarlatanów
Po 1993 r. posiadłość Rose'a na wzgórzu w Malibu zaczęła się upodobniać do Graceland Elvisa Presleya i Neverlandu Michaela Jacksona. Zamieniła się w samotnię, do której wstęp ma tylko kurczące się grono zaufanych. Psychiczne problemy wokalisty pogłębiły się po seansach regresywnej terapii, podczas których "przypomniał" sobie, że w dzieciństwie był bity i wykorzystywany seksualnie przez ojczyma. W przeświadczeniu, iż świat sprzysiągł się przeciw niemu, utwierdza Rose'a od lat Sharon Maynard, czyli Yoda - guru z Sedony, światowej stolicy ruchu New Age. Nie jest to trudne, jeśli wziąć pod uwagę mnogość procesów o odszkodowania, jakie w ciągu ostatnich dziesięciu lat wytoczyli Rose'owi m.in. byli członkowie Guns N' Roses. Aby go ustrzec przed niebezpieczeństwami w tym życiu, Yoda na podstawie analizy dostarczanych jej fotografii decyduje, z kim lider Guns N' Roses może przebywać. Ogląda też prezenty otrzymywane przez swego podopiecznego i ocenia, czy ten ma je przyjąć. Wyznaczeni przez nią eksperci od magnetyzmu rozjeżdżają się po świecie, by zbadać, czy Rose może w danym miejscu koncertować. Odszkodowania i utrzymanie kosztownej sfory szarlatanów pochłaniają miliony i uczyniły Guns N' Roses pośmiewiskiem tabloidów. Zresztą i tak jest to od lat pusta nazwa, bo zespołu w prawdziwym tego słowa znaczeniu nie ma.
Czy Guns N' Roses jest jeszcze w ogóle komuś potrzebny? Moby, który był jednym z wielu producentów płyty widma, wątpi, czy kiedykolwiek nowy album się ukaże. Dawny nadworny fotograf i przyjaciel zespołu Ross Halfin jest bardziej brutalny: "Najlepszą rzeczą, jaką może zrobić Axl, to dać sobie spokój z tą płytą. Będzie ona dla niego tym, czym nowe szaty dla króla ze znanej bajki".
Białe śmieci Ameryki
Dla przedhiphopowego pokolenia końca lat 80. Guns N' Roses byli tym, czym dla następnej generacji stał się Eminem - gniewnym, nieokrzesanym i nieucywilizowanym głosem "białych śmieci" z prowincjonalnej Ameryki. Guns N' Roses awansowali z pozycji grupy ze strip-barów do rockowej elity zapełniającej stadiony. W latach 1988-1992 występy zespołu przyniosły 57,9 mln dolarów wpływów z biletów, co było rzeczą niebywałą. Nawet gwiazdom formatu The Rolling Stones i Davida Bowiego osiągnięcie tego pułapu dochodów zajęło dziesięć lat.
Zapatrzeni w The Rolling Stones, Aerosmith, Led Zeppelin i Sex Pistols, Guns N' Roses stworzyli muzykę, która była syntezą rockowego buntu, punkrockowego nihilizmu i pogardy dla politycznej poprawności. Od swych idoli przejęli także upodobanie do rockandrollowych ekscesów i zamiłowanie do wszelkiego rodzaju toksycznych substancji. Skutki były katastrofalne. Gdy po trzech latach pracy, w 1991 r., ukazały się dwa albumy opatrzone wspólnym tytułem "Use Your Illusion" był to łabędzi śpiew starego, dobrego Guns N' Roses. Nowy kurs miały od tej pory wyznaczać paranoja, megalomania, dyktatorskie inklinacje i zmienne jak marcowa pogoda humory Rose'a.
Płyta widmo
Ciosem dla Guns N' Roses okazało się odejście w 1991 r. Stradlina - głównego autora muzyki zespołu. Zbiegło się ono niefortunnie z sukcesem "Nevermind" Nirvany, który z dnia na dzień uczynił muzykę Guns N' Roses produktem mocno przeterminowanym. Próba ratowania zagrożonej pozycji albumem "The Spaghetti Incident" (1993) z "coverami" klasycznych punkowych i metalowych utworów zasługiwała na szacunek. Aby jednak się powiodła, w ślad za nim powinna się ukazać płyta z nowym, oryginalnym materiałem. To zaś nigdy nie nastąpiło. Trzeci "właściwy" album, roboczo zatytułowany "Chinese Democracy", nie może się urodzić od dziesięciu lat. Jego produkcja pochłonęła już, według niektórych szacunków, 8 mln dolarów. Przez studio, gdzie powstaje "Chinese Democracy", przewinęły się tłumy muzyków i producentów. Żaden z nich, choć z niejednego pieca jadł chleb, dłużej z Rose'em nie był w stanie wytrzymać.
Samopoczucia szefów wytwórni Geffen nie poprawiają marne notowania albumu koncertowego "Live Era: '87-'93" (1999) i brak zainteresowania singlem "Oh My God" z soundtracku filmu "Koniec dni" (2000). Rose notorycznie zrywa koncerty. W listopadzie 2002 r. nie pojawił się na scenie w Vancouver, co skończyło się rozróbą na widowni i odwołaniem tournée promocyjnego składanki "Greatest Hits". Przewidziany na 30 kwietnia 2004 r. występ w Lizbonie w ramach festiwalu Rock In Rio również został odwołany. W 1988 r. Guns N' Roses zdefiniowali na nowo termin "hard rock", dziś osamotniony 39-letni Rose wydaje się opanowany obsesją poprawiania własnych rekordów rockowej dysfunkcjonalności.
Orszak szarlatanów
Po 1993 r. posiadłość Rose'a na wzgórzu w Malibu zaczęła się upodobniać do Graceland Elvisa Presleya i Neverlandu Michaela Jacksona. Zamieniła się w samotnię, do której wstęp ma tylko kurczące się grono zaufanych. Psychiczne problemy wokalisty pogłębiły się po seansach regresywnej terapii, podczas których "przypomniał" sobie, że w dzieciństwie był bity i wykorzystywany seksualnie przez ojczyma. W przeświadczeniu, iż świat sprzysiągł się przeciw niemu, utwierdza Rose'a od lat Sharon Maynard, czyli Yoda - guru z Sedony, światowej stolicy ruchu New Age. Nie jest to trudne, jeśli wziąć pod uwagę mnogość procesów o odszkodowania, jakie w ciągu ostatnich dziesięciu lat wytoczyli Rose'owi m.in. byli członkowie Guns N' Roses. Aby go ustrzec przed niebezpieczeństwami w tym życiu, Yoda na podstawie analizy dostarczanych jej fotografii decyduje, z kim lider Guns N' Roses może przebywać. Ogląda też prezenty otrzymywane przez swego podopiecznego i ocenia, czy ten ma je przyjąć. Wyznaczeni przez nią eksperci od magnetyzmu rozjeżdżają się po świecie, by zbadać, czy Rose może w danym miejscu koncertować. Odszkodowania i utrzymanie kosztownej sfory szarlatanów pochłaniają miliony i uczyniły Guns N' Roses pośmiewiskiem tabloidów. Zresztą i tak jest to od lat pusta nazwa, bo zespołu w prawdziwym tego słowa znaczeniu nie ma.
Czy Guns N' Roses jest jeszcze w ogóle komuś potrzebny? Moby, który był jednym z wielu producentów płyty widma, wątpi, czy kiedykolwiek nowy album się ukaże. Dawny nadworny fotograf i przyjaciel zespołu Ross Halfin jest bardziej brutalny: "Najlepszą rzeczą, jaką może zrobić Axl, to dać sobie spokój z tą płytą. Będzie ona dla niego tym, czym nowe szaty dla króla ze znanej bajki".
Więcej możesz przeczytać w 19/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.