Czy Wiesława Kaczmarka faszerowano środkami odurzającymi? Dobrze zakonspirowani agenci przygotowali, a teraz wdrażają w życie wielką prowokację. Mają swoich ludzi w prokuraturze i policji. Zamiast jednak ścigać prawdziwych przestępców, prześladują tego, kto odważył się ujawnić prawdę, a teraz jest kozłem ofiarnym. Ale nasz bohater się nie poddaje i z żelazną konsekwencją de-maskuje spiskowców. To nie streszczenie filmu "Teoria spisku" z Julią Roberts i Melem Gibsonem, choć bohater tej opowieści zapewne z powyższego filmu czerpał inspirację. Samotnym sprawiedliwym walczącym z mafią jest Wiesław Kaczmarek, były minister gospodarki i skarbu. A mafia próbuje go wrobić, bo w 1997 r. pozytywnie zaopiniował poręczenie przez rząd kredytów bankowych w wysokości 26 mln dolarów. Kredyt (udzielony przez Kredyt Bank) był potrzebny prywatnej firmie Nedepol na budowę Laboratorium Frakcjonowania Osocza (LFO). Prowokacja wobec Kaczmarka musiała się zacząć już w 1997 r. Kaczmarkowi dosypywano chyba wówczas do drinków jakiś środek odurzający. Inaczej trudno bowiem zrozumieć, że podpisał rekomendację na gwarancję kredytu, mimo że odwodzili go od tego urzędnicy dwóch departamentów jego własnego ministerstwa. Bez działania środka odurzającego trudno też wytłumaczyć, że najpierw Wiesław Kaczmarek negatywnie zaopniował poręczenie kredytu, a po miesiącu stwierdził: "Wyrażam pozytywną opinię o celowości udzielenia poręczenia".
Uczciwy jak Kaczmarek
W grudniu 2000 r. dziennikarz "Wprost" pytał Kaczmarka, czy zdaje sobie sprawę, że podżyrował bardzo ryzykowne przedsięwzięcie i stworzył precedens, bo rząd nie powinien przyznawać gwarancji na kredyty dla prywatnych firm ("Układ krwionośny", "Wprost" nr 52/2000). Kaczmarek odparł wówczas: "Przyznanie gwarancji to rutynowa procedura wynikająca z przepisów". Jakich przepisów, skoro była to precedensowa decyzja? Teraz Kaczmarek twierdzi, że to nie on jest winien, lecz cała ówczesna Rada Ministrów. A zapowiedź postawienia mu przez prokuraturę w Tarnobrzegu zarzutu przekroczenia uprawnień ministra skarbu i działania na szkodę interesu publicznego uważa za prowokację i zemstę ludzi Millera za to, że ujawnia ich nieprawości.
Albo Kaczmarek ma krótką pamięć, albo nie traktuje poważnie opinii publicznej. Kiedy powstawał projekt budowy Laboratorium Frakcjonowania Osocza, Kaczmarek należał do tzw. drużyny prezydenckiej. To ludzie prezydenta, a nie rząd ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, wpadli na pomysł budowy fabryki leków krwiopochodnych. Teraz inicjatorzy tej inwestycji twierdzą, że to oni są pokrzywdzeni (m.in. Zygmunt Nizioł i Włodzimierz Wapiński), a zarzuty prokuratury są absurdalne. Absurdalne jest to, że zniknęło co najmniej 14 mln USD z kredytu wziętego na tę inwestycję. Prokuratura bada, czy nie chodziło o wyprowadzenie za granicę pieniędzy z kredy-tu (wykorzystano 21 mln z 32 mln dolarów).
Absurdem jest to, co odkryli kontrolerzy skarbowi, którzy znaleźli w spółce LFO faktury dowodzące, że w latach 1997--1998 pieniądze z kredytu trafiły do holenderskiej firmy ZAN Holding BV, która nie istnieje od 1995 r. Jak więc mog-ła wykonać usługi dla LFO warte 7,9 mln zł? Absurdem jest odkrycie, że setki tysięcy złotych pochłonęły wyjazdy zagraniczne. Znaleziono faktury za przeloty do Acapulco, Hongkongu, Dallas czy na olimpiadę w Sydney. Aż 13 mln zł wypłacono w formie zaliczek, z których się później nie rozliczono.
Wszyscy ludzie prezydenta
Wszystko zaczęło się w 1994 r., kiedy powstała koncepcja budowy przetwórni osocza w Polsce. Spośród kilku firm, które chciały ją budować, komisja międzyresortowa wybrała spółkę Nedepol (obecnie LFO) należącą do Zygmunta Nizioła, Roberta Lewisa, Dawida W. Minnotte'a, Björna Hedberga i Włodzimierza Wapińskiego. Ten ostatni wielokrotnie publicznie opowiadał, że jest przyjacielem Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca. Firmę Nedepol wybrała druga komisja, bo pierwszą, powołaną przez ministra zdrowia, rozwiązano. Druga była już międzyresortowa, dlatego jej szefa (Marka Hołownię, wicedyrektora Departamentu Administracji Publicznej Urzędu Rady Ministrów) wyznaczył już nie minister zdrowia, ale ówczesny szef URM Marek Ungier, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezydenta Kwaś-niewskiego, obecnie szef jego gabinetu.
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że w 1997 r. bardzo się spieszono z uzyskaniem rządowych gwarancji, bo zbliżały się wybory parlamentarne i realna była porażka SLD. Kaczmarek nie był jedynym orędownikiem przyznania gwarancji. Dotarliśmy do dokumentu z kwietnia 1997 r., w którym wiceminister finansów Halina Wasilewska-Trenkner wystąpiła do Marka Wagnera, ówczesnego sekretarza stanu w kancelarii premiera i sekretarza Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, o zajęcie się poręczeniem kredytu na posiedzeniu rządu. Wasilewska-Trenkner powołała się na pozytywną rekomendację Kaczmarka. Z kolei 14 maja 1997 r. wiceminister finansów Karol Szwarc - w piśmie do Aleksandra Proksy, sekretarza Rady Ministrów - wnioskował o wniesienie projektu uchwały w sprawie poręczenia kredytu pod najbliższe posiedzenie Rady Ministrów, gdyż Komitet Ekonomiczny RM już ją przyjął. Ostatecznie uchwałę przyjęto 27 maja 1997 r.
W umowie kredytowej zobowiązano LFO do doręczania kopii dokumentów za zakupione maszyny. Choć LFO tego nie robiło, bank aż do 31 grudnia 1999 r. uruchamiał kolejne transze kredytu. W ten sposób wypłacono 21 mln dolarów, dokładnie tyle, ile poręczył skarb państwa. Dopiero wtedy bank wstrzymał realizację wypłat. Przypadek? To właśnie wyjaśnia teraz prokuratura, która chce postawić Zygmuntowi Niziołowi zarzut przywłaszczenia 8 mln dolarów. Główny zarzut dotyczy wyłudzenia 21 mln dolarów kredytu. Zygmunt Nizioł przebywa w Wielkiej Brytanii i nie stawia się na żadne wezwania.
Parowanie pieniędzy
LFO wybudowało w Mielcu dwie hale fabryczne, które od trzech lat stoją puste. Z kredytu kupiono tylko dwa kotły parowe i dwa sterylizatory za 1,5 mln dolarów. Reszta pieniędzy wyparowała. Z dokumentów, które zdobyliśmy, wynika, że 6 mln dolarów trafiło do holenderskiej spółki Spencer Dunnewellt, której przedstawicielem w Polsce był Zygmunt Nizioł. Inne dokumenty mówią o co najmniej kilku transferach do Szwecji, gdzie mieszka Włodzimierz Wapiński. Jedna z faktur, na 72 tys. zł (z czerwca 2000 r.), została wystawiona na rzecz agencji reklamowej Andrzeja Pągowskiego - za umieszczenie znaku graficznego LFO na materiałach informacyjnych kampanii "Miej serce - dbaj o serce", prowadzonej przez fundację Porozumienie bez Barier Jolanty Kwaśniewskiej. Aż 13,4 mln zł wyniosły zaliczki na zakup maszyn za granicą, które nigdy nie dotarły do Polski. Są też faktury za fikcyjne usługi konsultingowe świadczone przez firmę z Australii (na 2,6 mln dolarów).
Błogosławieństwo niepamięci
Wiesław Kaczmarek teraz uważa się za ofiarę, podczas gdy jeszcze latem 2001 r. nie widział w budowie LFO żadnych nieprawidłowości (nie widział ich nawet w maju zeszłego roku, gdy ponownie pisaliśmy o tej chybionej inwestycji - "Wprost" nr 20/2003). Tymczasem w lipcu 2001 r. Jan Wojcieszczuk, ówczesny generalny inspektor finansowy, złożył do prokuratury doniesienie w sprawie nieprawidłowości przy budowie przetwórni osocza. Kaczmarek nie widział tego, co dostrzegł nawet Mariusz Łapiński, minister zdrowia w rządzie Leszka Millera. Łapiński nie chciał wydać rozporządzeń umożliwiających kontynuowanie inwestycji, bo sprawą już zajmowała się prokuratura. Jest zresztą charakterystyczne, że tych rozporządzeń nie wydali także następcy Łapińskiego, czyli Marek Balicki i Leszek Sikorski. Kaczmarek udaje teraz, że został wmanewrowany w całą sprawę. Nie potwierdza tego jego zachowanie: wraz z Markiem Siwcem pojechał w 1997 r. na uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod fabrykę w Mielcu.
Ustaliliśmy, że Wiesław Kaczmarek został już przesłuchany przez prokuraturę w Tarnobrzegu. Podczas przesłuchania miał stwierdzić, że nie pamięta, dlaczego wydał pozytywną decyzję o gwarantowaniu kredytu. Potwierdza się więc nasza hipoteza, że w 1997 r., gdy podejmował decyzję, musiano go faszerować jakimiś środkami odurzającymi.
W grudniu 2000 r. dziennikarz "Wprost" pytał Kaczmarka, czy zdaje sobie sprawę, że podżyrował bardzo ryzykowne przedsięwzięcie i stworzył precedens, bo rząd nie powinien przyznawać gwarancji na kredyty dla prywatnych firm ("Układ krwionośny", "Wprost" nr 52/2000). Kaczmarek odparł wówczas: "Przyznanie gwarancji to rutynowa procedura wynikająca z przepisów". Jakich przepisów, skoro była to precedensowa decyzja? Teraz Kaczmarek twierdzi, że to nie on jest winien, lecz cała ówczesna Rada Ministrów. A zapowiedź postawienia mu przez prokuraturę w Tarnobrzegu zarzutu przekroczenia uprawnień ministra skarbu i działania na szkodę interesu publicznego uważa za prowokację i zemstę ludzi Millera za to, że ujawnia ich nieprawości.
Albo Kaczmarek ma krótką pamięć, albo nie traktuje poważnie opinii publicznej. Kiedy powstawał projekt budowy Laboratorium Frakcjonowania Osocza, Kaczmarek należał do tzw. drużyny prezydenckiej. To ludzie prezydenta, a nie rząd ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza, wpadli na pomysł budowy fabryki leków krwiopochodnych. Teraz inicjatorzy tej inwestycji twierdzą, że to oni są pokrzywdzeni (m.in. Zygmunt Nizioł i Włodzimierz Wapiński), a zarzuty prokuratury są absurdalne. Absurdalne jest to, że zniknęło co najmniej 14 mln USD z kredytu wziętego na tę inwestycję. Prokuratura bada, czy nie chodziło o wyprowadzenie za granicę pieniędzy z kredy-tu (wykorzystano 21 mln z 32 mln dolarów).
Absurdem jest to, co odkryli kontrolerzy skarbowi, którzy znaleźli w spółce LFO faktury dowodzące, że w latach 1997--1998 pieniądze z kredytu trafiły do holenderskiej firmy ZAN Holding BV, która nie istnieje od 1995 r. Jak więc mog-ła wykonać usługi dla LFO warte 7,9 mln zł? Absurdem jest odkrycie, że setki tysięcy złotych pochłonęły wyjazdy zagraniczne. Znaleziono faktury za przeloty do Acapulco, Hongkongu, Dallas czy na olimpiadę w Sydney. Aż 13 mln zł wypłacono w formie zaliczek, z których się później nie rozliczono.
Wszyscy ludzie prezydenta
Wszystko zaczęło się w 1994 r., kiedy powstała koncepcja budowy przetwórni osocza w Polsce. Spośród kilku firm, które chciały ją budować, komisja międzyresortowa wybrała spółkę Nedepol (obecnie LFO) należącą do Zygmunta Nizioła, Roberta Lewisa, Dawida W. Minnotte'a, Björna Hedberga i Włodzimierza Wapińskiego. Ten ostatni wielokrotnie publicznie opowiadał, że jest przyjacielem Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca. Firmę Nedepol wybrała druga komisja, bo pierwszą, powołaną przez ministra zdrowia, rozwiązano. Druga była już międzyresortowa, dlatego jej szefa (Marka Hołownię, wicedyrektora Departamentu Administracji Publicznej Urzędu Rady Ministrów) wyznaczył już nie minister zdrowia, ale ówczesny szef URM Marek Ungier, jeden z najbardziej zaufanych współpracowników prezydenta Kwaś-niewskiego, obecnie szef jego gabinetu.
Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że w 1997 r. bardzo się spieszono z uzyskaniem rządowych gwarancji, bo zbliżały się wybory parlamentarne i realna była porażka SLD. Kaczmarek nie był jedynym orędownikiem przyznania gwarancji. Dotarliśmy do dokumentu z kwietnia 1997 r., w którym wiceminister finansów Halina Wasilewska-Trenkner wystąpiła do Marka Wagnera, ówczesnego sekretarza stanu w kancelarii premiera i sekretarza Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów, o zajęcie się poręczeniem kredytu na posiedzeniu rządu. Wasilewska-Trenkner powołała się na pozytywną rekomendację Kaczmarka. Z kolei 14 maja 1997 r. wiceminister finansów Karol Szwarc - w piśmie do Aleksandra Proksy, sekretarza Rady Ministrów - wnioskował o wniesienie projektu uchwały w sprawie poręczenia kredytu pod najbliższe posiedzenie Rady Ministrów, gdyż Komitet Ekonomiczny RM już ją przyjął. Ostatecznie uchwałę przyjęto 27 maja 1997 r.
W umowie kredytowej zobowiązano LFO do doręczania kopii dokumentów za zakupione maszyny. Choć LFO tego nie robiło, bank aż do 31 grudnia 1999 r. uruchamiał kolejne transze kredytu. W ten sposób wypłacono 21 mln dolarów, dokładnie tyle, ile poręczył skarb państwa. Dopiero wtedy bank wstrzymał realizację wypłat. Przypadek? To właśnie wyjaśnia teraz prokuratura, która chce postawić Zygmuntowi Niziołowi zarzut przywłaszczenia 8 mln dolarów. Główny zarzut dotyczy wyłudzenia 21 mln dolarów kredytu. Zygmunt Nizioł przebywa w Wielkiej Brytanii i nie stawia się na żadne wezwania.
Parowanie pieniędzy
LFO wybudowało w Mielcu dwie hale fabryczne, które od trzech lat stoją puste. Z kredytu kupiono tylko dwa kotły parowe i dwa sterylizatory za 1,5 mln dolarów. Reszta pieniędzy wyparowała. Z dokumentów, które zdobyliśmy, wynika, że 6 mln dolarów trafiło do holenderskiej spółki Spencer Dunnewellt, której przedstawicielem w Polsce był Zygmunt Nizioł. Inne dokumenty mówią o co najmniej kilku transferach do Szwecji, gdzie mieszka Włodzimierz Wapiński. Jedna z faktur, na 72 tys. zł (z czerwca 2000 r.), została wystawiona na rzecz agencji reklamowej Andrzeja Pągowskiego - za umieszczenie znaku graficznego LFO na materiałach informacyjnych kampanii "Miej serce - dbaj o serce", prowadzonej przez fundację Porozumienie bez Barier Jolanty Kwaśniewskiej. Aż 13,4 mln zł wyniosły zaliczki na zakup maszyn za granicą, które nigdy nie dotarły do Polski. Są też faktury za fikcyjne usługi konsultingowe świadczone przez firmę z Australii (na 2,6 mln dolarów).
Błogosławieństwo niepamięci
Wiesław Kaczmarek teraz uważa się za ofiarę, podczas gdy jeszcze latem 2001 r. nie widział w budowie LFO żadnych nieprawidłowości (nie widział ich nawet w maju zeszłego roku, gdy ponownie pisaliśmy o tej chybionej inwestycji - "Wprost" nr 20/2003). Tymczasem w lipcu 2001 r. Jan Wojcieszczuk, ówczesny generalny inspektor finansowy, złożył do prokuratury doniesienie w sprawie nieprawidłowości przy budowie przetwórni osocza. Kaczmarek nie widział tego, co dostrzegł nawet Mariusz Łapiński, minister zdrowia w rządzie Leszka Millera. Łapiński nie chciał wydać rozporządzeń umożliwiających kontynuowanie inwestycji, bo sprawą już zajmowała się prokuratura. Jest zresztą charakterystyczne, że tych rozporządzeń nie wydali także następcy Łapińskiego, czyli Marek Balicki i Leszek Sikorski. Kaczmarek udaje teraz, że został wmanewrowany w całą sprawę. Nie potwierdza tego jego zachowanie: wraz z Markiem Siwcem pojechał w 1997 r. na uroczystość wmurowania kamienia węgielnego pod fabrykę w Mielcu.
Ustaliliśmy, że Wiesław Kaczmarek został już przesłuchany przez prokuraturę w Tarnobrzegu. Podczas przesłuchania miał stwierdzić, że nie pamięta, dlaczego wydał pozytywną decyzję o gwarantowaniu kredytu. Potwierdza się więc nasza hipoteza, że w 1997 r., gdy podejmował decyzję, musiano go faszerować jakimiś środkami odurzającymi.
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.