Już niebawem z Jakubowskiej odzyska się trzy kilo partyjnego betonu, a z Belki - worek trocin i drzazg Polacy zawsze walczyli o ziemię, dlatego też naszą narodową potrawą są ziemniaki. Stąd słynne powiedzenie jaskiniowych prawicowców "Ziemia dla Polaków - Polska dla ziemniaków". W dawnych czasach polski chłop był przywiązany do ziemi bardziej niż do własnej żony. Żona chłopa też była przywiązana do ziemi, głównie wówczas gdy po pijaku zaliczyła glebę. Majątki ziemskie były własnością ziemian, którzy - wbrew nazwie - nie mieszkali w ziemiankach, tylko w dworach i pałacach. Sąsiednie państwa przez stulecia grabiły nasze ziemie, zamiast grabić nasze ogródki. Niektóre ziemie udało się odzyskać i dlatego spora część dzisiejszego terytorium Polski to ziemie odzyskane.
Ziemie odzyskane wywalczyli pod koniec wojny czterej pancerni i pies Szarik. W dzisiejszych czasach odzyskuje się nie tylko ziemię, ale także długi. Schemat odzysku długów jest prosty. Ktoś popada w kłopoty finansowe i pożycza pieniądze. Nadchodzi termin spłaty, ale forsa podobnie jak dostawa tanich prezerwatyw dawno się rozeszła. Tu wkracza do akcji duży (najczęściej łysy) dryblas z kijem bejsbolowym i mocno argumentując, odzyskuje pieniądze wierzyciela. Umiejętność odzyskiwania czegokolwiek stała się dziś niezwykle cenna. Wiele osób stara się o odzyskanie majątków. Są tacy, co liczą na odzyskanie czci i dobrego imienia. Niektórzy na mocy wyroków sądowych odzyskują swoje dzieci od dotychczasowych opiekunów. Nie brakuje takich, którzy odzyskują swoje kalesony zgubione w agencjach towarzyskich. Ludzie po odsiadkach starają się odzyskać stracony czas i bawią się w najlepsze. Bywają i tacy ryzykanci, co zdecydowali się na miłość z odzysku. Wiele osób dopiero na kacu odzyskuje jasność widzenia. Panuje moda na odzyskiwanie straconych dóbr, szans czy miłości. Z odzyskiwania można dobrze żyć, o czym wiedzą nie tylko prawnicy, notariusze i starzejące się dziwki ze Szczecina.
Na ciekawy sposób życia z odzysku wpadły grupy przestępcze, które - jak doniosła prasa - odzyskiwały alkohol z płynów do spryskiwaczy szyb samochodowych. W województwie zachodniopomorskim na masową skalę kupowano tani płyn do mycia szyb i przerabiano go na czysty spirytus. Po wsiach montowano przypominający rakiety kosmiczne sprzęt do destylacji i metodą skraplania pozyskiwano cenne procenty. Odzyskany ze spryskiwaczy alkohol mieszano z wodą i sprzedawano jako normalną wódkę w sklepach i knajpach. Mimo że ze spryskiwaczy odzyskiwano czystą, nie był to czysty interes, ale zysk i owszem.
To, że wszelkiego rodzaju tania perfumeria, spryskiwacze i płyny do mycia mają w sobie dużą ilość alku, od dawna wiedzieli wszyscy miłośnicy oryginalnych drinków, czyli wdzięczna elita społeczna, dla której denaturat to lekki sikacz. Jeszcze nie tak dawno pod każdym mostem można było znaleźć świeżo opróżnione buteleczki po wodzie brzozowej. Znak, że przed chwilą odbyła się w tym miejscu szacowna balanga. Za komuny nikt nie bawił się w skraplanie i odzyskiwanie cennego alkoholu. Pito brzozówkę duszkiem wraz z całym tym pachnącym świństwem udającym wodę po goleniu. Picie wody kolońskiej czy eksperymentowanie z płynami do mycia szyb ocierało się o poezję. Sam byłem świadkiem, jak w sklepie pewien menel przypominający Shreka poprosił głosem Himilsbacha o tanią wodę kolońską Poemat, po czym wypił ją przy ladzie, robiąc oko do sprzedawczyni. Wszyscy byli oburzeni jego zachowaniem i tylko mnie się wyrwało ciche i nieśmiałe "Na zdrowie!".
W płynach do mycia szyb samochodowych jest więcej alkoholu niż w popularnej brzozówie. Słynny swego czasu autosilux był hitem na rynku dla twardzieli. Niestety, piło się to gorzej, bo produkowali ów napój w pojemnikach z końcówką typu spray. Alkohol jest nawet w paście do zębów, którą też można pić po zmieszaniu z wodą. Zwykle jedna tubka pasty na szklankę wody. Należy mocno zmieszać i podać z plasterkiem cytryny. Po wypiciu czujesz się jak hurtownia chemiczna, a uszami wychodzą ci bąbelki niczym bańki mydlane.
Moda na odzyskiwanie czegoś cennego z czegoś drugiego mniej cennego dotarła także na polityczne salony. Już niebawem z Józefa Oleksego odzyska się kilkanaście kilogramów tajnych raportów wywiadowczych sprzed lat, z Aleksandry Jakubowskiej trzy kilo partyjnego betonu, z organizmu Marka Belki worek trocin i drzazg, a z posłanki Samoobrony Danuty Hojarskiej karton makulatury.
Na ciekawy sposób życia z odzysku wpadły grupy przestępcze, które - jak doniosła prasa - odzyskiwały alkohol z płynów do spryskiwaczy szyb samochodowych. W województwie zachodniopomorskim na masową skalę kupowano tani płyn do mycia szyb i przerabiano go na czysty spirytus. Po wsiach montowano przypominający rakiety kosmiczne sprzęt do destylacji i metodą skraplania pozyskiwano cenne procenty. Odzyskany ze spryskiwaczy alkohol mieszano z wodą i sprzedawano jako normalną wódkę w sklepach i knajpach. Mimo że ze spryskiwaczy odzyskiwano czystą, nie był to czysty interes, ale zysk i owszem.
To, że wszelkiego rodzaju tania perfumeria, spryskiwacze i płyny do mycia mają w sobie dużą ilość alku, od dawna wiedzieli wszyscy miłośnicy oryginalnych drinków, czyli wdzięczna elita społeczna, dla której denaturat to lekki sikacz. Jeszcze nie tak dawno pod każdym mostem można było znaleźć świeżo opróżnione buteleczki po wodzie brzozowej. Znak, że przed chwilą odbyła się w tym miejscu szacowna balanga. Za komuny nikt nie bawił się w skraplanie i odzyskiwanie cennego alkoholu. Pito brzozówkę duszkiem wraz z całym tym pachnącym świństwem udającym wodę po goleniu. Picie wody kolońskiej czy eksperymentowanie z płynami do mycia szyb ocierało się o poezję. Sam byłem świadkiem, jak w sklepie pewien menel przypominający Shreka poprosił głosem Himilsbacha o tanią wodę kolońską Poemat, po czym wypił ją przy ladzie, robiąc oko do sprzedawczyni. Wszyscy byli oburzeni jego zachowaniem i tylko mnie się wyrwało ciche i nieśmiałe "Na zdrowie!".
W płynach do mycia szyb samochodowych jest więcej alkoholu niż w popularnej brzozówie. Słynny swego czasu autosilux był hitem na rynku dla twardzieli. Niestety, piło się to gorzej, bo produkowali ów napój w pojemnikach z końcówką typu spray. Alkohol jest nawet w paście do zębów, którą też można pić po zmieszaniu z wodą. Zwykle jedna tubka pasty na szklankę wody. Należy mocno zmieszać i podać z plasterkiem cytryny. Po wypiciu czujesz się jak hurtownia chemiczna, a uszami wychodzą ci bąbelki niczym bańki mydlane.
Moda na odzyskiwanie czegoś cennego z czegoś drugiego mniej cennego dotarła także na polityczne salony. Już niebawem z Józefa Oleksego odzyska się kilkanaście kilogramów tajnych raportów wywiadowczych sprzed lat, z Aleksandry Jakubowskiej trzy kilo partyjnego betonu, z organizmu Marka Belki worek trocin i drzazg, a z posłanki Samoobrony Danuty Hojarskiej karton makulatury.
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.