Rozmowa z BENJAMINEM WEISEREM, nowojorskim reportażystą, autorem książki o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim "Tajne życie: Polski oficer, jego ukryta misja i cena, którą zapłacił, by uratować swój kraj"
Czy pułkownik Kukliński uchronił Zachód przed wybuchem III wojny światowej?
David M. Dastych: Żeby napisać "Tajne życie...", musiał pan przekonać CIA do otwarcia przed panem choćby części tajnych archiwów. Jak udało się panu dotrzeć do ponad 700 stron dokumentów, które przekazał Kukliński, jak również do dokumentów o nim samym? I dlaczego ani jeden z nich nie został opublikowany w książce?
Benjamin Weiser: Dokumenty, które otrzymałem, były fragmentami angielskich przekładów materiałów od Kuklińskiego. Chciałem reprodukować dwa: oryginalny, napisany kiepsko po angielsku list do ambasady USA w Bonn z 1972 r. oraz bardzo ważny dokument z grudnia 1980 r., w którym pułkownik zawiadamiał CIA o gotowości wojsk sowieckich i Układu Warszawskiego do wkroczenia do Polski. Nie udało mi się ich jednak zdobyć przed publikacją książki - może znajdą się w jej polskim wydaniu [ma się ukazać w 2005 r. - red.]. Moja książka traktuje o ludziach, głównie o tym, jak funkcjonują "osobowe źródła wywiadu", tzw. humint. Dla udokumentowania książki musiałbym uzyskać tzw. klauzulę bezpieczeństwa od CIA, a chciałem uniknąć sytuacji, w której wywiad decydowałby o kształcie i treści mojej książki. Dlatego w pracy nad dokumentacją posłużyłem się pośrednikiem, który miał wszelkie zezwolenia. Był nim długoletni wysoki oficer CIA Peter Ernest. Pracował dla mnie kilka lat i wiele mu zawdzięczam.
- Jak pan ocenia wiarygodność źródeł informacji w USA i Polsce? Czy ludzie, z którymi pan rozmawiał, mówili panu prawdę? Mam na myśli zarówno przyjaciół płk. Kuklińskiego, ludzi z CIA, którzy go znali, jak i jego przeciwników, a także samego Kuklińskiego.
- Z Ryszardem Kuklińskim spotykałem się regularnie przez 12 lat. Na pewno był szczery, mówił prawdę. Przy tym miał niesamowitą wręcz pamięć. Później zweryfikowałem jego wypowiedzi, wiele szczegółów, w rozmowach z oficerami CIA i innymi ludźmi w USA. Od 1992 r. byłem wielokrotnie w Polsce. Spotkałem wiele osób, które go dobrze znały. Odwiedzałem opisane przez niego miejsca, chodziłem "jego" ulicami - to zdumiewające, jak dobrze je zapamiętał. Poprosiłem o spotkanie z generałami Jaruzelskim, Kiszczakiem i Siwickim - bez trudu zgodzili się na rozmowę ze mną. Do Kuklińskiego byli nastawieni niechętnie, nazywali go zdrajcą, ale wobec mnie byli bardzo uprzejmi i odpowiadali - jak mi się wydaje szczerze - na moje pytania.
- Czy jest pan całkowicie przekonany, że pułkownik Kukliński miał bezpośredni dostęp do wszystkich ściśle tajnych dokumentów sowieckich i Układu Warszawskiego, które przekazał CIA? A może po 1981 r. przypisywano mu zdobycie dokumentów, które pochodziły od innych tajnych agentów amerykańskich w Związku Sowieckim?
- Nie mam wątpliwości, że z racji pełnionych funkcji pułkownik Kukliński miał dostęp do większości ściśle tajnych dokumentów i informacji z Polski i Układu Warszawskiego. Co do sowieckich - nawiązał stosunki z najwyższymi dowódcami z byłego ZSRR i oficerami innych państw układu. Miał swoje sposoby zdobywania informacji i dokumentów, ale ich nie ujawnił. Nie wierzę, by CIA przypisywała mu cudze osiągnięcia. To on tak naprawdę ostrzegł Zachód przed wybuchem III wojny światowej na początku lat 70. minionego stulecia i on uchronił swą ojczyznę przed interwencją Sowietów niespełna 10 lat później.
- Czy po opublikowaniu książki dowiedział się pan o jakichś nowych istotnych faktach na temat misji płk. Kuklińskiego?
- Nie, nie zdobyłem żadnych rewelacji, a to, co napisałem, Ryszard miał okazję przeczytać przed śmiercią i nie miał zastrzeżeń. Jak powiedziałem, moja książka traktuje o ludzkiej stronie wywiadu, pokazuje, jak ważne są źródła osobowe i praca ludzi dla powodzenia tajnych misji. Źródła przecieku badał potem David Forden, "Daniel", oficer prowadzący i przyjaciel Kuklińskiego. Ale z kolei Boris Sołomatin, były rezydent KGB w Rzymie, nigdy nie ujawnił swoich informatorów. Takie są zasady wywiadu, tę tajemnicę zabierze z sobą do grobu.
David M. Dastych: Żeby napisać "Tajne życie...", musiał pan przekonać CIA do otwarcia przed panem choćby części tajnych archiwów. Jak udało się panu dotrzeć do ponad 700 stron dokumentów, które przekazał Kukliński, jak również do dokumentów o nim samym? I dlaczego ani jeden z nich nie został opublikowany w książce?
Benjamin Weiser: Dokumenty, które otrzymałem, były fragmentami angielskich przekładów materiałów od Kuklińskiego. Chciałem reprodukować dwa: oryginalny, napisany kiepsko po angielsku list do ambasady USA w Bonn z 1972 r. oraz bardzo ważny dokument z grudnia 1980 r., w którym pułkownik zawiadamiał CIA o gotowości wojsk sowieckich i Układu Warszawskiego do wkroczenia do Polski. Nie udało mi się ich jednak zdobyć przed publikacją książki - może znajdą się w jej polskim wydaniu [ma się ukazać w 2005 r. - red.]. Moja książka traktuje o ludziach, głównie o tym, jak funkcjonują "osobowe źródła wywiadu", tzw. humint. Dla udokumentowania książki musiałbym uzyskać tzw. klauzulę bezpieczeństwa od CIA, a chciałem uniknąć sytuacji, w której wywiad decydowałby o kształcie i treści mojej książki. Dlatego w pracy nad dokumentacją posłużyłem się pośrednikiem, który miał wszelkie zezwolenia. Był nim długoletni wysoki oficer CIA Peter Ernest. Pracował dla mnie kilka lat i wiele mu zawdzięczam.
- Jak pan ocenia wiarygodność źródeł informacji w USA i Polsce? Czy ludzie, z którymi pan rozmawiał, mówili panu prawdę? Mam na myśli zarówno przyjaciół płk. Kuklińskiego, ludzi z CIA, którzy go znali, jak i jego przeciwników, a także samego Kuklińskiego.
- Z Ryszardem Kuklińskim spotykałem się regularnie przez 12 lat. Na pewno był szczery, mówił prawdę. Przy tym miał niesamowitą wręcz pamięć. Później zweryfikowałem jego wypowiedzi, wiele szczegółów, w rozmowach z oficerami CIA i innymi ludźmi w USA. Od 1992 r. byłem wielokrotnie w Polsce. Spotkałem wiele osób, które go dobrze znały. Odwiedzałem opisane przez niego miejsca, chodziłem "jego" ulicami - to zdumiewające, jak dobrze je zapamiętał. Poprosiłem o spotkanie z generałami Jaruzelskim, Kiszczakiem i Siwickim - bez trudu zgodzili się na rozmowę ze mną. Do Kuklińskiego byli nastawieni niechętnie, nazywali go zdrajcą, ale wobec mnie byli bardzo uprzejmi i odpowiadali - jak mi się wydaje szczerze - na moje pytania.
- Czy jest pan całkowicie przekonany, że pułkownik Kukliński miał bezpośredni dostęp do wszystkich ściśle tajnych dokumentów sowieckich i Układu Warszawskiego, które przekazał CIA? A może po 1981 r. przypisywano mu zdobycie dokumentów, które pochodziły od innych tajnych agentów amerykańskich w Związku Sowieckim?
- Nie mam wątpliwości, że z racji pełnionych funkcji pułkownik Kukliński miał dostęp do większości ściśle tajnych dokumentów i informacji z Polski i Układu Warszawskiego. Co do sowieckich - nawiązał stosunki z najwyższymi dowódcami z byłego ZSRR i oficerami innych państw układu. Miał swoje sposoby zdobywania informacji i dokumentów, ale ich nie ujawnił. Nie wierzę, by CIA przypisywała mu cudze osiągnięcia. To on tak naprawdę ostrzegł Zachód przed wybuchem III wojny światowej na początku lat 70. minionego stulecia i on uchronił swą ojczyznę przed interwencją Sowietów niespełna 10 lat później.
- Czy po opublikowaniu książki dowiedział się pan o jakichś nowych istotnych faktach na temat misji płk. Kuklińskiego?
- Nie, nie zdobyłem żadnych rewelacji, a to, co napisałem, Ryszard miał okazję przeczytać przed śmiercią i nie miał zastrzeżeń. Jak powiedziałem, moja książka traktuje o ludzkiej stronie wywiadu, pokazuje, jak ważne są źródła osobowe i praca ludzi dla powodzenia tajnych misji. Źródła przecieku badał potem David Forden, "Daniel", oficer prowadzący i przyjaciel Kuklińskiego. Ale z kolei Boris Sołomatin, były rezydent KGB w Rzymie, nigdy nie ujawnił swoich informatorów. Takie są zasady wywiadu, tę tajemnicę zabierze z sobą do grobu.
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.