Cztery mity o leczeniu narkomanów Narkomanów nie da się wyleczyć w takich ośrodkach jak Monar. Terapeuci w USA i krajach Zachodu twierdzą, że w leczeniu narkomanii odtrucie na oddziale detoksykacyjnym i wielomiesięczny pobyt w ośrodku niewiele dają. Podobnie sądzi wielu uzależnionych, na przykład Tomasz Piątek, autor powieści "Heroina". Piątek nigdy nie leczył się w specjalnym ośrodku, bo twierdzi, iż nie ma dowodów na to, że jest to skuteczna terapia. Piątek co trzy miesiące wszywa sobie substancję toksyczną o nazwie naltrexon: jeśli zażyje heroinę, może umrzeć.
Mit detoksu
W Polsce wciąż pokutuje mit o zbawczej mocy odtrucia, czyli usunięcia narkotyku z organizmu pacjenta. Większość rodzin narkomanów sądzi, że tzw. detoks wystarczy, by wyjść z uzależnienia. Krzysztof Lesz, terapeuta, autor poradnika dla rodziców narkomanów, często spotyka się z pretensjami rodziców, którzy mówią: "Syn był już dwa razy na oddziale i nadal bierze. Czy nie można go odtruć raz, ale porządnie?". Odtrucie to półśrodek. Wiara w jego skuteczność, wsparta swoistą resocjalizacją narkomana, to efekt wieloletniej działalności założyciela Monaru Marka Kotańskiego.
Kiedy w latach 80. Kotański tworzył monarowską sieć, propagował trójstopniowy model terapii: poradnia - szpital - ośrodek resocjalizacji. Owszem, model ten był w miarę skuteczny w leczeniu uzależnionych od tzw. kompotu, czyli polskiej heroiny. Po prostu wraz z narkotykiem osoba uzależniona wstrzykiwała sobie wiele innych szkodliwych substancji, więc odtrucie przynosiło szybkie efekty. Obecnie zażywane narkotyki, głównie amfetamina, nie zatruwają organizmu w taki sposób jak kompot, więc odtrucie niewiele daje. Odtrucie i resocjalizacja w ośrodku pomaga obecnie nie więcej niż jednej trzeciej pacjentów. Jedna trzecia na pewien czas odkłada narkotyki, ale do nich wraca, a pozostali zaczynają brać zaraz po odtruciu.
Mit abstynencji
W Polsce powszechne jest przekonanie, że drastyczne odcięcie pacjenta od narkotyków rozwiąże problem jego uzależnienia. To nieprawda: aż 75 proc. narkomanów leczonych w ten sposób wraca do nałogu jeszcze podczas terapii. Wynika to z tego, że nowe rodzaje narkotyków w niewielkim stopniu uzależniają fizycznie (na tzw. głodzie nie odczuwa się fizycznych cierpień), wywołują natomiast takie zmiany w psychice (lęki, natręctwa, permanentna dekoncentracja), że osoby uzależnione normalnie funkcjonują dopiero po zażyciu narkotyku. Wydaje się on im skutecznym lekiem, a nie czymś szkodliwym.
Coraz więcej polskich terapeutów twierdzi, że skuteczna jest metoda terapii zwana harm reduction (ograniczenie strat). Polega ona na podawaniu uzależnionemu kontrolowanych dawek narkotyku. Stopniowo są one zmniejszane - aż do zera. W ten sposób cofają się zmiany w psychice i znika przyzwyczajenie, że trzeba zażywać coraz więcej, by normalnie funkcjonować. Metoda ograniczania strat jest wyjątkowo skuteczna w leczeniu tzw. politoksykomanii, czyli uzależnienia od koktajlu kilku specyfików. Terapia polega na sprowadzeniu uzależnienia najpierw do jednego z tych środków, a potem na walce z ograniczonym w ten sposób nałogiem.
Mit resocjalizacji
Izolacja od narkotyku oznacza najczęściej izolację od społeczeństwa. Marek Kotański i jego współpracownicy przekonali opinię publiczną w Polsce, że długotrwały pobyt w ośrodku dla uzależnionych to niemal automatyczna resocjalizacja. Tak nie jest: terapeuci dopóty oddziałują na swoich pacjentów, dopóki mają z nimi bezpośredni kontakt. Pacjentom opuszczającym placówkę zaczyna brakować kogoś, kto prowadził ich wcześniej za rękę. Resocjalizacja w ośrodku jest więc swego rodzaju protezą, która okazuje się zawodna w środowisku, do którego wraca osoba po terapii. Nie mając pod ręką przewodnika terapeuty, osoba taka znowu sięga po narkotyki.
Nie sprawdziło się tworzenie tzw. społeczności biorących, które mają same sobie pomagać. Uzależnienie często spotyka się tam z akceptacją innych biorących. Takie grupy w niczym nie przypominają anonimowych alkoholików, bo nie piętnuje się uzależnionych, lecz pociesza.
Na świecie coraz popularniejsza jest ambulatoryjna metoda leczenia. Pacjent mieszka w domu, może pracować albo się uczyć. Z terapeutą kontaktuje się jak każdy chory podczas regularnych wizyt. W Polsce metoda ta, w przeciwieństwie do leczenia stacjonarnego w ośrodkach, nie cieszy się uznaniem. Przed rokiem biuro rzecznika spraw obywatelskich wystąpiło do ministra zdrowia z protestem, iż nadal zbyt rzadko stosuje się lecznictwo ambulatoryjne.
Mit brudnej kokainy
Największym problemem w terapii narkomanów jest pojawianie się coraz to nowych środków uzależniających, których skutki są widoczne dopiero po latach. Narkotyki są też coraz czystsze, dlatego uzależnianie się trwa długo, a ludzie nie mający wiedzy na ten temat nie potrafią rozpoznać kogoś, kto bierze. Tak jest na przykład z kokainistami. Jest ich tym trudniej rozpoznać, że często są to osoby wykonujące wolne zawody, zachowujące się dość swobodnie, co powoduje, że ich wyskoki nie wzbudzają podejrzeń. Kokainę zażywał na przykład bohater "American Psycho" Breta Eastona Ellisa, wręcz wzorcowy yuppie.
Celem terapeutów jest wskazanie życiowej alternatywy, pomoc w rekonstrukcji kontaktów z otoczeniem. Tymczasem kokainiści mają przeważnie dobry kontakt ze swoim środowiskiem zawodowym, z przyjaciółmi, więc uważają, że nie ma powodu, by przechodzić jakąś terapię. To przekonanie umacnia fakt, że często w pierwszym okresie brania pracują efektywniej, osiągają sukcesy, awansują.
Narkotyk wiary
W ostatnich latach jedną ze skuteczniejszych form terapii jest wiara. Osoba motywowana wiarą może zmobilizować swoją psychikę w beznadziejnej z punktu widzenia psychologa sytuacji. Pierwsze gabinety psychoterapeutów chrześcijańskich zaczęły powstawać w połowie lat 90. jednocześnie w USA i kilku krajach europejskich. W Niemczech centra terapeutyczne IGNIS otwierane są przy współpracy z samorządami. W ostatnich dwóch latach tylko w krajach OECD powstało ponad 30 tys. gabinetów psychoterapii religijnej. W USA do Stowarzyszenia Terapeutów Chrześcijańskich należy około 20 tys. osób.
W Polsce kilka ośrodków terapii wiarą leczących narkomanów prowadzi stowarzyszenie Karan (Katolicki Ruch Antynarkotyczny). Tradycyjną terapię łączy się tam z ewangelizacją. - Nie chodzi o nawracanie, lecz o pomoc w dostrzeżeniu celu życia. Ważne jest, by terapia obejmowała nie tylko leczonego, ale też całą jego rodzinę - mówi ksiądz dr Paweł Rosik kierujący stowarzyszeniem. Z pomocy stowarzyszenia Karan skorzystało już około 5 tysięcy osób - 60 proc. z nich nie wróciło do nałogu. W Holandii ośrodki terapii wiarą miały tak dobre wyniki pomocy uzależnionymi, że włączono je do programów rządowych.
W Polsce większość mitów związanych z leczeniem narkomanii żywiła się innym mitem - stworzonym wokół osoby Marka Kotańskiego. Uczyniono go, nie bez jego udziału, kimś w rodzaju Kaszpirowskiego (ukraińskiego uzdrowiciela cudotwórcy popularnego w latach 80. i na początku lat 90.) - połączeniem proroka, terapeuty i guru, który potrafi uleczyć wszystko i wszystkich. Przy całym szacunku dla osiągnięć Kotańskiego, zasadne wydaje się pytanie, czy nie wpuścił on terapii narkomanów w kanał, z którego do dziś terapeuci i uzależnieni nie potrafią się wydobyć?
W Polsce wciąż pokutuje mit o zbawczej mocy odtrucia, czyli usunięcia narkotyku z organizmu pacjenta. Większość rodzin narkomanów sądzi, że tzw. detoks wystarczy, by wyjść z uzależnienia. Krzysztof Lesz, terapeuta, autor poradnika dla rodziców narkomanów, często spotyka się z pretensjami rodziców, którzy mówią: "Syn był już dwa razy na oddziale i nadal bierze. Czy nie można go odtruć raz, ale porządnie?". Odtrucie to półśrodek. Wiara w jego skuteczność, wsparta swoistą resocjalizacją narkomana, to efekt wieloletniej działalności założyciela Monaru Marka Kotańskiego.
Kiedy w latach 80. Kotański tworzył monarowską sieć, propagował trójstopniowy model terapii: poradnia - szpital - ośrodek resocjalizacji. Owszem, model ten był w miarę skuteczny w leczeniu uzależnionych od tzw. kompotu, czyli polskiej heroiny. Po prostu wraz z narkotykiem osoba uzależniona wstrzykiwała sobie wiele innych szkodliwych substancji, więc odtrucie przynosiło szybkie efekty. Obecnie zażywane narkotyki, głównie amfetamina, nie zatruwają organizmu w taki sposób jak kompot, więc odtrucie niewiele daje. Odtrucie i resocjalizacja w ośrodku pomaga obecnie nie więcej niż jednej trzeciej pacjentów. Jedna trzecia na pewien czas odkłada narkotyki, ale do nich wraca, a pozostali zaczynają brać zaraz po odtruciu.
Mit abstynencji
W Polsce powszechne jest przekonanie, że drastyczne odcięcie pacjenta od narkotyków rozwiąże problem jego uzależnienia. To nieprawda: aż 75 proc. narkomanów leczonych w ten sposób wraca do nałogu jeszcze podczas terapii. Wynika to z tego, że nowe rodzaje narkotyków w niewielkim stopniu uzależniają fizycznie (na tzw. głodzie nie odczuwa się fizycznych cierpień), wywołują natomiast takie zmiany w psychice (lęki, natręctwa, permanentna dekoncentracja), że osoby uzależnione normalnie funkcjonują dopiero po zażyciu narkotyku. Wydaje się on im skutecznym lekiem, a nie czymś szkodliwym.
Coraz więcej polskich terapeutów twierdzi, że skuteczna jest metoda terapii zwana harm reduction (ograniczenie strat). Polega ona na podawaniu uzależnionemu kontrolowanych dawek narkotyku. Stopniowo są one zmniejszane - aż do zera. W ten sposób cofają się zmiany w psychice i znika przyzwyczajenie, że trzeba zażywać coraz więcej, by normalnie funkcjonować. Metoda ograniczania strat jest wyjątkowo skuteczna w leczeniu tzw. politoksykomanii, czyli uzależnienia od koktajlu kilku specyfików. Terapia polega na sprowadzeniu uzależnienia najpierw do jednego z tych środków, a potem na walce z ograniczonym w ten sposób nałogiem.
Mit resocjalizacji
Izolacja od narkotyku oznacza najczęściej izolację od społeczeństwa. Marek Kotański i jego współpracownicy przekonali opinię publiczną w Polsce, że długotrwały pobyt w ośrodku dla uzależnionych to niemal automatyczna resocjalizacja. Tak nie jest: terapeuci dopóty oddziałują na swoich pacjentów, dopóki mają z nimi bezpośredni kontakt. Pacjentom opuszczającym placówkę zaczyna brakować kogoś, kto prowadził ich wcześniej za rękę. Resocjalizacja w ośrodku jest więc swego rodzaju protezą, która okazuje się zawodna w środowisku, do którego wraca osoba po terapii. Nie mając pod ręką przewodnika terapeuty, osoba taka znowu sięga po narkotyki.
Nie sprawdziło się tworzenie tzw. społeczności biorących, które mają same sobie pomagać. Uzależnienie często spotyka się tam z akceptacją innych biorących. Takie grupy w niczym nie przypominają anonimowych alkoholików, bo nie piętnuje się uzależnionych, lecz pociesza.
Na świecie coraz popularniejsza jest ambulatoryjna metoda leczenia. Pacjent mieszka w domu, może pracować albo się uczyć. Z terapeutą kontaktuje się jak każdy chory podczas regularnych wizyt. W Polsce metoda ta, w przeciwieństwie do leczenia stacjonarnego w ośrodkach, nie cieszy się uznaniem. Przed rokiem biuro rzecznika spraw obywatelskich wystąpiło do ministra zdrowia z protestem, iż nadal zbyt rzadko stosuje się lecznictwo ambulatoryjne.
Mit brudnej kokainy
Największym problemem w terapii narkomanów jest pojawianie się coraz to nowych środków uzależniających, których skutki są widoczne dopiero po latach. Narkotyki są też coraz czystsze, dlatego uzależnianie się trwa długo, a ludzie nie mający wiedzy na ten temat nie potrafią rozpoznać kogoś, kto bierze. Tak jest na przykład z kokainistami. Jest ich tym trudniej rozpoznać, że często są to osoby wykonujące wolne zawody, zachowujące się dość swobodnie, co powoduje, że ich wyskoki nie wzbudzają podejrzeń. Kokainę zażywał na przykład bohater "American Psycho" Breta Eastona Ellisa, wręcz wzorcowy yuppie.
Celem terapeutów jest wskazanie życiowej alternatywy, pomoc w rekonstrukcji kontaktów z otoczeniem. Tymczasem kokainiści mają przeważnie dobry kontakt ze swoim środowiskiem zawodowym, z przyjaciółmi, więc uważają, że nie ma powodu, by przechodzić jakąś terapię. To przekonanie umacnia fakt, że często w pierwszym okresie brania pracują efektywniej, osiągają sukcesy, awansują.
Narkotyk wiary
W ostatnich latach jedną ze skuteczniejszych form terapii jest wiara. Osoba motywowana wiarą może zmobilizować swoją psychikę w beznadziejnej z punktu widzenia psychologa sytuacji. Pierwsze gabinety psychoterapeutów chrześcijańskich zaczęły powstawać w połowie lat 90. jednocześnie w USA i kilku krajach europejskich. W Niemczech centra terapeutyczne IGNIS otwierane są przy współpracy z samorządami. W ostatnich dwóch latach tylko w krajach OECD powstało ponad 30 tys. gabinetów psychoterapii religijnej. W USA do Stowarzyszenia Terapeutów Chrześcijańskich należy około 20 tys. osób.
W Polsce kilka ośrodków terapii wiarą leczących narkomanów prowadzi stowarzyszenie Karan (Katolicki Ruch Antynarkotyczny). Tradycyjną terapię łączy się tam z ewangelizacją. - Nie chodzi o nawracanie, lecz o pomoc w dostrzeżeniu celu życia. Ważne jest, by terapia obejmowała nie tylko leczonego, ale też całą jego rodzinę - mówi ksiądz dr Paweł Rosik kierujący stowarzyszeniem. Z pomocy stowarzyszenia Karan skorzystało już około 5 tysięcy osób - 60 proc. z nich nie wróciło do nałogu. W Holandii ośrodki terapii wiarą miały tak dobre wyniki pomocy uzależnionymi, że włączono je do programów rządowych.
W Polsce większość mitów związanych z leczeniem narkomanii żywiła się innym mitem - stworzonym wokół osoby Marka Kotańskiego. Uczyniono go, nie bez jego udziału, kimś w rodzaju Kaszpirowskiego (ukraińskiego uzdrowiciela cudotwórcy popularnego w latach 80. i na początku lat 90.) - połączeniem proroka, terapeuty i guru, który potrafi uleczyć wszystko i wszystkich. Przy całym szacunku dla osiągnięć Kotańskiego, zasadne wydaje się pytanie, czy nie wpuścił on terapii narkomanów w kanał, z którego do dziś terapeuci i uzależnieni nie potrafią się wydobyć?
BRANIE POWSZECHNE |
---|
Wedle danych Ministerstwa Zdrowia, od narkotyków uzależnionych jest od 30 tys. do 70 tys. Polaków. Rzeczywista liczba jest znacznie wyższa. Syntetyczne narkotyki są obecne w każdej dyskotece, w klubach, na uczelniach, w akademikach, liceach (nawet w zakonnych, gdzie panuje większy rygor), gimnazjach, a także na pielgrzymkach. W Polsce narkotyki zażywało już 3,5 mln osób. Ponad połowa polskich nastolatków spróbowała ich choć raz. Ponad 60 proc. biorących to osoby z tzw. dobrych domów. Z badań CBOS ("Młodzież a substancje psychoaktywne") wynika, że w ostatniej dekadzie prawie pięciokrotnie - do 24 proc. - wzrósł odsetek uczniów, którzy mieli kontakt z narkotykami, a aż 13 proc. zażywa je regularnie. Co drugi nastolatek wiedział, gdzie kupić środki odurzające, co czwarty twierdził, że są dostępne w jego szkole. Najpopularniejsze środki to marihuana (miało z nią kontakt 86 proc. nastolatków), amfetamina (23 proc.), ecstasy (8 proc.) i haszysz (7 proc.). |
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.