Seks grupowy uprawia się w Polsce już w 70 klubach Są biznesmenami, handlowcami, uprawiają wolne zawody. Spotykają się w grupach liczących około dwudziestu osób. Większość z nich ma 35-45 lat. Nazywają się swingersami - to slangowe określenie kogoś, kto przygląda się parom uprawiającym seks. Spotykają się w tzw. swingers clubs, urządzanych najczęściej w prywatnych domach któregoś z członków. Reporterzy "Wprost" spędzili wieczór w klubie swingersów w willi położonej niedaleko Sulejówka. Większość gości uprawiała seks ze stałym partnerem, ale w obecności innych. Mniejszość wymieniała się partnerami - kilkakrotnie podczas nocy.
W zachodniej Europie działa ponad 5 tys. klubów swingersów. W Polsce powstało dotychczas około 70 klubów grupowych zabaw seksualnych. Tylko w Warszawie i okolicach jest 12-15 swingers clubs. Zainteresowani umawiają się na wspólne zabawy przez Internet. Spotkania swingersów, czyli seks grupowy, nie są niczym nowym, także w Polsce. Nowe jest coraz większe przyzwolenie na seks grupowy i powstanie ruchu swingersów. W naszym kraju przełomem okazały się lata 1998-1999 r., kiedy to w firmie Pink Press nakręcono dwie części pornograficznego filmu "Śląski karnawał". Film był w istocie zapisem seksu zbiorowego z udziałem grupy przyjaciół, w większości z górniczych rodzin, od kilku lat spotykających się w weekendy na seksualnych zabawach. Dziełko cieszyło się tak wielką popularnością, że rok później nakręcono "Śląski karnawał 2000". Film ten ośmielił wiele osób do szukania kontaktów z innymi amatorami seksu grupowego, w czym pomagały internetowe strony swingersów.
Swingers party w Sulejówku
W willi nieopodal Sulejówka spotkaliśmy m.in. Olgę i Krzysztofa, parę trzydziestolatków z Warszawy. Od kilku tygodni w każdą sobotę zostawiają dwójkę małych dzieci z rodzicami i jadą na swingers party. Na swingers party często tylko rozmawiają, bo nie znajdują nikogo interesującego. Oboje uprawiają seks z innymi kobietami, Olga także z innymi mężczyznami.
Olga i Krzysztof spotykają się w grupie amatorów. Tymczasem istnieją już w Polsce zawodowi organizatorzy grupowych zabaw seksualnych. Najbardziej znaną i działającą na największą skalę jest kobieta występująca pod pseudonimem Astrid. Astrid i jej partner Krzysztof prowadzili w Zielonej Górze firmę budowlaną, lecz w połowie lat 90. zbankrutowali. Osiem lat temu założyli agencję matrymonialno-towarzyską, nazwaną Astrid. Później w agencji zaczęli organizować spotkania par - był to pierwszy swingers club w Polsce. Przed dwoma laty przenieśli się do Warszawy. Na spotkanie zapraszają 10-15 par. Zapewniają im nocleg, wyżywienie, alkohol, a także specjalne stroje i różne seksualne akcesoria. Wstęp na taką imprezę kosztuje 200 zł od pary. Astrid i Krzysztof są kimś w rodzaju wodzirejów, ale nie uprawiają seksu ze swoimi gośćmi. Sami nie są zwolennikami seksu grupowego. Uważają, że to źle wpływa na związki. Zawsze któraś strona czuje się zraniona. Z obserwacji Astrid i Krzysztofa wynika, że zwykle to kobiety są inicjatorkami zabaw w klubach swingersów.
Szefowie klubu Astrid szacują, że w ich imprezach uczestniczyło dotychczas około 5 tys. osób. Astrid organizuje także spotkania wyjazdowe w atrakcyjnych miejscowościach turystycznych, na przykład w Mikołajkach, Zakopanem czy Kołobrzegu. Szefowa klubu chwali się, że bywa u nich posłanka oraz kilka znanych osób z show-biznesu i mediów. Wśród klientów są także Włosi, Holendrzy, Anglicy, Niemcy. Kiedy jedna z małych lokalnych gazet sfotografowała osoby przychodzące do klubu Astrid i opublikowała te zdjęcia, właściciele wykupili cały nakład. W kręgach polskich swingersów Astrid ma tak dobrą markę, że inni organizatorzy grupowego seksu i agencje towarzyskie podszywają się pod nią.
Ile małżeństw uprawia seks grupowy?
Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz uważa, że w każdej populacji odsetek zainteresowanych seksem grupowym wynosi około 1,5 proc. W badaniach prof. Zbigniewa Izdebskiego, zrealizowanych wraz z TNS OBOP, na pytanie o ulubione formy aktywności seksualnej 2 proc. ankietowanych (tyle samo kobiet i mężczyzn) wybrało seks grupowy. Oznaczałoby to, że tą formą seksu jest zainteresowanych ponad pół miliona osób w Polsce. Z kolei w raporcie Durexu "Postawy i zachowania seksualne 2003" 4 proc. badanych przyznało, że miało w swoim życiu choć raz doświadczenie z seksem grupowym (wśród ankietowanych przeważały osoby młode).
Według stowarzyszenia klubów swingersów (NASCA) zrzeszającego miłośników seksu grupowego w krajach zachodniej Europy, USA i Kanady, aż 15 proc. amerykańskich par deklaruje, że miało doświadczenia z uprawianiem seksu grupowego. Bardziej wiarygodne wydają się badania prof. Geoffreya Hunta, wedle których seks grupowy uprawia 1-4 proc. małżeństw, co i tak oznacza co najmniej 1,5 mln Amerykanów. Bardzo podobne są wyniki badań niemieckich i japońskich.
Satyricon
Swingersi to produkt uboczny rewolucji seksualnej końca lat 60. Zwolennikiem seksu grupowego był m.in. główny ideolog kontrkultury tamtych lat Herbert Marcuse. Miało to być narzędzie walki z opresją tradycyjnej rodziny. Smutny koniec tych rewolucyjnych pomysłów opisał w "Cząstkach elementarnych" Michael Houellebecq. Pokazał on, jak sieroty po pokoleniu 1968 spotykają się na lepieniu garnków urozmaicanym grupowym seksem. Większość tych ludzi była życiowymi nieudacznikami.
Wydarzenia 1968 r. wywołały modę na seks grupowy, ale jest to zjawisko stare jak ludzkość. Mika Waltari w powieści "Egipcjanin Sinuhe" dał oparty na historycznych świadectwach opis seansów seksu grupowego w starożytnym Egipcie. Podobnie bawiono się w Rzymie, co wiemy choćby z "Satyriconu" Petroniusza. Chrześcijaństwo potępiało oczywiście seks grupowy. Jego uprawianie było jednym z powodów krucjaty przeciw albigensom w Prowansji. Jeden z odłamów tego ruchu uważał, że grupowy seks jest środkiem do osiągnięcia zbawienia. Dwieście lat przed XVIII-wiecznymi francuskimi libertynami, którzy propagowali grupowy seks, w "Marcinowej powieści" opisał go Jan Kochanowski.
Seks grupowy przywędrował do nas z Zachodu, ale nie jest to wynalazek zachodniej cywilizacji. Znany był wśród Ammassalików z Grenlandii, praktykuje go plemię Lesu w Melanezji, popularny był też w starożytnych Indiach. Uprawianie seksu grupowego - w rytuale chakrapuja - zaleca religijno-filozoficzna doktryna tantryzmu.
Poliamoryzm kontra monogamia
Antropolodzy dowodzą, że popęd płciowy ma charakter poligamiczny, czyli jest skierowany ku pewnej grupie partnerów. Jak zauważa Reay Tannahill, autor "Historii seksu", przez większą część liczącej pięć tysięcy lat udokumentowanej historii naszego gatunku częściej żyliśmy w poligamii niż w związkach monogamicznych. Do tego argumentu odwołują się zwolennicy seksu grupowego.
Swingersi dorobili do swojej zabawy ideologię poliamoryzmu. W jednym z artykułów twierdzą, że "poliamoryzm jest tak samo moralnie uprawniony jak monogamia". Przekonują, że bycie swingersem to element stylu życia.
Wydawało się, że po fali zainteresowania seksem grupowym na początku lat 70. (kluby służące uprawianiu seksu z przypadkowymi partnerami, które powstawały w latach 70. opisuje w "Życiu seksualnym Catherine M." Catherine Millet) ten rodzaj zabawy zniknie, gdy wybuchła epidemia AIDS. Strach zahamował powstawanie klubów swingersów w drugiej połowie lat 80., ale już od początku lat 90. liczba takich klubów zaczęła rosnąć. Do większości z nich nie wpuszczano osób samotnych. Miało to ograniczyć ryzyko zarażenia się wirusem HIV, bo pary rzadziej uprawiały przypadkowy seks.
Swing w San Diego
Światowym centrum swingersów stało się w ostatnich latach amerykańskie San Diego. Duchową przywódczynią zwolenników seksu grupowego jest Nina Hartley, była gwiazdka porno. Cztery lata temu na konwent swingersów do San Diego zjechało 3,5 tys. osób z ponad 400 miast z 7 krajów.
Kanadyjski dziennikarz Terry Gould, który od lat zajmuje się swingersami, twierdzi, że na świecie działa ponad 50 tys. ich klubów. W Nowym Jorku najbardziej znane są kluby La Trapeze i Acquiesce, zaś w Londynie - Rios Health Spa. Wstęp do tego ostatniego kosztuje tyle, ile do dyskoteki. W Paryżu znane są kluby Au Pluriel oraz Dom Chris.
Z badań prof. Curtisa Bergstranda, socjologa z Southern Illinois University, wynika, że 30 proc. amerykańskich swingersów ma wyższe wykształcenie. Tyle samo twierdzi, że głosuje na partię republikańską. Aż 40 proc. z nich deklaruje, że są praktykującymi protestantami, katolikami, żydami.
Grupowy seks z kłopotami
Swingersi uważają, że uprawianie grupowego seksu ma wyłącznie dobroczynne skutki. Publikują badania, wedle których ta forma seksu doprowadziła do rozpadu zaledwie 3 proc. związków, a na dwie trzecie par miała mieć dobroczynny wpływ. Przeczą temu fakty. Powody, dla których ludzie decydują się na uprawianie seksu grupowego, seksuolodzy dzielą na dewiacyjne (m.in. różne formy voyeuryzmu) oraz niedewiacyjne (najczęściej eksperyment). Dla osób mieszczących się w seksualnej normie udział w takiej sesji bardzo rzadko pozostaje bez wpływu na psychikę. Część par później znajduje spełnienie tylko w takich relacjach albo gustuje w nich jedna ze stron. W większości związków jeden z partnerów uważa nowo poznane osoby za bardziej atrakcyjne niż ta, z którą dotychczas był związany.
Pacjentem prof. Zbigniewa Izdebskiego jest mężczyzna, który został namówiony przez partnerkę do udziału w sesjach swingersów, a teraz cierpi na obsesję, że zaraził się HIV, tyle że u niego tego wirusa nie wykryto. Dr Wiesław Ślósarz ma wśród pacjentów osoby, których związki rozpadły się po uczestnictwie w takich spotkaniach i nie potrafią sobie one znaleźć nowych partnerów. Prof. Izdebski zauważa, że część młodych ludzi z klasy średniej traktuje spotkania swingersów jako nową formę rozrywki - coś jak zakupy w centrum handlowym. Lekarze przestrzegają, że takie osoby będą miały kłopoty z założeniem rodziny i trwałością związków.
Swingers party w Sulejówku
W willi nieopodal Sulejówka spotkaliśmy m.in. Olgę i Krzysztofa, parę trzydziestolatków z Warszawy. Od kilku tygodni w każdą sobotę zostawiają dwójkę małych dzieci z rodzicami i jadą na swingers party. Na swingers party często tylko rozmawiają, bo nie znajdują nikogo interesującego. Oboje uprawiają seks z innymi kobietami, Olga także z innymi mężczyznami.
Olga i Krzysztof spotykają się w grupie amatorów. Tymczasem istnieją już w Polsce zawodowi organizatorzy grupowych zabaw seksualnych. Najbardziej znaną i działającą na największą skalę jest kobieta występująca pod pseudonimem Astrid. Astrid i jej partner Krzysztof prowadzili w Zielonej Górze firmę budowlaną, lecz w połowie lat 90. zbankrutowali. Osiem lat temu założyli agencję matrymonialno-towarzyską, nazwaną Astrid. Później w agencji zaczęli organizować spotkania par - był to pierwszy swingers club w Polsce. Przed dwoma laty przenieśli się do Warszawy. Na spotkanie zapraszają 10-15 par. Zapewniają im nocleg, wyżywienie, alkohol, a także specjalne stroje i różne seksualne akcesoria. Wstęp na taką imprezę kosztuje 200 zł od pary. Astrid i Krzysztof są kimś w rodzaju wodzirejów, ale nie uprawiają seksu ze swoimi gośćmi. Sami nie są zwolennikami seksu grupowego. Uważają, że to źle wpływa na związki. Zawsze któraś strona czuje się zraniona. Z obserwacji Astrid i Krzysztofa wynika, że zwykle to kobiety są inicjatorkami zabaw w klubach swingersów.
Szefowie klubu Astrid szacują, że w ich imprezach uczestniczyło dotychczas około 5 tys. osób. Astrid organizuje także spotkania wyjazdowe w atrakcyjnych miejscowościach turystycznych, na przykład w Mikołajkach, Zakopanem czy Kołobrzegu. Szefowa klubu chwali się, że bywa u nich posłanka oraz kilka znanych osób z show-biznesu i mediów. Wśród klientów są także Włosi, Holendrzy, Anglicy, Niemcy. Kiedy jedna z małych lokalnych gazet sfotografowała osoby przychodzące do klubu Astrid i opublikowała te zdjęcia, właściciele wykupili cały nakład. W kręgach polskich swingersów Astrid ma tak dobrą markę, że inni organizatorzy grupowego seksu i agencje towarzyskie podszywają się pod nią.
Ile małżeństw uprawia seks grupowy?
Seksuolog prof. Zbigniew Lew-Starowicz uważa, że w każdej populacji odsetek zainteresowanych seksem grupowym wynosi około 1,5 proc. W badaniach prof. Zbigniewa Izdebskiego, zrealizowanych wraz z TNS OBOP, na pytanie o ulubione formy aktywności seksualnej 2 proc. ankietowanych (tyle samo kobiet i mężczyzn) wybrało seks grupowy. Oznaczałoby to, że tą formą seksu jest zainteresowanych ponad pół miliona osób w Polsce. Z kolei w raporcie Durexu "Postawy i zachowania seksualne 2003" 4 proc. badanych przyznało, że miało w swoim życiu choć raz doświadczenie z seksem grupowym (wśród ankietowanych przeważały osoby młode).
Według stowarzyszenia klubów swingersów (NASCA) zrzeszającego miłośników seksu grupowego w krajach zachodniej Europy, USA i Kanady, aż 15 proc. amerykańskich par deklaruje, że miało doświadczenia z uprawianiem seksu grupowego. Bardziej wiarygodne wydają się badania prof. Geoffreya Hunta, wedle których seks grupowy uprawia 1-4 proc. małżeństw, co i tak oznacza co najmniej 1,5 mln Amerykanów. Bardzo podobne są wyniki badań niemieckich i japońskich.
Satyricon
Swingersi to produkt uboczny rewolucji seksualnej końca lat 60. Zwolennikiem seksu grupowego był m.in. główny ideolog kontrkultury tamtych lat Herbert Marcuse. Miało to być narzędzie walki z opresją tradycyjnej rodziny. Smutny koniec tych rewolucyjnych pomysłów opisał w "Cząstkach elementarnych" Michael Houellebecq. Pokazał on, jak sieroty po pokoleniu 1968 spotykają się na lepieniu garnków urozmaicanym grupowym seksem. Większość tych ludzi była życiowymi nieudacznikami.
Wydarzenia 1968 r. wywołały modę na seks grupowy, ale jest to zjawisko stare jak ludzkość. Mika Waltari w powieści "Egipcjanin Sinuhe" dał oparty na historycznych świadectwach opis seansów seksu grupowego w starożytnym Egipcie. Podobnie bawiono się w Rzymie, co wiemy choćby z "Satyriconu" Petroniusza. Chrześcijaństwo potępiało oczywiście seks grupowy. Jego uprawianie było jednym z powodów krucjaty przeciw albigensom w Prowansji. Jeden z odłamów tego ruchu uważał, że grupowy seks jest środkiem do osiągnięcia zbawienia. Dwieście lat przed XVIII-wiecznymi francuskimi libertynami, którzy propagowali grupowy seks, w "Marcinowej powieści" opisał go Jan Kochanowski.
Seks grupowy przywędrował do nas z Zachodu, ale nie jest to wynalazek zachodniej cywilizacji. Znany był wśród Ammassalików z Grenlandii, praktykuje go plemię Lesu w Melanezji, popularny był też w starożytnych Indiach. Uprawianie seksu grupowego - w rytuale chakrapuja - zaleca religijno-filozoficzna doktryna tantryzmu.
Poliamoryzm kontra monogamia
Antropolodzy dowodzą, że popęd płciowy ma charakter poligamiczny, czyli jest skierowany ku pewnej grupie partnerów. Jak zauważa Reay Tannahill, autor "Historii seksu", przez większą część liczącej pięć tysięcy lat udokumentowanej historii naszego gatunku częściej żyliśmy w poligamii niż w związkach monogamicznych. Do tego argumentu odwołują się zwolennicy seksu grupowego.
Swingersi dorobili do swojej zabawy ideologię poliamoryzmu. W jednym z artykułów twierdzą, że "poliamoryzm jest tak samo moralnie uprawniony jak monogamia". Przekonują, że bycie swingersem to element stylu życia.
Wydawało się, że po fali zainteresowania seksem grupowym na początku lat 70. (kluby służące uprawianiu seksu z przypadkowymi partnerami, które powstawały w latach 70. opisuje w "Życiu seksualnym Catherine M." Catherine Millet) ten rodzaj zabawy zniknie, gdy wybuchła epidemia AIDS. Strach zahamował powstawanie klubów swingersów w drugiej połowie lat 80., ale już od początku lat 90. liczba takich klubów zaczęła rosnąć. Do większości z nich nie wpuszczano osób samotnych. Miało to ograniczyć ryzyko zarażenia się wirusem HIV, bo pary rzadziej uprawiały przypadkowy seks.
Swing w San Diego
Światowym centrum swingersów stało się w ostatnich latach amerykańskie San Diego. Duchową przywódczynią zwolenników seksu grupowego jest Nina Hartley, była gwiazdka porno. Cztery lata temu na konwent swingersów do San Diego zjechało 3,5 tys. osób z ponad 400 miast z 7 krajów.
Kanadyjski dziennikarz Terry Gould, który od lat zajmuje się swingersami, twierdzi, że na świecie działa ponad 50 tys. ich klubów. W Nowym Jorku najbardziej znane są kluby La Trapeze i Acquiesce, zaś w Londynie - Rios Health Spa. Wstęp do tego ostatniego kosztuje tyle, ile do dyskoteki. W Paryżu znane są kluby Au Pluriel oraz Dom Chris.
Z badań prof. Curtisa Bergstranda, socjologa z Southern Illinois University, wynika, że 30 proc. amerykańskich swingersów ma wyższe wykształcenie. Tyle samo twierdzi, że głosuje na partię republikańską. Aż 40 proc. z nich deklaruje, że są praktykującymi protestantami, katolikami, żydami.
Grupowy seks z kłopotami
Swingersi uważają, że uprawianie grupowego seksu ma wyłącznie dobroczynne skutki. Publikują badania, wedle których ta forma seksu doprowadziła do rozpadu zaledwie 3 proc. związków, a na dwie trzecie par miała mieć dobroczynny wpływ. Przeczą temu fakty. Powody, dla których ludzie decydują się na uprawianie seksu grupowego, seksuolodzy dzielą na dewiacyjne (m.in. różne formy voyeuryzmu) oraz niedewiacyjne (najczęściej eksperyment). Dla osób mieszczących się w seksualnej normie udział w takiej sesji bardzo rzadko pozostaje bez wpływu na psychikę. Część par później znajduje spełnienie tylko w takich relacjach albo gustuje w nich jedna ze stron. W większości związków jeden z partnerów uważa nowo poznane osoby za bardziej atrakcyjne niż ta, z którą dotychczas był związany.
Pacjentem prof. Zbigniewa Izdebskiego jest mężczyzna, który został namówiony przez partnerkę do udziału w sesjach swingersów, a teraz cierpi na obsesję, że zaraził się HIV, tyle że u niego tego wirusa nie wykryto. Dr Wiesław Ślósarz ma wśród pacjentów osoby, których związki rozpadły się po uczestnictwie w takich spotkaniach i nie potrafią sobie one znaleźć nowych partnerów. Prof. Izdebski zauważa, że część młodych ludzi z klasy średniej traktuje spotkania swingersów jako nową formę rozrywki - coś jak zakupy w centrum handlowym. Lekarze przestrzegają, że takie osoby będą miały kłopoty z założeniem rodziny i trwałością związków.
STANISŁAW DULKO seksuolog Kobiety są inicjatorkami seksu grupowego, bo zawsze były śmielsze od mężczyzn w sferze obyczajowej. To one mają większe skłonności do ekshibicjonizmu, co widać w rewiach czy na pokazach striptizu. Kobiety częściej też poszukują nowości w sferze seksualnej. Wśród swingersów dominują ludzie z nowo powstałej klasy średniej i wydaje im się, że uczestnictwo w seksie grupowym to świadectwo przynależności do lepszej kategorii społecznej. Tak się wydaje przede wszystkim właśnie kobietom. |
Więcej możesz przeczytać w 25/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.