Czechy są takim państwem, jakim Polacy chcieliby widzieć Rzeczpospolitą Gdy w 1846 r. Edmund Chojecki, przyszły Charles Edmond - przyjaciel Goncourtów i Napoleona III, opublikował książkę "Czechja i Czechowie", opowiedział historię Czechów zupełnie w nowy sposób. Polacy do tej pory wiedzieli, jak i my dzisiaj, że wzięliśmy od Czechów chrześcijaństwo i żonę dla władcy, dzięki któremu weszliśmy w krąg cywilizacji europejskiej. Wiedzieli, że Jan Hus próbował reformacji przed Lutrem, a nasi wysłannicy na sobór w Konstancji bronili go przed spaleniem. Wiedzieli, że husyckie sierotki, najlepsi żołnierze Europy, pomogli Polakom uporać się z zakonem krzyżackim, a jeden z Jagiellonów był królem Czech i Węgier. No i wiedzieli, że historia Czechów skończyła się tragicznie w bitwie pod Białą Górą w roku 1620.
Bardzo nieliczni Polacy orientowali się, że w XVI wieku język czeski był dla Polaków "najcudniejszy", że Habsburgowie stracili szansę na tron polski, bo dręczyli Czechów, którzy "są z nami jeden lud", a Vilem z Rożmberku, wielki burgrabia czeski, w 1575 r. kandydował do korony polskiej, obiecując zjednoczenie Czech z Królestwem Polskim (wszyscy zazdrościli Polakom spokoju i tolerancji). Dzisiaj Czechy to dla większości Polaków Jaroslav Has�ek i dobry wojak Szwejk.
I Vaclav Havel. O Czechach nie wiemy prawie nic. I vice versa.
Potrzeba drugorzędnych poetów
W XVII i w XVIII wieku Rzeczpospolitą rozkładał moralnie i politycznie dobrobyt, odrodzenie przyszło za późno, by zachować niepodległość, ale zachowanie substancji narodowej nie budziło wątpliwości. Czech wtedy nie było. W "Królestwie Czeskim" Czesi to był tylko lud; z końcem XVIII wieku szlachta, mieszczaństwo, urzędnicy cesarstwa (austriackiego) mówili po niemiecku. Nawet propagatorzy odrodzenia Czech pisali po niemiecku!
Odrodzenie zaczęło się od patriotyzmu drugorzędnych poetów, od pierwszego czeskiego teatru, od średniego czasopisma. Ale zaczęło się też od wiary w sukces. Dwaj wielcy Słowacy, Palacky i Szafarzik - historyk i językoznawca, uznali, że trzeba się oprzeć na czeskim jako najdojrzalszym wariancie słowiańskiego języka. Na czeski zaczęto tłumaczyć zagraniczne prace naukowe, tworzono czeską terminologię. Utalentowany slawista Vaclav Hanka posunął się do tego, że sfingował średniowieczny rękopis, rzekomy pomnik języka czeskiego
- fałszerstwo udowodniono po wielu latach.
Nie było mowy o żadnych buntach - deklarowano pełną wierność cesarzowi Austrii. Pojedynczy zapaleńcy szli walczyć w polskim powstaniu listopadowym, ale nawet to było źle widziane, bo Czesi, jeśli już, woleli szukać oparcia w Rosji. Ale też w roku 1825 Czechy mogły tworzyć pierwsze komunalne kasy oszczędności - podstawę przyszłego rozwoju! W roku 1831 powstała Macierz Czeska - dla popierania wydawnictw naukowych po czesku.
Módl się, pracuj i oszczędzaj!
Podręczniki historii przejmują się kongresem słowiańskim i Wiosną Ludów w Pradze w 1848 r. (Wiedeń przypisał ją intrygom "czerwonego hrabiego" Ksawerego Branickiego i wspomnianego Edmunda Chojeckiego). Windischgraetz brutalnie stłumił powstanie Pragi. Ale istotne jest to, że Morawianie, czyli katolicy, jeszcze nie czuli się wtedy Czechami! Odbudowa narodu nie przebiegała tak łatwo, a znowu Słowacy chętnie pomagali Austrii w pacyfikacji Węgier. Wielki przemysł w Czechach należał do Niemców, Austriaków i Żydów niemieckich. Czeskie były tylko drobne warsztaty i fabryczki z kilkunastoma - góra! - robotnikami. Te zakładziki, kilkaset tysięcy pod koniec XIX wieku, rozwijały się dzięki czeskiej zapobiegliwości i owym komunalnym kasom oszczędności. Wszystko to zgodnie z hasłem: "Módl się, pracuj i oszczędzaj"! Zgodnie z innymi hasłem - "swój do swego" - chłop czeski wolał teraz handlować z ludźmi mówiącymi po czesku. Lud czytał dziesiątki czeskich gazet. A daleko tu było do luksusu politycznego Galicji, która po reformach 1868 r. w monarchii austro-węgierskiej zyskała pełną autonomię i nie umiała jej wykorzystać. Czesi jeszcze w 1905 r. nie mieli autonomii i nie stanowili nawet dwóch trzecich ludności we własnym kraju! W Pradze do roku 1861 przewagę we władzach miasta mieli Niemcy. Czeska była Akademia Sztuk Pięknych, ale niemiecka - słynna Politechnika Praska. Wielkość była zarezerwowana dla praskich Żydów piszących po niemiecku - Franza Kafki i największego z reporterów Egona Erwina Kischa.
Rzeczywistość nie uczyła Czechów buntu; możliwa była tylko przemyślna, cierpliwa praca nad własnym rozwojem - z uginaniem karku dla koniecznego pozoru. Byle przetrwać. I potem nie było inaczej - aż po rok 1989.
Nawet wielki polityk i filozof, znakomity uczony Tomasz Masaryk przed pierwszą wojną światową nie przewidywał niepodległości republiki czechosłowackiej (został potem jej ojcem). Dziwił się później, że Czesi nie umieli się w 1918 r. cieszyć z tej niepodległości. Czechy jednak niepostrzeżenie stały się już narodem z własnym poczuciem tożsamości - i z wielkimi pisarzami. Jaroslav Hasek zyskał swoim Szwejkiem światową sławę, podobnie jak Karel C�apek.
Czechy ze swą pracowitością i zorganizowaniem stały się wielką potęgą przemysłową, swoistą ojczyzną demokracji i samorządu w środkowej Europie. Podczas Kongresu Słowiańskich Kas Komunalnych w Krakowie w 1934 r. (z udziałem, oczywiście, Węgrów) przedstawiciel Czech nauczał, jak wykorzystać KKO dla rozwoju lokalnej społeczności.
Sprzedani bez wyrzutów sumienia
Wszech-Niemcom, poprzednikom hitleryzmu, podstawowe oparcie dali Niemcy z Czech. Stąd przeniosła się do Wiednia Deutsche Arbeiterpartei, późniejsza hitlerowska NSDAP! I nie było potem mowy o lojalnym obywatelstwie Czechosłowacji; kiedy Zachód sprzedał ją za złudę spokoju Niemcom w Monachium 1938 r. Hitlerowcy podczas drugiej wojny światowej traktowali Czechów jak lepszych podludzi niż Polacy: nie rozstrzeliwali ich, nie mordowali masowo - potrzebowali ich do pracy w przemyśle, który tu rozbudowali, licząc na to, że alianckie bombowce będą miały za daleko. Na miejsce po czeskich Żydach hitlerowcy przesiedlili 400 tys. Niemców z tzw. Altreichu, zaś rodzimi Niemcy pozostali zaciekłymi wrogami Czechów.
W 1945 r. Zachód sprzedał Czechy po raz drugi, tym razem - Sowietom. Bez wyrzutów sumienia: Czesi zawsze filowali ku Rosji, ich komuniści byli prawdziwą partią, nie agenturalnym marginesem. Ich rękami Sowieci dokonali w 1948 ro-ku autentycznego przewrotu, który zaowocował stalinizmem znacznie okrutniejszym i głupszym niż w Polsce. Wiosnę Praską 1968 r. armie paktu warszawskiego przy udziale Ludowego Wojska Polskiego zdeptały bezpardonowo. Zdeptały Czechów. Na następne 20 lat.
Czesi są przekonani, że aksamitną rewolucję 1989 r. zawdzięczają samym sobie. Nie wiedzą nie tylko o "okrągłym stole" i o polskim 4 czerwca. Przeciętny Czech, jak podejrzewam, nie wie nawet, że Polacy walczyli z Niemcami.
Jak uczyłem się Czechów?
Czechy to nie Vaclav Havel i jego dzielni koledzy, bo to czeskie umysły europejskie. Czechy to Bohumil Hrabal - jako Czech nie wiedział on prawie nic o Polsce leżącej na antypodach i wygadywał na jej temat różne głupstwa. Jak my o Czechach. Hrabal, ów geniusz nie odkryty w porę przez jurorów Nagrody Nobla, to kwintesencja czeskości. Po swych solidnych, przedwojennych studiach prawa, z wiedzą godną znakomitego filozofa, mógł był, środkowoeuropejski inteligent, zaczepić się na jakiejś wpółniepotrzebnej posadzie i pisać, odsiedziawszy godziny etatu. Ale Hrabal, Czech, żył wśród zwykłych Czechów; ci po codziennej pracy przy maszynach, w kotłowniach czy restauracjach - nie do wiary! - czytali wielką literaturę i rozmawiali o sztuce.
Grupę surrealistów - w epoce Gottwaldowskiego terroru - zawiązali w roku 1950 radiomechanik, introligator, lakiernik i pracownik biblioteki uniwersyteckiej (w 1952 r. radiomechanika aresztowano i skazano na osiem lat więzienia). To nie reżim zepchnął Hrabala na doły społeczeństwa; w Czechach, narodzie plebejskim, to doły były społeczeństwem. Hrabal z tego czerpał tworzywo. Reżim poza nawias odsuwał co najwyżej książki Hrabala; nawet już wydrukowane zsyłał na przemiał.
44 lata temu w Pradze dostałem Hrabala "Taneczni hodiny pro starszi a pokroczile" ("Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych"). Przeczytałem je po czesku dla Tamary Kovaczikowej, najpiękniejszej wtedy kobiety Pragi, mojej dziennikarskiej tam cicerone. Jej mąż, Lajo, przedwojenny fachowiec, był wicedyrektorem Narodnej Sztatnej Banki - banku centralnego Czechosłowacji. Ten wspaniały, dorodny mężczyzna (stąd nikomu nie wpadało do głowy zalecać się do Tamary) w niedziele zabierał mnie do pobliskiej małej piwiarni na Letniej Pradze. Siadaliśmy przy drewnianym stole z okolicznymi majstrami i robotnikami, z którymi Lajo był po imieniu, i gawędziliśmy swobodnie o wszystkim, przerywając, gdy wchodził ktoś, na czyj widok jeden ze starych majstrów mrugał porozumiewawczo do Laja. Tego majstra z synami spotkałem wieczorem na premierze spektaklu ze scenografią Svobody. A mogłem i uścisnąć dłoń profesora słynnej Politechniki Praskiej, zamiatającego ulice jeszcze w 1960 r. (u nas nawet za stalinizmu naciski ideologiczne nie tykały wytrzymałości materiałów).
Odnalazłem Kovaczików w roku 1981; Lajo, usunięty za poparcie Praskiej Wiosny, nie poznawał mnie - po udarze mózgu. Tacy bezrobotni po 1968 r. czasem dwa lata nie wychodzili z domu, żeby ich nie zgarnięto z ulicy do obozu pracy.
Nie mamy się co porównywać z Czechami. Swojej skrzętności i skrupulatności uczyli się w historii, w której najbardziej bohaterski czeski lotnik walczył razem z Polakami w ich słynnym Dywizjonie 303. To nie przypadek.
I Vaclav Havel. O Czechach nie wiemy prawie nic. I vice versa.
Potrzeba drugorzędnych poetów
W XVII i w XVIII wieku Rzeczpospolitą rozkładał moralnie i politycznie dobrobyt, odrodzenie przyszło za późno, by zachować niepodległość, ale zachowanie substancji narodowej nie budziło wątpliwości. Czech wtedy nie było. W "Królestwie Czeskim" Czesi to był tylko lud; z końcem XVIII wieku szlachta, mieszczaństwo, urzędnicy cesarstwa (austriackiego) mówili po niemiecku. Nawet propagatorzy odrodzenia Czech pisali po niemiecku!
Odrodzenie zaczęło się od patriotyzmu drugorzędnych poetów, od pierwszego czeskiego teatru, od średniego czasopisma. Ale zaczęło się też od wiary w sukces. Dwaj wielcy Słowacy, Palacky i Szafarzik - historyk i językoznawca, uznali, że trzeba się oprzeć na czeskim jako najdojrzalszym wariancie słowiańskiego języka. Na czeski zaczęto tłumaczyć zagraniczne prace naukowe, tworzono czeską terminologię. Utalentowany slawista Vaclav Hanka posunął się do tego, że sfingował średniowieczny rękopis, rzekomy pomnik języka czeskiego
- fałszerstwo udowodniono po wielu latach.
Nie było mowy o żadnych buntach - deklarowano pełną wierność cesarzowi Austrii. Pojedynczy zapaleńcy szli walczyć w polskim powstaniu listopadowym, ale nawet to było źle widziane, bo Czesi, jeśli już, woleli szukać oparcia w Rosji. Ale też w roku 1825 Czechy mogły tworzyć pierwsze komunalne kasy oszczędności - podstawę przyszłego rozwoju! W roku 1831 powstała Macierz Czeska - dla popierania wydawnictw naukowych po czesku.
Módl się, pracuj i oszczędzaj!
Podręczniki historii przejmują się kongresem słowiańskim i Wiosną Ludów w Pradze w 1848 r. (Wiedeń przypisał ją intrygom "czerwonego hrabiego" Ksawerego Branickiego i wspomnianego Edmunda Chojeckiego). Windischgraetz brutalnie stłumił powstanie Pragi. Ale istotne jest to, że Morawianie, czyli katolicy, jeszcze nie czuli się wtedy Czechami! Odbudowa narodu nie przebiegała tak łatwo, a znowu Słowacy chętnie pomagali Austrii w pacyfikacji Węgier. Wielki przemysł w Czechach należał do Niemców, Austriaków i Żydów niemieckich. Czeskie były tylko drobne warsztaty i fabryczki z kilkunastoma - góra! - robotnikami. Te zakładziki, kilkaset tysięcy pod koniec XIX wieku, rozwijały się dzięki czeskiej zapobiegliwości i owym komunalnym kasom oszczędności. Wszystko to zgodnie z hasłem: "Módl się, pracuj i oszczędzaj"! Zgodnie z innymi hasłem - "swój do swego" - chłop czeski wolał teraz handlować z ludźmi mówiącymi po czesku. Lud czytał dziesiątki czeskich gazet. A daleko tu było do luksusu politycznego Galicji, która po reformach 1868 r. w monarchii austro-węgierskiej zyskała pełną autonomię i nie umiała jej wykorzystać. Czesi jeszcze w 1905 r. nie mieli autonomii i nie stanowili nawet dwóch trzecich ludności we własnym kraju! W Pradze do roku 1861 przewagę we władzach miasta mieli Niemcy. Czeska była Akademia Sztuk Pięknych, ale niemiecka - słynna Politechnika Praska. Wielkość była zarezerwowana dla praskich Żydów piszących po niemiecku - Franza Kafki i największego z reporterów Egona Erwina Kischa.
Rzeczywistość nie uczyła Czechów buntu; możliwa była tylko przemyślna, cierpliwa praca nad własnym rozwojem - z uginaniem karku dla koniecznego pozoru. Byle przetrwać. I potem nie było inaczej - aż po rok 1989.
Nawet wielki polityk i filozof, znakomity uczony Tomasz Masaryk przed pierwszą wojną światową nie przewidywał niepodległości republiki czechosłowackiej (został potem jej ojcem). Dziwił się później, że Czesi nie umieli się w 1918 r. cieszyć z tej niepodległości. Czechy jednak niepostrzeżenie stały się już narodem z własnym poczuciem tożsamości - i z wielkimi pisarzami. Jaroslav Hasek zyskał swoim Szwejkiem światową sławę, podobnie jak Karel C�apek.
Czechy ze swą pracowitością i zorganizowaniem stały się wielką potęgą przemysłową, swoistą ojczyzną demokracji i samorządu w środkowej Europie. Podczas Kongresu Słowiańskich Kas Komunalnych w Krakowie w 1934 r. (z udziałem, oczywiście, Węgrów) przedstawiciel Czech nauczał, jak wykorzystać KKO dla rozwoju lokalnej społeczności.
Sprzedani bez wyrzutów sumienia
Wszech-Niemcom, poprzednikom hitleryzmu, podstawowe oparcie dali Niemcy z Czech. Stąd przeniosła się do Wiednia Deutsche Arbeiterpartei, późniejsza hitlerowska NSDAP! I nie było potem mowy o lojalnym obywatelstwie Czechosłowacji; kiedy Zachód sprzedał ją za złudę spokoju Niemcom w Monachium 1938 r. Hitlerowcy podczas drugiej wojny światowej traktowali Czechów jak lepszych podludzi niż Polacy: nie rozstrzeliwali ich, nie mordowali masowo - potrzebowali ich do pracy w przemyśle, który tu rozbudowali, licząc na to, że alianckie bombowce będą miały za daleko. Na miejsce po czeskich Żydach hitlerowcy przesiedlili 400 tys. Niemców z tzw. Altreichu, zaś rodzimi Niemcy pozostali zaciekłymi wrogami Czechów.
W 1945 r. Zachód sprzedał Czechy po raz drugi, tym razem - Sowietom. Bez wyrzutów sumienia: Czesi zawsze filowali ku Rosji, ich komuniści byli prawdziwą partią, nie agenturalnym marginesem. Ich rękami Sowieci dokonali w 1948 ro-ku autentycznego przewrotu, który zaowocował stalinizmem znacznie okrutniejszym i głupszym niż w Polsce. Wiosnę Praską 1968 r. armie paktu warszawskiego przy udziale Ludowego Wojska Polskiego zdeptały bezpardonowo. Zdeptały Czechów. Na następne 20 lat.
Czesi są przekonani, że aksamitną rewolucję 1989 r. zawdzięczają samym sobie. Nie wiedzą nie tylko o "okrągłym stole" i o polskim 4 czerwca. Przeciętny Czech, jak podejrzewam, nie wie nawet, że Polacy walczyli z Niemcami.
Jak uczyłem się Czechów?
Czechy to nie Vaclav Havel i jego dzielni koledzy, bo to czeskie umysły europejskie. Czechy to Bohumil Hrabal - jako Czech nie wiedział on prawie nic o Polsce leżącej na antypodach i wygadywał na jej temat różne głupstwa. Jak my o Czechach. Hrabal, ów geniusz nie odkryty w porę przez jurorów Nagrody Nobla, to kwintesencja czeskości. Po swych solidnych, przedwojennych studiach prawa, z wiedzą godną znakomitego filozofa, mógł był, środkowoeuropejski inteligent, zaczepić się na jakiejś wpółniepotrzebnej posadzie i pisać, odsiedziawszy godziny etatu. Ale Hrabal, Czech, żył wśród zwykłych Czechów; ci po codziennej pracy przy maszynach, w kotłowniach czy restauracjach - nie do wiary! - czytali wielką literaturę i rozmawiali o sztuce.
Grupę surrealistów - w epoce Gottwaldowskiego terroru - zawiązali w roku 1950 radiomechanik, introligator, lakiernik i pracownik biblioteki uniwersyteckiej (w 1952 r. radiomechanika aresztowano i skazano na osiem lat więzienia). To nie reżim zepchnął Hrabala na doły społeczeństwa; w Czechach, narodzie plebejskim, to doły były społeczeństwem. Hrabal z tego czerpał tworzywo. Reżim poza nawias odsuwał co najwyżej książki Hrabala; nawet już wydrukowane zsyłał na przemiał.
44 lata temu w Pradze dostałem Hrabala "Taneczni hodiny pro starszi a pokroczile" ("Lekcje tańca dla starszych i zaawansowanych"). Przeczytałem je po czesku dla Tamary Kovaczikowej, najpiękniejszej wtedy kobiety Pragi, mojej dziennikarskiej tam cicerone. Jej mąż, Lajo, przedwojenny fachowiec, był wicedyrektorem Narodnej Sztatnej Banki - banku centralnego Czechosłowacji. Ten wspaniały, dorodny mężczyzna (stąd nikomu nie wpadało do głowy zalecać się do Tamary) w niedziele zabierał mnie do pobliskiej małej piwiarni na Letniej Pradze. Siadaliśmy przy drewnianym stole z okolicznymi majstrami i robotnikami, z którymi Lajo był po imieniu, i gawędziliśmy swobodnie o wszystkim, przerywając, gdy wchodził ktoś, na czyj widok jeden ze starych majstrów mrugał porozumiewawczo do Laja. Tego majstra z synami spotkałem wieczorem na premierze spektaklu ze scenografią Svobody. A mogłem i uścisnąć dłoń profesora słynnej Politechniki Praskiej, zamiatającego ulice jeszcze w 1960 r. (u nas nawet za stalinizmu naciski ideologiczne nie tykały wytrzymałości materiałów).
Odnalazłem Kovaczików w roku 1981; Lajo, usunięty za poparcie Praskiej Wiosny, nie poznawał mnie - po udarze mózgu. Tacy bezrobotni po 1968 r. czasem dwa lata nie wychodzili z domu, żeby ich nie zgarnięto z ulicy do obozu pracy.
Nie mamy się co porównywać z Czechami. Swojej skrzętności i skrupulatności uczyli się w historii, w której najbardziej bohaterski czeski lotnik walczył razem z Polakami w ich słynnym Dywizjonie 303. To nie przypadek.
Więcej możesz przeczytać w 28/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.