Likwidację Senatu zauważyliby jedynie zmartwieni tym faktem senatorowie i budżet, który odczułby ulgę Chyba nikt w Polsce nie potrafi organizować swoich urodzin z takim rozmachem jak Senat. Jeszcze nie obeschły kieliszki po szampanie wypitym podczas wielkiej fety zorganizowanej z okazji 80-lecia powstania Senatu w II Rzeczypospolitej, a już z ogromnym hukiem świętowano 15-lecie jego utworzenia w wyniku kontraktu zawartego przy okrągłym stole. Byli najwyżsi dostojnicy państwowi, pełne komplementów przemówienia, odznaczenia dla ponad dwudziestu osób. Padły zapewnienia, że bez Senatu polska demokracja byłaby ułomna, a prawo jeszcze bardziej kulejące. W licytacji pochwał zwyciężyli działacze SLD, dzisiaj stanowiący prawie 70 proc. składu drugiej izby. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że opłacili to kacem, wywołanym wspomnieniem własnego programu wyborczego z 2001 r., w którym znajdowała się obietnica likwidacji ich obecnego miejsca pracy.
Ten postulat jest aktualny. Senat jest instytucją zbędną i niepotrzebnie pochłaniającą znaczne środki budżetowe. Lepiej je przeznaczyć na dożywianie dzieci albo na stypendia dla młodzieży, dzisiaj skazanej na dziedziczenie beznadziejności.
III Rzeczypospolitej Senat jest równie potrzebny jak kurze zęby. Owszem, istnieje, ale wyłącznie jako relikt dawnej użyteczności. Wymyślono go przy okrągłym stole, jako antidotum na wolne wybory do Sejmu, których domagała się solidarnościowa opozycja. Dzięki jego utworzeniu solidarnościowy wilk był syty i komunistyczna owca cała.
Odbyły się wolne wybory, a jednocześnie okrojenie Senatu z jakichkolwiek kompetencji gwarantowało, że nowa instytucja nie będzie podkopywała starego systemu władzy.
Ten stan trwa do dzisiaj. Senat nadal ma szczątkowe uprawnienia, co czyni z niego najsłabszą izbę parlamentarną współczesnej Europy. Gdyby go zlikwidowano, nikt by tego nie zauważył. Rzecz jasna, poza zmartwionymi senatorami i budżetem, który poczułby ulgę.
Na pewno nie pogorszyłaby się jakość stanowionych ustaw. Mylą się obrońcy drugiej izby, kiedy podkreślają, jak wielu błędów i potknięć udało się dzięki niej uniknąć. W większości chodzi o poprawki legislacyjne, które z powodzeniem mogły być naniesione w Sejmie, gdyby tylko został on uzupełniony o senackich ekspertów. Żadnej blokady tu nie było i być nie mogło, skoro w Senacie dominują te same siły polityczne co w Sejmie. Kiedy partie coś niemądrego postanowią, wcielają to w obu izbach, o czym świadczą legislacyjne wpadki, korygowane dopiero przez Trybunał Konstytucyjny.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że Senat można spokojnie zlikwidować. Od ponad stu lat tak twierdzi polska lewica i nie ma najmniejszego sensu, by dzisiaj rezygnowała z tego postulatu. Senat powinien trafić do lamusa historii.
III Rzeczypospolitej Senat jest równie potrzebny jak kurze zęby. Owszem, istnieje, ale wyłącznie jako relikt dawnej użyteczności. Wymyślono go przy okrągłym stole, jako antidotum na wolne wybory do Sejmu, których domagała się solidarnościowa opozycja. Dzięki jego utworzeniu solidarnościowy wilk był syty i komunistyczna owca cała.
Odbyły się wolne wybory, a jednocześnie okrojenie Senatu z jakichkolwiek kompetencji gwarantowało, że nowa instytucja nie będzie podkopywała starego systemu władzy.
Ten stan trwa do dzisiaj. Senat nadal ma szczątkowe uprawnienia, co czyni z niego najsłabszą izbę parlamentarną współczesnej Europy. Gdyby go zlikwidowano, nikt by tego nie zauważył. Rzecz jasna, poza zmartwionymi senatorami i budżetem, który poczułby ulgę.
Na pewno nie pogorszyłaby się jakość stanowionych ustaw. Mylą się obrońcy drugiej izby, kiedy podkreślają, jak wielu błędów i potknięć udało się dzięki niej uniknąć. W większości chodzi o poprawki legislacyjne, które z powodzeniem mogły być naniesione w Sejmie, gdyby tylko został on uzupełniony o senackich ekspertów. Żadnej blokady tu nie było i być nie mogło, skoro w Senacie dominują te same siły polityczne co w Sejmie. Kiedy partie coś niemądrego postanowią, wcielają to w obu izbach, o czym świadczą legislacyjne wpadki, korygowane dopiero przez Trybunał Konstytucyjny.
Wszystko to prowadzi do wniosku, że Senat można spokojnie zlikwidować. Od ponad stu lat tak twierdzi polska lewica i nie ma najmniejszego sensu, by dzisiaj rezygnowała z tego postulatu. Senat powinien trafić do lamusa historii.
Więcej możesz przeczytać w 28/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.