Po wyczynach związkowców przygotowuję transparent: "Witajcie we Francuskiej Republice Sowieckiej!" Wyobraźmy sobie obszerną posiadłość z przyległościami gospodarczymi i stajnią. Właściciel zatrudnia liczny personel i dobrze mu płaci, pokrywając z własnej kieszeni nawet znaczną część składek emerytalnych. Zapewnia opiekę lekarską i warunki mieszkaniowe, korzystnie odbiegające od proponowanych przez innych pracodawców. Pewnego dnia jego sytuacja zawodowa staje się trudniejsza, gdyż pojawia się silniejsza konkurencja. Postanawia pozbyć się części posiadłości, zachowując jednak 70 proc. majątku i stawiając przyszłym współwłaścicielom warunek, że sytuacja zatrudnionego personelu się nie zmieni.
Mogłoby się zdawać, że w takich okolicznościach pracownicy powinni nie tylko odczuwać wdzięczność dla właściciela, ale i stanąć za nim murem, ponieważ leży w ich własnym interesie, żeby mu się udało. Nic takiego się jednak nie zdarzyło w posiadłości, o której mówimy. Ogrodnicy, kucharze, stajenni, sprzątaczki, dozorcy, sekretarki, hydraulik, pielęgniarka i elektryk zebrali się w sali bankietowej i uznali, że postępowanie właściciela to bezprawny skandal. Dali też wyraz przekonaniu, że właściciel nie tylko kłamie, twierdząc, że musi się pozbyć części posiadłości z powodów ekonomicznych, ale w dodatku zachowuje się podstępnie, ponieważ jego prawdziwym celem jest sprzedanie w przyszłości wszystkiego. Na to zaś personel nie może w żadnym wypadku pozwolić, bo nowy właściciel mógłby się okazać mniej troskliwy.
Choć taki rozwój wypadków pozostawał w sferze czysto hipotetycznej, zapobiegliwy personel postanowił uczynić wszystko, żeby uniemożliwić właścicielowi zrobienie choćby najmniejszego pierwszego kroku w budzącym takie obawy kierunku. Jak bowiem wiadomo, właściciel ma wobec swojej posiadłości wyłącznie obowiązki i nie ma żadnych praw; personel zaś - przeciwnie. Osłupiały właściciel dowiedział się zatem, że w imię nadrzędnego dobra społecznego pracownicy posiadłości odcięli prąd i wodę nie tylko jemu, ale także jego przyjaciołom i znajomym. Konie wyścigowe udostępnili za darmo ubogim chłopom do prac polowych, zaś produkty z farmy rozdawali nieodpłatnie miejscowym bezdomnym. Ogłaszali przy tym, że mają do tego prawo, gdyż działają w obronie własnej i na rzecz najuboższych, i że nie przestaną, dopóki właściciel nie wycofa się ze swych planów. Zachwycona okoliczna ludność przyklaskiwała im ochoczo.
Stukają się Państwo w głowę, mówią, że to absurd i że podobne historie mogły się zdarzać tylko przy okazji przejmowania władzy przez sowiety po rewolucji bolszewickiej? Że dzisiaj to niemożliwe? Nic bardziej błędnego! Od kilku tygodni przeżywamy to we Francji na co dzień. Podróż w przeszłość za darmo.
Wobec otwarcia europejskiego rynku energii na konkurencję rząd postanowił przekształcić dotychczasowego monopolistę elektryczno-gazowniczego EDF-GDF z "zakładów publicznych o charakterze przemysłowym i handlowym" w spółkę akcyjną, w której jednak państwo zachowałoby 70 proc. udziałów, a pracownikom gwarantowano by utrzymanie wywalczonych przez lata niebywałych przywilejów socjalnych i emerytalnych. Minister gospodarki zapewnił przy tym, że nie ma mowy o prywatyzacji EDF-GDF, choćby dlatego, że państwo nie chce oddać w ręce prywatne sektora energetyki nuklearnej. Prokomunistyczny związek zawodowy CGT - który rządzi samorządem pracowniczym EDF-GDF i dysponuje z tego tytułu budżetem w wysokości kilkuset milionów euro - uznał, że wie lepiej, co wolno rządowi i dyrekcji oraz jakie są ich rzeczywiste zamiary. Jego działacze najpierw odcięli dopływ prądu do części podparyskich linii kolejowych, a potem pozbawili elektryczności polityków i biznesmenów, których nie lubią. Podjęli też blokady niektórych elektrowni atomowych i wyłączyli linię przesyłową do Hiszpanii. Przywracali natomiast dopływ prądu tym, których dotknęły ograniczenia z powodu nie zapłaconych rachunków. Bardzo z siebie zadowoleni ogłaszali, że mają do tego prawo, bo działają w obronie służb publicznych, a także "odbierają bogatym i rozdają biednym".
Rząd zwrócił uwagę, że to nie związki są właścicielem EDF-GDF, a naród francuski, w którego imieniu zarządzają nim wybrane demokratycznie władze, a parlament właśnie uchwalił ustawę o zmianie statusu firmy. CGT odparł rezolutnie, że decyzja parlamentu jest nielegalna, bo nie było referendum, poza tym 53 proc. pracowników głosowało na CGT, więc decyzje o losach firmy będzie teraz podejmować on. Oznajmił też, że nasili akcje odcinania prądu, dopóki ustawa nie zostanie wycofana. Rząd zapowiedział, że nie ustąpi, a najsurowsze represje wobec sabotażystów, o jakich wspomniała dyrekcja, to przeniesienie na wcześniejszą emeryturę (w EDF-GDF wyjątkowo wysoką). Po godzinach pracy schodzę więc z synem do piwnicy i na wszelki wypadek wycinamy litery na transparent o treści: "Witajcie we Francuskiej Republice Sowieckiej!".
Choć taki rozwój wypadków pozostawał w sferze czysto hipotetycznej, zapobiegliwy personel postanowił uczynić wszystko, żeby uniemożliwić właścicielowi zrobienie choćby najmniejszego pierwszego kroku w budzącym takie obawy kierunku. Jak bowiem wiadomo, właściciel ma wobec swojej posiadłości wyłącznie obowiązki i nie ma żadnych praw; personel zaś - przeciwnie. Osłupiały właściciel dowiedział się zatem, że w imię nadrzędnego dobra społecznego pracownicy posiadłości odcięli prąd i wodę nie tylko jemu, ale także jego przyjaciołom i znajomym. Konie wyścigowe udostępnili za darmo ubogim chłopom do prac polowych, zaś produkty z farmy rozdawali nieodpłatnie miejscowym bezdomnym. Ogłaszali przy tym, że mają do tego prawo, gdyż działają w obronie własnej i na rzecz najuboższych, i że nie przestaną, dopóki właściciel nie wycofa się ze swych planów. Zachwycona okoliczna ludność przyklaskiwała im ochoczo.
Stukają się Państwo w głowę, mówią, że to absurd i że podobne historie mogły się zdarzać tylko przy okazji przejmowania władzy przez sowiety po rewolucji bolszewickiej? Że dzisiaj to niemożliwe? Nic bardziej błędnego! Od kilku tygodni przeżywamy to we Francji na co dzień. Podróż w przeszłość za darmo.
Wobec otwarcia europejskiego rynku energii na konkurencję rząd postanowił przekształcić dotychczasowego monopolistę elektryczno-gazowniczego EDF-GDF z "zakładów publicznych o charakterze przemysłowym i handlowym" w spółkę akcyjną, w której jednak państwo zachowałoby 70 proc. udziałów, a pracownikom gwarantowano by utrzymanie wywalczonych przez lata niebywałych przywilejów socjalnych i emerytalnych. Minister gospodarki zapewnił przy tym, że nie ma mowy o prywatyzacji EDF-GDF, choćby dlatego, że państwo nie chce oddać w ręce prywatne sektora energetyki nuklearnej. Prokomunistyczny związek zawodowy CGT - który rządzi samorządem pracowniczym EDF-GDF i dysponuje z tego tytułu budżetem w wysokości kilkuset milionów euro - uznał, że wie lepiej, co wolno rządowi i dyrekcji oraz jakie są ich rzeczywiste zamiary. Jego działacze najpierw odcięli dopływ prądu do części podparyskich linii kolejowych, a potem pozbawili elektryczności polityków i biznesmenów, których nie lubią. Podjęli też blokady niektórych elektrowni atomowych i wyłączyli linię przesyłową do Hiszpanii. Przywracali natomiast dopływ prądu tym, których dotknęły ograniczenia z powodu nie zapłaconych rachunków. Bardzo z siebie zadowoleni ogłaszali, że mają do tego prawo, bo działają w obronie służb publicznych, a także "odbierają bogatym i rozdają biednym".
Rząd zwrócił uwagę, że to nie związki są właścicielem EDF-GDF, a naród francuski, w którego imieniu zarządzają nim wybrane demokratycznie władze, a parlament właśnie uchwalił ustawę o zmianie statusu firmy. CGT odparł rezolutnie, że decyzja parlamentu jest nielegalna, bo nie było referendum, poza tym 53 proc. pracowników głosowało na CGT, więc decyzje o losach firmy będzie teraz podejmować on. Oznajmił też, że nasili akcje odcinania prądu, dopóki ustawa nie zostanie wycofana. Rząd zapowiedział, że nie ustąpi, a najsurowsze represje wobec sabotażystów, o jakich wspomniała dyrekcja, to przeniesienie na wcześniejszą emeryturę (w EDF-GDF wyjątkowo wysoką). Po godzinach pracy schodzę więc z synem do piwnicy i na wszelki wypadek wycinamy litery na transparent o treści: "Witajcie we Francuskiej Republice Sowieckiej!".
Więcej możesz przeczytać w 28/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.