Hydra Al-Kaidy zmienia twarze Alawi, wybacz. Demokratycznie wybrany premierze, znaleźliśmy użyteczną truciznę i niezawodny miecz. Jesteś symbolem zła i agentem niewiernych, jesteś obłudnikiem. Już jesteś martwy. Zapewniam cię, że doprowadzimy tę misję do końca" - nagrane na taśmę oświadczenie Abu Musaba Zarkawiego, 38-letniego szefa Al-Kaidy w Iraku, pojawiło się w Internecie pół godziny po tym, jak poderżnął on gardło koreańskiemu zakładnikowi Kim Sun-Ilowi. Kilkanaście godzin później "niezawodny miecz" Zarkawiego uderzył. W pięciu miastach irackich - Bagdadzie, Bakubie, Mosulu, Falludży i Ramadi - kolejno wybuchły bomby. - To była rzeka krwi i ognia - opowiadali świadkowie. - Najmłodsi są najgroźniejsi. Szybciej zmieniają taktykę, są bezlitośni i żądni krwi. Doskonale wykorzystują media i Internet. Naprawdę potrafią siać strach - mówi "Wprost" dr Evan Kohlman, amerykański ekspert w dziedzinie terroryzmu. Liderem rzeźników z Al-Kaidy jest dziś Jordańczyk Zarkawi. - Zimny, ambitny i bardzo sprytny. Przeszedł przeszkolenie w Afganistanie, walczył w Bośni i Czeczenii. To terrorysta nowej fali - mówi o nim Kohlman.
Polowanie na paszporty
Hydra Al-Kaidy zmienia twarze. Stara gwardia nękana amerykańską obławą nie ma siły, by prowadzić wojnę z Zachodem. W organizacji do głosu dochodzą "młode wilki" - trzydziestoletni terroryści, którzy chcą wnieść do niej nowego ducha walki. Jordańczyk Abu Musab Zarkawi zostanie prawdopodobnie następcą Osamy, kiedy ten wpadnie w sidła Amerykanów. Młodych pretendentów do tronu jest więcej. 33-letni Amer Azizi jest liderem Al-Kaidy w Maroku i pomysłodawcą zamachów w Madrycie. W Arabii Saudyjskiej po śmierci Abdulaziza Al-Mukrina panuje bezwzględny 38-letni Saleh Al-Oufi. W Indonezji nowym szefem potężnej organizacji Dżemaja Islamija jest 40-letni Zulkarnaen. Jego zastępca to 33-letni Dulmatin, zwany Geniuszem, specjalista od materiałów wybuchowych. Szefem tureckiej przybudówki Al-Kaidy jest 30-letni Habib Akdas. Rejonem wschodniej Afryki dowodzi Fazul Mohammed, 34-latek biegle władający pięcioma językami. To on rok temu próbował zestrzelić izraelski samolot.
Młodzi terroryści mogli dojść do głosu, gdyż zmieniła się Al-Kaida. - Rozproszyła się i mocno zdecentralizowała - mówi "Wprost" Rohan Gunaratna, jeden z najlepszych na świecie znawców Al-Kaidy. - Dziś zdanie Osamy bin Ladena liczy się coraz mniej. Z wielkiej, liczącej 4 tys. bojowników organizacji zostały tylko niedobitki - kilkudziesięciu najwierniejszych ochroniarzy towarzyszących uciekającemu bin Ladenowi i Ajmanowi Al-Zawahirowi - tłumaczy Gunaratna. Siła Bazy tkwi dziś w organizacjach stowarzyszonych i ich lokalnych liderach, którzy nadają nowy ton światowemu terroryzmowi. W Arabii Saudyjskiej dotkliwe okazały się ataki na instalacje naftowe (tak jak ten w Hobarze w maju), które podbiły ceny tego surowca. Wszędzie strach wzbudzają porwania i egzekucje, których zapis terroryści publikują w Internecie. W Iraku zamachy mają podsycać nienawiść między szyitami a sunnitami. "Młodym wilkom" udało się także przeniknąć do skupisk muzułmanów w Europie i USA. To tam planuje się duże ataki i "poluje na paszporty", czyli prowadzi nabór wśród białych nawróconych na islam.
Dzikie karty
"To najgroźniejszy człowiek w Iraku. Stworzy tam sobie terrorystyczne niebo" - mówił Colin Powell, amerykański sekretarz stanu, o mało znanym jeszcze Zarkawim. USA oferowały za informacje na jego temat 5 mln dolarów. Kiedy okazało się, że Zarkawi (określany jako "dzika karta" na liście najbardziej poszukiwanych) mógł być łącznikiem między Saddamem a bin Ladenem, nagroda za jego głowę została podwojona. Zarkawi przeszedł szkolenie u Osamy, ale dziś ich kontakty są bardzo chłodne. Nowa terrorystyczna gwiazda chce grać pierwsze skrzypce w wojnie z niewiernymi.
Jordańczykowi nie odpowiada strategia Osamy. Jest on założycielem organizacji Dżamaat Al Tawhid wa Dżihad (Jedność i Święta Wojna). Zarkawi skłania się raczej ku polityce zabijania niewiernych na własnym podwórku - mówi wprost, że jego celem jest przekształcenie Iraku w Afganistan roku 1980. Bin Laden chciałby natomiast, by organizacja skupiła się na przygotowaniu dużych ataków na terenie wroga. Różni ich też stosunek do szyitów. Zarkawi (to on zorganizował zeszłoroczny zamach w Nadżafie, gdzie zginął przywódca duchowy szyitów ajatollah Al-Hakim) podobnie jak bin Laden jest wyznawcą salafickiego odłamu islamu, uznającego szyizm za schizmę. Osama jednak często zawierał sojusze z szyitami, co dla Zarkawiego jest niewybaczalną zdradą. Mimo to niedawno Zarkawi chciał się z nim pogodzić (bin Laden ma jeszcze posłuch wśród innych "młodych wilków", z czym Jordańczyk musi się liczyć). Iraccy Kurdowie przechwycili list Zarkawiego do bin Ladena. Zapewnia w nim, że nigdy nie chciał być jego konkurentem i pisze, że jeśli tylko Osama zgodzi się z jego taktyką, to "wszyscy bojownicy będą służyć pod rozkazami bin Ladena jako najwierniejsi żołnierze". Do tej pory nie otrzymał odpowiedzi.
Zarkawi szybko przeciąga na swoją stronę irackich emirów. To oni finansują jego działalność. Według amerykańskich wywiadowców, udaje mu się to dzięki ogromnej charyzmie. "Kiedy on mówi, oni siedzą i słuchają. Kiedy skończy, posłusznie robią, co każe" - mówi jeden z wywiadowców.
Do niedawna najbliższym współpracownikiem i poplecznikiem Zarkawiego był 33-letni Abdulaziz Al-Mukrin, przywódca Al-Kaidy w Arabii Saudyjskiej. Zabito go przez przypadek; po ścięciu amerykańskiego mechanika Paula Johnsona Al-Mukrin postanowił wraz z towarzyszami pozbyć się jego ciała, przez co wpadł w policyjną zasadzkę. Kiedy arabska telewizja Al-Dżazira pokazywała nagraną egzekucję Johnsona, policja w Rijadzie chwaliła się, że udało jej się rozbić struktury Al-Kaidy w królestwie. Już dzień później nowy lider organizacji 40-letni Saleh Al Oufi, były strażnik więzienny, nawoływał braci mudżahedinów do kontynuowania walki.
Hiszpański łącznik
Zarkawi stworzył w Europie potężną siatkę rekrutującą chętnych do udziału w świętej wojnie. Włoskiej policji udało się rozbić kilka centrów naboru. Co miesiąc przechodziło przez nie kilkaset chętnych oraz przepływała rzeka pieniędzy na "arabskie powstanie" w Iraku.
Kluczem do europejskiej siatki Al-Kaidy jest Amer Azizi, 33-letni szef organizacji w Maroku. To on tworzył tzw. bataliony europejskie, 25-osobowe "uśpione" komórki mogące szybko przygotować atak. Jedna z nich przeprowadziła z inspiracji Azizego marcowy zamach w Madrycie. Jego rola w nim pozostałaby niejasna, gdyby nie przypadek. Włoska policja podsłuchała jak 33-letni Rabei Osman Ahmed chwalił się, że na rozkaz Azizego koordynował zamach. Później dzięki namierzeniu jego rozmówców belgijskiej policji udało się rozbić komórki w Brukseli, Antwerpii i Schaerbeek.
Wiadomo, że ataków w Hiszpanii Azizi nie planował sam. Na pomysł ich zorganizowania wpadł podczas ubiegłorocznego spotkania z Zarkawim w Iranie. Później Azizi często podróżował między Iranem i Marokiem. W końcu na początku marca wylądował na madryckim lotnisku Barajas, by osobiście obserwować późniejsze ataki.
Nieśmiały terrorysta
Niespełna 40-letni Zulkarnaen nie wygląda jak szef jednej z największych i najgroźniejszych organizacji terrorystycznych w południowej Azji. Ten niski, nieśmiały Jawajczyk jako jeden z pierwszych przeszedł w 1980 r. szkolenie u bin Ladena. Przez lata Zulkarnaen dowodził grupą Laskar Khor, która porywała turystów dla okupu. W marcu zorganizował na wyspie Sebatik szczyt przywódców organizacji terrorystycznych z południowej Azji. Omawiano na nim możliwość połączenia sił, by przeprowadzić atak przed wyborami w Indonezji.
Mohammed Salah, egipski dziennikarz specjalizujący się w tropieniu Al-Kaidy, uważa, że "młode wilki" prawdopodobnie nie stoją za każdym zamachem, który im się przypisuje. - W interesie Bazy jest wypromowanie niektórych nazwisk, aby inni mogli działać w ich cieniu - tłumaczy. - Dla wielu z nich jednak rola, jaka im przypadła, jest i tak wielkim darem Allaha. Nic innego się dla nich nie liczy. Najważniejsze, by zginąć jako strażnik islamu. Na ich miejsce czeka kilkudziesięciu nowych, młodszych bin Ladenów.
Hydra Al-Kaidy zmienia twarze. Stara gwardia nękana amerykańską obławą nie ma siły, by prowadzić wojnę z Zachodem. W organizacji do głosu dochodzą "młode wilki" - trzydziestoletni terroryści, którzy chcą wnieść do niej nowego ducha walki. Jordańczyk Abu Musab Zarkawi zostanie prawdopodobnie następcą Osamy, kiedy ten wpadnie w sidła Amerykanów. Młodych pretendentów do tronu jest więcej. 33-letni Amer Azizi jest liderem Al-Kaidy w Maroku i pomysłodawcą zamachów w Madrycie. W Arabii Saudyjskiej po śmierci Abdulaziza Al-Mukrina panuje bezwzględny 38-letni Saleh Al-Oufi. W Indonezji nowym szefem potężnej organizacji Dżemaja Islamija jest 40-letni Zulkarnaen. Jego zastępca to 33-letni Dulmatin, zwany Geniuszem, specjalista od materiałów wybuchowych. Szefem tureckiej przybudówki Al-Kaidy jest 30-letni Habib Akdas. Rejonem wschodniej Afryki dowodzi Fazul Mohammed, 34-latek biegle władający pięcioma językami. To on rok temu próbował zestrzelić izraelski samolot.
Młodzi terroryści mogli dojść do głosu, gdyż zmieniła się Al-Kaida. - Rozproszyła się i mocno zdecentralizowała - mówi "Wprost" Rohan Gunaratna, jeden z najlepszych na świecie znawców Al-Kaidy. - Dziś zdanie Osamy bin Ladena liczy się coraz mniej. Z wielkiej, liczącej 4 tys. bojowników organizacji zostały tylko niedobitki - kilkudziesięciu najwierniejszych ochroniarzy towarzyszących uciekającemu bin Ladenowi i Ajmanowi Al-Zawahirowi - tłumaczy Gunaratna. Siła Bazy tkwi dziś w organizacjach stowarzyszonych i ich lokalnych liderach, którzy nadają nowy ton światowemu terroryzmowi. W Arabii Saudyjskiej dotkliwe okazały się ataki na instalacje naftowe (tak jak ten w Hobarze w maju), które podbiły ceny tego surowca. Wszędzie strach wzbudzają porwania i egzekucje, których zapis terroryści publikują w Internecie. W Iraku zamachy mają podsycać nienawiść między szyitami a sunnitami. "Młodym wilkom" udało się także przeniknąć do skupisk muzułmanów w Europie i USA. To tam planuje się duże ataki i "poluje na paszporty", czyli prowadzi nabór wśród białych nawróconych na islam.
Dzikie karty
"To najgroźniejszy człowiek w Iraku. Stworzy tam sobie terrorystyczne niebo" - mówił Colin Powell, amerykański sekretarz stanu, o mało znanym jeszcze Zarkawim. USA oferowały za informacje na jego temat 5 mln dolarów. Kiedy okazało się, że Zarkawi (określany jako "dzika karta" na liście najbardziej poszukiwanych) mógł być łącznikiem między Saddamem a bin Ladenem, nagroda za jego głowę została podwojona. Zarkawi przeszedł szkolenie u Osamy, ale dziś ich kontakty są bardzo chłodne. Nowa terrorystyczna gwiazda chce grać pierwsze skrzypce w wojnie z niewiernymi.
Jordańczykowi nie odpowiada strategia Osamy. Jest on założycielem organizacji Dżamaat Al Tawhid wa Dżihad (Jedność i Święta Wojna). Zarkawi skłania się raczej ku polityce zabijania niewiernych na własnym podwórku - mówi wprost, że jego celem jest przekształcenie Iraku w Afganistan roku 1980. Bin Laden chciałby natomiast, by organizacja skupiła się na przygotowaniu dużych ataków na terenie wroga. Różni ich też stosunek do szyitów. Zarkawi (to on zorganizował zeszłoroczny zamach w Nadżafie, gdzie zginął przywódca duchowy szyitów ajatollah Al-Hakim) podobnie jak bin Laden jest wyznawcą salafickiego odłamu islamu, uznającego szyizm za schizmę. Osama jednak często zawierał sojusze z szyitami, co dla Zarkawiego jest niewybaczalną zdradą. Mimo to niedawno Zarkawi chciał się z nim pogodzić (bin Laden ma jeszcze posłuch wśród innych "młodych wilków", z czym Jordańczyk musi się liczyć). Iraccy Kurdowie przechwycili list Zarkawiego do bin Ladena. Zapewnia w nim, że nigdy nie chciał być jego konkurentem i pisze, że jeśli tylko Osama zgodzi się z jego taktyką, to "wszyscy bojownicy będą służyć pod rozkazami bin Ladena jako najwierniejsi żołnierze". Do tej pory nie otrzymał odpowiedzi.
Zarkawi szybko przeciąga na swoją stronę irackich emirów. To oni finansują jego działalność. Według amerykańskich wywiadowców, udaje mu się to dzięki ogromnej charyzmie. "Kiedy on mówi, oni siedzą i słuchają. Kiedy skończy, posłusznie robią, co każe" - mówi jeden z wywiadowców.
Do niedawna najbliższym współpracownikiem i poplecznikiem Zarkawiego był 33-letni Abdulaziz Al-Mukrin, przywódca Al-Kaidy w Arabii Saudyjskiej. Zabito go przez przypadek; po ścięciu amerykańskiego mechanika Paula Johnsona Al-Mukrin postanowił wraz z towarzyszami pozbyć się jego ciała, przez co wpadł w policyjną zasadzkę. Kiedy arabska telewizja Al-Dżazira pokazywała nagraną egzekucję Johnsona, policja w Rijadzie chwaliła się, że udało jej się rozbić struktury Al-Kaidy w królestwie. Już dzień później nowy lider organizacji 40-letni Saleh Al Oufi, były strażnik więzienny, nawoływał braci mudżahedinów do kontynuowania walki.
Hiszpański łącznik
Zarkawi stworzył w Europie potężną siatkę rekrutującą chętnych do udziału w świętej wojnie. Włoskiej policji udało się rozbić kilka centrów naboru. Co miesiąc przechodziło przez nie kilkaset chętnych oraz przepływała rzeka pieniędzy na "arabskie powstanie" w Iraku.
Kluczem do europejskiej siatki Al-Kaidy jest Amer Azizi, 33-letni szef organizacji w Maroku. To on tworzył tzw. bataliony europejskie, 25-osobowe "uśpione" komórki mogące szybko przygotować atak. Jedna z nich przeprowadziła z inspiracji Azizego marcowy zamach w Madrycie. Jego rola w nim pozostałaby niejasna, gdyby nie przypadek. Włoska policja podsłuchała jak 33-letni Rabei Osman Ahmed chwalił się, że na rozkaz Azizego koordynował zamach. Później dzięki namierzeniu jego rozmówców belgijskiej policji udało się rozbić komórki w Brukseli, Antwerpii i Schaerbeek.
Wiadomo, że ataków w Hiszpanii Azizi nie planował sam. Na pomysł ich zorganizowania wpadł podczas ubiegłorocznego spotkania z Zarkawim w Iranie. Później Azizi często podróżował między Iranem i Marokiem. W końcu na początku marca wylądował na madryckim lotnisku Barajas, by osobiście obserwować późniejsze ataki.
Nieśmiały terrorysta
Niespełna 40-letni Zulkarnaen nie wygląda jak szef jednej z największych i najgroźniejszych organizacji terrorystycznych w południowej Azji. Ten niski, nieśmiały Jawajczyk jako jeden z pierwszych przeszedł w 1980 r. szkolenie u bin Ladena. Przez lata Zulkarnaen dowodził grupą Laskar Khor, która porywała turystów dla okupu. W marcu zorganizował na wyspie Sebatik szczyt przywódców organizacji terrorystycznych z południowej Azji. Omawiano na nim możliwość połączenia sił, by przeprowadzić atak przed wyborami w Indonezji.
Mohammed Salah, egipski dziennikarz specjalizujący się w tropieniu Al-Kaidy, uważa, że "młode wilki" prawdopodobnie nie stoją za każdym zamachem, który im się przypisuje. - W interesie Bazy jest wypromowanie niektórych nazwisk, aby inni mogli działać w ich cieniu - tłumaczy. - Dla wielu z nich jednak rola, jaka im przypadła, jest i tak wielkim darem Allaha. Nic innego się dla nich nie liczy. Najważniejsze, by zginąć jako strażnik islamu. Na ich miejsce czeka kilkudziesięciu nowych, młodszych bin Ladenów.
Nowa gwardia Bazy |
---|
|
Więcej możesz przeczytać w 28/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.