Grą w ruletkę były życie i sztuka Francisa Bacona "Cały świat, z wyjątkiem mnie, kocha Vermeera" - mawiał. Albo: "Nazwisko Paul Klee nic mi nie mówi". Francis Bacon często pozwalał sobie na takie obrazoburcze sądy, wręcz szukał zaczepki. Nie należał do żadnego kierunku czy prądu w sztuce, bo jego twórczość była prądem sama w sobie. Wielkość miał właściwie w genach. Jego przodkiem był żyjący w XIII wieku Roger Bacon, pierwszy (we współczesnym rozumieniu tego pojęcia) filozof nauki. Dla metody naukowej Bacon zrobił tyle, ile Kopernik dla astronomii. Przodkiem artysty był także żyjący w XVI i XVII wieku Francis Bacon - twórca metody krytycznej w nauce, odsiewającej to, co naukowe od fałszu i złudzeń. Bacon postulował utworzenie akademii nauk i instytutów badawczych w dzisiejszym sensie. O ile przodkowie malarza Bacona mieli solidne wykształcenie uniwerysteckie, o tyle on sam był samoukiem. Dzieła malarza można oglądać na wielkiej wystawie w Paryżu - "Francis Bacon. Sacrum i Profanum", zorganizowanej przez fundację Dina Vierny i muzeum Maillol w Paryżu.
Obrazy jak śluz ślimaka
Za obraz olejny Bacona "Niebieski człowiek VII" w 2002 r. wylicytowano ponad 6 mln USD. W 2004 r. "Studium papieża VI" sprzedano za 4 mln USD. Dzieła Bacona rzadko pojawiają się na aukcjach - właściciele nie chcą się ich pozbywać, bo ich wartość rośnie najszybciej spośród dzieł sztuki XX wieku.
"Chciałbym, by moje obrazy wyglądały tak, jakby otarła się o nie istota ludzka, pozostawiając ślad obecności i pamięć minionych zdarzeń tak, jak ślimak pozostawia za sobą śluz" - mówił Bacon. Ślady zostawiane przez jego obrazy to dramatyczne studia wyobcowania, zagrożenia i egzystencjalnego lęku. Bacon jest wręcz kimś w rodzaju zwiastuna zagłady. Kiedy większość twórców zmierzała ku abstrakcji, on twierdził, że prawdziwe malarstwo powinno być figuratywne.
Zapach śmierci
Francis Bacon urodził się w 1909 r. w stolicy Irlandii - Dublinie, ale jego rodzice byli Anglikami (ojciec zajmował się trenowaniem koni wyścigowych). W 1927 r. 17-letni Bacon został przez ojca wyrzucony z domu - za homoseksualny związek. Wyjechał do Berlina, a stamtąd do Paryża, gdzie godzinami przesiadywał w muzeach i galeriach. W 1929 r. wrócił do Londynu, wynajął studio i zajął się projektowaniem mebli oraz wnętrz. Zorganizował nawet dwie wystawy mebli, głównie w stylu art déco.
Większość wczesnych obrazów Bacon zniszczył, bo uznał je za nieudane. Pierwszy dojrzały obraz - tryptyk "Trzy studia postaci u podstawy Ukrzyżowania" (obecnie w Tate Gallery w Londynie) - wystawił w londyńskiej galerii Lefevre w 1945 r. Dzieło wzbudziło tak wielkie kontrowersje, że znany krytyk John Russell napisał o nim: "Oblicze brytyjskiej sztuki zmieniło się w dniu, gdy trzy najdziwniejsze obrazy, jakie kiedykolwiek wystawiono w Londynie, przemycono bez ostrzeżenia do galerii Lefevre. Publiczność została zaskoczona obrazami tak jednoznacznie straszliwymi, że na ich widok umysł zatrzaskiwał się z łoskotem". W powszechnej opinii Bacon dopuścił się świętokradztwa: przedstawione przez niego postacie były wyjątkowo agresywne i antypatyczne, co jeszcze podkreślała deformacja. Artysta był z takiego przyjęcia zadowolony, bo oznaczało ono, że jego sztuka nie jest obojętna.
W następnych latach Bacon chętnie wracał zarówno do formy tryptyku, jak i tematu ukrzyżowania (im był starszy, tym łagodniejszy w jego przedstawianiu). W wielu jego obrazach zaczęły się pojawiać wielkie kawały mięsa. W jednym z wywiadów tak wyjaśniał ich obecność: "Zawsze bardzo poruszały mnie obrazy przedstawiające rzeźnie i mięso. Moim zdaniem, ściśle się one wiążą z tematem ukrzyżowania: istnieją doskonałe fotografie zwierząt tuż przed zabiciem, w których czuje się zapach śmierci".
Malarska ruletka
Już w latach 40, czyli przed Jacksonem Pollockiem, zaczął się posługiwać metodami malarskimi opartymi na przypadkowości. W spontanicznym rzucaniu farby na płótno widział podobieństwo do podejmowania ryzyka w hazardzie, zwłaszcza w ulubionej przez siebie ruletce. W jednym z wywiadów stwierdził: "Nie zabierałbym się do pracy, gdybym z góry wiedział, co mam robić. Pracuję tylko dlatego, że mam nadzieję, iż przypadek wskaże mi właściwą drogę".
Jego obrazy powstały w pracowni, która nie tylko w świecie artystycznym uchodziła za największe osiągnięcie pod względem nieładu i bezhołowia. Pytany, dlaczego żyje w takim bałaganie, Bacon odpowiedział: "Miejsca, w których mieszkam, są jak autobiografia: lubię ślady, jakie zostawiam tam ja i inni. Są to tropy pamięci. Na przykład te drzwi, które ktoś rozbił w ataku szału, zostawiłem zepsute, bo mi się takie podobają. Podobnie jak rozbite lustro czy rozwalone papiery na podłodze. Lubię mieszkać w bałaganie, bo to bałagan pełen wspomnień. Gdybym zrobił porządek, skasowałbym wspomnienia".
Kompleks Francuzów
Bacon nie przyjął żadnego odznaczenia państwowego, bo uważał, że to go zaszufladkowuje do kategorii ludzi banalnych, a poza tym ogranicza jego wolność, czyniąc kimś w rodzaju urzędnika państwowego. Unikał też jak ognia tzw. światowego życia. Nawet wtedy, kiedy zarabiał na malarstwie miliony dolarów, nie zmienił swojego stylu życia - pozostał outsiderem. Większość zarobionych pieniędzy przegrał zresztą w ruletkę. Twierdził, że malowanie jest dla niego formą terapii. Terapia ta nie pomogła mu jednak zwalczyć alkoholizmu.
Bacon podkreślał, że programowo nie naśladuje żadnego malarza, mimo podziwu dla Picassa, Cimabuego czy Rembrandta. Uważał, że jego rolą jest bycie w opozycji do innych artystów. Tuż przed śmiercią w 1992 r., w rozmowie z francuskim krytykiem sztuki Michelem Archimbaude, na pytanie, jacy malarze współcześni są dla niego ważni, odpowiedział: "Po Picassie, chyba już nikt. Od dawna nie podziwiam nikogo. A już młodzi malarze wydają mi się bardzo mało interesujący. Nigdzie na świecie, ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji, ani w Stanach Zjednoczonych w sztuce nie dzieje się nic interesującego".
Sukces rynkowy Bacon osiągnął przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, ale prawdziwym bożyszczem był we Francji. Gdy w 1977 r. i 1979 r. wystawiał w paryskich galeriach, było tylu chętnych, którzy chcieli zobaczyć jego obrazy, że trzeba było zamknąć dla ruchu pobliskie ulice. Mimo ogromnej popularności jego dzieła, wystawiane na co dzień w Centrum Pompidou, pod koniec lat 80. zostały wycofane. Oficjalnie mówiło się, że były zbyt szokujące. W rzeczywistości Francuzi nie chcieli, by to Anglik był najgłośniejszym współczesnym malarzem. Dopiero niedawno wyleczyli się z tego kompleksu i obrazy Bacona triumfalnie powróciły do Centrum Pompidou.
Za obraz olejny Bacona "Niebieski człowiek VII" w 2002 r. wylicytowano ponad 6 mln USD. W 2004 r. "Studium papieża VI" sprzedano za 4 mln USD. Dzieła Bacona rzadko pojawiają się na aukcjach - właściciele nie chcą się ich pozbywać, bo ich wartość rośnie najszybciej spośród dzieł sztuki XX wieku.
"Chciałbym, by moje obrazy wyglądały tak, jakby otarła się o nie istota ludzka, pozostawiając ślad obecności i pamięć minionych zdarzeń tak, jak ślimak pozostawia za sobą śluz" - mówił Bacon. Ślady zostawiane przez jego obrazy to dramatyczne studia wyobcowania, zagrożenia i egzystencjalnego lęku. Bacon jest wręcz kimś w rodzaju zwiastuna zagłady. Kiedy większość twórców zmierzała ku abstrakcji, on twierdził, że prawdziwe malarstwo powinno być figuratywne.
Zapach śmierci
Francis Bacon urodził się w 1909 r. w stolicy Irlandii - Dublinie, ale jego rodzice byli Anglikami (ojciec zajmował się trenowaniem koni wyścigowych). W 1927 r. 17-letni Bacon został przez ojca wyrzucony z domu - za homoseksualny związek. Wyjechał do Berlina, a stamtąd do Paryża, gdzie godzinami przesiadywał w muzeach i galeriach. W 1929 r. wrócił do Londynu, wynajął studio i zajął się projektowaniem mebli oraz wnętrz. Zorganizował nawet dwie wystawy mebli, głównie w stylu art déco.
Większość wczesnych obrazów Bacon zniszczył, bo uznał je za nieudane. Pierwszy dojrzały obraz - tryptyk "Trzy studia postaci u podstawy Ukrzyżowania" (obecnie w Tate Gallery w Londynie) - wystawił w londyńskiej galerii Lefevre w 1945 r. Dzieło wzbudziło tak wielkie kontrowersje, że znany krytyk John Russell napisał o nim: "Oblicze brytyjskiej sztuki zmieniło się w dniu, gdy trzy najdziwniejsze obrazy, jakie kiedykolwiek wystawiono w Londynie, przemycono bez ostrzeżenia do galerii Lefevre. Publiczność została zaskoczona obrazami tak jednoznacznie straszliwymi, że na ich widok umysł zatrzaskiwał się z łoskotem". W powszechnej opinii Bacon dopuścił się świętokradztwa: przedstawione przez niego postacie były wyjątkowo agresywne i antypatyczne, co jeszcze podkreślała deformacja. Artysta był z takiego przyjęcia zadowolony, bo oznaczało ono, że jego sztuka nie jest obojętna.
W następnych latach Bacon chętnie wracał zarówno do formy tryptyku, jak i tematu ukrzyżowania (im był starszy, tym łagodniejszy w jego przedstawianiu). W wielu jego obrazach zaczęły się pojawiać wielkie kawały mięsa. W jednym z wywiadów tak wyjaśniał ich obecność: "Zawsze bardzo poruszały mnie obrazy przedstawiające rzeźnie i mięso. Moim zdaniem, ściśle się one wiążą z tematem ukrzyżowania: istnieją doskonałe fotografie zwierząt tuż przed zabiciem, w których czuje się zapach śmierci".
Malarska ruletka
Już w latach 40, czyli przed Jacksonem Pollockiem, zaczął się posługiwać metodami malarskimi opartymi na przypadkowości. W spontanicznym rzucaniu farby na płótno widział podobieństwo do podejmowania ryzyka w hazardzie, zwłaszcza w ulubionej przez siebie ruletce. W jednym z wywiadów stwierdził: "Nie zabierałbym się do pracy, gdybym z góry wiedział, co mam robić. Pracuję tylko dlatego, że mam nadzieję, iż przypadek wskaże mi właściwą drogę".
Jego obrazy powstały w pracowni, która nie tylko w świecie artystycznym uchodziła za największe osiągnięcie pod względem nieładu i bezhołowia. Pytany, dlaczego żyje w takim bałaganie, Bacon odpowiedział: "Miejsca, w których mieszkam, są jak autobiografia: lubię ślady, jakie zostawiam tam ja i inni. Są to tropy pamięci. Na przykład te drzwi, które ktoś rozbił w ataku szału, zostawiłem zepsute, bo mi się takie podobają. Podobnie jak rozbite lustro czy rozwalone papiery na podłodze. Lubię mieszkać w bałaganie, bo to bałagan pełen wspomnień. Gdybym zrobił porządek, skasowałbym wspomnienia".
Kompleks Francuzów
Bacon nie przyjął żadnego odznaczenia państwowego, bo uważał, że to go zaszufladkowuje do kategorii ludzi banalnych, a poza tym ogranicza jego wolność, czyniąc kimś w rodzaju urzędnika państwowego. Unikał też jak ognia tzw. światowego życia. Nawet wtedy, kiedy zarabiał na malarstwie miliony dolarów, nie zmienił swojego stylu życia - pozostał outsiderem. Większość zarobionych pieniędzy przegrał zresztą w ruletkę. Twierdził, że malowanie jest dla niego formą terapii. Terapia ta nie pomogła mu jednak zwalczyć alkoholizmu.
Bacon podkreślał, że programowo nie naśladuje żadnego malarza, mimo podziwu dla Picassa, Cimabuego czy Rembrandta. Uważał, że jego rolą jest bycie w opozycji do innych artystów. Tuż przed śmiercią w 1992 r., w rozmowie z francuskim krytykiem sztuki Michelem Archimbaude, na pytanie, jacy malarze współcześni są dla niego ważni, odpowiedział: "Po Picassie, chyba już nikt. Od dawna nie podziwiam nikogo. A już młodzi malarze wydają mi się bardzo mało interesujący. Nigdzie na świecie, ani w Wielkiej Brytanii, ani we Francji, ani w Stanach Zjednoczonych w sztuce nie dzieje się nic interesującego".
Sukces rynkowy Bacon osiągnął przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, ale prawdziwym bożyszczem był we Francji. Gdy w 1977 r. i 1979 r. wystawiał w paryskich galeriach, było tylu chętnych, którzy chcieli zobaczyć jego obrazy, że trzeba było zamknąć dla ruchu pobliskie ulice. Mimo ogromnej popularności jego dzieła, wystawiane na co dzień w Centrum Pompidou, pod koniec lat 80. zostały wycofane. Oficjalnie mówiło się, że były zbyt szokujące. W rzeczywistości Francuzi nie chcieli, by to Anglik był najgłośniejszym współczesnym malarzem. Dopiero niedawno wyleczyli się z tego kompleksu i obrazy Bacona triumfalnie powróciły do Centrum Pompidou.
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.