"Najlepszy rząd to taki, który najmniej rządzi" - radził Jefferson, jeden z ojców założycieli potęgi USA Kto jak kto, ale tak doświadczony analityk i publicysta jak Robert Gwiazdowski, autor artykułu "Koza nostra" ("Wprost" nr 26), wyszydzającego nową ustawę o swobodzie gospodarczej, powinien najlepiej wiedzieć, że w minionych latach w zasadzie tylko przedsiębiorcy protestowali przeciw psuciu prawa gospodarczego.
Psucie zepsutego
Polscy politycy, niestety również ci, którzy uważają, że znają się na gospodarce, wciąż zachowują się jak John F. Kennedy, który po wygranych wyborach powiedział: "Kiedy objąłem urząd prezydenta, najbardziej zdumiało mnie to, że stan spraw państwowych był tak zły, jak o tym mówiłem w kampanii wyborczej".
Przez wszystkie lata trudnego procesu transformacji ustrojowej polscy przedsiębiorcy robili wszystko, co mogli, by uświadomić politykom, jaki naprawdę jest "stan spraw państwowych". Niestety, rządzący zajęci swoimi "wielkimi" sprawami na ogół pamiętali o nas, przedsiębiorcach, tylko przed wyborami, gdy szukali pieniędzy na swoje kampanie. Instrumentalne traktowanie przedsiębiorców powodowało, że zamiast normalnie pracować, inwestować i myśleć o robieniu dobrego biznesu przynoszącego korzyści wszystkim, wielu z nich szukało tzw. dojść, układów, kolegów rozdających koncesje, znajomości ułatwiających wygrywanie lipnych przetargów. W minionych latach niedobre i wciąż "poprawiane" na gorsze prawo gospodarcze sprzyjało nieuczciwym politykom i urzędnikom mówiącym przedsiębiorcom wprost: "Dostaniecie, jeśli dacie". Byliśmy traktowani jak petenci, a nie jak partnerzy we wspólnej i służącej ogólnemu pożytkowi grze. To psute wciąż prawo powodowało, że nawet bardzo inteligentni ludzie nie byli w stanie przebrnąć przez meandry ordynacji podatkowej - ustawy dla przedsiębiorców najważniejszej, a napisanej w pogmatwany i trudny do zrozumienia sposób. Na dodatek ustawy dopuszczającej różne interpretacje tego samego przepisu w zależności od widzimisię urzędnika.
Czas Wilczka już minął
Dlaczego o tym piszę? Bo ustawa o swobodzie działalności gospodarczej zdaje się dowodem zrozumienia przez część klasy politycznej, że klucz do rozwoju gospodarki, poprawy konkurencyjności, zmniejszenia bezrobocia i ożywienia ducha polskiej przedsiębiorczości nie znajduje się w jej rękach. Wola rzeczywistej, niedeklaratywnej współpracy poprzedniego rządu z przedsiębiorcami zaowocowała ustawą o swobodzie, bo jej właśnie domagaliśmy się od politycznych decydentów. Tę ustawę napisali wspólnie przedsiębiorcy i rząd. Co ważne, w tak podzielonym i skonfliktowanym Sejmie głosowały za jej przyjęciem prawie wszystkie liczące się na naszej scenie politycznej ugrupowania.
Ale wróćmy do samej ustawy. Kilkakrotnie spotkałem się z opinią, że jest ona "rewolucyjna". W pewnym stopniu mogę się z tą opinią zgodzić, bo rzeczywiście w naszym państwie wciąż trzeba "rewolucji", by wyeliminować z życia gospodarczego absurdy i idiotyzmy. A przez ostatnie lata nagromadziło się ich niemało. Likwidując je, ustawa o swobodzie działalności gospodarczej stara się przywrócić normalność, ale w nowych warunkach, daleko odbiegających od realiów roku 1989. Ustawa Wilczka powstawała w okresie rodzącego się kapitalizmu, zdominowanego przez żywiołowo powstające niewielkie firmy, obrót gotówkowy, rozwijający się drobny handel i usługi. Dlatego naiwnością, by nie rzec - tanią demagogią, jest przekonanie, że dziś prawdziwą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej można zadekretować ustawą, której pierwszy i jedyny paragraf brzmi: "Niniejszym przywracamy ustawę z 1989 r.". Współczesna gospodarka wymaga zupełnie innych regulacji niż ta za czasów Wilczka.
Z Suwałk do Suwałk
Podobnie jak Robert Gwiazdowski ani ja, ani żaden polski przedsiębiorca nie wierzymy "w cudowną moc sprawczą słowa". Zapisane w ustawie klauzule o generalnym charakterze, tak wykpiwane przez niego, wydają się jednak ważne i są potrzebne choćby dlatego, że będą dyrektywami dotyczącymi wykładni innych aktów prawa gospodarczego oraz ze względu na swe znaczenie w orzecznictwie. Z kolei próbując zdezawuować wartość przepisu, "zgodnie z którym przedsiębiorca może złożyć do właściwego organu wniosek o pisemną informację o zakresie stosowania prawa podatkowego w jego indywidualnej sprawie", Robert Gwiazdowski, niestety, nie zauważył, że 18 czerwca tego roku Sejm znowelizował ordynację podatkową tak, by cytowany przepis nie był martwy i służył przedsiębiorcom w dochodzeniu swoich praw. Nie mogę się także zgodzić z zarzutem, że odesłanie do tzw. ustaw szczegółowych osłabia korzyści wynikające z generalnego uporządkowania zasad kontroli przedsiębiorców. Czas kontroli został jednoznacznie ograniczony do ośmiu tygodni, a wobec mikro-, małych i średnich firm do czterech tygodni w roku. Co nas, przedsiębiorców, szczególnie cieszy, ustawa zakazuje jednoczesnego prowadzenia więcej niż jednej kontroli. Nie odbędzie się również tak plastycznie opisywana przez autora tekstu "Koza nostra" podróż przedsiębiorcy z Suwałk do Warszawy po to, by po uprzednim wylegitymowaniu się założyć sobie internetowe konto pocztowe. W uchwalonym 18 czerwca prawie telekomunikacyjnym Sejm zdecydował, że założenie konta elektronicznego nadal nie będzie wymagało wizyty w siedzibie portalu i podróży z Suwałk do Warszawy.
Na koniec sprawa koncesji. To, że mogą być wykorzystywane w sposób nieuczciwy czy wręcz przestępczy, nie zmienia faktu, że przetarg wciąż jest i pozostanie najbardziej transparentną formą ich udzielania. Mamy dość urzędniczej uznaniowości. A "królikowi" ustalającemu reguły przetargów przynajmniej będziemy mogli patrzeć na łapki.
Polscy politycy, niestety również ci, którzy uważają, że znają się na gospodarce, wciąż zachowują się jak John F. Kennedy, który po wygranych wyborach powiedział: "Kiedy objąłem urząd prezydenta, najbardziej zdumiało mnie to, że stan spraw państwowych był tak zły, jak o tym mówiłem w kampanii wyborczej".
Przez wszystkie lata trudnego procesu transformacji ustrojowej polscy przedsiębiorcy robili wszystko, co mogli, by uświadomić politykom, jaki naprawdę jest "stan spraw państwowych". Niestety, rządzący zajęci swoimi "wielkimi" sprawami na ogół pamiętali o nas, przedsiębiorcach, tylko przed wyborami, gdy szukali pieniędzy na swoje kampanie. Instrumentalne traktowanie przedsiębiorców powodowało, że zamiast normalnie pracować, inwestować i myśleć o robieniu dobrego biznesu przynoszącego korzyści wszystkim, wielu z nich szukało tzw. dojść, układów, kolegów rozdających koncesje, znajomości ułatwiających wygrywanie lipnych przetargów. W minionych latach niedobre i wciąż "poprawiane" na gorsze prawo gospodarcze sprzyjało nieuczciwym politykom i urzędnikom mówiącym przedsiębiorcom wprost: "Dostaniecie, jeśli dacie". Byliśmy traktowani jak petenci, a nie jak partnerzy we wspólnej i służącej ogólnemu pożytkowi grze. To psute wciąż prawo powodowało, że nawet bardzo inteligentni ludzie nie byli w stanie przebrnąć przez meandry ordynacji podatkowej - ustawy dla przedsiębiorców najważniejszej, a napisanej w pogmatwany i trudny do zrozumienia sposób. Na dodatek ustawy dopuszczającej różne interpretacje tego samego przepisu w zależności od widzimisię urzędnika.
Czas Wilczka już minął
Dlaczego o tym piszę? Bo ustawa o swobodzie działalności gospodarczej zdaje się dowodem zrozumienia przez część klasy politycznej, że klucz do rozwoju gospodarki, poprawy konkurencyjności, zmniejszenia bezrobocia i ożywienia ducha polskiej przedsiębiorczości nie znajduje się w jej rękach. Wola rzeczywistej, niedeklaratywnej współpracy poprzedniego rządu z przedsiębiorcami zaowocowała ustawą o swobodzie, bo jej właśnie domagaliśmy się od politycznych decydentów. Tę ustawę napisali wspólnie przedsiębiorcy i rząd. Co ważne, w tak podzielonym i skonfliktowanym Sejmie głosowały za jej przyjęciem prawie wszystkie liczące się na naszej scenie politycznej ugrupowania.
Ale wróćmy do samej ustawy. Kilkakrotnie spotkałem się z opinią, że jest ona "rewolucyjna". W pewnym stopniu mogę się z tą opinią zgodzić, bo rzeczywiście w naszym państwie wciąż trzeba "rewolucji", by wyeliminować z życia gospodarczego absurdy i idiotyzmy. A przez ostatnie lata nagromadziło się ich niemało. Likwidując je, ustawa o swobodzie działalności gospodarczej stara się przywrócić normalność, ale w nowych warunkach, daleko odbiegających od realiów roku 1989. Ustawa Wilczka powstawała w okresie rodzącego się kapitalizmu, zdominowanego przez żywiołowo powstające niewielkie firmy, obrót gotówkowy, rozwijający się drobny handel i usługi. Dlatego naiwnością, by nie rzec - tanią demagogią, jest przekonanie, że dziś prawdziwą swobodę prowadzenia działalności gospodarczej można zadekretować ustawą, której pierwszy i jedyny paragraf brzmi: "Niniejszym przywracamy ustawę z 1989 r.". Współczesna gospodarka wymaga zupełnie innych regulacji niż ta za czasów Wilczka.
Z Suwałk do Suwałk
Podobnie jak Robert Gwiazdowski ani ja, ani żaden polski przedsiębiorca nie wierzymy "w cudowną moc sprawczą słowa". Zapisane w ustawie klauzule o generalnym charakterze, tak wykpiwane przez niego, wydają się jednak ważne i są potrzebne choćby dlatego, że będą dyrektywami dotyczącymi wykładni innych aktów prawa gospodarczego oraz ze względu na swe znaczenie w orzecznictwie. Z kolei próbując zdezawuować wartość przepisu, "zgodnie z którym przedsiębiorca może złożyć do właściwego organu wniosek o pisemną informację o zakresie stosowania prawa podatkowego w jego indywidualnej sprawie", Robert Gwiazdowski, niestety, nie zauważył, że 18 czerwca tego roku Sejm znowelizował ordynację podatkową tak, by cytowany przepis nie był martwy i służył przedsiębiorcom w dochodzeniu swoich praw. Nie mogę się także zgodzić z zarzutem, że odesłanie do tzw. ustaw szczegółowych osłabia korzyści wynikające z generalnego uporządkowania zasad kontroli przedsiębiorców. Czas kontroli został jednoznacznie ograniczony do ośmiu tygodni, a wobec mikro-, małych i średnich firm do czterech tygodni w roku. Co nas, przedsiębiorców, szczególnie cieszy, ustawa zakazuje jednoczesnego prowadzenia więcej niż jednej kontroli. Nie odbędzie się również tak plastycznie opisywana przez autora tekstu "Koza nostra" podróż przedsiębiorcy z Suwałk do Warszawy po to, by po uprzednim wylegitymowaniu się założyć sobie internetowe konto pocztowe. W uchwalonym 18 czerwca prawie telekomunikacyjnym Sejm zdecydował, że założenie konta elektronicznego nadal nie będzie wymagało wizyty w siedzibie portalu i podróży z Suwałk do Warszawy.
Na koniec sprawa koncesji. To, że mogą być wykorzystywane w sposób nieuczciwy czy wręcz przestępczy, nie zmienia faktu, że przetarg wciąż jest i pozostanie najbardziej transparentną formą ich udzielania. Mamy dość urzędniczej uznaniowości. A "królikowi" ustalającemu reguły przetargów przynajmniej będziemy mogli patrzeć na łapki.
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.