"Trzecia droga" to udana pozagrobowa dywersja marksizmu Tak, proszę państwa! To imiona dwóch amerykańskich prezydentów, którzy powinni mieć swoje ulice we wszystkich miastach Polski. To przecież Harry Truman zahamował ekspansję bolszewizmu po II wojnie światowej, chroniąc zachodnią Europę przed komunistycznym rajem. To on obronił Koreę Południową, rozpoczął kontrofensywę wolnego świata przeciw totalitaryzmowi i uzmysłowił ujarzmionym narodom Europy Wschodniej, że nie wszystko stracone. To Ronald Reagan, widząc opór Polaków, Węgrów i Czechów, postanowił obalić "imperium zła" i umiejętnie do tego doprowadził.
Propaganda komunistyczna przez dziesiątki lat robiła wszystko, by zohydzić ludziom postać Trumana i wysławiać kapitulanta Roosevelta. Przypomnijmy, że to nie Roosevelt Niemcom, lecz Niemcy Stanom Zjednoczonym wypowiedziały wojnę dopiero 12 grudnia 1941 r. Agitacja komunistyczna była skuteczna. Do dziś polskie miasta nie mogą się pozbyć ulic Roosevelta, a Harry Truman chyba nie ma swej ulicy w żadnym mieście w Polsce. Jeszcze teraz, już w XXI wieku, lewica wypomina Trumanowi komisję McCarthy'ego, powołaną, by przeciwdziałać agenturze komunistycznej. Bo co innego słusznie likwidować miliony ludzi w gułagach, a co innego walczyć o uniewinnienie własnych szpiegów. Komuniści zawsze mieli dwie miary. Jeszcze teraz, sześćdziesiąt pięć lat po 17 września 1939 r., po ujawnieniu zbrodni katyńskiej, polska lewica nie chce uznać płk. Ryszarda Kuklińskiego za bohatera. Trzeba gigantycznego zaślepienia, by jeszcze dziś, po sowieckiej zdradzie, uznawać ważność przysiąg i przyrzeczeń złożonych wrogiemu reżimowi. Siedemnasty września zwolnił nas przecież od dotrzymywania jakichkolwiek obietnic wymuszanych przez okupanta. Ale lewica w dalszym ciągu nie chce honorować człowieka, który przyczynił się do obalenia ustroju "najlepszego z możliwych".
W obliczu tych perypetii z Trumanem i Kuklińskim sądzę, że również Ronald Reagan będzie musiał czekać na publiczne wyrazy uznania. Jeśli nie uhonorowaliśmy dotychczas prowincjonalnego prawnika z Kansas, to z jakiej racji mamy czcić miernego kowbojskiego aktorzynę. Takimi przecież określeniami raczyła 20 lat temu polskojęzyczna prasa dwóch najwybitniejszych prezydentów USA XX wieku.
Na szczęście Amerykanie nie ulegli europejskiej degrengoladzie wartości i nie tylko umieją czcić swoich zasłużonych przywódców. Umieją także, w obliczu upadku europejskiego morale, i dziś stawać w obronie prawdziwej wolności, a nie wolności zabijania. To, co najbardziej smuci na dzisiejszej scenie europejskiej, to demoralizacja stawiająca pod znakiem zapytania jakikolwiek porządek ustrojowy, ekonomiczny i moralny. Europejczykom stało się obce poświęcenie, zaangażowanie. Powszechny stał się oportunizm. To Stany Zjednoczone pozostały ostoją patriotyzmu i społecznego porządku.
Europejska "trzecia droga" zawodzi haniebnie na wszystkich polach. Nie umiała zintegrować społeczeństw, obywateli wokół spraw wyższego rzędu - mimo gigantycznych nakładów socjalnych, które zasługują w istocie na miano "makrokorupcji" społecznej. "Trzecia droga" nie tylko pustoszy gospodarkę i wykrzywia mentalność ludzi. Coraz wyraźniej widzimy, jak pustoszy ducha, jak osłabia aktywność intelektualną zwykłego człowieka, jak zamienia go w biernego i niezadowolonego beneficjenta różnych subwencji i zasiłków, na które muszą łożyć ci wredni kapitaliści. "Trzecia droga" to nic innego jak udana pozagrobowa dywersja marksizmu. To nie ustrój, który dał potęgę Ameryce Trumana i Reagana. To nie ustrój, który umożliwi realizację "strategii lizbońskiej", zresztą już zapomnianej przez większość polityków europejskich. Tymczasem Chiny i Indie nie czekają. Chyba najwyższy czas otrzeźwieć, proszę szanownych polskich i zagranicznych Europejczyków.
W obliczu tych perypetii z Trumanem i Kuklińskim sądzę, że również Ronald Reagan będzie musiał czekać na publiczne wyrazy uznania. Jeśli nie uhonorowaliśmy dotychczas prowincjonalnego prawnika z Kansas, to z jakiej racji mamy czcić miernego kowbojskiego aktorzynę. Takimi przecież określeniami raczyła 20 lat temu polskojęzyczna prasa dwóch najwybitniejszych prezydentów USA XX wieku.
Na szczęście Amerykanie nie ulegli europejskiej degrengoladzie wartości i nie tylko umieją czcić swoich zasłużonych przywódców. Umieją także, w obliczu upadku europejskiego morale, i dziś stawać w obronie prawdziwej wolności, a nie wolności zabijania. To, co najbardziej smuci na dzisiejszej scenie europejskiej, to demoralizacja stawiająca pod znakiem zapytania jakikolwiek porządek ustrojowy, ekonomiczny i moralny. Europejczykom stało się obce poświęcenie, zaangażowanie. Powszechny stał się oportunizm. To Stany Zjednoczone pozostały ostoją patriotyzmu i społecznego porządku.
Europejska "trzecia droga" zawodzi haniebnie na wszystkich polach. Nie umiała zintegrować społeczeństw, obywateli wokół spraw wyższego rzędu - mimo gigantycznych nakładów socjalnych, które zasługują w istocie na miano "makrokorupcji" społecznej. "Trzecia droga" nie tylko pustoszy gospodarkę i wykrzywia mentalność ludzi. Coraz wyraźniej widzimy, jak pustoszy ducha, jak osłabia aktywność intelektualną zwykłego człowieka, jak zamienia go w biernego i niezadowolonego beneficjenta różnych subwencji i zasiłków, na które muszą łożyć ci wredni kapitaliści. "Trzecia droga" to nic innego jak udana pozagrobowa dywersja marksizmu. To nie ustrój, który dał potęgę Ameryce Trumana i Reagana. To nie ustrój, który umożliwi realizację "strategii lizbońskiej", zresztą już zapomnianej przez większość polityków europejskich. Tymczasem Chiny i Indie nie czekają. Chyba najwyższy czas otrzeźwieć, proszę szanownych polskich i zagranicznych Europejczyków.
Więcej możesz przeczytać w 29/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.