Gdyby był w Polsce, mógłby się stać najważniejszym świadkiem sejmowej komisji ds. Orlenu. 42-letni Arkadiusz Grochulski, współwłaściciel spółki BGM w Szczecinie, został uznany za szefa mafii paliwowej w Polsce. Grochulski od września tego roku jest ścigany międzynarodowym listem gończym (wcześniej był ścigany krajowym listem gończym). Dotarliśmy do przebywającego za granicą Arkadiusza Grochulskiego. - Liczę na to, że sejmowa komisja ds. Orlenu pomoże mi w otrzymaniu listu żelaznego. Opowiedziałbym wówczas komisji o kulisach finansowania przez Orlen - za pośrednictwem spółki Trans-Sad - firmy, która znajdowała się na szczycie mafii paliwowej. Poinformowałbym o znanych w branży paliwowej biznesmenach i politykach, z którymi dzielą się zyskami. Opowiedziałbym o wielkiej roli, jaką w interesach paliwowych w Polsce odgrywają służby specjalne - mówi "Wprost" Arkadiusz Grochulski.
Władza służb
Arkadiusz Grochulski twierdzi, że niedawno otrzymał ostrzeżenie, że ktoś może chcieć go zabić. Tłumaczy, że wiele wie o ciemnych interesach - nie tylko paliwowych - i ta wiedza stała się dla niego niebezpieczna. - Nikt tak naprawdę nie jest zainteresowany moim powrotem do Polski. Kilkakrotnie ubiegałem się przecież o list żelazny, który umożliwiłby mi powrót do kraju bez aresztowania. Prokuratura nie była tym zainteresowana - opowiada.
Arkadiusz Grochulski twierdzi, że to służby kontrolują obrót paliwami. Dopuszczają do interesów jedynie wybranych, którzy czymś się im przysłużyli. Opowiada, że po pierwszych przeszukaniach w firmie BGM mieli przyjść do niej (konkretnie do Jana Bobrka, współwłaściciela BGM, który przed prokuratorem złożył zeznania dotyczące prowizji czerpanych przez polityków od kontraktów paliwowych) oficerowie służb specjalnych i oznajmić, że będą chronić właścicieli spółki za udział w zyskach. Opowiada też, jakoby służby specjalne trzymały w szachu szefa firmy paliwowej działającej w rejonie Częstochowy. - Oficerowie przyłapali go na jakimś małym przekręcie i kazali sobie płacić. Najpierw niewiele - za ochronę, potem musiał im oddawać wszystko, a na końcu zaczął się starać o żółte papiery, bo nie wiedział, jak się od nich uwolnić - mówi.
Trans-Sad dla Porozumienia bez Barier
Arkadiusz Grochulski przyznaje, że finansował polskie partie, bo "bez tego nie da się żyć": - Czerpały ze mnie i SLD, i AWS. Jeżeli partie przychodzą i nękają firmy, to się im płaci, żeby nie mieć problemów. Gdy się nie da pieniędzy, to wpisują człowieka na czarną listę, nie dają zleceń i firma nie może normalnie działać, bo wszędzie są pozakładane blokady. Mówiłem swoim ludziom, że jeżeli mają problemy, to niech dadzą cesarzowi co cesarskie. Nie kopie się z koniem, bo koń jest silniejszy. Grochulski opowiada, że na fundację Jolanty Kwaśniewskiej Porozumienie bez Barier wpłacała należąca do niego firma spedycyjna Trans-Sad. - Nie widzę nic złego w dotowaniu fundacji - podkreśla.
Grochulski kontra Czarzasty
Paliwowy baron podejrzewa, że mógł się narazić na przykład Włodzimierzowi Czarzastemu, który miał ochotę na prywatyzowany w Szczecinie Dom Książki (przetarg wygrał Grochulski). - Co to dla takiego gościa jak on powiedzieć: "Ten facet wszedł mi w drogę, więc posprzątajcie trochę". Tak to się właśnie w Polsce odbywa: ważni ludzie siedzą w fotelach, palą cygara i wskazują, kto im przeszkadza - mówi Grochulski. Kiedyś poprosił Bogusława Bagsika (jeszcze przed jego aresztowaniem, kiedy miał dobre kontakty z politykami), by ustalił, komu podpadł, komu ma oddać Dom Książki i co ma zrobić, by zostawiono go w spokoju. Bagsik jednak niczego nie ustalił.
Świadek koronny?
Grochulski nie przyznaje się do korumpowania urzędników, m.in. ze służb celnych i organów ścigania, o co jest oskarżany przez prokuraturę. Pytany o tajny dokument komendanta głównego policji dotyczący powołania specjalnej grupy do spraw mafii paliwowej (znaleziony podczas przeszukania w firmie BGM), mówi, że była to prowokacja.
- Proszę pomyśleć, jak można zniszczyć firmę, która jest niewygodna. Można przysłać faksem ściśle tajny rozkaz i natychmiast wysłać do siedziby tej firmy specjalną jednostkę policyjną, która ten dokument znajduje - tłumaczy. Nie brzmi to wiarygodnie, bo dokument znaleziono kilka tygodni po jego przesłaniu do firmy BGM.
Do rewelacji Grochulskiego trzeba podchodzić ze szczególną ostrożnością, ale nie można wobec nich przejść obojętnie. Grochulski sugeruje, że ujawniłby całą prawdę przed sejmową komisją ds. Orlenu bądź w prokuraturze, gdyby nadano mu status kogoś w rodzaju świadka koronnego. Uważa, że jest obecnie zastraszany, by nie odważył się mówić prawdy. Jego zeznania mogłyby wywołać trzęsienie ziemi na szczytach władzy i w służbach specjalnych.
Arkadiusz Grochulski twierdzi, że niedawno otrzymał ostrzeżenie, że ktoś może chcieć go zabić. Tłumaczy, że wiele wie o ciemnych interesach - nie tylko paliwowych - i ta wiedza stała się dla niego niebezpieczna. - Nikt tak naprawdę nie jest zainteresowany moim powrotem do Polski. Kilkakrotnie ubiegałem się przecież o list żelazny, który umożliwiłby mi powrót do kraju bez aresztowania. Prokuratura nie była tym zainteresowana - opowiada.
Arkadiusz Grochulski twierdzi, że to służby kontrolują obrót paliwami. Dopuszczają do interesów jedynie wybranych, którzy czymś się im przysłużyli. Opowiada, że po pierwszych przeszukaniach w firmie BGM mieli przyjść do niej (konkretnie do Jana Bobrka, współwłaściciela BGM, który przed prokuratorem złożył zeznania dotyczące prowizji czerpanych przez polityków od kontraktów paliwowych) oficerowie służb specjalnych i oznajmić, że będą chronić właścicieli spółki za udział w zyskach. Opowiada też, jakoby służby specjalne trzymały w szachu szefa firmy paliwowej działającej w rejonie Częstochowy. - Oficerowie przyłapali go na jakimś małym przekręcie i kazali sobie płacić. Najpierw niewiele - za ochronę, potem musiał im oddawać wszystko, a na końcu zaczął się starać o żółte papiery, bo nie wiedział, jak się od nich uwolnić - mówi.
Trans-Sad dla Porozumienia bez Barier
Arkadiusz Grochulski przyznaje, że finansował polskie partie, bo "bez tego nie da się żyć": - Czerpały ze mnie i SLD, i AWS. Jeżeli partie przychodzą i nękają firmy, to się im płaci, żeby nie mieć problemów. Gdy się nie da pieniędzy, to wpisują człowieka na czarną listę, nie dają zleceń i firma nie może normalnie działać, bo wszędzie są pozakładane blokady. Mówiłem swoim ludziom, że jeżeli mają problemy, to niech dadzą cesarzowi co cesarskie. Nie kopie się z koniem, bo koń jest silniejszy. Grochulski opowiada, że na fundację Jolanty Kwaśniewskiej Porozumienie bez Barier wpłacała należąca do niego firma spedycyjna Trans-Sad. - Nie widzę nic złego w dotowaniu fundacji - podkreśla.
Grochulski kontra Czarzasty
Paliwowy baron podejrzewa, że mógł się narazić na przykład Włodzimierzowi Czarzastemu, który miał ochotę na prywatyzowany w Szczecinie Dom Książki (przetarg wygrał Grochulski). - Co to dla takiego gościa jak on powiedzieć: "Ten facet wszedł mi w drogę, więc posprzątajcie trochę". Tak to się właśnie w Polsce odbywa: ważni ludzie siedzą w fotelach, palą cygara i wskazują, kto im przeszkadza - mówi Grochulski. Kiedyś poprosił Bogusława Bagsika (jeszcze przed jego aresztowaniem, kiedy miał dobre kontakty z politykami), by ustalił, komu podpadł, komu ma oddać Dom Książki i co ma zrobić, by zostawiono go w spokoju. Bagsik jednak niczego nie ustalił.
Świadek koronny?
Grochulski nie przyznaje się do korumpowania urzędników, m.in. ze służb celnych i organów ścigania, o co jest oskarżany przez prokuraturę. Pytany o tajny dokument komendanta głównego policji dotyczący powołania specjalnej grupy do spraw mafii paliwowej (znaleziony podczas przeszukania w firmie BGM), mówi, że była to prowokacja.
- Proszę pomyśleć, jak można zniszczyć firmę, która jest niewygodna. Można przysłać faksem ściśle tajny rozkaz i natychmiast wysłać do siedziby tej firmy specjalną jednostkę policyjną, która ten dokument znajduje - tłumaczy. Nie brzmi to wiarygodnie, bo dokument znaleziono kilka tygodni po jego przesłaniu do firmy BGM.
Do rewelacji Grochulskiego trzeba podchodzić ze szczególną ostrożnością, ale nie można wobec nich przejść obojętnie. Grochulski sugeruje, że ujawniłby całą prawdę przed sejmową komisją ds. Orlenu bądź w prokuraturze, gdyby nadano mu status kogoś w rodzaju świadka koronnego. Uważa, że jest obecnie zastraszany, by nie odważył się mówić prawdy. Jego zeznania mogłyby wywołać trzęsienie ziemi na szczytach władzy i w służbach specjalnych.
Więcej możesz przeczytać w 41/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.