Czy Leszek Miller życzy Zbigniewowi Ziobrze szóstki dzieci? Goebbels", "zero", "pornogrubas" - politycy wykazują imponującą inwencję w wymyślaniu wyzwisk, którymi się obrzucają. Co ciekawe, polscy politycy uznali porównanie do Goebbelsa za największą obelgę, przez co pozostawili niewykorzystaną całą armię nazistów i komunistów. Tylko na początku lat 90. ówczesnego marszałka Sejmu Wiesława Chrzanowskiego nazwano "kolejnym führerkiem". Bodaj nikt nie doczekał się porównania do Berii czy Stalina.
Małpa Darwina
To nie Leszek Miller był pierwszym, który porównał swych przeciwników do nazistowskiego ministra propagandy Josepha Goebbelsa. Ani nawet nie Jan Rokita, który całkiem niedawno nazwał Goebbelsem Romana Giertycha. Pierwszy, bo już na początku lat 90., był prawicowy polityk i ówczesny senator Ryszard Bender, który "Goebbelsem stanu wojennego" nazwał Jerzego Urbana. Komunistyczny rzecznik rządu poczuł się tym tak mocno dotknięty, że procesował się z Benderem co najmniej dekadę.
Millerowi nikt procesu wytaczać nie chce, trudno jednak dociec, co miał na myśli, bo przeciwnikom życzył, by "skończyli jak Goebbels", a ten w oblężonym Berlinie razem z żoną otruł sześcioro swych dzieci, a następnie siebie. Czyżby więc życzył Ziobrze szóstki dzieci?
Leszek Miller ma, jak widać, mgliste pojęcie o historii III Rzeszy, ale ma również cięty język i umie podkradać bon moty. To on na początku lat 90. powiedział posłowi ZChN, że nie pochodzą od tej samej małpy. W oryginale słowa te wypowiedział autor teorii ewolucji Karol Darwin, adresując je do jednego z anglikańskich biskupów.
Były premier łajał nie tylko prawicowców. "W ciągu jednej nocy nie można przefarbować się z komunistów na socjaldemokratów, bo w ciągu jednej nocy można co najwyżej stracić dziewictwo" - ironizował w 1990 r. poseł Polskiej Partii Socjalistycznej Andrzej Malanowski. "Ale nie z panem" - odparował mu z właściwym sobie wdziękiem Miller.
Pornoprezydent
Najczęściej politycy kłócili się i procesowali o historię. Najgłośniejszy był oczywiście pozew liderów SLD z Kwaśniewskim, Millerem i Oleksym na czele przeciwko Leszkowi Moczulskiemu. Przypomnijmy, że lider Konfederacji Polski Niepodległej w 1991 r., podczas debaty o stanie wojennym, rozszyfrował skrót PZPR jako Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji. A rok później skrót SdRP odczytał jako Sprytne dzieci Rosyjskich Pachołków. Ale za to, o dziwo, nikt go do sądu nie podał.
O historię zahaczał koordynator służb specjalnych w rządzie Buzka, Janusz Pałubicki. Oburzyło go weto prezydenta Kwaśniewskiego do ustawy o IPN. Co prawda, weto zostało odrzucone, ale Kwaśniewski doczekał się tytułu "prezydenta wszystkich ubeków". Nie był to jedyny przypadek, kiedy prezydent, wetując ustawę, obrywał w ten sposób. Tak było, gdy Kwaśniewski (i jego złotousty prawnik Ryszard Kalisz) sprzeciwili się poprawkom do kodeksu karnego delegalizującym pornografię. Wzburzony tym poseł AWS Stefan Niesiołowski nazwał obu panów "pornogrubasami".
Spoceni i bałwany
Myliłby się ten, kto sądziłby, że obrażała wyłącznie prawica, a lżona była tylko lewica. Już na początku lat 90. ówczesny działacz Unii Demokratycznej (dziś w SDPL) Andrzej Celiński ostro zaatakował środowisko braci Kaczyńskich, nazywając ich "spoconymi mężczyznami w pogoni za władzą". A prawicowych posłów określał mianem "świątobliwych bałwanów."
Kaczyńscy najpierw podpadli Celińskiemu, a wkrótce skłócili się z Lechem Wałęsą. Wtedy ten zaproponował spotkanie pojednawcze, na które zaprosił "Lecha Kaczyńskiego z żoną i Jarosława Kaczyńskiego z mężem". Do pojednania nie doszło i pewnie nieprędko dojdzie, bo w 2001 r. ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński nazwał Wałęsę "przestępcą", a Mieczysława Wachowskiego "przestępcą wielokrotnym". Lech Wałęsa jest nie tylko żywą legendą polszczyzny, ale i autorem kilku ostrych sformułowań. To on w 1995 r., podczas telewizyjnej debaty prezydenckiej, zaproponował Kwaśniewskiemu, z którym nie chciał się przywitać, że "panu to ja mogę podać nogę". Kwaśniewski nie skorzystał.
O tym, że wyzwiska wcale nie muszą być chamskie ani nawet brutalne, świadczy przykład Jana Rokity. Pod koniec rządów AWS prowadził on spór z grupą wewnątrzpartyjnych oponentów w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym (chodziło z grubsza o to, czy wchodzić, czy nie wchodzić do Platformy Obywatelskiej). Rokita, mocno zniecierpliwiony postawą posła Krzysztofa Oksiuty, nazwał go "pajacykiem". Trzeba przyznać, że w porównaniu z Goebbelsem brzmi to nawet pieszczotliwie.
To nie Leszek Miller był pierwszym, który porównał swych przeciwników do nazistowskiego ministra propagandy Josepha Goebbelsa. Ani nawet nie Jan Rokita, który całkiem niedawno nazwał Goebbelsem Romana Giertycha. Pierwszy, bo już na początku lat 90., był prawicowy polityk i ówczesny senator Ryszard Bender, który "Goebbelsem stanu wojennego" nazwał Jerzego Urbana. Komunistyczny rzecznik rządu poczuł się tym tak mocno dotknięty, że procesował się z Benderem co najmniej dekadę.
Millerowi nikt procesu wytaczać nie chce, trudno jednak dociec, co miał na myśli, bo przeciwnikom życzył, by "skończyli jak Goebbels", a ten w oblężonym Berlinie razem z żoną otruł sześcioro swych dzieci, a następnie siebie. Czyżby więc życzył Ziobrze szóstki dzieci?
Leszek Miller ma, jak widać, mgliste pojęcie o historii III Rzeszy, ale ma również cięty język i umie podkradać bon moty. To on na początku lat 90. powiedział posłowi ZChN, że nie pochodzą od tej samej małpy. W oryginale słowa te wypowiedział autor teorii ewolucji Karol Darwin, adresując je do jednego z anglikańskich biskupów.
Były premier łajał nie tylko prawicowców. "W ciągu jednej nocy nie można przefarbować się z komunistów na socjaldemokratów, bo w ciągu jednej nocy można co najwyżej stracić dziewictwo" - ironizował w 1990 r. poseł Polskiej Partii Socjalistycznej Andrzej Malanowski. "Ale nie z panem" - odparował mu z właściwym sobie wdziękiem Miller.
Pornoprezydent
Najczęściej politycy kłócili się i procesowali o historię. Najgłośniejszy był oczywiście pozew liderów SLD z Kwaśniewskim, Millerem i Oleksym na czele przeciwko Leszkowi Moczulskiemu. Przypomnijmy, że lider Konfederacji Polski Niepodległej w 1991 r., podczas debaty o stanie wojennym, rozszyfrował skrót PZPR jako Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji. A rok później skrót SdRP odczytał jako Sprytne dzieci Rosyjskich Pachołków. Ale za to, o dziwo, nikt go do sądu nie podał.
O historię zahaczał koordynator służb specjalnych w rządzie Buzka, Janusz Pałubicki. Oburzyło go weto prezydenta Kwaśniewskiego do ustawy o IPN. Co prawda, weto zostało odrzucone, ale Kwaśniewski doczekał się tytułu "prezydenta wszystkich ubeków". Nie był to jedyny przypadek, kiedy prezydent, wetując ustawę, obrywał w ten sposób. Tak było, gdy Kwaśniewski (i jego złotousty prawnik Ryszard Kalisz) sprzeciwili się poprawkom do kodeksu karnego delegalizującym pornografię. Wzburzony tym poseł AWS Stefan Niesiołowski nazwał obu panów "pornogrubasami".
Spoceni i bałwany
Myliłby się ten, kto sądziłby, że obrażała wyłącznie prawica, a lżona była tylko lewica. Już na początku lat 90. ówczesny działacz Unii Demokratycznej (dziś w SDPL) Andrzej Celiński ostro zaatakował środowisko braci Kaczyńskich, nazywając ich "spoconymi mężczyznami w pogoni za władzą". A prawicowych posłów określał mianem "świątobliwych bałwanów."
Kaczyńscy najpierw podpadli Celińskiemu, a wkrótce skłócili się z Lechem Wałęsą. Wtedy ten zaproponował spotkanie pojednawcze, na które zaprosił "Lecha Kaczyńskiego z żoną i Jarosława Kaczyńskiego z mężem". Do pojednania nie doszło i pewnie nieprędko dojdzie, bo w 2001 r. ówczesny minister sprawiedliwości Lech Kaczyński nazwał Wałęsę "przestępcą", a Mieczysława Wachowskiego "przestępcą wielokrotnym". Lech Wałęsa jest nie tylko żywą legendą polszczyzny, ale i autorem kilku ostrych sformułowań. To on w 1995 r., podczas telewizyjnej debaty prezydenckiej, zaproponował Kwaśniewskiemu, z którym nie chciał się przywitać, że "panu to ja mogę podać nogę". Kwaśniewski nie skorzystał.
O tym, że wyzwiska wcale nie muszą być chamskie ani nawet brutalne, świadczy przykład Jana Rokity. Pod koniec rządów AWS prowadził on spór z grupą wewnątrzpartyjnych oponentów w Stronnictwie Konserwatywno-Ludowym (chodziło z grubsza o to, czy wchodzić, czy nie wchodzić do Platformy Obywatelskiej). Rokita, mocno zniecierpliwiony postawą posła Krzysztofa Oksiuty, nazwał go "pajacykiem". Trzeba przyznać, że w porównaniu z Goebbelsem brzmi to nawet pieszczotliwie.
Więcej możesz przeczytać w 41/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.