Według badaczy, monogamia w świecie zwierząt zdarza się tylko wtedy, gdy odpowiada obu stronom Znamy się na wszystkim. Na polityce, sporcie i medycynie. W sprawach seksu każdy z nas jest prawdziwym ekspertem. Zresztą materiałów do zgłębiania tajników ars amandi nie brakuje. Zapotrzebowanie na kolejne - nic to, że czasami amatorskie - dyplomy w tym względzie jest tak duże, że już nawet z imion i nazwisk znamy tych, którzy niosą dla nas erotyczny kaganek oświaty. Pewnie są wśród nas jeszcze tacy, którzy z rozrzewnieniem wspominają poczciwego Van der Velde'a i jego "Małżeństwo doskonałe" i ci, nieco młodsi, którzy w szufladzie trzymają "Sztukę kochania" Michaliny Wisłockiej.
Jedni i drudzy czynią tak z sentymentu, ale i tęsknoty za czasami, gdy co prawda seks uprawiało się w atmosferze owocu zakazanego, ale wszystko było jakieś prostsze. Do ogarnięcia. Do dziś za oceanem furorę robi prawie osiemdziesięcioletnia dr Ruth Westheimer, która naucza Amerykanów, jak poruszać się w seksie bez potknięć. Pani doktor właśnie owdowiała, więc wybrała się do Izraela w poszukiwaniu kandydata na kolejnego męża. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że Westheimer chce, aby wybranek był od niej sporo młodszy. To warunek. Tylko taki układ gwarantuje udany i żwawy seks. Zresztą - według Westheimer - jeśli naprawdę chcemy się dowiedzieć czegoś o seksie i o przyjemnościach, jakie możemy z niego czerpać, to najlepiej poczytać sobie Stary Testament. Możemy się z niego dowiedzieć, że Bóg był najlepszym seksterapeutą, a Biblia to podręcznik lepszej miłości.
Wydawałoby się więc, że pruderii i wszelkim tabu ostatecznie powiedzieliśmy adieu. Tacy jesteśmy wyedukowani. A jednak seksuolodzy na całym świecie biją na alarm. Nadal jesteśmy bardzo dalecy od zrozumienia istoty fizycznej strony kochania. Zadajemy pytania natury podstawowej, ale i z odpowiedziami na nie mamy nie lada kłopot. Okazuje się bowiem, że im więcej dowolności w tym, co już obyczajowo dozwolone, tym trudniej przychodzi nam radzenie sobie ze wskazaniami, poradami i technikami. Cóż z tego, że nawet naszej niemocy w łóżku z pomocą może przyjść chemia, skoro coraz rzadziej mamy czas i ochotę na uprawianie miłości. Nawet po pigułkę nie chce się sięgnąć. Kiedy czyta się wydaną właśnie książkę Olivii Judson "Porady seksualne dr Tatiany dla wszystkich stworzeń dużych i małych", to wydaje się, że każdy sposób jest dobry na to, by tłumaczyć nam, maluczkim, o co tak naprawdę chodzi mężczyęnie i kobiecie. W łóżku. "Z powodów, które wciąż pozostają niejasne, wyrzeczenie się seksu i płci niemal zawsze prowadzi do klęski i wymierania. Rezygnując z płci, zawsze wypadasz z gry" - pisze Judson, uznana specjalistka od biologii ewolucyjnej. "Kochamy się, więc uprawiamy seks przede wszystkim po to, żeby przetrwać i wydać na świat potomstwo. My i zwierzęta. W ich świecie zmienność genetyczna również pociąga za sobą zmiany obyczajowe" i daje większe przyzwolenie na wiarołomstwo, flirt i rozwiązłość. "Ryzyko istnieje zawsze: długi ogon ptaka wzbudzi podziw samic, ale może też sprawić, że szybciej skończy on w żołądku kota". Objaśniając seksualne zwyczaje zwierząt, Judson podaje wiele działających na wyobraźnię dowodów ich erotycznej rozwiązłości. Kto by pomyślał, że to patyczaki wiodą prym wśród najwytrwalszych na świecie kochanków? Akt kopulacyjny w ich wykonaniu trwa średnio dziesięć tygodni. Ale ponieważ samiec od samicy jest o połowę mniejszy, to noszenie go na plecach nie jest aż tak uciążliwe. Genetyka poszła na rękę temperamentowi. Na dowód doktor Judson przytacza opowieść o lwach kopulujących z dwiema partnerkami 157 razy w ciągu 55 godzin. To dopiero są rekordy. "Bywa, że zwierzęta do perfekcji opanowały łączenie seksu z jedzeniem, a wówczas samiec na randkę przychodzi już z zakąską. Jak widać, miłość to nie tylko ściąganie spodni" - konkluduje Judson. Radzi także, żeby nigdy nie dać się zjeść podczas gry wstępnej, zwłaszcza że "niektórzy faceci zwierzęta nie mogą się pogodzić z odmową".
Co ciekawe, samice rzadko walczą o partnerów na śmierć i życie. A jeśli, to tylko gdy są zdesperowane, bo podaż samców jest zbyt mała. Nie dają także za wygraną, gdy akurat ten, a nie inny reproduktor może dać jej tyle dzieci, ile by chciała. A co z naszą człowieczą zazdrością o monogamiczne życie łabędzi? Nie zadręczajmy się, bo monogamia w świecie zwierząt zdarza się tylko tam, gdzie odpowiada obu stronom. Gdy brak skoków w bok gwarantuje, że pozostawią po sobie więcej potomstwa, niż gdyby zdecydowali się na niewierność. W świecie zwierząt występuje nawet Teoria Dobrej Żony - czyli jestem monogamiczna, bo inaczej sama nie dałabym sobie w życiu rady. Ale od każdej reguły i każdego w tej sprawie wyrachowania jest zawsze wyjątek. Otóż, okazuje się, że samce myszaków kalifornijskich nie opuszczają swoich żon, choćby te były nie wiadomo jak stare i brzydkie. To on, a one? "Jestem modliszką europejską i zauważyłam, że seks jest dla mnie znacznie bardziej pociągający, jeśli wcześniej odgryzę głowę memu kochankowi". Że brzmi tak jakoś uniwersalnie...
Wydawałoby się więc, że pruderii i wszelkim tabu ostatecznie powiedzieliśmy adieu. Tacy jesteśmy wyedukowani. A jednak seksuolodzy na całym świecie biją na alarm. Nadal jesteśmy bardzo dalecy od zrozumienia istoty fizycznej strony kochania. Zadajemy pytania natury podstawowej, ale i z odpowiedziami na nie mamy nie lada kłopot. Okazuje się bowiem, że im więcej dowolności w tym, co już obyczajowo dozwolone, tym trudniej przychodzi nam radzenie sobie ze wskazaniami, poradami i technikami. Cóż z tego, że nawet naszej niemocy w łóżku z pomocą może przyjść chemia, skoro coraz rzadziej mamy czas i ochotę na uprawianie miłości. Nawet po pigułkę nie chce się sięgnąć. Kiedy czyta się wydaną właśnie książkę Olivii Judson "Porady seksualne dr Tatiany dla wszystkich stworzeń dużych i małych", to wydaje się, że każdy sposób jest dobry na to, by tłumaczyć nam, maluczkim, o co tak naprawdę chodzi mężczyęnie i kobiecie. W łóżku. "Z powodów, które wciąż pozostają niejasne, wyrzeczenie się seksu i płci niemal zawsze prowadzi do klęski i wymierania. Rezygnując z płci, zawsze wypadasz z gry" - pisze Judson, uznana specjalistka od biologii ewolucyjnej. "Kochamy się, więc uprawiamy seks przede wszystkim po to, żeby przetrwać i wydać na świat potomstwo. My i zwierzęta. W ich świecie zmienność genetyczna również pociąga za sobą zmiany obyczajowe" i daje większe przyzwolenie na wiarołomstwo, flirt i rozwiązłość. "Ryzyko istnieje zawsze: długi ogon ptaka wzbudzi podziw samic, ale może też sprawić, że szybciej skończy on w żołądku kota". Objaśniając seksualne zwyczaje zwierząt, Judson podaje wiele działających na wyobraźnię dowodów ich erotycznej rozwiązłości. Kto by pomyślał, że to patyczaki wiodą prym wśród najwytrwalszych na świecie kochanków? Akt kopulacyjny w ich wykonaniu trwa średnio dziesięć tygodni. Ale ponieważ samiec od samicy jest o połowę mniejszy, to noszenie go na plecach nie jest aż tak uciążliwe. Genetyka poszła na rękę temperamentowi. Na dowód doktor Judson przytacza opowieść o lwach kopulujących z dwiema partnerkami 157 razy w ciągu 55 godzin. To dopiero są rekordy. "Bywa, że zwierzęta do perfekcji opanowały łączenie seksu z jedzeniem, a wówczas samiec na randkę przychodzi już z zakąską. Jak widać, miłość to nie tylko ściąganie spodni" - konkluduje Judson. Radzi także, żeby nigdy nie dać się zjeść podczas gry wstępnej, zwłaszcza że "niektórzy faceci zwierzęta nie mogą się pogodzić z odmową".
Co ciekawe, samice rzadko walczą o partnerów na śmierć i życie. A jeśli, to tylko gdy są zdesperowane, bo podaż samców jest zbyt mała. Nie dają także za wygraną, gdy akurat ten, a nie inny reproduktor może dać jej tyle dzieci, ile by chciała. A co z naszą człowieczą zazdrością o monogamiczne życie łabędzi? Nie zadręczajmy się, bo monogamia w świecie zwierząt zdarza się tylko tam, gdzie odpowiada obu stronom. Gdy brak skoków w bok gwarantuje, że pozostawią po sobie więcej potomstwa, niż gdyby zdecydowali się na niewierność. W świecie zwierząt występuje nawet Teoria Dobrej Żony - czyli jestem monogamiczna, bo inaczej sama nie dałabym sobie w życiu rady. Ale od każdej reguły i każdego w tej sprawie wyrachowania jest zawsze wyjątek. Otóż, okazuje się, że samce myszaków kalifornijskich nie opuszczają swoich żon, choćby te były nie wiadomo jak stare i brzydkie. To on, a one? "Jestem modliszką europejską i zauważyłam, że seks jest dla mnie znacznie bardziej pociągający, jeśli wcześniej odgryzę głowę memu kochankowi". Że brzmi tak jakoś uniwersalnie...
Więcej możesz przeczytać w 41/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.