Niektórym uczonym trzeba odebrać Nagrodę Nobla Amerykański neurochirurg Walter Freeman do wykonania lobotomii używał młotka do trepanacji i wprowadzanego przez otwór w czaszce szpikulca do lodów, którym niszczył tkankę mózgową zbyt agresywnych pacjentów zakładów psychiatrycznych. Guru lobotomii w 1965 r. stracił prawo do wykonywania zawodu, gdy takim szpikulcem zabił jednego z chorych psychicznie. W panteonie laureatów Nagrody Nobla nadal jednak widnieje nazwisko twórcy "psychochirurgii" Antonio Egasa Moniza (1874-1955), "wspaniałego lekarza", jak napisał o nim w 1949 r. Komitet Noblowski. Moniz, portugalski neurolog, chirurg i polityk, otrzymał Nagrodę Nobla za opracowanie "metody leczenia poważnych zaburzeń psychicznych przecięciem połączeń nerwowych płatów czołowych mózgu". To on przeprowadził w 1936 r. pierwsze operacje, których celem było usunięcie u chorych objawów pobudzenia, depresji lub napadowego lęku (wówczas jeszcze za pomocą roztworu alkoholu). Już wtedy podejrzewano, że pozytywne efekty tej metody są "subiektywne" i jedynie chwilowe. Coraz częściej pojawiają się opinie, że po upływie ponad stu lat od ustanowienia Nagrody Nobla nadszedł czas, by Komitet Noblowski nie tylko przyznał się do błędów, ale też odebrał niektórym badaczom to najbardziej prestiżowe w nauce wyróżnienie.
Dla dobra ludzkości?
"Jest moim stanowczym życzeniem, by wszystkie wyliczone nagrody przypadły najbardziej zasłużonym i służyły dobru ludzkości" - napisał Alfred Nobel w testamencie sporządzonym 27 listopada 1895 r. Tego kryterium z pewnością nie spełnia Egas Moniz, pierwszy na liście laureatów Nagrody Nobla, których osiągnięcia są najbardziej kwestionowane. Moniz sam był zaskoczony, że otrzymał nagrodę za leukotomię, jak nazwał swą "chirurgiczną metodę leczenia zaburzeń psychicznych". Za swoje największe osiągnięcie uważał opracowanie powszechnie do dziś wykorzystywanej metody rentgenowskiego obrazowania mózgu przy użyciu środka kontrastującego.
Lobotomia zrobiła karierę w latach 40. XX wieku, bo była znacznie tańszą terapią niż utrzymywanie chorego w szpitalu psychiatrycznym. W Europie i USA operowano w ten sposób nawet homoseksualistów, by "przywrócić ich moralności", z kolei w Japonii poddawano lobotomii sprawiające trudności wychowawcze dzieci. Dopiero w latach 50., niedługo po przyznaniu Monizowi Nagrody Nobla, metoda "młotka i szpikulca do lodów" niemal wszędzie została potępiona, bo potwornie okaleczała chorych. Pacjenci po takim zabiegu tracili poczucie tożsamości, stawali się apatyczni i bezwolni. Zanim jednak zrezygnowano z tej barbarzyńskiej terapii, jedynie w USA neurochirudzy "skorygowali" osobowość ponad 50 tys. chorych oraz "kłopotliwych" lub wręcz niewygodnych politycznie ludzi zdrowych! Członkowie Komitetu Noblowskiego odmówili odebrania Monizowi Nagrody Nobla, choć taki wniosek złożyła niedawno Christine Johnson wraz z innymi osobami, których bliscy w latach 50. zostali poddani lobotomii. Członkowie Komitetu Noblowskiego przyznali jedynie, iż "czują ulgę, że w leczeniu ciężko chorych psychicznie stosowane są metody bardziej skuteczne i humanitarne".
Tego odkrycia nie było!
Podobną ulgę odczuwają członkowie Komitetu Noblowskiego także z tego powodu, że w leczeniu objawów późnej kiły nie stosuje się już tzw. terapii malarycznej. Za tę metodę leczenia, kojarzącą się dziś bardziej z praktykami znachorów, w 1917 r. Nagrodę Nobla otrzymał Julius Wagner-Jauregg (1857-1940). Kiła, trudno wówczas uleczalna choroba weneryczna, w zaawansowanym stadium atakuje narządy wewnętrzne i mózg, powodując m.in. porażenie postępujące nazywane parezą, zaburzenia psychiczne i wiąd rdzenia. Wiedeński lekarz Julius Wagner-Jauregg wymyślił, że wstrzyknięcie krwi chorych na malarię wywołuje u osób z parezą gorączkę malaryczną łagodzącą porażenie. Syfilitycy w pierwszej połowie minionego stulecia stanowili aż jedną trzecią pacjentów zakładów psychiatrycznych. Zniknęli z domów dla obłąkanych, gdy w latach 40. zaczęto stosować penicylinę, którą w 1942 r. uzyskali Howard Walter Florey i Ernst Boris Chain (po tym, jak szkocki mikrobiolog Alexander Fleming odkrył w 1929 r. bakteriobójcze działanie pleśni pędzlaka). W 1945 r. wszyscy trzej badacze otrzymali nie budzącą żadnych zastrzeżeń Nagrodę Nobla.
Kardynalnym błędem było uhonorowanie w 1926 r. Johannesa Fibigera (1867-1928) za odkrycie rakotwórczego nicienia (Spiroptera carcinoma). Duński bakteriolog i patolog twierdził, że takim rakotwórczym obleńcem wywołał pierwszy raz w laboratorium nowotwór złośliwy u myszy, co okazało się wielką pomyłką, na szczęście mniej szkodliwą niż lobotomia. Nikomu nie udało się powtórzyć tego eksperymentu. Późniejsze badania wykazały jedynie, że niektóre pasożyty mogą się przyczynić do powstania raka; głównie te, które są zainfekowane rakotwórczymi wirusami. Udowodnił to Peyton Rous (1879-1970), który już w 1911 r. - cztery lata po "odkryciu" dokonanym przez Johannesa Fibigera i piętnaście lat przed przyznaniem temu uczonemu Nagrody Nobla - wykrył pierwsze kancerogenne wirusy wywołujące u kur mięsaka (nazywane wirusami mięsaka Rousa). Amerykański patolog otrzymał nagrodę w dziedzinie medycyny, ale dopiero w 1966 r. - musiał na nią czekać ponad 50 lat!
Dogmat nieomylności
"Fundacja Nobla w sposobie postępowania przypomina działania Kościoła, ale nie obejmuje jej dogmat nieomylności" - przyznał Per Wstberg, członek Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk. W fizyce najlepszym tego przykładem jest Nils Gustav Dalen, którego w 1912 r. nagrodzono za "wynalezienie urządzenia do automatycznej regulacji dopływu gazu do gazowych latarni morskich i boi". Szwedzki wynalazca skonstruował tzw. zawór słoneczny i akumulator acetylenu - urządzenia zapalające latarnie po zapadnięciu zmroku, o których mało kto już pamięta. - Jeśli dziś dziwi ten wybór, to dlatego, że nie pamiętamy, iż według testamentu Alfreda Nobla, nagrody miały być przyznawane za osiągnięcia przynoszące korzyści ludzkości - przekonuje prof. Andrzej Kajetan Wróblewski, fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki "Uczeni w anegdocie". Już wtedy decyzja ta wywoła konsternację wśród fizyków, bo w kolejce do Nagrody Nobla czekali wielokrotnie nominowani do niej tak znamienici badacze, jak Max Planck, Albert Einstein i wynalazca wszech czasów Thomas Alva Edison, który miał już wtedy na koncie ponad tysiąc patentów: w 1877 r. skonstruował fonograf (35 lat przed przyznaniem Nagrody Nobla Dalenowi!), w 1879 r. opracował żarówkę elektryczną, ulepszył również telefon Bella. Nagrody Nobla jednak nie doczekał. Co było tego powodem?
Komitet Nagród Nobla podobno rozważał przyznanie tego wyróżnienia Edisonowi, ale wyłącznie wspólnie z Nikolą Teslą, wynalazcą nowych generatorów, transformatorów i silników elektrycznych (m.in. na prąd wielofazowy). Tesla nie chciał jednak dzielić nagrody z Edisonem, z którym był w ostrym konflikcie od czasu, gdy razem pracowali nad nową prądnicą (pochodzący z Serbii Tesla zarzucał Edisonowi, że nie zapłacił mu 50 tys. dolarów za pilnie wykonane zlecenie). W rezultacie wybór padł na Dalena, którego kandydaturę wysunął Erik Johan Ljungberg, mało znany emerytowany profesor fizyki. Jak twierdził Alfred Nobel, sprawiedliwość istnieje tylko w świecie fantazji.
Zbyt znani na Nobla
Członkowie Komitetu Noblowskiego nigdy nie lubili wyróżniać badaczy, którzy są z sobą w konflikcie. Podobno z tego powodu od lat odrzucana jest kandydatura prof. Luca Montagniera i Roberta Galla, którzy przed 20 laty wspólnie opracowali test wykrywający we krwi HIV. Gdy powstał pierwszy test, Gallo zarzucił francuskiemu badaczowi, że jego wkład w to osiągnięcie był niewielki (miał udostępnić jedynie niezbędne do badań próbki tkanek), z kolei Montagnier twierdził, że Amerykanin ukradł jego wyniki badań.
Komitet Nagród Nobla rzadko wyróżnia znanych i często obecnych w mediach badaczy, takich jak wynalazca pigułki antykoncepcyjnej Carl Djerassi, uznawany za największego fizyka od czasów Einsteina Stephen Hawking i Patrick Steptoe, lekarz, który doprowadził do narodzin Louise Brown - pierwszego dziecka z probówki. Krążą plotki, że z tego samego powodu Nagrody Nobla nie otrzymali jeszcze geniusz biotechnologii J. Craig Venter, były szef firmy Celera Genomics, oraz Szkot Ian Wilmut z Roslin Institute w Edynburgu, który wspólnie z Keithem Campbellem wpadł na rewolucyjny pomysł klonowania ssaków i w lipcu 1996 r. doprowadził do narodzin owcy Dolly.
Nagrody Nobla coraz częściej są przyznawane za osiągnięcia sprzed kilkudziesięciu lat. W ubiegłym roku uhonorowano 74-letniego Amerykanina Paula C. Lauterbura i 70-letniego Brytyjczyka Petera Mansfielda za wykorzystanie do badań diagnostycznych stosowanego od ponad 30 lat rezonansu magnetycznego. Komitet Noblowski potrafi jednak zaskakiwać. W 1997 r. nagrodzono Stanleya Prusinera z University of California w San Francisco za hipotezę, że chorobę szalonych krów wywołują priony, zakaźne białka, których istnienia nikt wtedy nie potwierdził. Udało się tego dokonać dopiero w tym roku, gdy współpracownicy amerykańskiego uczonego zsyntetyzowali priony w laboratorium, na szczęście.
"Jest moim stanowczym życzeniem, by wszystkie wyliczone nagrody przypadły najbardziej zasłużonym i służyły dobru ludzkości" - napisał Alfred Nobel w testamencie sporządzonym 27 listopada 1895 r. Tego kryterium z pewnością nie spełnia Egas Moniz, pierwszy na liście laureatów Nagrody Nobla, których osiągnięcia są najbardziej kwestionowane. Moniz sam był zaskoczony, że otrzymał nagrodę za leukotomię, jak nazwał swą "chirurgiczną metodę leczenia zaburzeń psychicznych". Za swoje największe osiągnięcie uważał opracowanie powszechnie do dziś wykorzystywanej metody rentgenowskiego obrazowania mózgu przy użyciu środka kontrastującego.
Lobotomia zrobiła karierę w latach 40. XX wieku, bo była znacznie tańszą terapią niż utrzymywanie chorego w szpitalu psychiatrycznym. W Europie i USA operowano w ten sposób nawet homoseksualistów, by "przywrócić ich moralności", z kolei w Japonii poddawano lobotomii sprawiające trudności wychowawcze dzieci. Dopiero w latach 50., niedługo po przyznaniu Monizowi Nagrody Nobla, metoda "młotka i szpikulca do lodów" niemal wszędzie została potępiona, bo potwornie okaleczała chorych. Pacjenci po takim zabiegu tracili poczucie tożsamości, stawali się apatyczni i bezwolni. Zanim jednak zrezygnowano z tej barbarzyńskiej terapii, jedynie w USA neurochirudzy "skorygowali" osobowość ponad 50 tys. chorych oraz "kłopotliwych" lub wręcz niewygodnych politycznie ludzi zdrowych! Członkowie Komitetu Noblowskiego odmówili odebrania Monizowi Nagrody Nobla, choć taki wniosek złożyła niedawno Christine Johnson wraz z innymi osobami, których bliscy w latach 50. zostali poddani lobotomii. Członkowie Komitetu Noblowskiego przyznali jedynie, iż "czują ulgę, że w leczeniu ciężko chorych psychicznie stosowane są metody bardziej skuteczne i humanitarne".
Tego odkrycia nie było!
Podobną ulgę odczuwają członkowie Komitetu Noblowskiego także z tego powodu, że w leczeniu objawów późnej kiły nie stosuje się już tzw. terapii malarycznej. Za tę metodę leczenia, kojarzącą się dziś bardziej z praktykami znachorów, w 1917 r. Nagrodę Nobla otrzymał Julius Wagner-Jauregg (1857-1940). Kiła, trudno wówczas uleczalna choroba weneryczna, w zaawansowanym stadium atakuje narządy wewnętrzne i mózg, powodując m.in. porażenie postępujące nazywane parezą, zaburzenia psychiczne i wiąd rdzenia. Wiedeński lekarz Julius Wagner-Jauregg wymyślił, że wstrzyknięcie krwi chorych na malarię wywołuje u osób z parezą gorączkę malaryczną łagodzącą porażenie. Syfilitycy w pierwszej połowie minionego stulecia stanowili aż jedną trzecią pacjentów zakładów psychiatrycznych. Zniknęli z domów dla obłąkanych, gdy w latach 40. zaczęto stosować penicylinę, którą w 1942 r. uzyskali Howard Walter Florey i Ernst Boris Chain (po tym, jak szkocki mikrobiolog Alexander Fleming odkrył w 1929 r. bakteriobójcze działanie pleśni pędzlaka). W 1945 r. wszyscy trzej badacze otrzymali nie budzącą żadnych zastrzeżeń Nagrodę Nobla.
Kardynalnym błędem było uhonorowanie w 1926 r. Johannesa Fibigera (1867-1928) za odkrycie rakotwórczego nicienia (Spiroptera carcinoma). Duński bakteriolog i patolog twierdził, że takim rakotwórczym obleńcem wywołał pierwszy raz w laboratorium nowotwór złośliwy u myszy, co okazało się wielką pomyłką, na szczęście mniej szkodliwą niż lobotomia. Nikomu nie udało się powtórzyć tego eksperymentu. Późniejsze badania wykazały jedynie, że niektóre pasożyty mogą się przyczynić do powstania raka; głównie te, które są zainfekowane rakotwórczymi wirusami. Udowodnił to Peyton Rous (1879-1970), który już w 1911 r. - cztery lata po "odkryciu" dokonanym przez Johannesa Fibigera i piętnaście lat przed przyznaniem temu uczonemu Nagrody Nobla - wykrył pierwsze kancerogenne wirusy wywołujące u kur mięsaka (nazywane wirusami mięsaka Rousa). Amerykański patolog otrzymał nagrodę w dziedzinie medycyny, ale dopiero w 1966 r. - musiał na nią czekać ponad 50 lat!
Dogmat nieomylności
"Fundacja Nobla w sposobie postępowania przypomina działania Kościoła, ale nie obejmuje jej dogmat nieomylności" - przyznał Per Wstberg, członek Królewskiej Szwedzkiej Akademii Nauk. W fizyce najlepszym tego przykładem jest Nils Gustav Dalen, którego w 1912 r. nagrodzono za "wynalezienie urządzenia do automatycznej regulacji dopływu gazu do gazowych latarni morskich i boi". Szwedzki wynalazca skonstruował tzw. zawór słoneczny i akumulator acetylenu - urządzenia zapalające latarnie po zapadnięciu zmroku, o których mało kto już pamięta. - Jeśli dziś dziwi ten wybór, to dlatego, że nie pamiętamy, iż według testamentu Alfreda Nobla, nagrody miały być przyznawane za osiągnięcia przynoszące korzyści ludzkości - przekonuje prof. Andrzej Kajetan Wróblewski, fizyk z Uniwersytetu Warszawskiego, autor książki "Uczeni w anegdocie". Już wtedy decyzja ta wywoła konsternację wśród fizyków, bo w kolejce do Nagrody Nobla czekali wielokrotnie nominowani do niej tak znamienici badacze, jak Max Planck, Albert Einstein i wynalazca wszech czasów Thomas Alva Edison, który miał już wtedy na koncie ponad tysiąc patentów: w 1877 r. skonstruował fonograf (35 lat przed przyznaniem Nagrody Nobla Dalenowi!), w 1879 r. opracował żarówkę elektryczną, ulepszył również telefon Bella. Nagrody Nobla jednak nie doczekał. Co było tego powodem?
Komitet Nagród Nobla podobno rozważał przyznanie tego wyróżnienia Edisonowi, ale wyłącznie wspólnie z Nikolą Teslą, wynalazcą nowych generatorów, transformatorów i silników elektrycznych (m.in. na prąd wielofazowy). Tesla nie chciał jednak dzielić nagrody z Edisonem, z którym był w ostrym konflikcie od czasu, gdy razem pracowali nad nową prądnicą (pochodzący z Serbii Tesla zarzucał Edisonowi, że nie zapłacił mu 50 tys. dolarów za pilnie wykonane zlecenie). W rezultacie wybór padł na Dalena, którego kandydaturę wysunął Erik Johan Ljungberg, mało znany emerytowany profesor fizyki. Jak twierdził Alfred Nobel, sprawiedliwość istnieje tylko w świecie fantazji.
Zbyt znani na Nobla
Członkowie Komitetu Noblowskiego nigdy nie lubili wyróżniać badaczy, którzy są z sobą w konflikcie. Podobno z tego powodu od lat odrzucana jest kandydatura prof. Luca Montagniera i Roberta Galla, którzy przed 20 laty wspólnie opracowali test wykrywający we krwi HIV. Gdy powstał pierwszy test, Gallo zarzucił francuskiemu badaczowi, że jego wkład w to osiągnięcie był niewielki (miał udostępnić jedynie niezbędne do badań próbki tkanek), z kolei Montagnier twierdził, że Amerykanin ukradł jego wyniki badań.
Komitet Nagród Nobla rzadko wyróżnia znanych i często obecnych w mediach badaczy, takich jak wynalazca pigułki antykoncepcyjnej Carl Djerassi, uznawany za największego fizyka od czasów Einsteina Stephen Hawking i Patrick Steptoe, lekarz, który doprowadził do narodzin Louise Brown - pierwszego dziecka z probówki. Krążą plotki, że z tego samego powodu Nagrody Nobla nie otrzymali jeszcze geniusz biotechnologii J. Craig Venter, były szef firmy Celera Genomics, oraz Szkot Ian Wilmut z Roslin Institute w Edynburgu, który wspólnie z Keithem Campbellem wpadł na rewolucyjny pomysł klonowania ssaków i w lipcu 1996 r. doprowadził do narodzin owcy Dolly.
Nagrody Nobla coraz częściej są przyznawane za osiągnięcia sprzed kilkudziesięciu lat. W ubiegłym roku uhonorowano 74-letniego Amerykanina Paula C. Lauterbura i 70-letniego Brytyjczyka Petera Mansfielda za wykorzystanie do badań diagnostycznych stosowanego od ponad 30 lat rezonansu magnetycznego. Komitet Noblowski potrafi jednak zaskakiwać. W 1997 r. nagrodzono Stanleya Prusinera z University of California w San Francisco za hipotezę, że chorobę szalonych krów wywołują priony, zakaźne białka, których istnienia nikt wtedy nie potwierdził. Udało się tego dokonać dopiero w tym roku, gdy współpracownicy amerykańskiego uczonego zsyntetyzowali priony w laboratorium, na szczęście.
Więcej możesz przeczytać w 41/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.