Pod hasłem wojny z terroryzmem młody Mubarak chce wyrwać władzę z rąk ojca Egipt, jak mawiają Arabowie, jest zwierciadłem Bliskiego Wschodu, a cokolwiek tam się dzieje, dzieje się w całym świecie arabskim. Gdy 6 października 1981 r. w Kairze zamordowano prezydenta Anwara Sadata, przesłanie od terrorystów było jednoznaczne - karą za próby zawarcia pokoju z Izraelem jest śmierć. Teraz Arabowie dostali równie czytelną wiadomość - na próby wprowadzenia demokracji odpowiedzią będą zbiorowe rzezie. W zsynchronizowanych eksplozjach samochodów pułapek w trzech egipskich kurortach na półwyspie Synaj 7 października zginęło 31 osób, ponad 100 zostało rannych. Byli to głównie obywatele Izraela bawiący się podczas ostatniego dnia żydowskiego święta Sukkot. Początkowo o przygotowanie eksplozji oskarżono Hamas. Potem jednak rząd w Kairze nie miał wątpliwości, że za zamachami stoi Al-Kaida. Dlaczego władze zmieniły zdanie, skoro Baza dotychczas nie przyznała się do przeprowadzenia ataków?
Wypłoszyć turystów!
- Podobieństwa między atakami w Egipcie a zamachami w Mombasie w Kenii są wyraźne - uważa Heszam Kassem, egipski dziennikarz. Ataki w Kenii rozłożyły tamtejszą turystykę na łopatki. W pogrążonym w zapaści gospodarczej Egipcie turystyka jest najważniejszą gałęzią przemysłu. Dzięki ponad sześciu milionom turystów (głównie z Izraela i Europy), którzy odwiedzili Egipt w ubiegłym roku, udało się stworzyć ponad 2 mln miejsc pracy, a PKB tego kraju wzrósł o 12 proc. W tym roku prognozy były lepsze - do końca września do Egiptu, głównie do kurortów położonych na półwyspie Synaj, przyjechało ponad 7 mln osób.
- Gdy turyści zaczęli omijać Kenię, a świat przestał zwracać uwagę na ten zakątek świata, ekstremiści zyskali pole do działania - uważa Steven Simon, współautor książki "The Age of Sacred Terror". Czy Al-Kaida, która za pomocą zamachów wypłoszyła zagranicznych turystów ze wschodniego wybrzeża południowej Afryki, Jemenu czy Arabii Saudyjskiej, ma teraz podobne zamiary wobec Egiptu? - Nie można tego wykluczyć, ale z naszych ocen wynika, że ostatnie ataki będą miały niewielki wpływ na liczbę odwiedzających - powiedziała "Wprost" Hala al-Khatib, rzeczniczka egipskiego Ministerstwa Turystyki. Może więc terrorystom zależało raczej na storpedowaniu prób wprowadzenia reform politycznych w Egipcie?
Reformy stanu wyjątkowego
- Pod koniec września podczas kongresu Narodowej Partii Demokratycznej (NPD) rządzącej Egiptem od ponad 26 lat ogłoszono złożony z 19 punktów plan reform obywatelskich i gospodarczych, które mają nas doprowadzić do demokracji. Jednocześnie pierwszy raz od 25 lat nie wiadomo, kto zostanie kolejnym prezydentem - uważa Mohamed Abdel Moneim Saiid z Centrum Studiów Politycznych i Strategicznych Al-Ahram. Jego zdaniem, zamachy to odpowiedź na debatę o demokratyzacji Egiptu.
Wśród zapowiedzianych przez partię zmian znalazło się m.in. zdelegalizowanie tortur, zagwarantowanie w konstytucji prawa do własności prywatnej, wolność słowa i wyznania oraz równy dostęp do edukacji i opieki socjalnej. NPD zapowiedziała też wprowadzenie przepisów umożliwiających zakładanie partii i związków zawodowych.
- Na wielkie zmiany w sprawach politycznych nie ma jednak co liczyć - przyznaje Saiid. Jego zdaniem, może dojść najwyżej do usprawnienia systemu. - Podczas kongresu skupiono się na pogrążonej w kryzysie gospodarce i to właśnie w tej dziedzinie należy się spodziewać rewolucji. Najszybciej zostaną wprowadzone reformy systemu podatkowego i sektora bankowego - uważa Saiid.
- To brzmi pięknie, ale z reform i tak nic nie wyjdzie - Mona Makram-Ebeid, była parlamentarzystka, sekretarz generalna liberalnej partii Hizb al-Ghad, nie ma złudzeń. - System rządzenia państwem skostniał, ale NPD nie może się zmienić, bo to ugrupowanie politycznych oportunistów. Gdyby zaczęła się reformować, musiałaby się rozwiązać. Dlatego właśnie, zdaniem Makram-Ebeid, jeszcze długo nie będzie mowy o zniesieniu obowiązującego od 1967 r. stanu wyjątkowego, dzięki któremu rząd może aresztować, kogo chce i kiedy chce, trzymać go w więzieniu bez wyroku, może zamknąć każde biuro, zdelegalizować każdą organizację, a każdy dokument uznać za nielegalny. - Oficjalnie przepisy stanu wyjątkowego mają zapobiegać szerzeniu fundamentalizmu, ale dławiąc reformy, rząd wspiera fundamentalistów. Przeciętny Egipcjanin uważa, że władze są skorumpowane, a o łatwych rozwiązaniach najgłośniej krzyczą właśnie radykałowie - mówi Makram-Ebeid.
Zdetronizować ojca!
- Zmiany już zaszły i nie da się ich zatrzymać. Każda zapowiedź reform jest zapowiedzią końca reżimu - przekonuje Ahmed Sef al-Islam Hamed, egipski działacz na rzecz praw człowieka. - Pięć lat temu ktoś taki jak ja nie mógł nawet marzyć o swobodnym mówieniu o polityce. Zdaniem Hameda, rozluźnienie kagańca nie jest jednak zasługą będącej w rozsypce opozycji, lecz efektem awantury o władzę w NPD.
Ostatni akt tego sporu rozegrał się na wrześniowym kongresie partii. Głównym rozgrywającym był Gamal, syn prezydenta Hosniego Mubaraka. Prezydent pojawił się jedynie podczas otwarcia. Reżimowy tygodnik "Al-Mustaqbal Al-Gadeed" obwieścił, że dochodzi do zmiany pokoleniowej u steru władzy, ale mało kto w Egipcie wierzy, by odbywało się to w sposób pokojowy. Do niedawna mówiono, że podczas jesiennych wyborów piąty raz o reelekcję będzie się ubiegał prezydent Hosni Mubarak. Później na stanowisko głowy państwa rządowe media typowały jego syna. Ostatnio Hosni Mubarak ogłosił jednak, że jest gotów jeszcze przez kilka lat służyć narodowi, a odpowiedzią na aspiracje syna - nieoficjalną, ale czytelną - są sugestie dotyczące zmian w systemie wyborczym - chodzi o umożliwienie kandydowania w wyborach kilku osobom (dotychczas parlament wybierał głowę państwa, a Egipcjanie zatwierdzali tę decyzję w referendum). Gamal jest takiemu rozwiązaniu przeciwny. Jeśli jego ojciec wystartuje w najbliższych wyborach, systemu wyborczego nie da się utrzymać bez zmian przez całą kadencję. Gamal zrozumiał, że w tej sytuacji będzie prezydentem teraz albo nigdy. - Ciekawe, jak bardzo jest zdeterminowany, by rywalizować z ojcem. Na razie zdobył punkty podczas kongresu NPD, udało mu się też obsadzić swymi stronnikami część ministerstw - mówi Saiif. Gamal, jego zdaniem, mimo hucznych deklaracji będzie chciał zablokować reformy polityczne i stać się kolejnym dyktatorem. Najpewniej to zrobi, deklarując twardą wojnę z terroryzmem. Zatańczy więc tak, jak mu zagra Al-Kaida.
- Podobieństwa między atakami w Egipcie a zamachami w Mombasie w Kenii są wyraźne - uważa Heszam Kassem, egipski dziennikarz. Ataki w Kenii rozłożyły tamtejszą turystykę na łopatki. W pogrążonym w zapaści gospodarczej Egipcie turystyka jest najważniejszą gałęzią przemysłu. Dzięki ponad sześciu milionom turystów (głównie z Izraela i Europy), którzy odwiedzili Egipt w ubiegłym roku, udało się stworzyć ponad 2 mln miejsc pracy, a PKB tego kraju wzrósł o 12 proc. W tym roku prognozy były lepsze - do końca września do Egiptu, głównie do kurortów położonych na półwyspie Synaj, przyjechało ponad 7 mln osób.
- Gdy turyści zaczęli omijać Kenię, a świat przestał zwracać uwagę na ten zakątek świata, ekstremiści zyskali pole do działania - uważa Steven Simon, współautor książki "The Age of Sacred Terror". Czy Al-Kaida, która za pomocą zamachów wypłoszyła zagranicznych turystów ze wschodniego wybrzeża południowej Afryki, Jemenu czy Arabii Saudyjskiej, ma teraz podobne zamiary wobec Egiptu? - Nie można tego wykluczyć, ale z naszych ocen wynika, że ostatnie ataki będą miały niewielki wpływ na liczbę odwiedzających - powiedziała "Wprost" Hala al-Khatib, rzeczniczka egipskiego Ministerstwa Turystyki. Może więc terrorystom zależało raczej na storpedowaniu prób wprowadzenia reform politycznych w Egipcie?
Reformy stanu wyjątkowego
- Pod koniec września podczas kongresu Narodowej Partii Demokratycznej (NPD) rządzącej Egiptem od ponad 26 lat ogłoszono złożony z 19 punktów plan reform obywatelskich i gospodarczych, które mają nas doprowadzić do demokracji. Jednocześnie pierwszy raz od 25 lat nie wiadomo, kto zostanie kolejnym prezydentem - uważa Mohamed Abdel Moneim Saiid z Centrum Studiów Politycznych i Strategicznych Al-Ahram. Jego zdaniem, zamachy to odpowiedź na debatę o demokratyzacji Egiptu.
Wśród zapowiedzianych przez partię zmian znalazło się m.in. zdelegalizowanie tortur, zagwarantowanie w konstytucji prawa do własności prywatnej, wolność słowa i wyznania oraz równy dostęp do edukacji i opieki socjalnej. NPD zapowiedziała też wprowadzenie przepisów umożliwiających zakładanie partii i związków zawodowych.
- Na wielkie zmiany w sprawach politycznych nie ma jednak co liczyć - przyznaje Saiid. Jego zdaniem, może dojść najwyżej do usprawnienia systemu. - Podczas kongresu skupiono się na pogrążonej w kryzysie gospodarce i to właśnie w tej dziedzinie należy się spodziewać rewolucji. Najszybciej zostaną wprowadzone reformy systemu podatkowego i sektora bankowego - uważa Saiid.
- To brzmi pięknie, ale z reform i tak nic nie wyjdzie - Mona Makram-Ebeid, była parlamentarzystka, sekretarz generalna liberalnej partii Hizb al-Ghad, nie ma złudzeń. - System rządzenia państwem skostniał, ale NPD nie może się zmienić, bo to ugrupowanie politycznych oportunistów. Gdyby zaczęła się reformować, musiałaby się rozwiązać. Dlatego właśnie, zdaniem Makram-Ebeid, jeszcze długo nie będzie mowy o zniesieniu obowiązującego od 1967 r. stanu wyjątkowego, dzięki któremu rząd może aresztować, kogo chce i kiedy chce, trzymać go w więzieniu bez wyroku, może zamknąć każde biuro, zdelegalizować każdą organizację, a każdy dokument uznać za nielegalny. - Oficjalnie przepisy stanu wyjątkowego mają zapobiegać szerzeniu fundamentalizmu, ale dławiąc reformy, rząd wspiera fundamentalistów. Przeciętny Egipcjanin uważa, że władze są skorumpowane, a o łatwych rozwiązaniach najgłośniej krzyczą właśnie radykałowie - mówi Makram-Ebeid.
Zdetronizować ojca!
- Zmiany już zaszły i nie da się ich zatrzymać. Każda zapowiedź reform jest zapowiedzią końca reżimu - przekonuje Ahmed Sef al-Islam Hamed, egipski działacz na rzecz praw człowieka. - Pięć lat temu ktoś taki jak ja nie mógł nawet marzyć o swobodnym mówieniu o polityce. Zdaniem Hameda, rozluźnienie kagańca nie jest jednak zasługą będącej w rozsypce opozycji, lecz efektem awantury o władzę w NPD.
Ostatni akt tego sporu rozegrał się na wrześniowym kongresie partii. Głównym rozgrywającym był Gamal, syn prezydenta Hosniego Mubaraka. Prezydent pojawił się jedynie podczas otwarcia. Reżimowy tygodnik "Al-Mustaqbal Al-Gadeed" obwieścił, że dochodzi do zmiany pokoleniowej u steru władzy, ale mało kto w Egipcie wierzy, by odbywało się to w sposób pokojowy. Do niedawna mówiono, że podczas jesiennych wyborów piąty raz o reelekcję będzie się ubiegał prezydent Hosni Mubarak. Później na stanowisko głowy państwa rządowe media typowały jego syna. Ostatnio Hosni Mubarak ogłosił jednak, że jest gotów jeszcze przez kilka lat służyć narodowi, a odpowiedzią na aspiracje syna - nieoficjalną, ale czytelną - są sugestie dotyczące zmian w systemie wyborczym - chodzi o umożliwienie kandydowania w wyborach kilku osobom (dotychczas parlament wybierał głowę państwa, a Egipcjanie zatwierdzali tę decyzję w referendum). Gamal jest takiemu rozwiązaniu przeciwny. Jeśli jego ojciec wystartuje w najbliższych wyborach, systemu wyborczego nie da się utrzymać bez zmian przez całą kadencję. Gamal zrozumiał, że w tej sytuacji będzie prezydentem teraz albo nigdy. - Ciekawe, jak bardzo jest zdeterminowany, by rywalizować z ojcem. Na razie zdobył punkty podczas kongresu NPD, udało mu się też obsadzić swymi stronnikami część ministerstw - mówi Saiif. Gamal, jego zdaniem, mimo hucznych deklaracji będzie chciał zablokować reformy polityczne i stać się kolejnym dyktatorem. Najpewniej to zrobi, deklarując twardą wojnę z terroryzmem. Zatańczy więc tak, jak mu zagra Al-Kaida.
Więcej możesz przeczytać w 43/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.