Niewielka przewaga, jaką uzyskał Kerry po debatach, może zniknąć w kolejnych sondażach Sztaby wyborcze wycofują już reklamy ze stanów, które w końcowym etapie kampanii uznaje się za stracone lub bezpieczne. Cała uwaga politycznych strategów skupi się na niezdecydowanych. Decydujące bitwy odbędą się w swing states, czyli w stanach, które nie mają wyraźnych preferencji - Colorado, Iowa, Michigan, Minnesocie, Nowym Meksyku, Nevadzie, Ohio, Pensylwanii, Wisconsin i na Florydzie. Gra toczy się o 6 proc. wyborców, którzy jeszcze nie podjęli decyzji.
Referendum telewizyjne
Ogólnokrajowe debaty telewizyjne, zdaniem amerykańskich politologów, są czymś w rodzaju referendum na temat urzędującego prezydenta i faworyzują kandydata spoza Białego Domu. Prezydent jest postawiony w trudnej sytuacji obrońcy polityki, która przeszła czteroletni test rzeczywistości. Jego adwersarz może się skoncentrować na krytyce administracji i wyborczych obietnicach. W ten sposób część komentatorów tłumaczy potrójną wygraną Kerry'ego w tegorocznych debatach. Zwycięstwo ożywiło kampanię demokratów i zlikwidowało, przynajmniej na jakiś czas, wyraźną przewagę Busha.
Było do przewidzenia, że w debacie na temat polityki wewnętrznej USA senator Kerry skupi się na wytykaniu prezydentowi wysokiego bezrobocia, deficytu budżetowego, cięć podatkowych faworyzujących najbogatszych i niedostatków w opiece medycznej. I nie było zaskoczeniem, że Bush nie zechce przejść do defensywy i zaatakuje Kerry'ego jako polityka reprezentującego lewe skrzydło Partii Demokratycznej, miłośnika wysokich podatków i rozbudowanej administracji.
Obaj kandydaci mają - zdaniem obywateli - wiele słabości. Amerykanie nie uznają Kerry'ego za kogoś, kto nadaje się na wodza naczelnego, mimo jego twardej retoryki w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Ale też nie uważają, że w sprawach gospodarczych Bush wykonał dobrą robotę - mimo rosnących wskaźników ekonomicznych i zapewnień Białego Domu, że USA wychodzą z recesji. W pewnym sensie obaj politycy byli skazani na argumenty negatywne. Pozostało im wskazywanie błędów i niedoskonałości przeciwnika. A wszystko musiało się odbyć tak, by niezbyt skoncentrowany telewidz zapamiętał kilka chwytliwych zdań i przekonał się do stylu któregoś z kandydatów.
Siedem minut do zwycięstwa
Poprzednie debaty wyborcze dowiodły, że Amerykanie przywiązują największą wagę do pierwszej, a następne oglądają rzadko lub - skacząc po kanałach TV - wysłuchują tylko kilku wypowiedzi kandydatów. Specjaliści od komunikacji telewizyjnej twierdzą, że amerykański telewidz przyzwyczaja się do coraz krótszych informacji. Przerwy reklamowe, które następują zwykle co siedem minut, skracają tzw. moment uwagi widza do takiego właśnie czasu. Sztaby wyborcze są tego równie świadome jak specjaliści od reklamy. W tym roku kandydaci mieli na każdą odpowiedź tylko dwie minuty. Podczas trzeciej debaty obaj politycy ciągle powtarzali swoje poglądy na użytek widzów, którzy w tym samym bądź większym stopniu byli zainteresowani meczem Yankees kontra Red Socks emitowanym przez kanał Fox.
Jeżeli nawet widzowie uznali, że debaty telewizyjne wygrał Kerry, to nie oznacza to jeszcze, że ich wrażenia przesądzą o wyniku wyborów. Nie oznacza to nawet, że Bush ewidentnie stracił poparcie, a Kerry je zyskał. Kilka dni po debatach emocje opadają; niewielka przewaga, jaką uzyskał Kerry, może zniknąć w kolejnych sondażach.
Październikowe niespodzianki
Teraz, kiedy Amerykanie mają już za sobą najbardziej spektakularne wydarzenia przedwyborcze, a szanse kandydatów pozostają wyrównane, warto pamiętać o tak zwanych październikowych niespodziankach, które mogą jeszcze zburzyć równowagę sił. Zapowiedziane w ostatniej chwili przez Henry'ego Kissingera rozmowy pokojowe w Wietnamie ułatwiły reelekcję Richarda Nixona; morderca ułaskawiony przez Michaela Dukakisa dopadł kolejną ofiarę i pogrążył nadzieje demokratów na wygraną. Sztab Reagana martwił się do ostatniej chwili sytuacją amerykańskich zakładników w Iranie - gdyby zostali uwolnieni, Reagan zapewne nie wygrałby z Carterem. Na wynik tegorocznej kampanii może wpłynąć zmiana sytuacji w Iraku, atak terrorystyczny, schwytanie Osamy bin Ladena lub zamieszki po wyborach w Afganistanie czy zmiana cen ropy. Albo jakakolwiek polityczna gafa jednego z kandydatów. Różnica dzieląca ich w sondażach mieści się w granicach błędu statystycznego.
Senator Kerry wygrał w trzech rozgrywkach telewizyjnych, które były ostatnim wielkim politycznym show przed wyborami. O tym, czy da mu to realną szansę na wygraną, przesądzą jednak wyborcy dziesięciu prowincjonalnych stanów. Albo przypadek.
Ogólnokrajowe debaty telewizyjne, zdaniem amerykańskich politologów, są czymś w rodzaju referendum na temat urzędującego prezydenta i faworyzują kandydata spoza Białego Domu. Prezydent jest postawiony w trudnej sytuacji obrońcy polityki, która przeszła czteroletni test rzeczywistości. Jego adwersarz może się skoncentrować na krytyce administracji i wyborczych obietnicach. W ten sposób część komentatorów tłumaczy potrójną wygraną Kerry'ego w tegorocznych debatach. Zwycięstwo ożywiło kampanię demokratów i zlikwidowało, przynajmniej na jakiś czas, wyraźną przewagę Busha.
Było do przewidzenia, że w debacie na temat polityki wewnętrznej USA senator Kerry skupi się na wytykaniu prezydentowi wysokiego bezrobocia, deficytu budżetowego, cięć podatkowych faworyzujących najbogatszych i niedostatków w opiece medycznej. I nie było zaskoczeniem, że Bush nie zechce przejść do defensywy i zaatakuje Kerry'ego jako polityka reprezentującego lewe skrzydło Partii Demokratycznej, miłośnika wysokich podatków i rozbudowanej administracji.
Obaj kandydaci mają - zdaniem obywateli - wiele słabości. Amerykanie nie uznają Kerry'ego za kogoś, kto nadaje się na wodza naczelnego, mimo jego twardej retoryki w sprawach bezpieczeństwa narodowego. Ale też nie uważają, że w sprawach gospodarczych Bush wykonał dobrą robotę - mimo rosnących wskaźników ekonomicznych i zapewnień Białego Domu, że USA wychodzą z recesji. W pewnym sensie obaj politycy byli skazani na argumenty negatywne. Pozostało im wskazywanie błędów i niedoskonałości przeciwnika. A wszystko musiało się odbyć tak, by niezbyt skoncentrowany telewidz zapamiętał kilka chwytliwych zdań i przekonał się do stylu któregoś z kandydatów.
Siedem minut do zwycięstwa
Poprzednie debaty wyborcze dowiodły, że Amerykanie przywiązują największą wagę do pierwszej, a następne oglądają rzadko lub - skacząc po kanałach TV - wysłuchują tylko kilku wypowiedzi kandydatów. Specjaliści od komunikacji telewizyjnej twierdzą, że amerykański telewidz przyzwyczaja się do coraz krótszych informacji. Przerwy reklamowe, które następują zwykle co siedem minut, skracają tzw. moment uwagi widza do takiego właśnie czasu. Sztaby wyborcze są tego równie świadome jak specjaliści od reklamy. W tym roku kandydaci mieli na każdą odpowiedź tylko dwie minuty. Podczas trzeciej debaty obaj politycy ciągle powtarzali swoje poglądy na użytek widzów, którzy w tym samym bądź większym stopniu byli zainteresowani meczem Yankees kontra Red Socks emitowanym przez kanał Fox.
Jeżeli nawet widzowie uznali, że debaty telewizyjne wygrał Kerry, to nie oznacza to jeszcze, że ich wrażenia przesądzą o wyniku wyborów. Nie oznacza to nawet, że Bush ewidentnie stracił poparcie, a Kerry je zyskał. Kilka dni po debatach emocje opadają; niewielka przewaga, jaką uzyskał Kerry, może zniknąć w kolejnych sondażach.
Październikowe niespodzianki
Teraz, kiedy Amerykanie mają już za sobą najbardziej spektakularne wydarzenia przedwyborcze, a szanse kandydatów pozostają wyrównane, warto pamiętać o tak zwanych październikowych niespodziankach, które mogą jeszcze zburzyć równowagę sił. Zapowiedziane w ostatniej chwili przez Henry'ego Kissingera rozmowy pokojowe w Wietnamie ułatwiły reelekcję Richarda Nixona; morderca ułaskawiony przez Michaela Dukakisa dopadł kolejną ofiarę i pogrążył nadzieje demokratów na wygraną. Sztab Reagana martwił się do ostatniej chwili sytuacją amerykańskich zakładników w Iranie - gdyby zostali uwolnieni, Reagan zapewne nie wygrałby z Carterem. Na wynik tegorocznej kampanii może wpłynąć zmiana sytuacji w Iraku, atak terrorystyczny, schwytanie Osamy bin Ladena lub zamieszki po wyborach w Afganistanie czy zmiana cen ropy. Albo jakakolwiek polityczna gafa jednego z kandydatów. Różnica dzieląca ich w sondażach mieści się w granicach błędu statystycznego.
Senator Kerry wygrał w trzech rozgrywkach telewizyjnych, które były ostatnim wielkim politycznym show przed wyborami. O tym, czy da mu to realną szansę na wygraną, przesądzą jednak wyborcy dziesięciu prowincjonalnych stanów. Albo przypadek.
Więcej możesz przeczytać w 43/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.