Litwa to barometr nastrojów politycznych w Europie Środkowej i Wschodniej Po Litwie partie populistyczne odniosą sukces w najbliższych wyborach w Polsce, w Czechach i na Węgrzech - mówi "Wprost" Vytautas Radzvilas, politolog, szef wileńskiego ośrodka analitycznego Demokratinos Politikos Institutas. - Nasze kraje rozwijają się w podobnym tempie. W tym samym czasie obalaliśmy komunizm, prywatyzowaliśmy gospodarkę, wstępowaliśmy do Unii Europejskiej. I równocześnie do głosu dochodzą u nas demagodzy - wtóruje mu czeski politolog Jifii Pehe, były doradca Vaclava Havla.
Wizerunek demagoga
W pierwszej rundzie wyborów parlamentarnych na Litwie prawie połowę głosów zdobyły trzy populistyczne ugrupowania, które nie ukrywają prorosyjskich sympatii: Partia Pracy, na której czele stoi Viktor Uspaskich, koalicja Za Porządek i Sprawiedliwość popierana przez byłego prezydenta Rolandasa Paksasa oraz Związek Partii Chłopskiej i Nowej Demokracji Kazimiery Prunskiene. - Litwini zademonstrowali rozczarowanie dotychczasowym układem politycznym rządzącym w kraju, oddając tak dużo głosów na utworzoną rok temu Partię Pracy - tłumaczy dla "Wprost" prof. Jurate Novagrockiene, politolog z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego.
Mimo że populiści odnieśli na Litwie sukces, raczej nie zdominują tamtejszej polityki. W drugiej turze wyborów, która odbędzie się 24 października, zostaną rozdane mandaty w okręgach jednomandatowych, a niedawna zmiana ordynacji faworyzuje partie małe, więc szanse Uspaskicha na wyraźną poprawę wyniku są niewielkie. - Po wyborach krajem będzie prawdopodobnie rządzić koalicja Partii Pracy z socjaldemokratami obecnego premiera Brazauskasa. Uspaskich nie zaryzykuje stworzenia koalicji wyłącznie partii populistycznych, bo nie spodoba się to Brukseli. A jemu zależy na wizerunku polityka prozachodniego - mówi Novagrockiene.
Zwycięstwo populistów w wyborach na Litwie trzeba traktować jako sygnał ostrzegawczy dla Polski i pozostałych krajów Europy Środkowej i Wschodniej. - Litwa to Polska w miniaturze. Nasze kraje wspólnie uczyły się państwowości, do tej pory w tamtejszej polityce działają mechanizmy podobne do naszych - zauważa dr Aleksander Srebrakowski, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Pierwsze wolne wybory na Litwie i w Polsce wygrały ugrupowania antykomunistyczne. W 1996 r. na Litwie do władzy doszła centroprawica. Rok później w Polsce - również. Cztery lata później w Wilnie powstał socjaldemokratyczny rząd Brazauskasa, a w Warszawie - gabinet Leszka Millera. Teraz na Litwie wybory wygrywają populiści. - Podobny scenariusz w Polsce jest prawdopodobny - przez najbliższy rok nastroje mogą się zradykalizować - uważa Radzvilas.
Radykalizacja nastrojów nie jest problemem tylko Litwy czy ewentualnie Polski, uważa Pehe. - Partie populistyczne będą miały coraz więcej do powiedzenia we wszystkich krajach Europy Środkowej - twierdzi kategorycznie czeski politolog. Jego słowa potwierdziły niedawne wybory parlamentarne w Słowenii - demagogiczne hasła podważające osiągnięcia rządu wystarczyły populistycznej, centroprawicowej opozycji do zwycięstwa. I nie miało większego znaczenia to, że rządzący od 1992 r. liberałowie uczynili ze Słowenii najbardziej rozwinięty kraj regionu.
- Te zmiany nastrojów to efekt wstąpienia do Unii Europejskiej - podkreśla Pehe. Kraje naszego regionu przez ostatnie piętnaście lat realizowały radykalny program reform wymagający od mieszkańców wielu wyrzeczeń. Stąd rosnąca popularność ugrupowań szermujących populistycznymi hasłami. Ten mechanizm nie jest zresztą niczym wyjątkowym dla krajów postkomunistycznych - wcześniej przerabiała go Austria. Po wstąpieniu tego państwa do UE w 1995 r. błyskawiczną karierę zrobili Joerg Haider i jego wolnościowcy.
W pierwszej rundzie wyborów parlamentarnych na Litwie prawie połowę głosów zdobyły trzy populistyczne ugrupowania, które nie ukrywają prorosyjskich sympatii: Partia Pracy, na której czele stoi Viktor Uspaskich, koalicja Za Porządek i Sprawiedliwość popierana przez byłego prezydenta Rolandasa Paksasa oraz Związek Partii Chłopskiej i Nowej Demokracji Kazimiery Prunskiene. - Litwini zademonstrowali rozczarowanie dotychczasowym układem politycznym rządzącym w kraju, oddając tak dużo głosów na utworzoną rok temu Partię Pracy - tłumaczy dla "Wprost" prof. Jurate Novagrockiene, politolog z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Uniwersytetu Wileńskiego.
Mimo że populiści odnieśli na Litwie sukces, raczej nie zdominują tamtejszej polityki. W drugiej turze wyborów, która odbędzie się 24 października, zostaną rozdane mandaty w okręgach jednomandatowych, a niedawna zmiana ordynacji faworyzuje partie małe, więc szanse Uspaskicha na wyraźną poprawę wyniku są niewielkie. - Po wyborach krajem będzie prawdopodobnie rządzić koalicja Partii Pracy z socjaldemokratami obecnego premiera Brazauskasa. Uspaskich nie zaryzykuje stworzenia koalicji wyłącznie partii populistycznych, bo nie spodoba się to Brukseli. A jemu zależy na wizerunku polityka prozachodniego - mówi Novagrockiene.
Zwycięstwo populistów w wyborach na Litwie trzeba traktować jako sygnał ostrzegawczy dla Polski i pozostałych krajów Europy Środkowej i Wschodniej. - Litwa to Polska w miniaturze. Nasze kraje wspólnie uczyły się państwowości, do tej pory w tamtejszej polityce działają mechanizmy podobne do naszych - zauważa dr Aleksander Srebrakowski, historyk z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Pierwsze wolne wybory na Litwie i w Polsce wygrały ugrupowania antykomunistyczne. W 1996 r. na Litwie do władzy doszła centroprawica. Rok później w Polsce - również. Cztery lata później w Wilnie powstał socjaldemokratyczny rząd Brazauskasa, a w Warszawie - gabinet Leszka Millera. Teraz na Litwie wybory wygrywają populiści. - Podobny scenariusz w Polsce jest prawdopodobny - przez najbliższy rok nastroje mogą się zradykalizować - uważa Radzvilas.
Radykalizacja nastrojów nie jest problemem tylko Litwy czy ewentualnie Polski, uważa Pehe. - Partie populistyczne będą miały coraz więcej do powiedzenia we wszystkich krajach Europy Środkowej - twierdzi kategorycznie czeski politolog. Jego słowa potwierdziły niedawne wybory parlamentarne w Słowenii - demagogiczne hasła podważające osiągnięcia rządu wystarczyły populistycznej, centroprawicowej opozycji do zwycięstwa. I nie miało większego znaczenia to, że rządzący od 1992 r. liberałowie uczynili ze Słowenii najbardziej rozwinięty kraj regionu.
- Te zmiany nastrojów to efekt wstąpienia do Unii Europejskiej - podkreśla Pehe. Kraje naszego regionu przez ostatnie piętnaście lat realizowały radykalny program reform wymagający od mieszkańców wielu wyrzeczeń. Stąd rosnąca popularność ugrupowań szermujących populistycznymi hasłami. Ten mechanizm nie jest zresztą niczym wyjątkowym dla krajów postkomunistycznych - wcześniej przerabiała go Austria. Po wstąpieniu tego państwa do UE w 1995 r. błyskawiczną karierę zrobili Joerg Haider i jego wolnościowcy.
Więcej możesz przeczytać w 43/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.