Alfred Hitchcock pokazywał morderstwa tak jak inni sceny miłosne Był najczęściej nominowanym i najczęściej pomijanym reżyserem w historii Oscarów. Aż sześć razy został przez jurorów załatwiony odmownie. Steven Spielberg ma na swoim koncie pięć nominacji, ale przynajmniej dwie z nich zamieniły się w złote statuetki. Alfred Hitchcock otrzymał w końcu, w 1968 r., nagrodę pocieszenia im. Irvinga G. Thalberga, wręczaną co roku podczas Oscarowej gali twórcy zasłużonemu dla rozwoju kina. Odnotowano wtedy najkrótsze przemówienie laureata w całej historii tej ceremonii. Hitch powiedział jedynie: "Dziękuję". To samo powtórzył w 1979 r., gdy odbierał nagrodę Live Achievement - za osiągnięcia życia - przyznawaną przez Amerykański Instytut Filmowy. Po zejściu ze sceny osiemdziesięcioletni reżyser zażartował, że po dostąpieniu takiego zaszczytu pozostaje mu już tylko szybko umrzeć. I rzeczywiście - zmarł rok później. Pozostawił po sobie 67 filmów, które do dziś są wzorem atrakcyjnego kina popularnego. W tym tygodniu na rynku pojawiają się dwie siedmiopłytowe kolekcje DVD z filmami Hitchcocka (czternaście tytułów: od "Sabotażu" z 1942 r., przez "Okno na podwórze" z 1954 r., po "Ptaki" z 1963 r.). Na początku listopada filmy te będzie można zobaczyć w sześciu miastach Polski, gdzie w kinach sieci Cinema City odbędzie się organizowany przez "Wprost" festiwal Hitchcocka.
Alfred od jezuitów
Dziś określenie film hitchcockowski jest najwyższym wyrazem uznania. Do niedawna było dwóch twórców, których nazwiska w potocznym języku stały się określeniami filmowej stylistyki - Alfred Hitchcock i Walt Disney. Ostatnio dołączył do nich Quentin Tarantino. Podczas gdy filmy disneyowskie (familijne i cieplutkie) i tarantinowskie (brutalne, pełne przerysowanej przemocy) są stosunkowo łatwe do zidentyfikowania, kino hitchcockowskie skacze po gatunkach. Przez ponad pół wieku mistrz nie pogardził prawie żadnym gatunkiem, a często mieszał je w obrębie jednego filmu. Pierwszy robił to, co dziś - w tzw. epoce postmodernistycznej - jest codzienną praktyką. Wyróżnikami jego stylu są: precyzyjny (mówi się, że zegarmistrzowski) sposób prowadzenia narracji, duszna atmosfera, klaustrofobiczna bądź agorafobiczna kompozycja kadru, a przede wszystkim fenomenalny dar budowania napięcia.
Urodzony w Londynie i wykształcony w jezuickiej szkole Hitchcock do branży filmowej trafił jako dwudziestolatek. Rozpoczął od tworzenia napisów do niemych filmów, a w wieku 26 lat zadebiutował jako reżyser dramatu obyczajowego "Ogród rozkoszy" (1925). Kolejne jego nieme filmy (zrobił ich dziewięć) to w większości melodramaty: opowieści o trudnych miłościach, upadłych kobietach i utracie złudzeń. Każdy z nich, a zwłaszcza "Lokator" z 1927 r. (o seryjnym mordercy w typie Kuby Rozpruwacza), był zalążkiem stylu Hitchcocka.
Nazwisko Hitchcocka, wiąże się głównie z thrillerami, których zaletą jest to, że napięcie sięga zenitu, mimo iż trup pojawia się rzadko. Hitchcock skarżył się na to, że przez krytyków i widzów bywa błędnie klasyfikowany. "Jestem reżyserem beznadziejnie zaszufladkowanym. Gdybym nakręcił "Kopciuszka", widzowie zaraz zaczęliby się rozglądać za trupem na kanapie" - żalił się. I miał rację, bo w jego filmach są: miłość, humor, fantastyka, strach i śmierć. "To niesamowite, jak można kręcić sceny miłosne, jakby to były sceny morderstw i sceny morderstw, jakby były miłosnymi" - mówił francuski reżyser Francois Truffaut w 1974 r. na nowojorskiej gali poświęconej Hitchcockowi.
Gotycki debiut
Gdy pod koniec lat 30. Hitchcock przybył do USA, wielkie studia nie były nim zainteresowane. Twierdzono, że kręcił filmy w sposób mało hollywoodzki. Gdy w końcu podpisał siedmioletni kontrakt ze słynnym producentem Davidem O. Selznickiem, ten odrzucił pierwszy pomysł Hitchcocka. Miał to być film o katastrofie "Titanica". Selznick skreślił go, bo "nie miał pod ręką okrętu do zatopienia". Pierwszym hollywoodzkim filmem Hitchcocka była więc "Rebeka" - utrzymany w klimacie gotyckich opowieści dramat z Laurence'em Olivierem i Joan Fontaine, który zdobył Oscara za najlepszy film 1940 r. (miał jedenaście nominacji). Statuetkę otrzymał jednak nie Hitchcock, lecz producent David O. Selznick.
Po 1940 r. Hitchcock coraz śmielej wzbogacał swój filmowy język. Obraz "Pan i pani Smith" jest prekursorem współczesnej komedii romantycznej. Z kolei "Urzeczona" to kino z elementami surrealizmu - sekwencję snu przygotował Salwador Dali. Hitchcock ma tę przewagę nad współczesnymi eksperymentatorami kina, że eksperymentował nie dla siebie, lecz po to, by stworzyć jak najlepszą rozrywkę dla widzów. "Lubię grać na widowni jak na fortepianie" - mawiał.
Firma Hitchcock
W latach 50. jednocześnie z kręceniem najgłośniejszych filmów ("Okno na podwórze", "Zawrót głowy", "Północ, północny zachód") Hitchcock odkrył telewizję i uznał ją za wyjątkowo atrakcyjne medium. Jak mawiał z właściwym sobie czarnym humorem: "Telewizja przyniosła morderstwa z powrotem do ludzkich domów - tam, gdzie ich miejsce". Gdy jego nazwisko stało się głośne, zaczęto je umieszczać w tytułach jego kolejnych filmów: na przykład "Lina" to w oryginale "Alfred Hitchcock's Rope"). W 1955 r. w amerykańskiej telewizji był pokazywany serial "Alfred Hitchcock przedstawia". Spośród ponad 250 odcinków nakręconych w latach 1955-1962 mistrz sam wyreżyserował siedemnaście, ale na ekranach pojawiał się co tydzień, zapowiadając i puentując każdy odcinek. Te kilkudziestosekundowe perełki czarnego humoru tak go bawiły, że kręcił je w kilku wersjach: inne żarty przygotowywał dla telewidzów amerykańskich, a inne dla brytyjskich. Z czasem, gdy serial sprzedano do innych krajów, nagrywał też wersje francuską i niemiecką.
Hitchcock zaczął firmować swoim nazwiskiem również czasopisma z opowiadaniami kryminalnymi i antologie. Tyle że podpisywane przez niego wstępy pisali inni autorzy. Najsłynniejszy tytuł - "Alfred Hitchcock's Mystery Magazine" - ukazuje się do dziś. W ubiegłym miesiącu pojawiła się polska edycja magazynu - miesięcznik "Alfred Hitchcock poleca" z dziewięcioma krótkimi kryminalnymi opowieściami z dreszczykiem na 80 stronach.
Wchodzę w tę intrygę
Po przekroczeniu sześćdziesiątki Hitchcock stworzył dwa bardzo dziś popularne gatunki filmowe: kręcąc w 1960 r. "Psychozę" wykreował pierwszego z długiej listy filmowych psychopatycznych morderców, a "Ptakami" zapoczątkował nowoczesne kino katastroficzne.
Jeśli mierzyć wielkość reżysera liczbą i jakością setek naśladownictw i imitacji jego filmów, tysięcy odniesień do jego twórczości czy parodii jego stylu (na przykład "Lęk wysokości" Mela Brooksa), Hitchcock nie ma sobie równych w historii kina. Hołd składali mu m.in.: Brian De Palma ("Obsesja", "Świadek mimo woli") i Jonathan Demme ("Milczenie owiec"). Osobliwym hołdem jest "Psychol" Gusa Van Santa z 1998 r. - dokładna, scena po scenie, ujęcie po ujęciu, powtórka słynnej "Psychozy". Zmarły kilka dni temu Christopher Reeve, który ostatnie lata spędził sparaliżowany na wózku inwalidzkim, zagrał w 1998 r. w specjalnie dla niego napisanej nowej wersji "Okna na podwórze" - filmu o unieruchomionym w fotelu inwalidzkim człowieku będącym świadkiem dokonanego po sąsiedzku zabójstwa. W przyszłym roku do kin wejdzie nowa wersja "Pana i pani Smith", a w planach wytwórni jest kilka kolejnych posthitchcockowskich produkcji.
Hitchcock inspiruje też twórców telewizji: w nowej wersji cyklu "Alfred Hitchcock poleca", kręconej w latach 1985-1989, powstało ponad 70 remakeŐów dawnych odcinków seriali. Wśród reżyserów znaleźli się początkujący wówczas Tim Burton ("Batman"), późniejszy twórca serialu "Rodzina Soprano" David Chase, a także nasz Ryszard Bugajski, reżyser "Przesłuchania".
Przed śmiercią Hitchcock - w końcu mistrz czarnego humoru - zasugerował, by na jego nagrobku znalazł się napis: "To właśnie robimy ze złymi małymi chłopcami". Ostatecznie zdecydowano się na epitafium bardziej pasujące do jego filmów: "Wchodzę w tę intrygę".
Dziś określenie film hitchcockowski jest najwyższym wyrazem uznania. Do niedawna było dwóch twórców, których nazwiska w potocznym języku stały się określeniami filmowej stylistyki - Alfred Hitchcock i Walt Disney. Ostatnio dołączył do nich Quentin Tarantino. Podczas gdy filmy disneyowskie (familijne i cieplutkie) i tarantinowskie (brutalne, pełne przerysowanej przemocy) są stosunkowo łatwe do zidentyfikowania, kino hitchcockowskie skacze po gatunkach. Przez ponad pół wieku mistrz nie pogardził prawie żadnym gatunkiem, a często mieszał je w obrębie jednego filmu. Pierwszy robił to, co dziś - w tzw. epoce postmodernistycznej - jest codzienną praktyką. Wyróżnikami jego stylu są: precyzyjny (mówi się, że zegarmistrzowski) sposób prowadzenia narracji, duszna atmosfera, klaustrofobiczna bądź agorafobiczna kompozycja kadru, a przede wszystkim fenomenalny dar budowania napięcia.
Urodzony w Londynie i wykształcony w jezuickiej szkole Hitchcock do branży filmowej trafił jako dwudziestolatek. Rozpoczął od tworzenia napisów do niemych filmów, a w wieku 26 lat zadebiutował jako reżyser dramatu obyczajowego "Ogród rozkoszy" (1925). Kolejne jego nieme filmy (zrobił ich dziewięć) to w większości melodramaty: opowieści o trudnych miłościach, upadłych kobietach i utracie złudzeń. Każdy z nich, a zwłaszcza "Lokator" z 1927 r. (o seryjnym mordercy w typie Kuby Rozpruwacza), był zalążkiem stylu Hitchcocka.
Nazwisko Hitchcocka, wiąże się głównie z thrillerami, których zaletą jest to, że napięcie sięga zenitu, mimo iż trup pojawia się rzadko. Hitchcock skarżył się na to, że przez krytyków i widzów bywa błędnie klasyfikowany. "Jestem reżyserem beznadziejnie zaszufladkowanym. Gdybym nakręcił "Kopciuszka", widzowie zaraz zaczęliby się rozglądać za trupem na kanapie" - żalił się. I miał rację, bo w jego filmach są: miłość, humor, fantastyka, strach i śmierć. "To niesamowite, jak można kręcić sceny miłosne, jakby to były sceny morderstw i sceny morderstw, jakby były miłosnymi" - mówił francuski reżyser Francois Truffaut w 1974 r. na nowojorskiej gali poświęconej Hitchcockowi.
Gotycki debiut
Gdy pod koniec lat 30. Hitchcock przybył do USA, wielkie studia nie były nim zainteresowane. Twierdzono, że kręcił filmy w sposób mało hollywoodzki. Gdy w końcu podpisał siedmioletni kontrakt ze słynnym producentem Davidem O. Selznickiem, ten odrzucił pierwszy pomysł Hitchcocka. Miał to być film o katastrofie "Titanica". Selznick skreślił go, bo "nie miał pod ręką okrętu do zatopienia". Pierwszym hollywoodzkim filmem Hitchcocka była więc "Rebeka" - utrzymany w klimacie gotyckich opowieści dramat z Laurence'em Olivierem i Joan Fontaine, który zdobył Oscara za najlepszy film 1940 r. (miał jedenaście nominacji). Statuetkę otrzymał jednak nie Hitchcock, lecz producent David O. Selznick.
Po 1940 r. Hitchcock coraz śmielej wzbogacał swój filmowy język. Obraz "Pan i pani Smith" jest prekursorem współczesnej komedii romantycznej. Z kolei "Urzeczona" to kino z elementami surrealizmu - sekwencję snu przygotował Salwador Dali. Hitchcock ma tę przewagę nad współczesnymi eksperymentatorami kina, że eksperymentował nie dla siebie, lecz po to, by stworzyć jak najlepszą rozrywkę dla widzów. "Lubię grać na widowni jak na fortepianie" - mawiał.
Firma Hitchcock
W latach 50. jednocześnie z kręceniem najgłośniejszych filmów ("Okno na podwórze", "Zawrót głowy", "Północ, północny zachód") Hitchcock odkrył telewizję i uznał ją za wyjątkowo atrakcyjne medium. Jak mawiał z właściwym sobie czarnym humorem: "Telewizja przyniosła morderstwa z powrotem do ludzkich domów - tam, gdzie ich miejsce". Gdy jego nazwisko stało się głośne, zaczęto je umieszczać w tytułach jego kolejnych filmów: na przykład "Lina" to w oryginale "Alfred Hitchcock's Rope"). W 1955 r. w amerykańskiej telewizji był pokazywany serial "Alfred Hitchcock przedstawia". Spośród ponad 250 odcinków nakręconych w latach 1955-1962 mistrz sam wyreżyserował siedemnaście, ale na ekranach pojawiał się co tydzień, zapowiadając i puentując każdy odcinek. Te kilkudziestosekundowe perełki czarnego humoru tak go bawiły, że kręcił je w kilku wersjach: inne żarty przygotowywał dla telewidzów amerykańskich, a inne dla brytyjskich. Z czasem, gdy serial sprzedano do innych krajów, nagrywał też wersje francuską i niemiecką.
Hitchcock zaczął firmować swoim nazwiskiem również czasopisma z opowiadaniami kryminalnymi i antologie. Tyle że podpisywane przez niego wstępy pisali inni autorzy. Najsłynniejszy tytuł - "Alfred Hitchcock's Mystery Magazine" - ukazuje się do dziś. W ubiegłym miesiącu pojawiła się polska edycja magazynu - miesięcznik "Alfred Hitchcock poleca" z dziewięcioma krótkimi kryminalnymi opowieściami z dreszczykiem na 80 stronach.
Wchodzę w tę intrygę
Po przekroczeniu sześćdziesiątki Hitchcock stworzył dwa bardzo dziś popularne gatunki filmowe: kręcąc w 1960 r. "Psychozę" wykreował pierwszego z długiej listy filmowych psychopatycznych morderców, a "Ptakami" zapoczątkował nowoczesne kino katastroficzne.
Jeśli mierzyć wielkość reżysera liczbą i jakością setek naśladownictw i imitacji jego filmów, tysięcy odniesień do jego twórczości czy parodii jego stylu (na przykład "Lęk wysokości" Mela Brooksa), Hitchcock nie ma sobie równych w historii kina. Hołd składali mu m.in.: Brian De Palma ("Obsesja", "Świadek mimo woli") i Jonathan Demme ("Milczenie owiec"). Osobliwym hołdem jest "Psychol" Gusa Van Santa z 1998 r. - dokładna, scena po scenie, ujęcie po ujęciu, powtórka słynnej "Psychozy". Zmarły kilka dni temu Christopher Reeve, który ostatnie lata spędził sparaliżowany na wózku inwalidzkim, zagrał w 1998 r. w specjalnie dla niego napisanej nowej wersji "Okna na podwórze" - filmu o unieruchomionym w fotelu inwalidzkim człowieku będącym świadkiem dokonanego po sąsiedzku zabójstwa. W przyszłym roku do kin wejdzie nowa wersja "Pana i pani Smith", a w planach wytwórni jest kilka kolejnych posthitchcockowskich produkcji.
Hitchcock inspiruje też twórców telewizji: w nowej wersji cyklu "Alfred Hitchcock poleca", kręconej w latach 1985-1989, powstało ponad 70 remakeŐów dawnych odcinków seriali. Wśród reżyserów znaleźli się początkujący wówczas Tim Burton ("Batman"), późniejszy twórca serialu "Rodzina Soprano" David Chase, a także nasz Ryszard Bugajski, reżyser "Przesłuchania".
Przed śmiercią Hitchcock - w końcu mistrz czarnego humoru - zasugerował, by na jego nagrobku znalazł się napis: "To właśnie robimy ze złymi małymi chłopcami". Ostatecznie zdecydowano się na epitafium bardziej pasujące do jego filmów: "Wchodzę w tę intrygę".
Więcej możesz przeczytać w 43/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.