Powoli, lecz systematycznie francuskie imperium w Afryce zanika W dawnych francuskich i belgijskich koloniach w Afryce coraz rzadziej na powitanie można usłyszeć "bonjour". Ludzie witają się angielskim "hello". To nie tylko kwestia mody - w wielu wypadkach używanie angielskiego to kwestia życia i śmierci.
- Zmiana językowa może się okazać największą i najsilniej wpływającą na przemiany cywilizacyjno-polityczne ze wszystkich, które ostatnio zachodzą w Afryce - uważa prof. Mamadou Diouf, wykładający historię Afryki na University of Michigan w Ann Arbor.
Język fortuny
Od tego, czy kongijski ksiądz Richard Diroma zdoła dokładnie wytłumaczyć żołnierzom ONZ, gdzie grasują uzbrojone bojówki, zależy los jego i jego wiernych. Tylko że pochodzący z sześciu afrykańskich państw żołnierze stacjonujący w Kongu nie mówią po francusku w przeciwieństwie do księdza i jego podopiecznych. - Dlatego codziennie Diroma wkuwa angielskie czasowniki. I w zapale nauczenia się tego języka nie jest odosobniony - uważa Abraham McLaughlin, reporter ABC News, który spotkał ks. Diromę w Bunii na północy Konga.
McLaughlin twierdzi, że mieszkańcy tego miasta chcą używać angielskiego również z bardziej prozaicznych powodów. Dla 30-letniego Johna Kabaseke, tłumacza przy ONZ, znajomość tego języka oznacza 300 dolarów miesięcznie - pensję astronomiczną jak na kongijskie warunki. - Dla mnie to język fortuny! - mówi Kabaseke. Marie-Therese Djoza z Bunii może jechać ponad 2 tys. km do szpitala w Kinszasie, stolicy Konga, ale łatwiej jest jej pokonać 400 km do ugandyjskiej Kampali. Tam lekarze są anglojęzyczni, dlatego Djoza spędza popołudnia w tej samej klasie co ksiądz Diroma.
Podobnie dzieje się w innych dawnych koloniach francuskich. - Angielski u nas, tak jak na całym świecie, jest postrzegany jako język możliwości i biznesu - uważa Debra Spitulnik z Uniwersytetu Zambii w Lusace. - Ale w niektórych państwach afrykańskich używanie angielskiego to także wyraz złości na politykę Paryża.
Francuzka dla każdego
Niedawno angielski stał się językiem urzędowym w tradycyjnie francuskojęzycznej Rwandzie. Większość jej mieszkańców uważa, że Francuzi są współodpowiedzialni za ludobójstwo w 1994 r. Wyraz temu dał prezydent Paul Kagame podczas ubiegłorocznej uroczystości ku czci ofiar masakry. W przemówieniu - wygłoszonym oczywiście po angielsku - przypomniał, że Francuzi zorganizowali wprawdzie operację humanitarną Turqoise, w której ramach opanowali czwartą część kraju, tworząc strefę bezpieczeństwa, ale właśnie podczas tej akcji pomagali zbrodniarzom z plemienia Hutu.
Podobnie jak Rwandyjczycy złość na politykę Paryża wyrazili mieszkańcy innej dawnej kolonii francuskiej - Wybrzeża Kości Słoniowej. Rok temu francuskie wojska próbowały tam interweniować, by zapobiec wyprawie oddziałów prezydenta Laurenta Gbagbo przeciw rebeliantom z północy kraju. W odwecie Gbagbo rozkazał bojówkom narodowej partii Młodzi Patrioci ruszyć na dzielnice Francuzów w Abidżanie. Pod hasłem "Po jednej Francuzce dla każdego" rozpoczęła się akcja podpalania i rabowania francuskich willi oraz gwałcenia białych kobiet. Jednocześnie Gbagbo oskarżył Paryż o "interwencję na wzór sowieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 r.". Wkrótce z Wybrzeża Kości Słoniowej uciekła ponad połowa z mieszkających tam 14 tys. Francuzów. Dziś na domach, gdzie mieszkali, znajdują się graffiti: "USA is better". Amerykański biznes - dotychczas niemal nieobecny - kwitnie.
Żal do Paryża mają też Kongijczycy, choćby za zorganizowaną przez UE pod dowództwem Francuzów misję, która miała zapobiec rzeziom plemiennym. - Nie zapobiegła. Kongijczycy liczyli też na pomoc Francuzów, gdy rządził nimi reżim Mobutu Sese Seko, największego złodzieja w historii Afryki. Działanie nie leżało w interesie Francji, więc dawni kolonizatorzy nie kiwnęli palcem - mówi dr Peter Kagwanja, dyrektor departamentu Afryki Południowej w organizacji The International Crisis Group. - We francuskiej polityce wobec Afryki za wiele było gadania, za mało działania - uważa z kolei prof. Philippe Ndjalo z Instytutu Pedagogiki w Bunii.
W Senegalu, który uzyskał niepodległość od Francji w 1960 r., na razie jedynie wśród elit zaczyna dominować angielski. Młodzież z bogatych domów zamiast studiować na paryskej Sorbonie, wybiera edukację w USA. Powód? Od kiedy prezydent Abdoulaye Wade obiecał, że pomoże Amerykanom w wojnie z terroryzmem, Waszyngton uruchomił hojny program pomocowy. Latem tego roku sekretarz stanu Condoleezza Rice podczas wizyty w Dakarze poinformowała, że USA w ramach African Growth and Opportunity Act przekażą państwom Afryki Zachodniej milion dolarów, głównie na poprawę bezpieczeństwa i rozbudowę infrastruktury. Lwią część tej kwoty dostanie Senegal. - Ludzie widzą, że Amerykanie w kilka miesięcy zrobili dla nich więcej niż Francuzi w ciągu kilkudziesięciu lat - mówi Moumar Gue`ye z wydawanego w Dakarze dziennika "Le Soleil". Podobnie jak w Senegalu wygląda sytuacja w dawnej francuskiej kolonii Dżibuti, gdzie w ramach zwalczania terroryzmu Waszyngton stworzył bazę wojskową, w której stacjonuje około 2 tys. żołnierzy. - Powoli, ale systematycznie, francuskie imperium w Afryce przestaje istnieć - uważa Peter Kagwanja.
To nie park rozrywki
Paryż nie zamierza się wycofywać bez walki. W lutym Jacques Chirac ostrzegł anglojęzycznych przywódców afrykańskich, że nie powinni się mieszać w "sprawy frankofońskie". Prezydent RPA Thabo Mbeki, który mediował na Wybrzeżu Kości Słoniowej, usłyszał od Chiraca: "Afryka Zachodnia jest Afryką Zachodnią. I ma swoją specyfikę. Nie powinniście o tym zapominać". "Francja to jeszcze nie muzeum ani park rozrywki. Nie jest skazana na upadek. Musimy odzyskać swoją przyszłość" - przekonywał z kolei rodaków Nicolas Sarkozy, francuski minister spraw wewnętrznych i niemal pewny następca Chiraca. Podczas niedawnego szczytu Afryki w Paryżu Francja przedstawiła program pomocowy dla tego kontynentu, głównie dla swoich dawnych kolonii, który ma być finansowany m.in. z podatku od biletów lotniczych w UE.
Zwykle w państwach, gdzie odchodzi się od używania języka francuskiego, chodzi o względy praktyczne, takie jak możliwość swobodnego porozumiewania się. Dla większości francuskojęzycznych Afrykańczyków używanie angielskiego to otwarcie się na inne państwa kontynentu. A to buduje tożsamość. Francuski staje się niepraktyczny. Francja musi odejść wraz z nim.
Język fortuny
Od tego, czy kongijski ksiądz Richard Diroma zdoła dokładnie wytłumaczyć żołnierzom ONZ, gdzie grasują uzbrojone bojówki, zależy los jego i jego wiernych. Tylko że pochodzący z sześciu afrykańskich państw żołnierze stacjonujący w Kongu nie mówią po francusku w przeciwieństwie do księdza i jego podopiecznych. - Dlatego codziennie Diroma wkuwa angielskie czasowniki. I w zapale nauczenia się tego języka nie jest odosobniony - uważa Abraham McLaughlin, reporter ABC News, który spotkał ks. Diromę w Bunii na północy Konga.
McLaughlin twierdzi, że mieszkańcy tego miasta chcą używać angielskiego również z bardziej prozaicznych powodów. Dla 30-letniego Johna Kabaseke, tłumacza przy ONZ, znajomość tego języka oznacza 300 dolarów miesięcznie - pensję astronomiczną jak na kongijskie warunki. - Dla mnie to język fortuny! - mówi Kabaseke. Marie-Therese Djoza z Bunii może jechać ponad 2 tys. km do szpitala w Kinszasie, stolicy Konga, ale łatwiej jest jej pokonać 400 km do ugandyjskiej Kampali. Tam lekarze są anglojęzyczni, dlatego Djoza spędza popołudnia w tej samej klasie co ksiądz Diroma.
Podobnie dzieje się w innych dawnych koloniach francuskich. - Angielski u nas, tak jak na całym świecie, jest postrzegany jako język możliwości i biznesu - uważa Debra Spitulnik z Uniwersytetu Zambii w Lusace. - Ale w niektórych państwach afrykańskich używanie angielskiego to także wyraz złości na politykę Paryża.
Francuzka dla każdego
Niedawno angielski stał się językiem urzędowym w tradycyjnie francuskojęzycznej Rwandzie. Większość jej mieszkańców uważa, że Francuzi są współodpowiedzialni za ludobójstwo w 1994 r. Wyraz temu dał prezydent Paul Kagame podczas ubiegłorocznej uroczystości ku czci ofiar masakry. W przemówieniu - wygłoszonym oczywiście po angielsku - przypomniał, że Francuzi zorganizowali wprawdzie operację humanitarną Turqoise, w której ramach opanowali czwartą część kraju, tworząc strefę bezpieczeństwa, ale właśnie podczas tej akcji pomagali zbrodniarzom z plemienia Hutu.
Podobnie jak Rwandyjczycy złość na politykę Paryża wyrazili mieszkańcy innej dawnej kolonii francuskiej - Wybrzeża Kości Słoniowej. Rok temu francuskie wojska próbowały tam interweniować, by zapobiec wyprawie oddziałów prezydenta Laurenta Gbagbo przeciw rebeliantom z północy kraju. W odwecie Gbagbo rozkazał bojówkom narodowej partii Młodzi Patrioci ruszyć na dzielnice Francuzów w Abidżanie. Pod hasłem "Po jednej Francuzce dla każdego" rozpoczęła się akcja podpalania i rabowania francuskich willi oraz gwałcenia białych kobiet. Jednocześnie Gbagbo oskarżył Paryż o "interwencję na wzór sowieckiej inwazji na Czechosłowację w 1968 r.". Wkrótce z Wybrzeża Kości Słoniowej uciekła ponad połowa z mieszkających tam 14 tys. Francuzów. Dziś na domach, gdzie mieszkali, znajdują się graffiti: "USA is better". Amerykański biznes - dotychczas niemal nieobecny - kwitnie.
Żal do Paryża mają też Kongijczycy, choćby za zorganizowaną przez UE pod dowództwem Francuzów misję, która miała zapobiec rzeziom plemiennym. - Nie zapobiegła. Kongijczycy liczyli też na pomoc Francuzów, gdy rządził nimi reżim Mobutu Sese Seko, największego złodzieja w historii Afryki. Działanie nie leżało w interesie Francji, więc dawni kolonizatorzy nie kiwnęli palcem - mówi dr Peter Kagwanja, dyrektor departamentu Afryki Południowej w organizacji The International Crisis Group. - We francuskiej polityce wobec Afryki za wiele było gadania, za mało działania - uważa z kolei prof. Philippe Ndjalo z Instytutu Pedagogiki w Bunii.
W Senegalu, który uzyskał niepodległość od Francji w 1960 r., na razie jedynie wśród elit zaczyna dominować angielski. Młodzież z bogatych domów zamiast studiować na paryskej Sorbonie, wybiera edukację w USA. Powód? Od kiedy prezydent Abdoulaye Wade obiecał, że pomoże Amerykanom w wojnie z terroryzmem, Waszyngton uruchomił hojny program pomocowy. Latem tego roku sekretarz stanu Condoleezza Rice podczas wizyty w Dakarze poinformowała, że USA w ramach African Growth and Opportunity Act przekażą państwom Afryki Zachodniej milion dolarów, głównie na poprawę bezpieczeństwa i rozbudowę infrastruktury. Lwią część tej kwoty dostanie Senegal. - Ludzie widzą, że Amerykanie w kilka miesięcy zrobili dla nich więcej niż Francuzi w ciągu kilkudziesięciu lat - mówi Moumar Gue`ye z wydawanego w Dakarze dziennika "Le Soleil". Podobnie jak w Senegalu wygląda sytuacja w dawnej francuskiej kolonii Dżibuti, gdzie w ramach zwalczania terroryzmu Waszyngton stworzył bazę wojskową, w której stacjonuje około 2 tys. żołnierzy. - Powoli, ale systematycznie, francuskie imperium w Afryce przestaje istnieć - uważa Peter Kagwanja.
To nie park rozrywki
Paryż nie zamierza się wycofywać bez walki. W lutym Jacques Chirac ostrzegł anglojęzycznych przywódców afrykańskich, że nie powinni się mieszać w "sprawy frankofońskie". Prezydent RPA Thabo Mbeki, który mediował na Wybrzeżu Kości Słoniowej, usłyszał od Chiraca: "Afryka Zachodnia jest Afryką Zachodnią. I ma swoją specyfikę. Nie powinniście o tym zapominać". "Francja to jeszcze nie muzeum ani park rozrywki. Nie jest skazana na upadek. Musimy odzyskać swoją przyszłość" - przekonywał z kolei rodaków Nicolas Sarkozy, francuski minister spraw wewnętrznych i niemal pewny następca Chiraca. Podczas niedawnego szczytu Afryki w Paryżu Francja przedstawiła program pomocowy dla tego kontynentu, głównie dla swoich dawnych kolonii, który ma być finansowany m.in. z podatku od biletów lotniczych w UE.
Zwykle w państwach, gdzie odchodzi się od używania języka francuskiego, chodzi o względy praktyczne, takie jak możliwość swobodnego porozumiewania się. Dla większości francuskojęzycznych Afrykańczyków używanie angielskiego to otwarcie się na inne państwa kontynentu. A to buduje tożsamość. Francuski staje się niepraktyczny. Francja musi odejść wraz z nim.
Więcej możesz przeczytać w 38/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.