Żywych trupów nie wymyślił George A. Romero, tak jak "Matriksa" nie wymyślili bracia Wachowscy Koniec filmowego duetu braci Wachowskich. Larry i Andy nie wyreżyserowali już swego nowego filmu "V jak vendetta". Napisali tylko do niego scenariusz, oparty na kultowym komiksie Alana Moore'a. Reżyserem został pomocnik braci - James McTeigue.
Żywych trupów nie wymyślił George A. Romero, tak jak "Matriksa" nie wymyślili bracia Wachowscy
Koniec filmowego duetu braci Wachowskich. Larry i Andy nie wyreżyserowali już swego nowego filmu "V jak vendetta". Napisali tylko do niego scenariusz, oparty na kultowym komiksie Alana MooreŐa. Reżyserem został pomocnik braci - James McTeigue. Wszystko to nie oznacza, że rodzeństwo Wachowskich nie będzie z sobą współpracować. Teraz będzie to jednak siostra i brat Wachowscy. Po prostu Larry przechodzi obecnie skomplikowany proces zmiany płci. Jeszcze nie wiadomo, jakie imię będzie nosić przeobrażona Wachowska. Okazuje się, że była żona Larry`ego miała rację, gdy dwa lata temu twierdziła, że ich małżeństwo się rozpadło, bo mąż chce być kobietą. Już na premierze filmu "Matrix. Rewolucja" Larry wyglądał jak kobieta.
Dziwoląg V
Pierwszy scenariusz "V jak vendetta" powstał na początku lat 90., lecz dopiero kiedy materiałem zainteresowali się Wachowscy, wytwórnia Warner dała produkcji zielone światło. "Chłopcy" - jak ich wciąż nazywa producent Joel Silver - napisali własny scenariusz. Głównym bohaterem Wachowscy uczynili niejakiego V (w komiksie Moore`a był nim Londyn). V jest dziwolągiem wyrosłym z mroków obozu koncentracyjnego. Jego seksualność stanowi zagadkę. Momentami bohater staje się postacią ponadnaturalną, władając nożami równie sprawnie jak Neo z "Matriksa" dwoma uzi. V zagrał Hugo Weaving. W jego podopieczną wcieliła się ogolona na łyso Natalie Portman, znana z "Leona zawodowca".
"V jak Vendetta" jest dystopią - zaprzeczeniem utopijnej wizji przyszłości. Dystopią jest też "Wyspa" Michaela Baya, która właśnie trafiła do kin. Choć oba filmy dzieją się w odmiennych technologicznie światach, łączy je to, że pokazują Ziemię po ewolucji, która doprowadziła do powstania zniewolonego społeczeństwa. Pierwszą dystopią nie był ani "Matrix" Wachowskich, ani "Metropolis" Fritza Langa (z 1926 r.). Pierwszy wysyp dystopijnych światów nastąpił w literaturze końca XIX wieku. Juliusz Verne opisał wtedy zmagania dwóch miast w "Begum`s Fortune". W przerwie między romantycznymi podróżami antykapitalistyczną dystopię "Iron Heel" napisał też Jack London. Dwa klasyki gatunku powstały nieco później - satyryczny "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxleya oraz "Rok 1984" George`a Orwella.
Wszystkie dystopie łączy przedstawiany przez nie rozrost propagandy i zwątpienie społeczeństwa w możliwość bycia szczęśliwym. To, co opisał Orwell, sprawdziło się właściwie zaraz po publikacji książki. Także inni autorzy dystopii nie stawiali sobie za cel pokazywanie świata w krzywym zwierciadle, lecz po prostu takiego, jakim przy złej passie może się stać. Były jednak wśród dystopii wizje znacznie wyprzedzające swe czasy. Przecież żywe trupy nie zostały wciągnięte do popkulturowego świata przez George`a A. Romero, a "Matriksa" nie stworzyli bracia Wachowscy. Te pomysły pochodzą z opowiadania "City of the Living Dead" ("Miasto żywych trupów" z 1930 r.) Manninga i Pratta. Społeczeństwo było tam mamione przez aparaturę zdolną do tworzenia światów wirtualnych marzeń, a cały system utrzymywały w stabilności mechaniczne "macice" - jak w "Matriksie".
Od "Fahrenheita 451" do "Łowcy androidów"
Dla twórców filmowych dystopii najbardziej płodnym okresem był przełom lat 60. i 70. Francois Truffaut zrealizował wtedy "Fahrenheita 451" (według powieści Raya Bradbury`ego). Wiernie służący systemowi strażak dostrzegł paranoję totalitaryzmu i zaczął go de facto sabotować. Z kolei Jean-Luc Godard w "Alphaville" oświetlił paryskie zaułki w taki sposób, że zaczęły przypominać futurystyczne miasto, w którym rządził nie burmistrz, lecz elektroniczny mózg. Powstające w tym czasie filmy dodały do znanych od lat tematów nowe: lęk przez zagładą nuklearną czy przemianę dzieci systemu w katów - jak w "Mechanicznej pomarańczy" Stanleya Kubricka.
Najpiękniejsze dystopijne dzieło stworzył Ridley Scott. W "Łowcy androidów" pokazał Los Angeles w 2017 r. Detektywa ratuje tam ofiara, na którą polował. Jak to w dystopii, nic nie jest tym, czym się wydaje: koziorożec z origami uświadomi bohaterowi, że nie jest człowiekiem, bo jego wspomnienia pochodzą z przeszłości kogoś innego. Nawet wzlatujący ku niebu gołąb to tylko mechaniczny wytwór. W bodaj najbardziej symbolicznej scenie filmu detektyw i jego zbawca siedzą na dachu w deszczu. Android za chwilę przestanie żyć, ale wypowiada jeszcze monolog ze słynną frazą: "Wszystkie te chwile przeminą na zawsze jak łzy zagubione w deszczu".
Począwszy od kasowego sukcesu "Mad Maksa" George`a Millera (z Melem Gibsonem) filmowe dystopie stały się opowieściami o świecie po katastrofie. Ich twórcy porzucili wątek społeczny na rzecz fabuły wypełnionej strzelaninami i pościgami. Taka jest też "Wyspa" Baya, gdzie bohaterowie uciekają z instytutu klonów i rozpoczynają naznaczoną eksplozjami wycieczkę po świecie połowy XXI wieku. Dla Baya dystopia sprowadza się do kilku futurystycznie wyglądających wehikułów i powiększonego biustu Scarlett Johansson na reklamie.
Brytyjscy mistrzowie dystopii
Mistrzami w kreowaniu dystopii byli i pozostają Brytyjczycy. To w Anglii ukuto pojęcia utopii i jej negacji, to tam tworzyli Huxley i Orwell, to wreszcie w Londynie rozgrywa się fabuła kultowego komiksu "V jak vendetta". Moore nakreślił w nim szare, spowite mgłami i pogrążone w apatii miasto. Codziennie przez setki głośników głos fatum przekazuje obywatelom wskazówki, jak mają żyć. Znajdzie się jednak dywersant, tajemniczy V, zaczynający niszczyć kolejne symbole systemu - aż do momentu, gdy w Londynie zapachnie rewolucją.
W scenariuszu Wachowscy połączyli znaną z "Matriksa" widowiskowość z egzystencjalną zadumą nad losem człowieka. W finale komiksowej wersji "V jak vendetta" padają słowa: "Oto zadanie ludzi: rządzić sobą, swoim życiem, miłością i krajem. Kiedy to osiągną, będą mogli mówić o zbawieniu. Bez tego będą tylko ścierwem. Na koniec wieku poznają swój los: albo na gruzach zakwitnie róża, albo zakwitnie za późno". Moore napisał te słowa w 1981 r. Wkrótce zaczął się upadek komunistycznego totalitaryzmu. Happy end? To się dopiero okaże.
Koniec filmowego duetu braci Wachowskich. Larry i Andy nie wyreżyserowali już swego nowego filmu "V jak vendetta". Napisali tylko do niego scenariusz, oparty na kultowym komiksie Alana MooreŐa. Reżyserem został pomocnik braci - James McTeigue. Wszystko to nie oznacza, że rodzeństwo Wachowskich nie będzie z sobą współpracować. Teraz będzie to jednak siostra i brat Wachowscy. Po prostu Larry przechodzi obecnie skomplikowany proces zmiany płci. Jeszcze nie wiadomo, jakie imię będzie nosić przeobrażona Wachowska. Okazuje się, że była żona Larry`ego miała rację, gdy dwa lata temu twierdziła, że ich małżeństwo się rozpadło, bo mąż chce być kobietą. Już na premierze filmu "Matrix. Rewolucja" Larry wyglądał jak kobieta.
Dziwoląg V
Pierwszy scenariusz "V jak vendetta" powstał na początku lat 90., lecz dopiero kiedy materiałem zainteresowali się Wachowscy, wytwórnia Warner dała produkcji zielone światło. "Chłopcy" - jak ich wciąż nazywa producent Joel Silver - napisali własny scenariusz. Głównym bohaterem Wachowscy uczynili niejakiego V (w komiksie Moore`a był nim Londyn). V jest dziwolągiem wyrosłym z mroków obozu koncentracyjnego. Jego seksualność stanowi zagadkę. Momentami bohater staje się postacią ponadnaturalną, władając nożami równie sprawnie jak Neo z "Matriksa" dwoma uzi. V zagrał Hugo Weaving. W jego podopieczną wcieliła się ogolona na łyso Natalie Portman, znana z "Leona zawodowca".
"V jak Vendetta" jest dystopią - zaprzeczeniem utopijnej wizji przyszłości. Dystopią jest też "Wyspa" Michaela Baya, która właśnie trafiła do kin. Choć oba filmy dzieją się w odmiennych technologicznie światach, łączy je to, że pokazują Ziemię po ewolucji, która doprowadziła do powstania zniewolonego społeczeństwa. Pierwszą dystopią nie był ani "Matrix" Wachowskich, ani "Metropolis" Fritza Langa (z 1926 r.). Pierwszy wysyp dystopijnych światów nastąpił w literaturze końca XIX wieku. Juliusz Verne opisał wtedy zmagania dwóch miast w "Begum`s Fortune". W przerwie między romantycznymi podróżami antykapitalistyczną dystopię "Iron Heel" napisał też Jack London. Dwa klasyki gatunku powstały nieco później - satyryczny "Nowy wspaniały świat" Aldousa Huxleya oraz "Rok 1984" George`a Orwella.
Wszystkie dystopie łączy przedstawiany przez nie rozrost propagandy i zwątpienie społeczeństwa w możliwość bycia szczęśliwym. To, co opisał Orwell, sprawdziło się właściwie zaraz po publikacji książki. Także inni autorzy dystopii nie stawiali sobie za cel pokazywanie świata w krzywym zwierciadle, lecz po prostu takiego, jakim przy złej passie może się stać. Były jednak wśród dystopii wizje znacznie wyprzedzające swe czasy. Przecież żywe trupy nie zostały wciągnięte do popkulturowego świata przez George`a A. Romero, a "Matriksa" nie stworzyli bracia Wachowscy. Te pomysły pochodzą z opowiadania "City of the Living Dead" ("Miasto żywych trupów" z 1930 r.) Manninga i Pratta. Społeczeństwo było tam mamione przez aparaturę zdolną do tworzenia światów wirtualnych marzeń, a cały system utrzymywały w stabilności mechaniczne "macice" - jak w "Matriksie".
Od "Fahrenheita 451" do "Łowcy androidów"
Dla twórców filmowych dystopii najbardziej płodnym okresem był przełom lat 60. i 70. Francois Truffaut zrealizował wtedy "Fahrenheita 451" (według powieści Raya Bradbury`ego). Wiernie służący systemowi strażak dostrzegł paranoję totalitaryzmu i zaczął go de facto sabotować. Z kolei Jean-Luc Godard w "Alphaville" oświetlił paryskie zaułki w taki sposób, że zaczęły przypominać futurystyczne miasto, w którym rządził nie burmistrz, lecz elektroniczny mózg. Powstające w tym czasie filmy dodały do znanych od lat tematów nowe: lęk przez zagładą nuklearną czy przemianę dzieci systemu w katów - jak w "Mechanicznej pomarańczy" Stanleya Kubricka.
Najpiękniejsze dystopijne dzieło stworzył Ridley Scott. W "Łowcy androidów" pokazał Los Angeles w 2017 r. Detektywa ratuje tam ofiara, na którą polował. Jak to w dystopii, nic nie jest tym, czym się wydaje: koziorożec z origami uświadomi bohaterowi, że nie jest człowiekiem, bo jego wspomnienia pochodzą z przeszłości kogoś innego. Nawet wzlatujący ku niebu gołąb to tylko mechaniczny wytwór. W bodaj najbardziej symbolicznej scenie filmu detektyw i jego zbawca siedzą na dachu w deszczu. Android za chwilę przestanie żyć, ale wypowiada jeszcze monolog ze słynną frazą: "Wszystkie te chwile przeminą na zawsze jak łzy zagubione w deszczu".
Począwszy od kasowego sukcesu "Mad Maksa" George`a Millera (z Melem Gibsonem) filmowe dystopie stały się opowieściami o świecie po katastrofie. Ich twórcy porzucili wątek społeczny na rzecz fabuły wypełnionej strzelaninami i pościgami. Taka jest też "Wyspa" Baya, gdzie bohaterowie uciekają z instytutu klonów i rozpoczynają naznaczoną eksplozjami wycieczkę po świecie połowy XXI wieku. Dla Baya dystopia sprowadza się do kilku futurystycznie wyglądających wehikułów i powiększonego biustu Scarlett Johansson na reklamie.
Brytyjscy mistrzowie dystopii
Mistrzami w kreowaniu dystopii byli i pozostają Brytyjczycy. To w Anglii ukuto pojęcia utopii i jej negacji, to tam tworzyli Huxley i Orwell, to wreszcie w Londynie rozgrywa się fabuła kultowego komiksu "V jak vendetta". Moore nakreślił w nim szare, spowite mgłami i pogrążone w apatii miasto. Codziennie przez setki głośników głos fatum przekazuje obywatelom wskazówki, jak mają żyć. Znajdzie się jednak dywersant, tajemniczy V, zaczynający niszczyć kolejne symbole systemu - aż do momentu, gdy w Londynie zapachnie rewolucją.
W scenariuszu Wachowscy połączyli znaną z "Matriksa" widowiskowość z egzystencjalną zadumą nad losem człowieka. W finale komiksowej wersji "V jak vendetta" padają słowa: "Oto zadanie ludzi: rządzić sobą, swoim życiem, miłością i krajem. Kiedy to osiągną, będą mogli mówić o zbawieniu. Bez tego będą tylko ścierwem. Na koniec wieku poznają swój los: albo na gruzach zakwitnie róża, albo zakwitnie za późno". Moore napisał te słowa w 1981 r. Wkrótce zaczął się upadek komunistycznego totalitaryzmu. Happy end? To się dopiero okaże.
Więcej możesz przeczytać w 38/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.