Zbrodniarze z Azji i Afryki kupują sobie poparcie ONZ
Raport Paula Volckera dotyczący afery korupcyjnej związanej z programem "Ropa za żywność" jest czarną księgą światowej hipokryzji. Wymienia ponad 2 tys. firm, wśród nich te najpotężniejsze na świecie, które bez skrupułów prowadziły interesy ze zbrodniarzem.
Program ONZ "Ropa za żywność" miał służyć głodującym Irakijczykom. Od 1996 r. Bagdad, na który nałożono sześć lat wcześniej sankcje, mógł co roku sprzedawać pewną ilość ropy ustaloną przez ONZ. Zyski miały być przeznaczone na żywność i leki dla Irakijczyków. Tyle że Saddam sprzedawał po zaniżonych cenach więcej ropy, niż mu pozwalano. Handlował za odpowiednią prowizję z wybranymi firmami, a one odsprzedawały surowiec z zyskiem. Przez osiem lat na konta programu wpłynęły 64 mld USD. Saddam zarobił ponad jedną trzecią tej kwoty. Za część tych pieniędzy budował pałace, ale reszta szła na broń i utrzymanie aparatu bezpieczeństwa. Ilu ludzi, gdy trwał program "Ropa za żywność", iracka bezpieka zniszczyła, ilu wsadziła do więzień, a ilu wymordowała?
Pocałunek rzeźnika
Biznes to biznes. Zadaniem firm jest zarabianie pieniędzy. Saddam wybierał jednak koncerny z Rosji, Francji, Wielkiej Brytanii i Chin. Wiedział, że żyjące z nim w symbiozie firmy, nie chcąc tracić zysków, będą wywierały naciski na rządy państw, a te z kolei, jako członkowie Rady Bezpieczeństwa, przymkną oczy na nielegalny proceder.
"Nie było nikogo, kto byłby w stu procentach odpowiedzialny za ten program, nikogo, kto ponosiłby osobistą odpowiedzialność za błędy i nadużycia" - napisano w raporcie Volckera. Sekretariat ONZ nie nadzorował w pełni programu, bo Rada Bezpieczeństwa zastrzegła sobie prawo aprobowania lub blokowania transakcji. Jednocześnie "oszałamiająca liczba agencji, które brały udział w przedsięwzięciu, sprawiła, że nie było żadnych czystych mechanizmów koordynacji ani kontroli wydatków".
W kontekście tej afery inaczej brzmią głosy oburzenia z Paryża i Moskwy przeciw wojnie z irackim reżimem. Nowego znaczenia nabierają też arabskie oskarżenia Zachodu o podwójną moralność. A 300 tys. ofiar, których ciała pogrzebano w masowych grobach, nikomu już nie wystawi rachunku za handel życiem w zamian za ropę. Saddam mawiał: "Kto kontroluje ropę, rządzi światem". W pewnym sensie nim rządził.
Historia, która lubi się powtarzać
Juan Mendez, przedstawiciel sekretarza generalnego ds. zapobiegania ludobójstwu, we wrześniu ukończył raport o sytuacji w Darfurze. Wojna w tej sudańskiej prowincji trwa od prawie trzech lat. Wymordowano co najmniej 300 tys. ludzi, 2 mln musiało uciekać z domów. "Zastałem tam sytuację znacznie gorszą, niż się spodziewałem" - napisał Mendez. Alarmował, że rzezie na cywilach się nasilają. Zdobył też dowody, że rząd w Chartumie nie wywiązuje się z obietnicy rozbrojenia milicji odpowiedzialnej za zbrodnie. Jak wyglądała odpowiedź na raport? Ambasador USA przy ONZ John Bolton nie sprzeciwił się postulatowi, by zbrodniarzy z Darfuru ścigał Międzynarodowy Trybunał Karny, choć Waszyngton był przeciwny istnieniu tego trybunału. To była jedyna odpowiedź, którą można uznać za pozytywną. Ambasador Francji przy ONZ Jean-Marc de La Sabliere oświadczył, że Mendez nie może upublicznić raportu, bo nie ma "autoryzacji" Rady Bezpieczeństwa. Podobnie zareagowały Chiny i Rosja.
Najwięcej lukratywnych interesów z Sudanem robi Pekin. W Chartumie rozwieszone są billboardy z uśmiechniętymi Chińczykami i hasłem: "CNPC - twój przyjaciel i wiarygodny partner". CNPC to Chińska Narodowa Korporacja Naftowa. Jej inwestycje w tym roku w rafinerie w Sudanie oszacowano na 700 mln USD. 10 tys. pracowników CNPC z Chin buduje liczące ponad 1,5 tys. km rurociągi łączące pola naftowe w prowincji Kordofan z Port Sudan nad Morzem Czerwonym. Oficjalne dane władz w Pekinie mówią, że 7 proc. ropy, którą Chiny importują, jest kupowanych w Chartumie. Jednocześnie Pekin przez ostatnie lata był głównym eksporterem do Sudanu czołgów, karabinów maszynowych i wyrzutni rakietowych. Rosja zaś, jak ujawniła Amnesty International, sprzedała Sudanowi na przełomie 2003 i 2004 r. cztery samoloty MIG. Kolejne mają trafić do Chartumu do końca roku. Rosyjski koncern Stroitransgas od sierpnia 2004 r. rozbudowuje ropociągi na północy. Francuski koncern Total otrzymał z kolei koncesję na eksploatację złóż ropy na południu kraju. Według sudańskiego Ministerstwa Energetyki, dzienne wydobycie ropy do 2007 r. będzie wynosić 5 mln baryłek.
W tej sytuacji Darfurczycy muszą zginąć. Nikt nie ma interesu, by się o nich upomnieć. Nikt nie nazwie po imieniu tego, co się dzieje w Sudanie. Gdyby ktoś z członków rady przyznał, że w Darfurze dochodzi do ludobójstwa, na mocy konwencji z 1948 r. ONZ lub jej członkowie byliby zobowiązani do ukarania zbrodni. Musieliby nałożyć na Chartum sankcje i naciskać na wysłanie do Sudanu żołnierzy ONZ. Mao Tse-tung mawiał: "By osiągnąć cel polityczny, można poświęcić połowę ludzkości".
Kogo obchodzą pisarze?
Sytuacji w Iraku i Sudanie nie różni skala zbrodni. W obu wypadkach o życiu i śmierci decydują też interesy. Podobnie dzieje się w sprawie Iranu, który wbrew zakazowi ONZ prowadzi program nuklearny, ale nikt stanowczo go nie potępia. Według szacunków m.in. British Petroleum, w rejonie basenu Morza Kaspijskiego rezerwy gazu sięgają 45 bln m3. Iran byłby doskonałym szlakiem transportowym z Turkmenii. Co więcej, koncerny mogą uniknąć kosztów budowy rurociągów, jeśli uda się podpisać kontrakty z Teheranem, na których mocy za gaz z Turkmenii - użyty w zakładach ciężkiej syntezy na północy Iranu - owe firmy dostawałyby surowiec z południa Iranu. Czekając na podpisanie umów, żadne z państw nie zdecyduje się upomnieć o prawa wtrąconego do więzienia pisarza, nie wspominając o krytyce w sprawie tak priorytetowej dla Teheranu jak program nuklearny.
Arabscy potentaci naftowi od lat przeliczali na petrodolary życie Palestyńczyków. Póki trwał konflikt w regionie, mogli zawyżać ceny. W imię sprzedaży broni Belgradowi i koneksji rodzinnych serbskich i rosyjskich bankierów Moskwa była przeciwna obaleniu Milosevicia. Masakra w Srebrenicy była możliwa, bo wiele państw czerpało zyski z nielegalnego handlu czołgami i karabinami. Podobnie było z większością wojen w Afryce, na których Zachód zbijał kokosy.
- Nie braliśmy pod uwagę, że doszło do ludobójstwa, a gdy to do nas zaczęło docierać, nie chcieliśmy tego nazwać po imieniu. To, że doszło do zbrodni, jest hańbą dla nas wszystkich, dla całego świata - mówił Kofi Annan podczas uroczystości, które miały uczcić ofiary rzezi w Ruandzie. Podobne słowa powtarzają inni przywódcy, rozprawiając o masowych grobach w Iraku, wspominając rocznice zbrodni w Bośni i Timorze. To pustosłowie.
Świat niczego się nie nauczył z tamtych tragedii. Dzięki raportom takim jak raport Volckera można wyliczyć, ile warte jest ludzkie życie dla koncernów i rządów w Pekinie, Paryżu i Waszyngtonie. Ta sytuacja nie zmieni się, póki państwa zasiadające w Radzie Bezpieczeństwa będą dbać nie tyle o bezpieczeństwo świata, co własne, przede wszystkim finansowe.
Program ONZ "Ropa za żywność" miał służyć głodującym Irakijczykom. Od 1996 r. Bagdad, na który nałożono sześć lat wcześniej sankcje, mógł co roku sprzedawać pewną ilość ropy ustaloną przez ONZ. Zyski miały być przeznaczone na żywność i leki dla Irakijczyków. Tyle że Saddam sprzedawał po zaniżonych cenach więcej ropy, niż mu pozwalano. Handlował za odpowiednią prowizję z wybranymi firmami, a one odsprzedawały surowiec z zyskiem. Przez osiem lat na konta programu wpłynęły 64 mld USD. Saddam zarobił ponad jedną trzecią tej kwoty. Za część tych pieniędzy budował pałace, ale reszta szła na broń i utrzymanie aparatu bezpieczeństwa. Ilu ludzi, gdy trwał program "Ropa za żywność", iracka bezpieka zniszczyła, ilu wsadziła do więzień, a ilu wymordowała?
Pocałunek rzeźnika
Biznes to biznes. Zadaniem firm jest zarabianie pieniędzy. Saddam wybierał jednak koncerny z Rosji, Francji, Wielkiej Brytanii i Chin. Wiedział, że żyjące z nim w symbiozie firmy, nie chcąc tracić zysków, będą wywierały naciski na rządy państw, a te z kolei, jako członkowie Rady Bezpieczeństwa, przymkną oczy na nielegalny proceder.
"Nie było nikogo, kto byłby w stu procentach odpowiedzialny za ten program, nikogo, kto ponosiłby osobistą odpowiedzialność za błędy i nadużycia" - napisano w raporcie Volckera. Sekretariat ONZ nie nadzorował w pełni programu, bo Rada Bezpieczeństwa zastrzegła sobie prawo aprobowania lub blokowania transakcji. Jednocześnie "oszałamiająca liczba agencji, które brały udział w przedsięwzięciu, sprawiła, że nie było żadnych czystych mechanizmów koordynacji ani kontroli wydatków".
W kontekście tej afery inaczej brzmią głosy oburzenia z Paryża i Moskwy przeciw wojnie z irackim reżimem. Nowego znaczenia nabierają też arabskie oskarżenia Zachodu o podwójną moralność. A 300 tys. ofiar, których ciała pogrzebano w masowych grobach, nikomu już nie wystawi rachunku za handel życiem w zamian za ropę. Saddam mawiał: "Kto kontroluje ropę, rządzi światem". W pewnym sensie nim rządził.
Historia, która lubi się powtarzać
Juan Mendez, przedstawiciel sekretarza generalnego ds. zapobiegania ludobójstwu, we wrześniu ukończył raport o sytuacji w Darfurze. Wojna w tej sudańskiej prowincji trwa od prawie trzech lat. Wymordowano co najmniej 300 tys. ludzi, 2 mln musiało uciekać z domów. "Zastałem tam sytuację znacznie gorszą, niż się spodziewałem" - napisał Mendez. Alarmował, że rzezie na cywilach się nasilają. Zdobył też dowody, że rząd w Chartumie nie wywiązuje się z obietnicy rozbrojenia milicji odpowiedzialnej za zbrodnie. Jak wyglądała odpowiedź na raport? Ambasador USA przy ONZ John Bolton nie sprzeciwił się postulatowi, by zbrodniarzy z Darfuru ścigał Międzynarodowy Trybunał Karny, choć Waszyngton był przeciwny istnieniu tego trybunału. To była jedyna odpowiedź, którą można uznać za pozytywną. Ambasador Francji przy ONZ Jean-Marc de La Sabliere oświadczył, że Mendez nie może upublicznić raportu, bo nie ma "autoryzacji" Rady Bezpieczeństwa. Podobnie zareagowały Chiny i Rosja.
Najwięcej lukratywnych interesów z Sudanem robi Pekin. W Chartumie rozwieszone są billboardy z uśmiechniętymi Chińczykami i hasłem: "CNPC - twój przyjaciel i wiarygodny partner". CNPC to Chińska Narodowa Korporacja Naftowa. Jej inwestycje w tym roku w rafinerie w Sudanie oszacowano na 700 mln USD. 10 tys. pracowników CNPC z Chin buduje liczące ponad 1,5 tys. km rurociągi łączące pola naftowe w prowincji Kordofan z Port Sudan nad Morzem Czerwonym. Oficjalne dane władz w Pekinie mówią, że 7 proc. ropy, którą Chiny importują, jest kupowanych w Chartumie. Jednocześnie Pekin przez ostatnie lata był głównym eksporterem do Sudanu czołgów, karabinów maszynowych i wyrzutni rakietowych. Rosja zaś, jak ujawniła Amnesty International, sprzedała Sudanowi na przełomie 2003 i 2004 r. cztery samoloty MIG. Kolejne mają trafić do Chartumu do końca roku. Rosyjski koncern Stroitransgas od sierpnia 2004 r. rozbudowuje ropociągi na północy. Francuski koncern Total otrzymał z kolei koncesję na eksploatację złóż ropy na południu kraju. Według sudańskiego Ministerstwa Energetyki, dzienne wydobycie ropy do 2007 r. będzie wynosić 5 mln baryłek.
W tej sytuacji Darfurczycy muszą zginąć. Nikt nie ma interesu, by się o nich upomnieć. Nikt nie nazwie po imieniu tego, co się dzieje w Sudanie. Gdyby ktoś z członków rady przyznał, że w Darfurze dochodzi do ludobójstwa, na mocy konwencji z 1948 r. ONZ lub jej członkowie byliby zobowiązani do ukarania zbrodni. Musieliby nałożyć na Chartum sankcje i naciskać na wysłanie do Sudanu żołnierzy ONZ. Mao Tse-tung mawiał: "By osiągnąć cel polityczny, można poświęcić połowę ludzkości".
Kogo obchodzą pisarze?
Sytuacji w Iraku i Sudanie nie różni skala zbrodni. W obu wypadkach o życiu i śmierci decydują też interesy. Podobnie dzieje się w sprawie Iranu, który wbrew zakazowi ONZ prowadzi program nuklearny, ale nikt stanowczo go nie potępia. Według szacunków m.in. British Petroleum, w rejonie basenu Morza Kaspijskiego rezerwy gazu sięgają 45 bln m3. Iran byłby doskonałym szlakiem transportowym z Turkmenii. Co więcej, koncerny mogą uniknąć kosztów budowy rurociągów, jeśli uda się podpisać kontrakty z Teheranem, na których mocy za gaz z Turkmenii - użyty w zakładach ciężkiej syntezy na północy Iranu - owe firmy dostawałyby surowiec z południa Iranu. Czekając na podpisanie umów, żadne z państw nie zdecyduje się upomnieć o prawa wtrąconego do więzienia pisarza, nie wspominając o krytyce w sprawie tak priorytetowej dla Teheranu jak program nuklearny.
Arabscy potentaci naftowi od lat przeliczali na petrodolary życie Palestyńczyków. Póki trwał konflikt w regionie, mogli zawyżać ceny. W imię sprzedaży broni Belgradowi i koneksji rodzinnych serbskich i rosyjskich bankierów Moskwa była przeciwna obaleniu Milosevicia. Masakra w Srebrenicy była możliwa, bo wiele państw czerpało zyski z nielegalnego handlu czołgami i karabinami. Podobnie było z większością wojen w Afryce, na których Zachód zbijał kokosy.
- Nie braliśmy pod uwagę, że doszło do ludobójstwa, a gdy to do nas zaczęło docierać, nie chcieliśmy tego nazwać po imieniu. To, że doszło do zbrodni, jest hańbą dla nas wszystkich, dla całego świata - mówił Kofi Annan podczas uroczystości, które miały uczcić ofiary rzezi w Ruandzie. Podobne słowa powtarzają inni przywódcy, rozprawiając o masowych grobach w Iraku, wspominając rocznice zbrodni w Bośni i Timorze. To pustosłowie.
Świat niczego się nie nauczył z tamtych tragedii. Dzięki raportom takim jak raport Volckera można wyliczyć, ile warte jest ludzkie życie dla koncernów i rządów w Pekinie, Paryżu i Waszyngtonie. Ta sytuacja nie zmieni się, póki państwa zasiadające w Radzie Bezpieczeństwa będą dbać nie tyle o bezpieczeństwo świata, co własne, przede wszystkim finansowe.
Więcej możesz przeczytać w 45/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.