Polacy są jednymi z najszybciej bogacących się ludzi w Europie
Zadbane ogródki, wystające z okien anteny satelitarne, a przed domami dobrej klasy samochody - taki obraz zobaczyli w sierpniu tego roku we wsi Serokomla dziennikarze tygodnika "Die Zeit". Plan reportażu o najbiedniejszej wsi najuboższego regionu Europy trafił do kosza. "Ludzie mają tutaj wystarczająco dużo pieniędzy, żeby odnowić stare albo nawet wybudować nowe domy" - napisali reporterzy "Die Zeit". Dziennikarze trafili do Serokomli, bo uwierzyli statystykom. Z danych Eurostatu wynika, że Polak jest unijnym biedakiem. Sześć z dziesięciu najbiedniejszych regionów w Unii Europejskiej leży w Polsce. Najbiedniejszym regionem jest właśnie Lubelszczyzna, w której najgorzej żyje się ponoć właśnie w Serokomli. Statystykom umyka fakt, że mieszkańcy wsi, formalnie bezrobotni, wyjeżdżają do pracy do krajów UE, skąd przywożą do domu pieniądze. To nie przypadek, tylko reguła. W Polsce bieda, chociaż istnieje (jak w każdym państwie), jest sztucznie wyolbrzymiana. Nawet z oficjalnych statystyk wynika, że wzbogaciliśmy się najszybciej ze wszystkich krajów postkomunistycznych. Jesteśmy prawie trzykrotnie bogatsi niż w 1989 r. Przed zmianą ustroju PKB na osobę w Polsce wynosił (według parytetu siły nabywczej) 6 tys. USD, dziś sięga 12,2 tys. USD. Przed końcem dekady PKB w Polsce sięgnie 15 tys. USD na osobę, czyli będzie wynosił tyle, ile w 1989 r. w RFN. Dane te nie uwzględniają dochodów osiąganych w szarej strefie i pieniędzy zarabianych przez Polaków za granicą. O sile pieniędzy trzymanych "w skarpetach", świadczy fakt, że w ciągu pierwszych sześciu miesięcy polskiego członkostwa w UE do Polski z unii sprowadzono pół miliona aut. Zakładając, że przeciętna wartość takiego auta to 2,5 tys. USD, wydano na nie 1,25 mld USD, czyli prawie 4 mld zł. W tym czasie dane o oficjalnych oszczędnościach Polaków się nie zmieniły.
Wzrost PKB to nie statystyczna sztuczka, jak chcą kultywujący mit polskiej biedy Lepper czy politycy PiS, ale faktyczny wzrost zamożności. Jeszcze w 1993 r. 74 proc. Polaków twierdziło, że brakuje im na bieżące potrzeby, dziś do tego przyznaje się tylko co trzeci Polak. Poparcie dla populistycznych haseł obiecujących powszechną równość i socjalne bezpieczeństwo bierze się z cwaniactwa i z zawiści. Polacy ukrywający swoje dochody przed fiskusem (jedna trzecia naszego PKB powstaje w szarej strefie), traktują państwo jako źródło grantów, za które płacą legalnie pracujący "jelenie". Nawet nieźle sytuowanych Polaków denerwują jednak zamożni sąsiedzi, z którymi ktoś "powinien zrobić porządek".
Półtorej dekady sukcesu
Aby odkłamać mit polskiej biedy, trzeba patrzeć, nie ile zarabiamy, ale ile wydajemy. Od 1989 r. kupiliśmy 5 mln nowych aut, 20 mln lodówek, 25 mln telewizorów. Wówczas sześć z dziesięciu gospodarstw domowych miało pralkę automatyczną, dzisiaj dziewięć na dziesięć. Dwukrotnie wzrosła liczba rodzin, które mają samochód (z jednej trzeciej do dwóch trzecich). Polacy są właścicielami największej liczby nieruchomości spośród obywateli krajów starej UE. Odsetek Polaków mających własne mieszkania (62 proc. - 8 mln własnościowych lokali) jest zbliżony do odsetka w UE (64 proc.), ale w Polsce 90 proc. mieszkań nie jest obciążonych kredytami hipotecznymi, podczas gdy w krajach UE tylko 50 proc. Polacy mają więcej ziemi niż obywatele UE. W rękach prywatnych jest w Polsce 14 mln ha gruntów rolnych, 1,5 mln ha lasów, 60 tys. ha jezior i stawów i 10 mln działek.
Bank Pekao SA szacuje, że Polaków z majątkiem (akcje, obligacje, lokaty bankowe) powyżej pół miliona złotych (próg uprawniający do korzystania z indywidualnej obsługi w bankach) jest około 60 tys. a ich liczba wzrasta rocznie o 10 proc., dwa razy szybciej niż przeciętnie na świecie. Biorąc pod uwagę wartość posiadanych nieruchomości, liczba Polaków z majątkiem wartym ponad milion złotych wzrośnie do 100 tys. Ich liczba rośnie w Polsce co roku o 15 proc., trzykrotnie szybciej niż przeciętna na świecie. Nie oznacza to, że bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Współczynnik Giniego, mierzący rozwarstwienie dochodów w społeczeństwie, od lat utrzymuje się w Polsce na poziomie 0,32 (im bliżej 1, tym większe rozwarstwienie) i jest niższy niż w słynącej z egalitaryzmu Francji. Jeżeli więc bogaci szybko się bogacą, a rozwarstwienie się nie zwiększa, to pozostałe grupy społeczne bogacą się w podobnym tempie.
Wykluczeni inaczej
Nie jest prawdziwa opinia, że z rosnącego dobrobytu nie korzystają emeryci, renciści i rolnicy, a rzekomo te grupy społeczne są w Polsce zarzynane przez "drapieżny kapitalizm". Z opublikowanego przez Eurostat raportu wynika, że tylko w Czechach i Holandii jest mniej biednych emerytów niż w Polsce. Na ubóstwo cierpi u nas 8 proc. emerytów, podczas gdy w Irlandii - 39 proc., a w Szwecji, najbardziej opiekuńczym państwie UE - 15 proc. Bieda biedzie nierówna, ale twórcy raportu kierowali się przede wszystkim możliwością zaspokojenia podstawowych potrzeb. Także według polskich statystyk emerytom żyje się w Polsce lepiej niż ludziom, którzy swoje dochody czerpią z pracy (sic!). W 2004 r. w gospodarstwie domowym emerytów na osobę przypadało 826 zł, a w gospodarstwie pracowników - 790 zł. Wśród emerytów jest 8 proc. ubogich, a wśród pracowników - 12 proc. Dane te nie obejmują dochodów z szarej strefy. Podobnie ma się sprawa z rolnikami. Gdyby wierzyć statystykom, to 28 proc. polskiego społeczeństwa zaliczanego do tej grupy wytwarza 3 proc. PKB. Jak jest faktycznie, okazało się po przyznaniu unijnych dotacji. Ponad połowa (52 proc.) ponoć ledwo wiążących koniec z końcem rolników zainwestowała otrzymane pieniądze w maszyny rolnicze i zakup ziemi. Pieniądze na bieżące potrzeby przeznaczyło tylko co szóste gospodarstwo!
Bogaci na przekór
Wbrew twierdzeniom polityków, polska bieda nie jest trwała. Jak podają autorzy "Diagnozy społecznej" spośród 31 proc. rodzin, które żyły w niedostatku w 2000 r., ponad połowa w ciągu pięciu lat wyszła z biedy, a tylko 14 proc. było biednych, kiedy wykonywano wszystkie trzy badania. Paradoksalnie, największy spadek biedy osób deklarujących brak pieniędzy "na życie" (z 66 proc. do 42 proc.) nastąpił w latach 1997-2001, kiedy gospodarka zwalniała, a oficjalne bezrobocie wzrosło z 12 proc. do 20 proc. Ludzie zamieniali pracę legalną na pracę "na czarno", dostawali do ręki więcej pieniędzy, które wcześniej zabierało państwo, i chociaż formalnie stali się bezrobotni, to faktycznie zaczęli więcej zarabiać.
Co jakiś czas przez prasę przetacza się katastroficzna informacja: oto dwie trzecie Polaków nie ma oszczędności, a różni eksperci podkreślają, że to kolejny dowód na skalę ubóstwa w Polsce. Prawdą jest, że ów brak oszczędności nie jest spowodowany brakiem pieniędzy. 25 proc. rodzin w Polsce ocenia swoją sytuację finansową jako dobrą, a 40 proc. jako "ani dobrą ani złą" (tylko jedna trzecia gospodarstw domowych ocenia ją jako złą). Czyli połowa rodzin, które nie ma złej sytuacji finansowej, nie oszczędza. Polacy chcą być bogaci i inwestują. Każda rodzina, która oszczędza, ma przeciętnie 24 tys. zł oszczędności. Co prawda, w ostatnich pięciu latach długi polskich rodzin wzrosły o dwie trzecie, do 120 mld zł, ale nasze długi rosną głównie dzięki boomowi na rynku kredytów hipotecznych. Poza tym wysoki poziom zadłużenia jest cechą niemal wszystkich bogatych społeczeństw, z amerykańskim na czele.
Bogacimy się wbrew państwu, a nie dzięki jego pomocy. Świadczy o tym chociażby przykład Zakopanego, gdzie nie ma żadnych dużych zakładów przemysłowych i państwowego przemysłu. Na 8 tys. mieszkających tu rodzin przypada 8 tys. założonych firm, a PKB na mieszkańca jest dwa razy wyższy niż przeciętnie w Polsce. O tym, jakie sukcesy odnoszą Polacy, kiedy państwo im nie przeszkadza, świadczą badania przeprowadzone kilkanaście lat temu przez University of California w Los Angeles. W USA, najbardziej wolnorynkowym kraju świata, Polacy pod względem zamożności ustępują tylko Chińczykom, a milionerów wśród naszych rodaków jest pięć raz więcej niż przeciętnie wśród pozostałych grup emigrantów w USA. Ronald Reagan, kpiąc z komunistów, mawiał: "Wypowiedzieli wojnę biedzie i ona wygrała". W Polsce na przekór kolejnym rządom niszczącym gospodarkę i tępiącym przedsiębiorczość bieda przegrywa. Społeczeństwo woli jednak, żeby władza się o tym nie dowiedziała z obawy, że politycy wpadną na pomysł podzielenia owoców sukcesu.
Współpraca: Rafał Antczak Jan M. Fijor
Wzrost PKB to nie statystyczna sztuczka, jak chcą kultywujący mit polskiej biedy Lepper czy politycy PiS, ale faktyczny wzrost zamożności. Jeszcze w 1993 r. 74 proc. Polaków twierdziło, że brakuje im na bieżące potrzeby, dziś do tego przyznaje się tylko co trzeci Polak. Poparcie dla populistycznych haseł obiecujących powszechną równość i socjalne bezpieczeństwo bierze się z cwaniactwa i z zawiści. Polacy ukrywający swoje dochody przed fiskusem (jedna trzecia naszego PKB powstaje w szarej strefie), traktują państwo jako źródło grantów, za które płacą legalnie pracujący "jelenie". Nawet nieźle sytuowanych Polaków denerwują jednak zamożni sąsiedzi, z którymi ktoś "powinien zrobić porządek".
Półtorej dekady sukcesu
Aby odkłamać mit polskiej biedy, trzeba patrzeć, nie ile zarabiamy, ale ile wydajemy. Od 1989 r. kupiliśmy 5 mln nowych aut, 20 mln lodówek, 25 mln telewizorów. Wówczas sześć z dziesięciu gospodarstw domowych miało pralkę automatyczną, dzisiaj dziewięć na dziesięć. Dwukrotnie wzrosła liczba rodzin, które mają samochód (z jednej trzeciej do dwóch trzecich). Polacy są właścicielami największej liczby nieruchomości spośród obywateli krajów starej UE. Odsetek Polaków mających własne mieszkania (62 proc. - 8 mln własnościowych lokali) jest zbliżony do odsetka w UE (64 proc.), ale w Polsce 90 proc. mieszkań nie jest obciążonych kredytami hipotecznymi, podczas gdy w krajach UE tylko 50 proc. Polacy mają więcej ziemi niż obywatele UE. W rękach prywatnych jest w Polsce 14 mln ha gruntów rolnych, 1,5 mln ha lasów, 60 tys. ha jezior i stawów i 10 mln działek.
Bank Pekao SA szacuje, że Polaków z majątkiem (akcje, obligacje, lokaty bankowe) powyżej pół miliona złotych (próg uprawniający do korzystania z indywidualnej obsługi w bankach) jest około 60 tys. a ich liczba wzrasta rocznie o 10 proc., dwa razy szybciej niż przeciętnie na świecie. Biorąc pod uwagę wartość posiadanych nieruchomości, liczba Polaków z majątkiem wartym ponad milion złotych wzrośnie do 100 tys. Ich liczba rośnie w Polsce co roku o 15 proc., trzykrotnie szybciej niż przeciętna na świecie. Nie oznacza to, że bogaci są coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Współczynnik Giniego, mierzący rozwarstwienie dochodów w społeczeństwie, od lat utrzymuje się w Polsce na poziomie 0,32 (im bliżej 1, tym większe rozwarstwienie) i jest niższy niż w słynącej z egalitaryzmu Francji. Jeżeli więc bogaci szybko się bogacą, a rozwarstwienie się nie zwiększa, to pozostałe grupy społeczne bogacą się w podobnym tempie.
Wykluczeni inaczej
Nie jest prawdziwa opinia, że z rosnącego dobrobytu nie korzystają emeryci, renciści i rolnicy, a rzekomo te grupy społeczne są w Polsce zarzynane przez "drapieżny kapitalizm". Z opublikowanego przez Eurostat raportu wynika, że tylko w Czechach i Holandii jest mniej biednych emerytów niż w Polsce. Na ubóstwo cierpi u nas 8 proc. emerytów, podczas gdy w Irlandii - 39 proc., a w Szwecji, najbardziej opiekuńczym państwie UE - 15 proc. Bieda biedzie nierówna, ale twórcy raportu kierowali się przede wszystkim możliwością zaspokojenia podstawowych potrzeb. Także według polskich statystyk emerytom żyje się w Polsce lepiej niż ludziom, którzy swoje dochody czerpią z pracy (sic!). W 2004 r. w gospodarstwie domowym emerytów na osobę przypadało 826 zł, a w gospodarstwie pracowników - 790 zł. Wśród emerytów jest 8 proc. ubogich, a wśród pracowników - 12 proc. Dane te nie obejmują dochodów z szarej strefy. Podobnie ma się sprawa z rolnikami. Gdyby wierzyć statystykom, to 28 proc. polskiego społeczeństwa zaliczanego do tej grupy wytwarza 3 proc. PKB. Jak jest faktycznie, okazało się po przyznaniu unijnych dotacji. Ponad połowa (52 proc.) ponoć ledwo wiążących koniec z końcem rolników zainwestowała otrzymane pieniądze w maszyny rolnicze i zakup ziemi. Pieniądze na bieżące potrzeby przeznaczyło tylko co szóste gospodarstwo!
Bogaci na przekór
Wbrew twierdzeniom polityków, polska bieda nie jest trwała. Jak podają autorzy "Diagnozy społecznej" spośród 31 proc. rodzin, które żyły w niedostatku w 2000 r., ponad połowa w ciągu pięciu lat wyszła z biedy, a tylko 14 proc. było biednych, kiedy wykonywano wszystkie trzy badania. Paradoksalnie, największy spadek biedy osób deklarujących brak pieniędzy "na życie" (z 66 proc. do 42 proc.) nastąpił w latach 1997-2001, kiedy gospodarka zwalniała, a oficjalne bezrobocie wzrosło z 12 proc. do 20 proc. Ludzie zamieniali pracę legalną na pracę "na czarno", dostawali do ręki więcej pieniędzy, które wcześniej zabierało państwo, i chociaż formalnie stali się bezrobotni, to faktycznie zaczęli więcej zarabiać.
Co jakiś czas przez prasę przetacza się katastroficzna informacja: oto dwie trzecie Polaków nie ma oszczędności, a różni eksperci podkreślają, że to kolejny dowód na skalę ubóstwa w Polsce. Prawdą jest, że ów brak oszczędności nie jest spowodowany brakiem pieniędzy. 25 proc. rodzin w Polsce ocenia swoją sytuację finansową jako dobrą, a 40 proc. jako "ani dobrą ani złą" (tylko jedna trzecia gospodarstw domowych ocenia ją jako złą). Czyli połowa rodzin, które nie ma złej sytuacji finansowej, nie oszczędza. Polacy chcą być bogaci i inwestują. Każda rodzina, która oszczędza, ma przeciętnie 24 tys. zł oszczędności. Co prawda, w ostatnich pięciu latach długi polskich rodzin wzrosły o dwie trzecie, do 120 mld zł, ale nasze długi rosną głównie dzięki boomowi na rynku kredytów hipotecznych. Poza tym wysoki poziom zadłużenia jest cechą niemal wszystkich bogatych społeczeństw, z amerykańskim na czele.
Bogacimy się wbrew państwu, a nie dzięki jego pomocy. Świadczy o tym chociażby przykład Zakopanego, gdzie nie ma żadnych dużych zakładów przemysłowych i państwowego przemysłu. Na 8 tys. mieszkających tu rodzin przypada 8 tys. założonych firm, a PKB na mieszkańca jest dwa razy wyższy niż przeciętnie w Polsce. O tym, jakie sukcesy odnoszą Polacy, kiedy państwo im nie przeszkadza, świadczą badania przeprowadzone kilkanaście lat temu przez University of California w Los Angeles. W USA, najbardziej wolnorynkowym kraju świata, Polacy pod względem zamożności ustępują tylko Chińczykom, a milionerów wśród naszych rodaków jest pięć raz więcej niż przeciętnie wśród pozostałych grup emigrantów w USA. Ronald Reagan, kpiąc z komunistów, mawiał: "Wypowiedzieli wojnę biedzie i ona wygrała". W Polsce na przekór kolejnym rządom niszczącym gospodarkę i tępiącym przedsiębiorczość bieda przegrywa. Społeczeństwo woli jednak, żeby władza się o tym nie dowiedziała z obawy, że politycy wpadną na pomysł podzielenia owoców sukcesu.
Współpraca: Rafał Antczak Jan M. Fijor
Więcej możesz przeczytać w 45/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.