Proces Sobotki i kolegów nie był polityczny. Polityczna jest wyłącznie procedura ułaskawienia
Niedawno zostałem wezwany przez Sąd Okręgowy w Warszawie w charakterze świadka na proces, który prezesowi PiS Jarosławowi Kaczyńskiemu wytoczył były dziennikarz TVP Witold Krasucki. Jest on autorem osławionego reportażu telewizyjnego "Dramat w trzech aktach", przedstawiającego Kaczyńskich jako głównych beneficjentów afery FOZZ, za co został uhonorowany przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich tytułem Hieny Roku. Kaczyńskiego pozwał zaś za niezbyt przychylną opinię o sobie i swoim dziele. Było nas, świadków, kilku. Przed rozprawą adwokaci obu stron poinformowali zgodnie, że sprawa się nie odbędzie, a powód ogłosi zamiar wycofania pozwu. Powód - w obecnej sytuacji politycznej utracił wiarę w możliwość wygrania procesu.
Wszystko przez opieszałość sądów. Krasucki pozew składał za rządów SLD i był przekonany, że ma wygraną w kieszeni. Niestety, na skutek mitręgi sądowej wyrok wydawałby niezawisły sąd pod rządami PiS. Krasucki, przekonany, że instrukcje dla sądu wydane przez poprzedni rząd zostały wycofane, nadeszły zaś nowe od rządu aktualnego, machnął ręką. Pewnie poczeka z procesem, aż SLD okrzepnie i powróci do władzy.
Ten incydent pozwala lepiej zrozumieć szaleństwo i histerię rozpętane wokół skazania i zamiaru ułaskawienia przez prezydenta Kwaśniewskiego byłego ministra Sobotki. Prawo łaski przysługuje w Polsce prezydentowi. Prośbę składa się do prezydenta RP. Decyduje prezydent. Ale Sobotka, jak wynika ze wszystkich w tej sprawie wypowiedzi, poprosił o łaskę Aleksandra Kwaśniewskiego i liczy na przychylność Kwaśniewskiego, a nie prezydenta. Tylko Kwaśniewski może mu podać pomocną dłoń, a prezydent może się wahać. Stąd pośpiech, bo terminy gonią. 23 grudnia obywatel i towarzysz Kwaśniewski przestaną obaj być prezydentem. A Sobotka nie może czekać, bo do czasu, gdy Polacy wybiorą znowu jakiegoś kolegę z SLD, wyjdzie już pewnie i tak na wolność za dobre sprawowanie, bo jak słychać, jest człowiekiem nieskazitelnym.
Mentalność, z jaką mamy do czynienia zarówno w wypadku Krasuckiego, jak i Sobotki, a także Kwaśniewskiego i wielu innych współtowarzyszy, nie jest nawet postkomunistyczna. Jest feudalna, tak samo zresztą jak cała instytucja ułaskawień.
W dawnych czasach monarcha absolutny, a nawet oświecony - jak Katarzyna albo Fryderyk - zwiedzając lochy, mówił: temu uciąć głowę, a tego wypuścić i jeszcze dać na drogę sakiewkę talarów. Miał tylko o tyle łatwiej, że nie potrzebował kwitów od ministra Ziobry. Ale też trzeba się było spieszyć, bo monarcha również jest śmiertelny, a następca tronu może mieć inny humor - ten, co dostał sakiewkę, może stracić głowę, a ten, którego mieli ściąć, zostanie ochmistrzem dworu.
Mimo że miłościwie nam panujący monarcha wszystkich Polaków aż przebiera nogami, żeby Sobotkę ułaskawić, i doczekać się nie może spełnienia aktu własnej wielkoduszności, jest bombardowany wezwaniami i ponagleniami. Sobotnia "Trybuna" zamieściła list otwarty do Kwaśniewskiego, wzywający do ułaskawienia Sobotki. Dobrze, że ten list podpisali wyłącznie aktywiści SLD. Że zabrakło pod apelem podpisów działaczy Human Rights Watch, Amnesty International i innych organizacji obrony praw człowieka. Że nie podpisał się rzecznik praw obywatelskich ani nikt z intelektualistów, aktorów i piosenkarzy. Dzięki temu sprawa jest jasna - wbrew insynuacjom proces i wyrok przeciwko Sobotce i kolegom nie był polityczny. Polityczna jest wyłącznie procedura ułaskawienia.
Społeczna świadomość tego faktu może wpłynąć na poprawę stanu przestrzegania prawa. Każdy noszący się z zamiarem popełnienia przestępstwa będzie sobie kalkulował: nasz rząd i nasz prezydent, a nawet wasz rząd i nasz prezydent - mogę spokojnie robić swoje. Nawet jak zostanę skazany za pomówienie mnie, że coś tam popełniłem, jak ten biedny Sobotka, to kolega okaże mi łaskę i mogę sobie bimbać. Trzeba tylko uważać, żeby nie przegapić końca kadencji. A jak będzie ich rząd i ich prezydent, trzeba się będzie wstrzymać do nowych wyborów i przestępczość spadnie.
Podobno prezydent ma takie prerogatywy, że może ułaskawić każdego - nawet jeszcze w trakcie śledztwa. No to radzę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu dołączenie do aktu łaski wobec Sobotki także członków grupy trzymającej władzę. Podobno Millerowi, Czarzastemu i Kwiatkowskiemu też szykują proces polityczny. Przy okazji prezydent mógłby okazać serce Rywinowi, który bardzo cierpi w Mokotowie bez ostryg i chablis. Łaska pańska tuczy nie tylko konia, ale cały zaprzęg.
PS Jeśli chodzi o Ryszarda Kalisza, postanowiłem go ułaskawić, bo go lubię. Ani słowa o Kaliszu.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Wszystko przez opieszałość sądów. Krasucki pozew składał za rządów SLD i był przekonany, że ma wygraną w kieszeni. Niestety, na skutek mitręgi sądowej wyrok wydawałby niezawisły sąd pod rządami PiS. Krasucki, przekonany, że instrukcje dla sądu wydane przez poprzedni rząd zostały wycofane, nadeszły zaś nowe od rządu aktualnego, machnął ręką. Pewnie poczeka z procesem, aż SLD okrzepnie i powróci do władzy.
Ten incydent pozwala lepiej zrozumieć szaleństwo i histerię rozpętane wokół skazania i zamiaru ułaskawienia przez prezydenta Kwaśniewskiego byłego ministra Sobotki. Prawo łaski przysługuje w Polsce prezydentowi. Prośbę składa się do prezydenta RP. Decyduje prezydent. Ale Sobotka, jak wynika ze wszystkich w tej sprawie wypowiedzi, poprosił o łaskę Aleksandra Kwaśniewskiego i liczy na przychylność Kwaśniewskiego, a nie prezydenta. Tylko Kwaśniewski może mu podać pomocną dłoń, a prezydent może się wahać. Stąd pośpiech, bo terminy gonią. 23 grudnia obywatel i towarzysz Kwaśniewski przestaną obaj być prezydentem. A Sobotka nie może czekać, bo do czasu, gdy Polacy wybiorą znowu jakiegoś kolegę z SLD, wyjdzie już pewnie i tak na wolność za dobre sprawowanie, bo jak słychać, jest człowiekiem nieskazitelnym.
Mentalność, z jaką mamy do czynienia zarówno w wypadku Krasuckiego, jak i Sobotki, a także Kwaśniewskiego i wielu innych współtowarzyszy, nie jest nawet postkomunistyczna. Jest feudalna, tak samo zresztą jak cała instytucja ułaskawień.
W dawnych czasach monarcha absolutny, a nawet oświecony - jak Katarzyna albo Fryderyk - zwiedzając lochy, mówił: temu uciąć głowę, a tego wypuścić i jeszcze dać na drogę sakiewkę talarów. Miał tylko o tyle łatwiej, że nie potrzebował kwitów od ministra Ziobry. Ale też trzeba się było spieszyć, bo monarcha również jest śmiertelny, a następca tronu może mieć inny humor - ten, co dostał sakiewkę, może stracić głowę, a ten, którego mieli ściąć, zostanie ochmistrzem dworu.
Mimo że miłościwie nam panujący monarcha wszystkich Polaków aż przebiera nogami, żeby Sobotkę ułaskawić, i doczekać się nie może spełnienia aktu własnej wielkoduszności, jest bombardowany wezwaniami i ponagleniami. Sobotnia "Trybuna" zamieściła list otwarty do Kwaśniewskiego, wzywający do ułaskawienia Sobotki. Dobrze, że ten list podpisali wyłącznie aktywiści SLD. Że zabrakło pod apelem podpisów działaczy Human Rights Watch, Amnesty International i innych organizacji obrony praw człowieka. Że nie podpisał się rzecznik praw obywatelskich ani nikt z intelektualistów, aktorów i piosenkarzy. Dzięki temu sprawa jest jasna - wbrew insynuacjom proces i wyrok przeciwko Sobotce i kolegom nie był polityczny. Polityczna jest wyłącznie procedura ułaskawienia.
Społeczna świadomość tego faktu może wpłynąć na poprawę stanu przestrzegania prawa. Każdy noszący się z zamiarem popełnienia przestępstwa będzie sobie kalkulował: nasz rząd i nasz prezydent, a nawet wasz rząd i nasz prezydent - mogę spokojnie robić swoje. Nawet jak zostanę skazany za pomówienie mnie, że coś tam popełniłem, jak ten biedny Sobotka, to kolega okaże mi łaskę i mogę sobie bimbać. Trzeba tylko uważać, żeby nie przegapić końca kadencji. A jak będzie ich rząd i ich prezydent, trzeba się będzie wstrzymać do nowych wyborów i przestępczość spadnie.
Podobno prezydent ma takie prerogatywy, że może ułaskawić każdego - nawet jeszcze w trakcie śledztwa. No to radzę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu dołączenie do aktu łaski wobec Sobotki także członków grupy trzymającej władzę. Podobno Millerowi, Czarzastemu i Kwiatkowskiemu też szykują proces polityczny. Przy okazji prezydent mógłby okazać serce Rywinowi, który bardzo cierpi w Mokotowie bez ostryg i chablis. Łaska pańska tuczy nie tylko konia, ale cały zaprzęg.
PS Jeśli chodzi o Ryszarda Kalisza, postanowiłem go ułaskawić, bo go lubię. Ani słowa o Kaliszu.
Autor jest publicystą "Rzeczpospolitej"
Więcej możesz przeczytać w 49/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.