Zamiast głośno zapowiadanej rewolucji moralnej mamy cichy sojusz z watażkami
Mnożą się wypowiedzi polityków i komentatorów zapowiadające nowy, dwubiegunowy podział naszej sceny politycznej. Trwale mają na niej zapanować dwa ugrupowania: chrześcijańsko-ludowe PiS i konserwatywno-liberalna PO. Dla reszty zabraknie miejsca, chyba że ktoś zadowoli się statusem wasala. Zdają się to potwierdzać ostatnie sondaże, dające obydwu ugrupowaniom ogromną przewagę nad pozostałymi konkurentami partyjnymi.
Zwolennicy dwubiegunowości widzą w tych informacjach zorzę zwiastującą nastanie pożądanej konstelacji politycznej. Z zorzami trzeba być jednak ostrożnym. Kiedy dostrzega się je po raz pierwszy, zarówno zwiastujące wschód, jak i zachód, wyglądają podobnie. Dopiero z czasem widać, czy nastaje dzień, czy noc. Trzeba cierpliwie poczekać na wyklarowanie się sytuacji. Sondażowy awans PiS i PO może być echem kampanii wyborczej, premią otrzymywaną przez zwycięzców jeszcze przez kilka miesięcy po głosowaniu. Zwłaszcza że ludzie świeżo mają w pamięci błędy rządzącej do niedawna lewicy.
W takiej sytuacji nie można byłoby wyciągać wniosku o trwałym wyeliminowaniu lewicy z polskiej sceny politycznej. Owszem, przeżywa ona poważne kłopoty, ale nie ginie, bo reprezentuje program i interesy społeczne, które inni mogą jedynie markować. Prędzej czy później się odbuduje i wyrośnie na autentyczną alternatywę dla prawicy. Za takim rozumowaniem przemawia doświadczenie innych krajów europejskich, gdzie polityczne wahadło wychyla się raz w lewą, raz w prawą stronę. I nawet największy przechył w prawo nie konserwuje tej pozycji, a wręcz przeciwnie - zwiększa siłę odreagowania.
Zmiana nastrojów zależy od wielu czynników. W pierwszej kolejności od umiejętności rządzenia nowej ekipy. A z tym nie jest najlepiej, i to w dziedzinie, w której ozdrowieńcze działania prawicy miały być wręcz pokazowe. Zamiast głośno zapowiadanej rewolucji moralnej mamy cichy sojusz jej zwolenników z watażkami, którzy do krzewienia przyzwoitości w polityce nadają się jak lis do pilnowania kurnika. Niewykluczone, że nowa ekipa będzie chciała zatrzeć to wrażenie energicznym rozliczeniem nieprawości wcześniej rządzącej lewicy. Zyska jednak niewiele, a może nawet osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego. Swoimi działaniami wyeliminuje starych liderów, którzy i tak na przywódców nowego otwarcia się nie nadają. Bez tego balastu młoda ekipa kierownicza będzie skuteczniej stawiać czoło grzęznącej w trudach rządzenia prawicy.
Czas pokaże, czy liderzy lewicy sprostają temu zadaniu. Muszą solidnie popracować, bo zwycięstwo nie spadnie z nieba. Mają jednak szanse, by je osiągnąć, bo kiedy obywatele poczują się rozczarowani rządami prawicy, w pierwszym odruchu zwrócą się ku nim, a nie ku innej formacji prawicowej.
Zwolennicy dwubiegunowości widzą w tych informacjach zorzę zwiastującą nastanie pożądanej konstelacji politycznej. Z zorzami trzeba być jednak ostrożnym. Kiedy dostrzega się je po raz pierwszy, zarówno zwiastujące wschód, jak i zachód, wyglądają podobnie. Dopiero z czasem widać, czy nastaje dzień, czy noc. Trzeba cierpliwie poczekać na wyklarowanie się sytuacji. Sondażowy awans PiS i PO może być echem kampanii wyborczej, premią otrzymywaną przez zwycięzców jeszcze przez kilka miesięcy po głosowaniu. Zwłaszcza że ludzie świeżo mają w pamięci błędy rządzącej do niedawna lewicy.
W takiej sytuacji nie można byłoby wyciągać wniosku o trwałym wyeliminowaniu lewicy z polskiej sceny politycznej. Owszem, przeżywa ona poważne kłopoty, ale nie ginie, bo reprezentuje program i interesy społeczne, które inni mogą jedynie markować. Prędzej czy później się odbuduje i wyrośnie na autentyczną alternatywę dla prawicy. Za takim rozumowaniem przemawia doświadczenie innych krajów europejskich, gdzie polityczne wahadło wychyla się raz w lewą, raz w prawą stronę. I nawet największy przechył w prawo nie konserwuje tej pozycji, a wręcz przeciwnie - zwiększa siłę odreagowania.
Zmiana nastrojów zależy od wielu czynników. W pierwszej kolejności od umiejętności rządzenia nowej ekipy. A z tym nie jest najlepiej, i to w dziedzinie, w której ozdrowieńcze działania prawicy miały być wręcz pokazowe. Zamiast głośno zapowiadanej rewolucji moralnej mamy cichy sojusz jej zwolenników z watażkami, którzy do krzewienia przyzwoitości w polityce nadają się jak lis do pilnowania kurnika. Niewykluczone, że nowa ekipa będzie chciała zatrzeć to wrażenie energicznym rozliczeniem nieprawości wcześniej rządzącej lewicy. Zyska jednak niewiele, a może nawet osiągnie efekt odwrotny do zamierzonego. Swoimi działaniami wyeliminuje starych liderów, którzy i tak na przywódców nowego otwarcia się nie nadają. Bez tego balastu młoda ekipa kierownicza będzie skuteczniej stawiać czoło grzęznącej w trudach rządzenia prawicy.
Czas pokaże, czy liderzy lewicy sprostają temu zadaniu. Muszą solidnie popracować, bo zwycięstwo nie spadnie z nieba. Mają jednak szanse, by je osiągnąć, bo kiedy obywatele poczują się rozczarowani rządami prawicy, w pierwszym odruchu zwrócą się ku nim, a nie ku innej formacji prawicowej.
Więcej możesz przeczytać w 49/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.