Rząd Marcinkiewicza, tak jak poprzednicy, manipuluje budżetem
Kazimierz Marcinkiewicz dokonał cudu. Nie podniósł podatków, powiększył wydatki i obniżył deficyt budżetowy. Jakim sposobem udało się premierowi znaleźć dodatkowe 3 mld zł (m.in. 450 mln zł - paliwa rolnicze, 130 mln zł - wydłużenie urlopów macierzyńskich, 160 mln zł - becikowe, 200 mln zł - emerytury rolnicze, 250 mln zł - dożywianie dzieci)? Według wyjaśnień premiera, jest to możliwe dzięki temu, że wydamy więcej w ramach programów unijnych, zbudujemy 3 mln mieszkań, a od tych wszystkich wydatków do budżetu będzie wpłacony VAT i pieniędzy rząd będzie miał więcej. Premier odkrył więc wspaniałą prawidłowość: im więcej wydajemy, tym więcej ich mamy, a zatem więcej możemy wydać, a dzięki temu... (da capo al fine). Trzeba jednak premiera zmartwić. Zasada ta jest znana z literatury pięknej jako zasada Muenchhausena. Baron Muenchhausen, gdy wpadł w bagno, chwycił się za głowę i mocno ciągnąc, wydobył się z tarapatów. Oprócz tego, że miał mocną szyję, znany był z tego, że jego wypowiedzi nieco odbiegały od prawdy. Pod tym względem premier prześcignął mojego mistrza.
Prezent od Belki
Nieprawdą jest, że nie rosną podatki, że nastę-
puje tzw. dostosowanie fiskalne (spadek deficytu) oraz że będzie to budżet trudny do wykonania. Przeciwnie, będzie jed-
nym z łatwiejszych w całym okresie trans-
formacji. A to dzięki mi-
liardom, które pozostawił w spadku rządowi PiS Marek Belka. Rząd Belki przygotował na rok 2005 budżet z deficytem 35 mld zł. Budżet ten charakteryzował się tym, że dochody były niedoszacowane, wydatki - przeszacowane, a deficyt - zawyżony. Jak wolno przypuszczać, nie była to tylko przezorność. Po prostu budżet zawierał "zakładkę" związaną z przewidywanym finansowaniem kiełbasy wyborczej. Los sprawił, że nie miał kto tej kiełbasy wydawać i przewidywane wykonanie deficytu wyniesie tylko 29 mld zł, co oznacza, że Marcinkiewiczowi spada z nieba 7 mld zł.
Te miliardy to konkretny zysk, bowiem powiększają tzw. środki przechodzące i sprawiają, że przez pierwszy kwartał nie trzeba będzie pożyczać pieniędzy na rynku finansowym. Nowy rząd zamierza to ciasteczko zjeść dwa razy. Wykonując księgowe szacher-macher, rząd chce 3,5 mld zł z tegorocznych dochodów potraktować jako wpływy przyszłoroczne. Dzięki temu deficyt w 2005 r. wyniesie 31,5 mld zł, a w przyszłym roku z nieba spadnie nam kolejna porcja, nie tyle manny, ile mamony.
Podatnik zamrożony
Rząd PiS przeprowadza najwyższą podwyżkę PIT w historii RP. Po pierwsze, podwyżka ta wynika z zamrożenia progów podatkowych, które przez mechanizm taxflacji wpędzi kolejnych podatników w wyższe stawki. Po drugie, likwidacja ulgi remontowej (oraz - w mniejszym stopniu - wygasanie ulgi budowlanej) spowoduje, że podatnicy wpłacą do budżetu o 6 mld zł więcej. Sprawi to, że tzw. efektywna stopa podatkowa wzrośnie z 15 proc. do 17 proc.
Proste wyliczenie pokazuje, że rząd otrzymał w prezencie znacznie ponad 15 mld zł (7 mld zł z zawyżenia deficytu w 2005 r., 3,5 mld zł ze sztuczek księgowych oraz 7 mld zł z ukrytej podwyżki podatków). Oznacza to, że bez większego wysiłku i przy lekkim przyhamowaniu wzrostu wydatków w 2006 r. możliwe byłoby dostosowanie fiskalne w wysokości 15 mld zł, czyli obniżenie deficytu do 20 mld zł.
To, że tak się stanie, to nie tylko głupota wynikająca z zachłanności i chęci realizacji populistycznych obiecanek. To także, co gorsze, fundamentalny błąd. Redukcja deficytu przełożyłaby się na trwałe przyspieszenie wzrostu gospodarczego, a podsycanie go wysokim deficytem ma skutki przemijające i jest kosztowne (wysokie podatki i stopy procentowe). A na dodatek taka szansa prędko się nie powtórzy. W przyszłym roku mamona nie będzie już kapać z nieba i przygotowanie budżetu na rok 2007, słusznie zwanego przez premiera "budżetem prawdy", może być trudne.
Więcej możesz przeczytać w 49/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.