Według nowej definicji, wolne media to te, w których prezentuje się tylko punkt widzenia władzy
Hitem sezonu zimowego są wywrotki. Wywracają się głównie sportowcy i politycy. W polityce są tendencje, aby wywrócić stare układy i zastąpić je nowymi. Układać się - jak wiadomo - można na wiele sposobów, ale najlepiej układać się na sobie. Praktycy układania twierdzą, że gdy ułożymy na sobie kobietę, to jest to całkiem przyjemny układ. Zdarza się jednak, że kobieta wygodnie leżąca na mężczyźnie nie jest kobietą dobrze ułożoną. W opinii wielu palaczy kotłowych dobrze ułożone mogą być co najwyżej włosy Leppera lub drewienka w kominku.
Innym popularnym wariantem tego samego układu jest frywolne ułożenie faceta na kobiecie. Gdy kobieta narzeka, że wszystko jest na jej barkach, oznacza to tylko tyle, że szybko powinniśmy zejść z jej pleców lub z oczu. W łóżku podobnie jak w polityce możliwe są przeróżne układy i podkłady. O osobach namiętnie przytulających się w łóżku rzadko można powiedzieć, że to osobnicy nieźle poukładani. Zdaniem chirurgów, najlepiej poukładani są leżący w gipsie narciarze.
Najnowsze wydarzenia uświadamiają nam, że równo układać można nie tylko słoiki na półce w piwnicy, ale także takie partie, jak Samoobrona czy LPR. O wielkim układzie oplatającym mackami cały kraj, a nawet cały świat opowiadali do tej pory jedynie sfrustrowani zwolennicy spiskowej teorii dziejów. Teraz o istnieniu tajemniczego układu opowiadają ważni politycy. Do tej pory sądzono, że jak ktoś jest u władzy, to oznacza, że jest w układzie. Nic bardziej mylnego. Obecnie jak ktoś ma w garści prezydenta, rząd, wojsko, policję, parlament i księdza Rydzyka, to oznacza, że jest spoza układu. Nowa teoria głosi, że w układzie, który trzęsie Polską, są ci, co od lat nie dostają się do parlamentu (Frasyniuk?). Jak ktoś przegrał wybory, wywalili go z roboty, żona przesoliła mu zupę, to wyraźny znak, że jest aktywnym członkiem potężnego układu.
Po wielu latach życia w nieświadomości ujawniono rodakom, że w Polsce rządzi układ słoneczny. Nowa władza będzie go teraz rozbijać i odsyłać do innych galaktyk, a sama ustanowi układ księżycowy. Ujawniono także, że w Polsce nie ma wolnych mediów. To, co w tej chwili piszę, dyktuje mi prawdopodobnie teściowa Józefa Oleksego lub osobisty mrówkojad sekretarki Bronisława Geremka. Wolne media to (według nowej definicji) te, w których prezentuje się tylko punkt widzenia władzy.
Wywracanie starych prawd do góry nogami nie zawsze jednak musi być tak głupie jak w wypadku bajek głoszonych przez mitomanów z PiS. Pięknie robi to na przykład Antoni Kroh w książce "Sklep potrzeb kulturalnych". Dowiadujemy się tam, że ludowy taniec góralski nie jest wcale ludowy i wymyślił go trener gimnastyki z Krakowa, że mit górala jako rdzennego Polaka to głupota, bo na Podhalu przez lata mieszały się żywioły słowacki, węgierski, niemiecki, żydowski i łemkowski, że Lenin wcale nie mieszkał w Poroninie tylko w Białym Dunajcu i że zbójniccy harnasie na pewno nie nosili tak głupich czapek jak te, które znamy z filmu "Janosik".
Wywracanie starych prawd uczy nas dystansu wobec historii i prawd objawionych w popkulturze. Prawdziwi wikingowie nie nosili hełmów z rogami, a Lech Wałęsa nie przeskoczył przez płot Stoczni Gdańskiej, tylko przez murek. Najsłynniejsze lwowskie piosenki napisali warszawiacy, a najsłynniejszą niemiecką piosenkę knajpiano-miłosną "O! Rosamunde" napisał Czech. Największym polskim rzeźbiarzem był Niemiec Wit Stwosz. Najgłośniejszy filozof niemiecki Nietzsche miał polskie korzenie. Najsłynniejsze wytwórnie filmowe świata w Hollywood założyli nie jacyś amerykańscy yuppies po Harvardzie, tylko pracowici Żydzi z krainy disco polo, czyli spod Białegostoku (pan Metro, pan Goldwyn i pan Meyer). Królem muzyki dance jest w Polsce nie jakieś cudowne dziecko z boysbandu, tylko były bluesman Jacek Łaszczok, bardziej znany jako Stachursky. Czołową grupę disco polo Bayer Full założyli nie chłopaki z wiejskiej dyskoteki, jak głosi legenda, tylko grupa młodzieńców śpiewająca początkowo ambitne piosenki studenckie i turystyczne. Król teleturniejów Krzysztof Ibisz zaczynał swoją karierę telewizyjną nie na wybiegu dla modeli, ale jako konferansjer na festiwalu rockowym w Jarocinie.
By nie wyjść na kompletnych idiotów, nie wierzmy pewnym wywrotowym mitom tworzonym na naszych oczach. Być może już niebawem okaże się, że sprytne pomysły polityczne i przebiegła strategia PiS dotycząca układu słonecznego tak naprawdę nie są dziełem geniuszu Jarosława Kaczyńskiego, lecz przemyśleniami słodkiej Magdy Mołek. Prawdę mówiąc, coraz więcej na to wskazuje.
Innym popularnym wariantem tego samego układu jest frywolne ułożenie faceta na kobiecie. Gdy kobieta narzeka, że wszystko jest na jej barkach, oznacza to tylko tyle, że szybko powinniśmy zejść z jej pleców lub z oczu. W łóżku podobnie jak w polityce możliwe są przeróżne układy i podkłady. O osobach namiętnie przytulających się w łóżku rzadko można powiedzieć, że to osobnicy nieźle poukładani. Zdaniem chirurgów, najlepiej poukładani są leżący w gipsie narciarze.
Najnowsze wydarzenia uświadamiają nam, że równo układać można nie tylko słoiki na półce w piwnicy, ale także takie partie, jak Samoobrona czy LPR. O wielkim układzie oplatającym mackami cały kraj, a nawet cały świat opowiadali do tej pory jedynie sfrustrowani zwolennicy spiskowej teorii dziejów. Teraz o istnieniu tajemniczego układu opowiadają ważni politycy. Do tej pory sądzono, że jak ktoś jest u władzy, to oznacza, że jest w układzie. Nic bardziej mylnego. Obecnie jak ktoś ma w garści prezydenta, rząd, wojsko, policję, parlament i księdza Rydzyka, to oznacza, że jest spoza układu. Nowa teoria głosi, że w układzie, który trzęsie Polską, są ci, co od lat nie dostają się do parlamentu (Frasyniuk?). Jak ktoś przegrał wybory, wywalili go z roboty, żona przesoliła mu zupę, to wyraźny znak, że jest aktywnym członkiem potężnego układu.
Po wielu latach życia w nieświadomości ujawniono rodakom, że w Polsce rządzi układ słoneczny. Nowa władza będzie go teraz rozbijać i odsyłać do innych galaktyk, a sama ustanowi układ księżycowy. Ujawniono także, że w Polsce nie ma wolnych mediów. To, co w tej chwili piszę, dyktuje mi prawdopodobnie teściowa Józefa Oleksego lub osobisty mrówkojad sekretarki Bronisława Geremka. Wolne media to (według nowej definicji) te, w których prezentuje się tylko punkt widzenia władzy.
Wywracanie starych prawd do góry nogami nie zawsze jednak musi być tak głupie jak w wypadku bajek głoszonych przez mitomanów z PiS. Pięknie robi to na przykład Antoni Kroh w książce "Sklep potrzeb kulturalnych". Dowiadujemy się tam, że ludowy taniec góralski nie jest wcale ludowy i wymyślił go trener gimnastyki z Krakowa, że mit górala jako rdzennego Polaka to głupota, bo na Podhalu przez lata mieszały się żywioły słowacki, węgierski, niemiecki, żydowski i łemkowski, że Lenin wcale nie mieszkał w Poroninie tylko w Białym Dunajcu i że zbójniccy harnasie na pewno nie nosili tak głupich czapek jak te, które znamy z filmu "Janosik".
Wywracanie starych prawd uczy nas dystansu wobec historii i prawd objawionych w popkulturze. Prawdziwi wikingowie nie nosili hełmów z rogami, a Lech Wałęsa nie przeskoczył przez płot Stoczni Gdańskiej, tylko przez murek. Najsłynniejsze lwowskie piosenki napisali warszawiacy, a najsłynniejszą niemiecką piosenkę knajpiano-miłosną "O! Rosamunde" napisał Czech. Największym polskim rzeźbiarzem był Niemiec Wit Stwosz. Najgłośniejszy filozof niemiecki Nietzsche miał polskie korzenie. Najsłynniejsze wytwórnie filmowe świata w Hollywood założyli nie jacyś amerykańscy yuppies po Harvardzie, tylko pracowici Żydzi z krainy disco polo, czyli spod Białegostoku (pan Metro, pan Goldwyn i pan Meyer). Królem muzyki dance jest w Polsce nie jakieś cudowne dziecko z boysbandu, tylko były bluesman Jacek Łaszczok, bardziej znany jako Stachursky. Czołową grupę disco polo Bayer Full założyli nie chłopaki z wiejskiej dyskoteki, jak głosi legenda, tylko grupa młodzieńców śpiewająca początkowo ambitne piosenki studenckie i turystyczne. Król teleturniejów Krzysztof Ibisz zaczynał swoją karierę telewizyjną nie na wybiegu dla modeli, ale jako konferansjer na festiwalu rockowym w Jarocinie.
By nie wyjść na kompletnych idiotów, nie wierzmy pewnym wywrotowym mitom tworzonym na naszych oczach. Być może już niebawem okaże się, że sprytne pomysły polityczne i przebiegła strategia PiS dotycząca układu słonecznego tak naprawdę nie są dziełem geniuszu Jarosława Kaczyńskiego, lecz przemyśleniami słodkiej Magdy Mołek. Prawdę mówiąc, coraz więcej na to wskazuje.
Więcej możesz przeczytać w 10/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.