Można się nie zgadzać z ojcem Rydzykiem, ale trzeba walczyć o jego prawo do istnienia i wypowiadania się
Mało jest wartości tak jednoznacznie kojarzonych z demokracją jak wolność słowa. To dzięki niej liberalny ład zdaje się mieć moralną przewagę nad różnymi formami tyranii i autorytaryzmu. Hannah Arendt, starając się w "The Human Condition" znaleźć najgłębsze uzasadnienie dla wolności w sferze publicznej, napisała, że to ludzie, a nie człowiek, zamieszkują ziemię. Jej zdaniem, to widomy znak, że w świat wpisana jest wielość sądów i punktów widzenia. Tym samym tylko ustroje i społeczeństwa tolerujące różnorodność można nazwać istotnie wolnymi. Z tego punktu widzenia Polska może być wzorem dla wielu innych krajów Europy.
Tylko u nas spierają się z sobą tak różne i wpływowe środowiska, jak "Nasz Dziennik" i tygodnik "Nie". W żadnym razie nie zamierzam sugerować moralnej równowagi między tymi grupami, stwierdzam tylko fakt: każdy może wybrać między gazetą libertyńsko-antyklerykalną a narodowo-katolicką. Tylko w Polsce poglądy zepchnięte w wielu innych krajach Zachodu na margines i wykluczone z publicznej debaty mają prawo obywatelstwa. Jeśli wolność zapewnia różnorodność, a różnorodność stanowi dowód istnienia demokracji, to (przy wszystkich zastrzeżeniach) żyjemy w jednym z bardziej wolnych krajów Zachodu.
Prawo głosu dla Rydzyka
Przykład Polski wyraźnie kole w oczy. Zamiast zachwycać się naszą swobodą, "Der Spiegel" mianuje ojca Rydzyka kaznodzieją nienawiści. Wiele innych zachodnich gazet raz po raz wylewa żale, że właśnie w Polsce szerzy się antysemityzm, ksenofobia i Bóg wie co jeszcze. Jakby tego było mało, mam wrażenie, że również część polskich elit nie potrafi się cieszyć różnorodnością opinii.
W sytuacji rosnącego nacisku na wyeliminowanie z przestrzeni publicznej Radia Maryja wody w usta nabrali zwykle tak aktywni obrońcy swobód obywatelskich. Dlaczego żaden ważny działacz tego typu organizacji nie odważył się powiedzieć: "Chociaż nie zgadzam się z ojcem Rydzykiem i jego publicystami, będę walczył o ich prawo do istnienia i wypowiadania się"? Gdzie podziali się wojownicy o wolność, którzy jeszcze miesiąc temu gotowi byli publikować karykatury Mahometa? Oto tu, na miejscu, mieli szansę pokazania swojego przywiązania do wolności słowa. Nie muszą już przedrukowywać z duńskich gazet marnych rysunków - wystarczy, że udzielą swoich łamów publicystom związanym z ojcem dyrektorem. Czyż nie byłaby to wspaniała demonstracja przywiązania do wolności wypowiedzi? Ciekawe, że taki pomysł nie przyszedł nikomu do głowy. Ciekawe, że w tym wypadku liberalne media nie tylko nie bronią prawa ojca Rydzyka do wypowiedzi, ale można odnieść wrażenie, że wręcz przyklasnęłyby usunięciu kaznodziei. Żyjemy w czasach łagodnych obyczajów, dlatego pewnie nic strasznego go nie spotka, ot, może wyjazd na misję do Afryki. Trudno się jednak wyzbyć podejrzenia, że taka decyzja nie zmartwiłaby polskich obrońców swobody głoszenia własnych poglądów.
Niepodzielna wolność słowa
Pisząc o wolności słowa w Ameryce, Alexis de Tocqueville zauważył, że jest ona niepodzielna. Przypuśćmy, pisał autor "O demokracji w Ameryce", że chcemy zakazać głoszenia pewnych poglądów. Prawo do rozstrzygania o tym, które opinie dopuścić, a których zakazać, musielibyśmy wówczas przyznać sądom. Te zaś działają jawnie. Osoba, której zakazuje się głoszenia własnych idei, i tak dotrze z nimi do opinii publicznej, a dodatkowo zyska jeszcze wizerunek męczennika. Ktoś, kto raz zacznie ograniczać wolność słowa - pisał myśliciel - nigdy się nie zatrzyma. Wolność ma się w całości albo nie ma się jej wcale. Każde inne podejście spowoduje, że władza publiczna zacznie spełniać funkcje inkwizycyjne. Że będzie sprawdzać opinie pod kątem ich słuszności, czyli robić dokładnie to, co w systemie demokratycznym jest przywilejem ogółu obywateli. Także inni XIX-wieczni liberalni myśliciele dowodzili, że swoboda głoszenia poglądów nie oznacza wcale, że będą one zawsze rozsądne, rzeczowe i mądre. Wręcz przeciwnie. Wielość sądów nie pozwala jednak usypiać rozumowi, budzi naszą uwagę, zmusza do nieustannego przekonywania, pozwala poddać próbie najbardziej - wydawałoby się - niepodważalne zasady. W perspektywie taka swoboda okazuje się korzystna dla każdej społeczności, rodzi bowiem i wspiera ducha krytycznego myślenia.
Wydaje się, że ostatnio coraz częściej zapominamy o znanych od dawna sposobach uzasadniania swobody wypowiedzi. Miano poglądów zyskują działania, które nie są sądami czy opiniami. Dobrym przykładem jest sprawa karykatur Mahometa czy też pozornie artystyczne przedsięwzięcia, takie jak pomysł pewnej polskiej artystki, by w Wielki Piątek zawisnąć nago na krzyżu. Zamiast sądu mamy tu do czynienia z szydzeniem, obrażaniem i prowokacją.
Rozszerzeniu znaczenia słowa "poglądy", do których obecnie zalicza się różnego rodzaju prowokacje, towarzyszy proces ograniczania klasycznej wolności słowa. Najbardziej jaskrawym tego przykładem było skazanie przed rokiem na karę więzienia pastora Ake Greena za krytykę związków homoseksualnych. Kolejna bariera została przekroczona. Wolność opinii - tak, jej wypaczenia - nie. Sędziowie, którzy skazali Greena, zarzucili mu szerzenie nienawiści. Po raz pierwszy w jednym z uważanych za demokratyczne krajów Zachodu skazano człowieka za głoszenie poglądów, a pogląd zrównano z napaścią. Przy takiej interpretacji wolność słowa ulega zawieszeniu, a to, kto szerzy (bądź nie) nienawiść, zależy już tylko od siły wąskich ideologicznych grup, które są w stanie narzucić swoją interpretację opinii publicznej. I tak krytyka związków homoseksualnych przestaje być naturalną realizacją swobody wypowiedzi, a staje się objawem agresji.
Ci, którzy dziś uważają się za zwolenników społeczeństwa liberalnego, coraz częściej odmawiają prawa swobody wypowiedzi konserwatystom. Zachodni dyskurs publiczny zostaje zaśmiecony całą masą pseudopojęć, takich jak homofobia. Definiuje się je przez odwołanie do negatywnych uczuć i emocji, rzekomo żywionych przez ideowych przeciwników społecznych eksperymentów. Zamiast przekonywać i tłumaczyć, chce się karać i leczyć. To prawda, że pastor Green został zwolniony z więzienia, prawdą jest wszakże i to, że rośnie niebezpieczeństwo skazywania za poglądy.
Wyrok za poglądy
Co o wyrokach za głoszone poglądy powiedzieliby ojcowie zachodniego liberalizmu? Myślę, że czuliby się nieswojo. Nie potrafiliby zrozumieć, jak w cywilizowanym rzekomo społeczeństwie można skazywać ludzi za przekonania. Nie potrafiliby dostrzec w takich działaniach ducha wolności. Ba, wręcz przeciwnie, coraz liczniejsze przykłady ograniczania wypowiedzi w zachodnich społeczeństwach wywołałyby ich strach. Kto wie, czy z nadzieją nie popatrzyliby na Polskę. Na kraj, w którym żyją i piszą obok siebie publicyści o skrajnie różnych poglądach na historię, religię i obyczaje, a mimo to nikt nikogo nie prześladuje, ludzie odróżniają opinie od napaści, sądy są na razie pobłażliwe, a ideologiczna choroba różnych fobii nie zdążyła się rozprzestrzenić.
Tylko u nas spierają się z sobą tak różne i wpływowe środowiska, jak "Nasz Dziennik" i tygodnik "Nie". W żadnym razie nie zamierzam sugerować moralnej równowagi między tymi grupami, stwierdzam tylko fakt: każdy może wybrać między gazetą libertyńsko-antyklerykalną a narodowo-katolicką. Tylko w Polsce poglądy zepchnięte w wielu innych krajach Zachodu na margines i wykluczone z publicznej debaty mają prawo obywatelstwa. Jeśli wolność zapewnia różnorodność, a różnorodność stanowi dowód istnienia demokracji, to (przy wszystkich zastrzeżeniach) żyjemy w jednym z bardziej wolnych krajów Zachodu.
Prawo głosu dla Rydzyka
Przykład Polski wyraźnie kole w oczy. Zamiast zachwycać się naszą swobodą, "Der Spiegel" mianuje ojca Rydzyka kaznodzieją nienawiści. Wiele innych zachodnich gazet raz po raz wylewa żale, że właśnie w Polsce szerzy się antysemityzm, ksenofobia i Bóg wie co jeszcze. Jakby tego było mało, mam wrażenie, że również część polskich elit nie potrafi się cieszyć różnorodnością opinii.
W sytuacji rosnącego nacisku na wyeliminowanie z przestrzeni publicznej Radia Maryja wody w usta nabrali zwykle tak aktywni obrońcy swobód obywatelskich. Dlaczego żaden ważny działacz tego typu organizacji nie odważył się powiedzieć: "Chociaż nie zgadzam się z ojcem Rydzykiem i jego publicystami, będę walczył o ich prawo do istnienia i wypowiadania się"? Gdzie podziali się wojownicy o wolność, którzy jeszcze miesiąc temu gotowi byli publikować karykatury Mahometa? Oto tu, na miejscu, mieli szansę pokazania swojego przywiązania do wolności słowa. Nie muszą już przedrukowywać z duńskich gazet marnych rysunków - wystarczy, że udzielą swoich łamów publicystom związanym z ojcem dyrektorem. Czyż nie byłaby to wspaniała demonstracja przywiązania do wolności wypowiedzi? Ciekawe, że taki pomysł nie przyszedł nikomu do głowy. Ciekawe, że w tym wypadku liberalne media nie tylko nie bronią prawa ojca Rydzyka do wypowiedzi, ale można odnieść wrażenie, że wręcz przyklasnęłyby usunięciu kaznodziei. Żyjemy w czasach łagodnych obyczajów, dlatego pewnie nic strasznego go nie spotka, ot, może wyjazd na misję do Afryki. Trudno się jednak wyzbyć podejrzenia, że taka decyzja nie zmartwiłaby polskich obrońców swobody głoszenia własnych poglądów.
Niepodzielna wolność słowa
Pisząc o wolności słowa w Ameryce, Alexis de Tocqueville zauważył, że jest ona niepodzielna. Przypuśćmy, pisał autor "O demokracji w Ameryce", że chcemy zakazać głoszenia pewnych poglądów. Prawo do rozstrzygania o tym, które opinie dopuścić, a których zakazać, musielibyśmy wówczas przyznać sądom. Te zaś działają jawnie. Osoba, której zakazuje się głoszenia własnych idei, i tak dotrze z nimi do opinii publicznej, a dodatkowo zyska jeszcze wizerunek męczennika. Ktoś, kto raz zacznie ograniczać wolność słowa - pisał myśliciel - nigdy się nie zatrzyma. Wolność ma się w całości albo nie ma się jej wcale. Każde inne podejście spowoduje, że władza publiczna zacznie spełniać funkcje inkwizycyjne. Że będzie sprawdzać opinie pod kątem ich słuszności, czyli robić dokładnie to, co w systemie demokratycznym jest przywilejem ogółu obywateli. Także inni XIX-wieczni liberalni myśliciele dowodzili, że swoboda głoszenia poglądów nie oznacza wcale, że będą one zawsze rozsądne, rzeczowe i mądre. Wręcz przeciwnie. Wielość sądów nie pozwala jednak usypiać rozumowi, budzi naszą uwagę, zmusza do nieustannego przekonywania, pozwala poddać próbie najbardziej - wydawałoby się - niepodważalne zasady. W perspektywie taka swoboda okazuje się korzystna dla każdej społeczności, rodzi bowiem i wspiera ducha krytycznego myślenia.
Wydaje się, że ostatnio coraz częściej zapominamy o znanych od dawna sposobach uzasadniania swobody wypowiedzi. Miano poglądów zyskują działania, które nie są sądami czy opiniami. Dobrym przykładem jest sprawa karykatur Mahometa czy też pozornie artystyczne przedsięwzięcia, takie jak pomysł pewnej polskiej artystki, by w Wielki Piątek zawisnąć nago na krzyżu. Zamiast sądu mamy tu do czynienia z szydzeniem, obrażaniem i prowokacją.
Rozszerzeniu znaczenia słowa "poglądy", do których obecnie zalicza się różnego rodzaju prowokacje, towarzyszy proces ograniczania klasycznej wolności słowa. Najbardziej jaskrawym tego przykładem było skazanie przed rokiem na karę więzienia pastora Ake Greena za krytykę związków homoseksualnych. Kolejna bariera została przekroczona. Wolność opinii - tak, jej wypaczenia - nie. Sędziowie, którzy skazali Greena, zarzucili mu szerzenie nienawiści. Po raz pierwszy w jednym z uważanych za demokratyczne krajów Zachodu skazano człowieka za głoszenie poglądów, a pogląd zrównano z napaścią. Przy takiej interpretacji wolność słowa ulega zawieszeniu, a to, kto szerzy (bądź nie) nienawiść, zależy już tylko od siły wąskich ideologicznych grup, które są w stanie narzucić swoją interpretację opinii publicznej. I tak krytyka związków homoseksualnych przestaje być naturalną realizacją swobody wypowiedzi, a staje się objawem agresji.
Ci, którzy dziś uważają się za zwolenników społeczeństwa liberalnego, coraz częściej odmawiają prawa swobody wypowiedzi konserwatystom. Zachodni dyskurs publiczny zostaje zaśmiecony całą masą pseudopojęć, takich jak homofobia. Definiuje się je przez odwołanie do negatywnych uczuć i emocji, rzekomo żywionych przez ideowych przeciwników społecznych eksperymentów. Zamiast przekonywać i tłumaczyć, chce się karać i leczyć. To prawda, że pastor Green został zwolniony z więzienia, prawdą jest wszakże i to, że rośnie niebezpieczeństwo skazywania za poglądy.
Wyrok za poglądy
Co o wyrokach za głoszone poglądy powiedzieliby ojcowie zachodniego liberalizmu? Myślę, że czuliby się nieswojo. Nie potrafiliby zrozumieć, jak w cywilizowanym rzekomo społeczeństwie można skazywać ludzi za przekonania. Nie potrafiliby dostrzec w takich działaniach ducha wolności. Ba, wręcz przeciwnie, coraz liczniejsze przykłady ograniczania wypowiedzi w zachodnich społeczeństwach wywołałyby ich strach. Kto wie, czy z nadzieją nie popatrzyliby na Polskę. Na kraj, w którym żyją i piszą obok siebie publicyści o skrajnie różnych poglądach na historię, religię i obyczaje, a mimo to nikt nikogo nie prześladuje, ludzie odróżniają opinie od napaści, sądy są na razie pobłażliwe, a ideologiczna choroba różnych fobii nie zdążyła się rozprzestrzenić.
IMPERIUM OJCA RYDZYKA |
---|
Fundacja Lux Veritatis prezes: Tadeusz Rydzyk Fundacja prowadzi działalność naukową, kulturalną, oświatową i medialną, zajmuje się też promowaniem religii katolickiej. Jest właścicielem telewizji Trwam oraz Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, której rektorem jest Tadeusz Rydzyk. Fundacja Nasza Przyszłość prezes: Tadeusz Rydzyk Fundacja prowadzi działalność naukową, kulturalną i oświatową, zajmuje się również promowaniem wydawnictw o tematyce katolickiej, organizowaniem sympozjów naukowych, sprzedażą artykułów propagandowych i sprzętu RTV. Fundacja wydaje pismo "Rodzina Radia Maryja", prowadzi sklep internetowy oraz Prywatne Liceum Ogólnokształcące i Gimnazjum w Szczecinku. Radio Maryja dyrektor: Tadeusz Rydzyk Rozgłośnia prowadzi portal internetowy, współpracuje z "Naszym Dziennikiem" i telewizją Trwam. |
Więcej możesz przeczytać w 19/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.