W UPA nie walczyli jedynie bandyci i zbrodniarze, a AK nie tworzyli tylko nieskalani rycerze
Zbrodnia w Pawłokomie była dotychczas traktowana jak tabu. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest kult, jakim w Polsce otacza się Armię Krajową. Z grubsza biorąc, utarło się przekonanie, że Ukraińska Powstańcza Armia to bandyci i zbrodniarze, a Armia Krajowa to nieskalani rycerze, co dla bezstronnego historyka jest oczywistą bzdurą. 3 marca 1945 r. w Pawłokomie żołnierze AK nie byli bowiem nieskalanymi rycerzami - wymordowali ukraińską ludność wsi. Teraz prezydenci Polski i Ukrainy złożą hołd zamordowanym. Uroczystości miały się odbyć wcześniej, ale na przeszkodzie stanęły wybory w obu państwach. Jedynie lokalne władze i goście ze Lwowa upamiętnili ofiary. Uroczystości religijne celebrował metropolita ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego w Polsce Jan Martyniuk.
Cała prawda
Prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko są niemal rówieśnikami, nie obarczonymi komunistyczną przeszłością, otwarcie wyznającymi antykomunizm i broniącymi patriotycznych wartości. Ich spotkanie ma być wyrazem szacunku dla ofiar szalejącej u schyłku drugiej wojny światowej epidemii czystek etnicznych, dokonywanych przez masowe morderstwa Bogu ducha winnych ludzi. Przed epoką nowego barbarzyństwa - mimo językowych czy wyznaniowych różnic - ludzie ci żyli w zgodzie z sąsiadami.
Prezydenci, niezależnie od ich enuncjacji, muszą się liczyć z tym, że ich oświadczenia staną się przedmiotem dyskusji - jak zresztą sama sprawa pawłokomskiej zbrodni. Nic nie powinno być tu zatajone. Rozmowy o naszej skomplikowanej przeszłości nie skończą się jednak wraz z tym tematem. I tak być powinno. Polska i Ukraina, które w czasie II wojny światowej w szczególny sposób zostały dotknięte pożogą bratobójczych walk na terenach etnicznie mieszanych, są wyczulone w kwestii moralnego zadośćuczynienia ofiarom tych zbrodni. W naszych krajach panuje inny niż na przykład w Niemczech, Francji lub Czechach stosunek do pielęgnowania pamięci narodowej. Jesteśmy w tym względzie bardziej emocjonalni i uczuciowi, niemal wyzbyci chłodnego racjonalizmu i politycznych kalkulacji.
Usuwanie gruzów z drogi prowadzącej do pojednania polsko-ukraińskiego odbywa się etapami. Pierwszym etapem były uroczystości w 2003 r., poświęcone pamięci Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu. Kolejnym wydarzeniem, gestem Ukraińców pod adresem Polaków, było otwarcie w 2005 r. odbudowanego Cmentarza Orląt we Lwowie.
Dziedzictwo pomarańczowej rewolucji
Przed polsko-ukraińskimi stosunkami rysują się obecnie wspaniałe perspektywy. Trzeba przypomnieć, że te stosunki rozwijają się pomyślnie od czasu prezydentury Lecha Wałęsy. Jego następca Aleksander Kwaśniewski starał się o uratowanie partnerstwa obu krajów i narodów nawet w czasach, kiedy Leonid Kuczma był pod pręgierzem ukraińskiej i międzynarodowej krytyki. A podczas "pomarańczowej rewolucji" Kwaśniewski wykazał państwowotwórczy instynkt i odwagę. Przyznał to niedawno w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Der Spiegel" również Lech Kaczyński.
Właśnie "pomarańczowa rewolucja" otwiera przed nami nowe perspektywy. Kto był w listopadzie i grudniu 2004 r. w zaśnieżonym Kijowie na tonącym w pomarańczowej poświacie Majdanie Nezałeżnosti, nie zapomni reakcji, jaką wywołało pojawienie się polskich gości pod polskimi sztandarami. Ich przybycie rewolucyjne masy przyjęły gromkimi okrzykami: "Chaj żywe Polszcza!" ("Niech żyje Polska!"). I trzeba było widzieć grupkę Rosjan z nienawiścią patrzących na wiwatujących Ukraińców i z jeszcze większą jadowitością spoglądających na roześmianych Polaków. Tam na Majdanie podczas rewolucji nastąpiło prawdziwe polsko-ukraińskie pojednanie.
Pod koniec 2004 r. doszło też do historycznego aktu definitywnego ogłoszenia niepodległości Ukrainy. To była pierwsza w historii naddnieprzańskiego kraju zwycięska rewolucja. Odmienna od powstania hetmana Bohdana Chmielnickiego, inna niż demokratyczna rewolucja Ukraińskiej Republiki Ludowej Szymona Petlury w 1917 r. Rewolucja 2004 r. stała się drogowskazem dla żyjących i przyszłych pokoleń Ukraińców.
Uniwersytet im. Giedroycia
Poparcie ukraińskiej rewolucji przez Polskę i Polaków, a zwłaszcza przez młodzież, rozpoczęło nowy rozdział w naszych jakże wcześniej skomplikowanych stosunkach. Mamy jeszcze wiele do zrobienia zarówno w polityce, gospodarce, jak i kulturze. Trzeba rozszerzyć współpracę w dziedzinie polityki zagranicznej, dążąc do utworzenia bloku państw pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Trzeba zrealizować projekty energetyczne, które pozwoliłyby nam się uniezależnić od rosyjskiego gazu i rosyjskiej ropy. Powinniśmy rozszerzyć też współpracę naukową, przyznawać stypendia dla ukraińskich studentów na polskich uniwersytetach i dla polskich studentów na ukraińskich uczelniach. Wreszcie trzeba w stulecie urodzin Jerzego Giedroycia, który był i jest patronem polsko-ukraińskiego pojednania, zakończyć zaczarowany taniec w Lublinie i powołać do życia polsko-ukraiński uniwersytet im. Giedroycia.
Cała prawda
Prezydenci Lech Kaczyński i Wiktor Juszczenko są niemal rówieśnikami, nie obarczonymi komunistyczną przeszłością, otwarcie wyznającymi antykomunizm i broniącymi patriotycznych wartości. Ich spotkanie ma być wyrazem szacunku dla ofiar szalejącej u schyłku drugiej wojny światowej epidemii czystek etnicznych, dokonywanych przez masowe morderstwa Bogu ducha winnych ludzi. Przed epoką nowego barbarzyństwa - mimo językowych czy wyznaniowych różnic - ludzie ci żyli w zgodzie z sąsiadami.
Prezydenci, niezależnie od ich enuncjacji, muszą się liczyć z tym, że ich oświadczenia staną się przedmiotem dyskusji - jak zresztą sama sprawa pawłokomskiej zbrodni. Nic nie powinno być tu zatajone. Rozmowy o naszej skomplikowanej przeszłości nie skończą się jednak wraz z tym tematem. I tak być powinno. Polska i Ukraina, które w czasie II wojny światowej w szczególny sposób zostały dotknięte pożogą bratobójczych walk na terenach etnicznie mieszanych, są wyczulone w kwestii moralnego zadośćuczynienia ofiarom tych zbrodni. W naszych krajach panuje inny niż na przykład w Niemczech, Francji lub Czechach stosunek do pielęgnowania pamięci narodowej. Jesteśmy w tym względzie bardziej emocjonalni i uczuciowi, niemal wyzbyci chłodnego racjonalizmu i politycznych kalkulacji.
Usuwanie gruzów z drogi prowadzącej do pojednania polsko-ukraińskiego odbywa się etapami. Pierwszym etapem były uroczystości w 2003 r., poświęcone pamięci Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu. Kolejnym wydarzeniem, gestem Ukraińców pod adresem Polaków, było otwarcie w 2005 r. odbudowanego Cmentarza Orląt we Lwowie.
Dziedzictwo pomarańczowej rewolucji
Przed polsko-ukraińskimi stosunkami rysują się obecnie wspaniałe perspektywy. Trzeba przypomnieć, że te stosunki rozwijają się pomyślnie od czasu prezydentury Lecha Wałęsy. Jego następca Aleksander Kwaśniewski starał się o uratowanie partnerstwa obu krajów i narodów nawet w czasach, kiedy Leonid Kuczma był pod pręgierzem ukraińskiej i międzynarodowej krytyki. A podczas "pomarańczowej rewolucji" Kwaśniewski wykazał państwowotwórczy instynkt i odwagę. Przyznał to niedawno w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika "Der Spiegel" również Lech Kaczyński.
Właśnie "pomarańczowa rewolucja" otwiera przed nami nowe perspektywy. Kto był w listopadzie i grudniu 2004 r. w zaśnieżonym Kijowie na tonącym w pomarańczowej poświacie Majdanie Nezałeżnosti, nie zapomni reakcji, jaką wywołało pojawienie się polskich gości pod polskimi sztandarami. Ich przybycie rewolucyjne masy przyjęły gromkimi okrzykami: "Chaj żywe Polszcza!" ("Niech żyje Polska!"). I trzeba było widzieć grupkę Rosjan z nienawiścią patrzących na wiwatujących Ukraińców i z jeszcze większą jadowitością spoglądających na roześmianych Polaków. Tam na Majdanie podczas rewolucji nastąpiło prawdziwe polsko-ukraińskie pojednanie.
Pod koniec 2004 r. doszło też do historycznego aktu definitywnego ogłoszenia niepodległości Ukrainy. To była pierwsza w historii naddnieprzańskiego kraju zwycięska rewolucja. Odmienna od powstania hetmana Bohdana Chmielnickiego, inna niż demokratyczna rewolucja Ukraińskiej Republiki Ludowej Szymona Petlury w 1917 r. Rewolucja 2004 r. stała się drogowskazem dla żyjących i przyszłych pokoleń Ukraińców.
Uniwersytet im. Giedroycia
Poparcie ukraińskiej rewolucji przez Polskę i Polaków, a zwłaszcza przez młodzież, rozpoczęło nowy rozdział w naszych jakże wcześniej skomplikowanych stosunkach. Mamy jeszcze wiele do zrobienia zarówno w polityce, gospodarce, jak i kulturze. Trzeba rozszerzyć współpracę w dziedzinie polityki zagranicznej, dążąc do utworzenia bloku państw pomiędzy Bałtykiem a Morzem Czarnym. Trzeba zrealizować projekty energetyczne, które pozwoliłyby nam się uniezależnić od rosyjskiego gazu i rosyjskiej ropy. Powinniśmy rozszerzyć też współpracę naukową, przyznawać stypendia dla ukraińskich studentów na polskich uniwersytetach i dla polskich studentów na ukraińskich uczelniach. Wreszcie trzeba w stulecie urodzin Jerzego Giedroycia, który był i jest patronem polsko-ukraińskiego pojednania, zakończyć zaczarowany taniec w Lublinie i powołać do życia polsko-ukraiński uniwersytet im. Giedroycia.
ZBRODNIA SĄSIEDZKA |
---|
3 marca 1945 r. oddział Wacława (złożony z byłych żołnierzy Armii Krajowej) zamordował we wsi Pawłokoma (obecnie powiat rzeszowski) 365 osób, prawdopodobnie w odwecie za porwanie i zabicie przez UPA dziewięciu Polaków. W 1945 r. w Pawłokomie mieszkało 1101 osób, w tym 735 Ukraińców i 366 Polaków. Według informacji Stowarzyszenia Upamiętnienia Ofiar Zbrodni Ukraińskich Nacjonalistów, Polacy otoczyli ukraińskie domy i nakazali mieszkańcom, by zebrali się w cerkwi. Kobiety z dziećmi zwolniono, a mężczyzn przesłuchiwano. Pytano ich, kto uprowadził polskich mieszkańców Pawłokomy i gdzie są ich zwłoki. Ukraińcy twierdzili, że nie mieli z tym nic wspólnego. Dowództwo oddziału nie uwierzyło w te tłumaczenia. Mężczyzn rozstrzelano na cmentarzu. Za ten czyn sowieckie sądy wojskowe skazały na więzienie i łagry 82 Polaków. Tłem pawłokomskiej zbrodni były czystki etniczne i walki ukraińsko-polskie w latach 40. na Wołyniu i we wschodniej Małopolsce. Na Wołyniu w efekcie działań Ukraińskiej Powstańczej Armii zginęło około 60 tys. Polaków. Zbrodnie obciążają jednak też konto AK. IPN bada sprawy ataków UPA na wsie polskie, ale też wydarzenia w Pawłokomie, Małkowicach, Woli Krzywieckiej i Zawadce Morochowskiej, gdzie Polacy wymordowali kilkuset Ukraińców. Historia konfliktu polsko-ukraińskiego w Pawłokomie sięga czasów I wojny światowej. Po jej zakończeniu właściciel wsi Pawłokoma dokonał parcelacji majątku, na której skorzystali głównie Polacy. Wzbudziło to niechęć Ukraińców. W dodatku zaangażowali się oni w wojnę polsko-ukraińską w latach 1918-1919. We wrześniu 1939 r. w Pawłokomie stacjonowały wojska niemieckie. Mikołaj Lewicki, ukraiński nauczyciel, doniósł im na 12 Polaków, którzy rzekomo strzelali do niemieckich żołnierzy. Część osób, na które doniesiono, została aresztowana, reszcie udało się ukryć. Ostatecznie sprawa zakończyła się uniewinnieniem Polaków, ale ten incydent zapoczątkował serię ukraińskich donosów do gestapo i NKWD, które skutkowały osadzaniem Polaków w Auschwitz i zesłaniami do łagrów. W odwecie Polacy rozstrzelali Lewickiego i innych donosicieli. Agnieszka Niedek |
Więcej możesz przeczytać w 19/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.