Dziura budżetowa Zyty Gilowskiej będzie półtora raza większa od dziury Jarosława Bauca
Rząd Kazimierza Marcinkiewicza mogą wysadzić w powietrze albo lekarze, albo przedszkolanki, albo zrewaloryzowani emeryci, albo hodowcy świń, albo budowniczy dróg i mostów, albo... Dużych min, które mogą wysadzić w powietrze premiera i jego nową, dopiero kompletowaną ekipę, jest co najmniej sześć, średnich - kilkanaście, a małych - nawet kilkadziesiąt. Wprawdzie gospodarka rośnie w tempie 5 proc. rocznie, ale sam wzrost gospodarczy nie rozwiązuje wszystkich problemów, tym bardziej że rząd wkracza na pole minowe. O tym, że miny są, wiadomo było od dawna. Nie dość jednak, że nie starano się ich rozbroić, to dołożono jeszcze kilka niewybuchów. Większość z nich eksploduje po 2009 r. Największym problemem rządu Marcinkiewicza będzie to, że oprócz saperów ma i będzie mieć speców od stawiania nowych min.
1. pole minowe - służba zdrowia
Po tym jak 20 proc. polskich lekarzy i pielęgniarek wyjechało na saksy, na medycznym rynku pracy podaż wykwalifikowanych pracowników stała się mniejsza od popytu. Dodatkowo silne organizacje związkowe sprawiają, że strajki personelu medycznego są coraz powszechniejsze i coraz lepiej zorganizowane. Obecne żądania sprowadzają się do natychmiastowej podwyżki płac o 30 proc. Na taką podwyżkę trzeba 3 mld zł, a takich pieniędzy nie mają ani minister Religa, ani dotychczasowy prezes NFZ Miller. Z trudem udało im się wyskrobać (kosztem niezapłacenia Niemcom za usługi) 800 mln zł, co wystarczyłoby na podwyżkę od października. Lekarze na takie rozwiązanie się nie zgadzają i najprawdopodobniej swoje wystrajkują. Skąd NFZ weźmie pieniądze? Wzorem ZUS najprawdopodobniej zadłuży się na rynku komercyjnym. To jednak nie koniec problemu, bo lekarze żądają także, by podobne podwyżki wypłacać im co roku - aż do momentu, kiedy pensja lekarza sięgnie dwóch średnich krajowych. Oznacza to, że w przyszłym roku potrzeba będzie dodatkowo 6 mld zł, a to jest jedna piąta pieniędzy NFZ
Mimo kolejnego oddłużenia szpitali pod koniec 2004 r. ich długi znowu rosną i, według szacunków, sięgnęły już 5 mld zł. Znowu zatem pojawia się alternatywa: komornicy albo oddłużenie przez budżet. A przy braku reformy systemu finansowania służby zdrowia taka zabawa może trwać długo. Nastanie jednak moment, że wszystko łupnie tak, że budżet (a wraz z nim rząd) zadrży w posadach.
2. pole minowe - emerytury pomostowe
Te miny zostały rozstawione przez PiS po części na własne życzenie - przez przywrócenie specjalnych przywilejów emerytalnych górnikom (emerytura po 25 latach pracy). Mniejsza o koszty emerytur przyznawanych po 20 latach pracy w górnictwie (czyli dla osób niespełna czterdziestoletnich), bo te zaczną się ujawniać od 2009 r. (wtedy będzie to 1,5 mld zł, ale ich skumulowany koszt do 2020 r. ma wynieść według MPiPS 70 mld zł, a według ZUS - 93 mld zł). Niestety, tym razem bardziej należy wierzyć wyliczeniom ubezpieczeniowych biurokratów. Jeszcze ważniejsze jest niestety to, że przyznanie przywilejów górnikom zachęciło inne grupy zawodowe do wysuwania podobnych żądań. Ponieważ do końca 2007 r. trzeba wprowadzić system emerytur pomostowych dla grup zawodowych mających do tej pory prawo do wcześniejszych emerytur, żądania są bardzo konkretne. Dodatkowych argumentów walczącym dostarczyła rządowa komisja ekspertów. Uznała ona bowiem, że prawo do wcześniejszej emerytury należy się hutnikom, nauczycielom, leśnikom, przedszkolankom, kierowcom i stewardesom. I znowu koszty krótkookresowe, do 2009 r., nie byłyby wielkie - ot, banalny miliard złotych, ale do 2030 r. emerytury pomostowe w proponowanej przez "ekspertów" postaci kosztowałyby 100 mld zł.
3. pole minowe - emerytury i inne świadczenia
Emeryci i renciści to 9 mln osób (z czego 7,2 mln osób obsługuje ZUS). To jedna trzecia elektoratu, a dla wyborców warto być dobrym. Tyle że taka dobroć kosztuje. Przywrócenie waloryzacji emerytur bez względu na inflację pochłonie w tym roku dodatkowe 5 mld zł. Jednocześnie rząd planuje obniżenie składki na ZUS o 4,5 punktu procentowego, co w sumie tworzy dodatkową dziesięciomiliardową dziurę w ZUS. Dodatkową, bo mimo że już dziś trzeba dotować ZUS kwotą 32 mld zł, mamy jeszcze dwie wielkie dziury: zadłużenie na rynku kredytów komercyjnych (około 7,5 mld zł) i zadłużenie wobec OFE (około 6 mld zł). Na domiar złego tej ostatniej dziury raczej nie będzie można dalej powiększać. Mamy już bowiem pierwszy wyrok sądowy pozwalający na dochodzenie drogą sądową zwrotu składek, które nie dotarły do OFE. Przy tej skali niedoborów dodatkowe wydatki związane z projektowanym wydłużeniem urlopów macierzyńskich nie wydają się wielkie. W 2007 r. FUS będzie musiał wyłożyć na nie 283 mln zł, w 2009 r. - 770 mln zł i do 1,5 mld zł w 2013 r. W latach 2007-2011 do już uchwalonych i planowanych świadczeń, według prognozy ZUS, budżet będzie musiał dopłacić 195 mld zł. Jeśli takich pieniędzy nie znajdzie, będą świadczone, tyle że nie będzie z czego ich wypłacać.
4. pole minowe - wieś
Zaczął się piąty miesiąc 2006 r., a prawie połowa rolników nie otrzymała jeszcze dopłat bezpośrednich za ubiegły rok. Zamiast pieniędzy mogli oglądać polemikę panów Jurgiela i Olejniczaka, spierających się, czyja to wina. A sytuacja dochodowa wsi jest tak zła jak chyba nigdy po 1990 r. Ceny trzody są najniższe w ostatnim dziesięcioleciu. Ceny półtusz na giełdach spadły do 4,70 zł za kilogram, a ponieważ żywiec stanowi nie więcej niż 60 proc. tej ceny, rolnik, który za żywiec dostanie 3 zł, może mówić o szczęściu (2 zł to norma). Minimalny koszt wyprodukowania kilograma żywca to 3,5-4 zł. Oznacza to, że praktycznie nie ma w Polsce hodowcy, który by zarobił na produkcji świń. Aby podtrzymać obecny poziom hodowli tak, by był opłacalny (korzystny dla konsumentów, bo ceny mięsa i przetworów są takiej jak w 1993 r., podczas gdy płace w tym czasie wzrosły trzykrotnie), potrzeba 40 mld zł. A ponieważ takich pieniędzy nie ma, zresztą unijne prawo nie bardzo pozwala na dotowanie produkcji trzody, jedyną możliwą konsekwencją jest wybijanie stad i perspektywa niedoboru mięsa za rok. Ale zmniejszenie hodowli odbije się tragicznie na dochodach producentów zbóż. Na spasanie zużywa się bowiem 18 mln ton z 28 mln ton zboża (bezpośrednia konsumpcja to tylko 5-6 mln ton). Redukcja stada wywoła zatem "górkę zbożową" i spadek dochodów z produkcji roślinnej. Jeśli dochody z dwóch podstawowych produktów rolnictwa - mięsa i zboża - spadną, wieś tak spokojna jak obecnie nie będzie.
5. pole minowe - drogi
Raport Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, według którego na 17,5 tys. km dróg krajowych połowa wymaga natychmiastowego remontu, a 5 tys. km znajduje się w stanie krytycznym, poraża. Podkreślmy, są to informacje o drogach krajowych, stanowiących tylko 5 proc. polskich dróg. Pozostałe 95 proc. dróg znajdujących się we władaniu samorządów jest w jeszcze gorszym stanie. GDDKiA szacuje, że koszt najpilniejszych napraw dróg krajowych to 6,5 mld zł. Niestety, w tym roku na remonty zostanie wydanych tylko 1,15 mld zł, co wystarczy na naprawę niecałych 2 tys. km szos. Oznacza to, że za rok długość tras "w stanie krytycznym" jeszcze się wydłuży. Jest tak, mimo że sama akcyza paliwowa przyniesie w tym roku 18,5 mld zł dochodu dla budżetu. Z owej akcyzy jednak tylko 18 proc. idzie na "infrastrukturę komunikacyjną", z czego od tego roku jedną piątą mamy przeznaczać na modernizację i remont kolei.
6. pole minowe - polityka i wyborysamorządowe
Zaprezentowane wyżej wielkie polskie problemy narastały latami. Ich poprawa wymaga trzech typów działań: reform gospodarczych, możliwych do wprowadzenia jedynie drogą ustawodawczą, sprawnego zarządzania przez ministrów i rząd in corpore, a nade wszystko konieczne jest powstrzymanie się od jakichkolwiek działań mogących sytuację pogorszyć. Na każdym z tych trzech odcinków nie jest dobrze. Sejm od pół roku praktycznie nie funkcjonuje (Bogiem a prawdą, nie bardzo ma nad czym procedować, bowiem projekty ustaw z rządu nie spływają). W rządzie, który ma swoje jasne punkty, mamy co najmniej kilku ministrów, którzy znaleźli się tam chyba za karę (co gorsza, kierują tymi resortami, w których problemy są największe). A w kwestii rozdawnictwa nie istniejących pieniędzy uczyniliśmy wielki krok do przodu.
Powstanie w ostatni piątek koalicji większościowej zapewne sytuację jeszcze pogorszy. Wprawdzie w Sejmie znalazła się stabilna większość potrzebna do zmian legislacyjnych, ale w rządzie najprawdopodobniej zajdą zmiany niekorzystne. Nowi ministrowie (Lepper et consortes) nie są lepsi od dotychczasowych, a rząd przestanie być w miarę jednolitą drużyną i stanie się federacją klubów mających różne interesy. Wady takiej sytuacji ujawnią się w pełni przed wyborami samorządowymi. Dla każdej z koalicyjnych partii wybory te mają kolosalne znaczenie, więc będą one wykorzystywać obecność w rządzie do prowadzenia kampanii wyborczej. A ponieważ - jak sądzimy - najłatwiej zdobywa się głosy, rozdając pieniądze i przywileje, jesienią rozpocznie się kolosalny koncert życzeń i obietnic. Odgrywany on będzie w chwili, kiedy w Sejmie rozpocznie się debata nad budżetem. W tej sytuacji (warto pamiętać, że opozycja do owego koncertu też swoje dołoży) jakakolwiek racjonalizacja wydatków budżetowych będzie niemożliwa, a utrzymanie 30-miliardowej kotwicy deficytowej - mało prawdopodobne. Min zatem nie ubędzie, a co gorsza zaczną one stopniowo wybuchać.
Fot K. Pacuła
1. pole minowe - służba zdrowia
Po tym jak 20 proc. polskich lekarzy i pielęgniarek wyjechało na saksy, na medycznym rynku pracy podaż wykwalifikowanych pracowników stała się mniejsza od popytu. Dodatkowo silne organizacje związkowe sprawiają, że strajki personelu medycznego są coraz powszechniejsze i coraz lepiej zorganizowane. Obecne żądania sprowadzają się do natychmiastowej podwyżki płac o 30 proc. Na taką podwyżkę trzeba 3 mld zł, a takich pieniędzy nie mają ani minister Religa, ani dotychczasowy prezes NFZ Miller. Z trudem udało im się wyskrobać (kosztem niezapłacenia Niemcom za usługi) 800 mln zł, co wystarczyłoby na podwyżkę od października. Lekarze na takie rozwiązanie się nie zgadzają i najprawdopodobniej swoje wystrajkują. Skąd NFZ weźmie pieniądze? Wzorem ZUS najprawdopodobniej zadłuży się na rynku komercyjnym. To jednak nie koniec problemu, bo lekarze żądają także, by podobne podwyżki wypłacać im co roku - aż do momentu, kiedy pensja lekarza sięgnie dwóch średnich krajowych. Oznacza to, że w przyszłym roku potrzeba będzie dodatkowo 6 mld zł, a to jest jedna piąta pieniędzy NFZ
Mimo kolejnego oddłużenia szpitali pod koniec 2004 r. ich długi znowu rosną i, według szacunków, sięgnęły już 5 mld zł. Znowu zatem pojawia się alternatywa: komornicy albo oddłużenie przez budżet. A przy braku reformy systemu finansowania służby zdrowia taka zabawa może trwać długo. Nastanie jednak moment, że wszystko łupnie tak, że budżet (a wraz z nim rząd) zadrży w posadach.
2. pole minowe - emerytury pomostowe
Te miny zostały rozstawione przez PiS po części na własne życzenie - przez przywrócenie specjalnych przywilejów emerytalnych górnikom (emerytura po 25 latach pracy). Mniejsza o koszty emerytur przyznawanych po 20 latach pracy w górnictwie (czyli dla osób niespełna czterdziestoletnich), bo te zaczną się ujawniać od 2009 r. (wtedy będzie to 1,5 mld zł, ale ich skumulowany koszt do 2020 r. ma wynieść według MPiPS 70 mld zł, a według ZUS - 93 mld zł). Niestety, tym razem bardziej należy wierzyć wyliczeniom ubezpieczeniowych biurokratów. Jeszcze ważniejsze jest niestety to, że przyznanie przywilejów górnikom zachęciło inne grupy zawodowe do wysuwania podobnych żądań. Ponieważ do końca 2007 r. trzeba wprowadzić system emerytur pomostowych dla grup zawodowych mających do tej pory prawo do wcześniejszych emerytur, żądania są bardzo konkretne. Dodatkowych argumentów walczącym dostarczyła rządowa komisja ekspertów. Uznała ona bowiem, że prawo do wcześniejszej emerytury należy się hutnikom, nauczycielom, leśnikom, przedszkolankom, kierowcom i stewardesom. I znowu koszty krótkookresowe, do 2009 r., nie byłyby wielkie - ot, banalny miliard złotych, ale do 2030 r. emerytury pomostowe w proponowanej przez "ekspertów" postaci kosztowałyby 100 mld zł.
3. pole minowe - emerytury i inne świadczenia
Emeryci i renciści to 9 mln osób (z czego 7,2 mln osób obsługuje ZUS). To jedna trzecia elektoratu, a dla wyborców warto być dobrym. Tyle że taka dobroć kosztuje. Przywrócenie waloryzacji emerytur bez względu na inflację pochłonie w tym roku dodatkowe 5 mld zł. Jednocześnie rząd planuje obniżenie składki na ZUS o 4,5 punktu procentowego, co w sumie tworzy dodatkową dziesięciomiliardową dziurę w ZUS. Dodatkową, bo mimo że już dziś trzeba dotować ZUS kwotą 32 mld zł, mamy jeszcze dwie wielkie dziury: zadłużenie na rynku kredytów komercyjnych (około 7,5 mld zł) i zadłużenie wobec OFE (około 6 mld zł). Na domiar złego tej ostatniej dziury raczej nie będzie można dalej powiększać. Mamy już bowiem pierwszy wyrok sądowy pozwalający na dochodzenie drogą sądową zwrotu składek, które nie dotarły do OFE. Przy tej skali niedoborów dodatkowe wydatki związane z projektowanym wydłużeniem urlopów macierzyńskich nie wydają się wielkie. W 2007 r. FUS będzie musiał wyłożyć na nie 283 mln zł, w 2009 r. - 770 mln zł i do 1,5 mld zł w 2013 r. W latach 2007-2011 do już uchwalonych i planowanych świadczeń, według prognozy ZUS, budżet będzie musiał dopłacić 195 mld zł. Jeśli takich pieniędzy nie znajdzie, będą świadczone, tyle że nie będzie z czego ich wypłacać.
4. pole minowe - wieś
Zaczął się piąty miesiąc 2006 r., a prawie połowa rolników nie otrzymała jeszcze dopłat bezpośrednich za ubiegły rok. Zamiast pieniędzy mogli oglądać polemikę panów Jurgiela i Olejniczaka, spierających się, czyja to wina. A sytuacja dochodowa wsi jest tak zła jak chyba nigdy po 1990 r. Ceny trzody są najniższe w ostatnim dziesięcioleciu. Ceny półtusz na giełdach spadły do 4,70 zł za kilogram, a ponieważ żywiec stanowi nie więcej niż 60 proc. tej ceny, rolnik, który za żywiec dostanie 3 zł, może mówić o szczęściu (2 zł to norma). Minimalny koszt wyprodukowania kilograma żywca to 3,5-4 zł. Oznacza to, że praktycznie nie ma w Polsce hodowcy, który by zarobił na produkcji świń. Aby podtrzymać obecny poziom hodowli tak, by był opłacalny (korzystny dla konsumentów, bo ceny mięsa i przetworów są takiej jak w 1993 r., podczas gdy płace w tym czasie wzrosły trzykrotnie), potrzeba 40 mld zł. A ponieważ takich pieniędzy nie ma, zresztą unijne prawo nie bardzo pozwala na dotowanie produkcji trzody, jedyną możliwą konsekwencją jest wybijanie stad i perspektywa niedoboru mięsa za rok. Ale zmniejszenie hodowli odbije się tragicznie na dochodach producentów zbóż. Na spasanie zużywa się bowiem 18 mln ton z 28 mln ton zboża (bezpośrednia konsumpcja to tylko 5-6 mln ton). Redukcja stada wywoła zatem "górkę zbożową" i spadek dochodów z produkcji roślinnej. Jeśli dochody z dwóch podstawowych produktów rolnictwa - mięsa i zboża - spadną, wieś tak spokojna jak obecnie nie będzie.
5. pole minowe - drogi
Raport Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, według którego na 17,5 tys. km dróg krajowych połowa wymaga natychmiastowego remontu, a 5 tys. km znajduje się w stanie krytycznym, poraża. Podkreślmy, są to informacje o drogach krajowych, stanowiących tylko 5 proc. polskich dróg. Pozostałe 95 proc. dróg znajdujących się we władaniu samorządów jest w jeszcze gorszym stanie. GDDKiA szacuje, że koszt najpilniejszych napraw dróg krajowych to 6,5 mld zł. Niestety, w tym roku na remonty zostanie wydanych tylko 1,15 mld zł, co wystarczy na naprawę niecałych 2 tys. km szos. Oznacza to, że za rok długość tras "w stanie krytycznym" jeszcze się wydłuży. Jest tak, mimo że sama akcyza paliwowa przyniesie w tym roku 18,5 mld zł dochodu dla budżetu. Z owej akcyzy jednak tylko 18 proc. idzie na "infrastrukturę komunikacyjną", z czego od tego roku jedną piątą mamy przeznaczać na modernizację i remont kolei.
6. pole minowe - polityka i wyborysamorządowe
Zaprezentowane wyżej wielkie polskie problemy narastały latami. Ich poprawa wymaga trzech typów działań: reform gospodarczych, możliwych do wprowadzenia jedynie drogą ustawodawczą, sprawnego zarządzania przez ministrów i rząd in corpore, a nade wszystko konieczne jest powstrzymanie się od jakichkolwiek działań mogących sytuację pogorszyć. Na każdym z tych trzech odcinków nie jest dobrze. Sejm od pół roku praktycznie nie funkcjonuje (Bogiem a prawdą, nie bardzo ma nad czym procedować, bowiem projekty ustaw z rządu nie spływają). W rządzie, który ma swoje jasne punkty, mamy co najmniej kilku ministrów, którzy znaleźli się tam chyba za karę (co gorsza, kierują tymi resortami, w których problemy są największe). A w kwestii rozdawnictwa nie istniejących pieniędzy uczyniliśmy wielki krok do przodu.
Powstanie w ostatni piątek koalicji większościowej zapewne sytuację jeszcze pogorszy. Wprawdzie w Sejmie znalazła się stabilna większość potrzebna do zmian legislacyjnych, ale w rządzie najprawdopodobniej zajdą zmiany niekorzystne. Nowi ministrowie (Lepper et consortes) nie są lepsi od dotychczasowych, a rząd przestanie być w miarę jednolitą drużyną i stanie się federacją klubów mających różne interesy. Wady takiej sytuacji ujawnią się w pełni przed wyborami samorządowymi. Dla każdej z koalicyjnych partii wybory te mają kolosalne znaczenie, więc będą one wykorzystywać obecność w rządzie do prowadzenia kampanii wyborczej. A ponieważ - jak sądzimy - najłatwiej zdobywa się głosy, rozdając pieniądze i przywileje, jesienią rozpocznie się kolosalny koncert życzeń i obietnic. Odgrywany on będzie w chwili, kiedy w Sejmie rozpocznie się debata nad budżetem. W tej sytuacji (warto pamiętać, że opozycja do owego koncertu też swoje dołoży) jakakolwiek racjonalizacja wydatków budżetowych będzie niemożliwa, a utrzymanie 30-miliardowej kotwicy deficytowej - mało prawdopodobne. Min zatem nie ubędzie, a co gorsza zaczną one stopniowo wybuchać.
Fot K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 19/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.