Polsce przyprawia się za granicą wykrzywioną twarz Romana Giertycha
Dominika Ćosić
z Brukseli
Henryk Szafir
z Jerozolimy
Wejście do rządu Samoobrony i LPR właściwie niczego już nie popsuło w obrazie Polski - nowa polska władza a priori została przez zachodnią prasę zaszufladkowana jako ultrakatolicka, ultranacjonalistyczna i populistyczna, w dodatku homofobiczna i antysemicka. Niemała w tym zasługa rodzimych polityków i publicystów, na których opiniach bezkrytycznie opiera się Zachód.
Lepper Europejczykiem
Pojawienie się w Brukseli Andrzeja Leppera nie wywołało burzy, na konferencji prasowej zjawiło się tylko kilkoro zagranicznych dziennikarzy. Ku ich zaskoczeniu wicepremier odpowiadał na pytania rzeczowo, a nawet dowcipnie. "Lepper został pasowany na Europejczyka" - tytuł z "Le Soir" i "EU Observer" był mottem także innych tekstów. UE postanowiła dać nowej koalicji szansę - tak można tłumaczyć przedłużenie czasu nadsyłania wniosków przez polskich rolników. Lepper przyjechał do stolicy UE jako zabawniejszy z polskich koalicjantów, przebieg jego kariery podziałał na wyobraźnię dziennikarzy, a wygląd zaintrygował.
Postrachem numer jeden jest LPR i Roman Giertych. Kilka dni temu stał się on bohaterem sesji europarlamentu. W Dniu Walki z Homofobią liberalni eurodeputowani przypuścili atak na Polskę. Poseł Jean-Marie Cavada uznał nasz kraj za najbardziej homofobiczny w UE i zaproponował, by zagrozić Warszawie sankcjami. Za głównego winowajcę uznano Giertycha i Młodzież Wszechpolską. "Polscy neonaziści łamią fundamentalne zasady demokracji" - ostrzegała niemiecka posłanka Elisabeth Schroedter. Warszawa jest oskarżana o walkę z mniejszościami seksualnymi - i nie tylko - już od listopada. Pretekstem była niezgoda władz Poznania na zorganizowanie tam Marszu Równości.
To marginalne w sumie wydarzenie przetoczyło się przez zachodnie media i położyło cieniem na pierwszej wizycie premiera Marcinkiewicza w Brukseli. Jeden z unijnych dyplomatów zauważa z przekąsem, że Polska za nietolerancję jest najostrzej atakowana przez te kraje, w których dramatycznie przybierają na sile ruchy niemal faszystowskie. Bo w porównaniu z Niemcami, zwłaszcza z byłą NRD, Polska jest oazą tolerancji i pokoju.
Austriacka nauczka
Oficjalnie UE zachowuje milczenie. Wszyscy pamiętają histerię, która ogarnęła Brukselę po dojściu do władzy w Austrii Jörga Haidera, co zaowocowało sankcjami nałożonymi na Wiedeń. - Unia się ośmieszyła i wykazała niezrozumienie zasad demokracji. Przecież Haider zdobył władzę w wyniku demokratycznych wyborów - uważa włoski eurodeputowany Jaś Gawroński. Małą, nową w unii Austrię łatwo było strofować. Co innego Włochy, w których przed laty mimo agitacji światłych Europejczyków premierem został Silvio Berlusconi. Na to unia nie zareagowała, podobnie jak na sukcesy partii antyimigranckich i rasistowskich w Belgii i Holandii. Warszawie w sukurs przyszła prezydencja austriacka. Wiedeń wie, co to znaczy być czarną owcą, dlatego nie nadał swej prezydencji tonu antypolskiego.
- Uważnie obserwujemy nowy polski rząd, ale respektujemy wybór, którego dokonali Polacy - mówi "Wprost" José Barroso, szef Komisji Europejskiej. Chwali decyzje rządu: deklarację chęci wejścia do strefy euro, obietnicę wysłania oddziałów do Konga, współpracę z Europejską Agencją Obrony, pracę nad budową polityki energetycznej i złagodzenie stanowiska w sprawie eurokonstytucji. - Ten rząd z powodu fatalnej prasy musi robić trzy razy tyle, co poprzedni, by potwierdzić swoją europejskość - mówi wysoki rangą urzędnik Komisji Europejskiej. Zwłaszcza lewicujące gazety nie są w stanie wybaczyć Polakom, że poszli za Kaczyńskimi. Opisują Polskę jak ciekawostkę zoologiczną, często z tezą kreowaną przez zakompleksionych polskich polityków pielgrzymujących do Brukseli. Wojciech Olejniczak urósł na głównego wojownika o wolność i demokrację po tym, jak w wywiadzie dla belgijskich mediów podzielił się troską o Polskę rządzoną przez ultrakatolickich, ultrakonserwatywnych i ultrapopulistycznych tyranów. Stawiając kropkę nad i, porównał Kaczyńskiego do Łukaszenki.
Cena demokracji
W Izraelu o LPR słyszeli głównie ci, którzy wiedzę o Polsce i świecie czerpią z TV Polonia i telawiwskiego tygodnika "Nowiny Kurier". Ludzie ci, którzy mimo upływu kilkudziesięciu lat nie nauczyli się hebrajskiego, z oburzeniem zareagowali na nową koalicję w Warszawie, nie szczędząc krytyki pod adresem "antysemickiego" rządu. Ten głos pozostaje jednak bez echa. Środowisko to, niewątpliwie mające do Polski sentyment i podłączone na co dzień do warszawskiego telewizora, znajduje się na marginesie Izraela i nie odgrywa żadnej roli opiniotwórczej.
Hebrajskie media prawie nie odnotowały przystąpienia LPR do rządu. Tamar Eichler z "Jedijot Achronot" napisał na ten temat 11 wierszy. Tylko Sewer Plocker, jeden z ważniejszych izraelskich komentatorów, opublikował na łamach tej samej gazety duży artykuł poświęcony zmianom rządowym nad Wisłą. "Wśród posłów LPR są nawet tacy, którzy należą do polsko-izraelskiej grupy parlamentarnej, ale nie ulega wątpliwości: ich duchowy i ideologiczny świat nasycony jest tradycją antysemicką - pisze Plocker. - Póki nie okaże się, że jest inaczej, Roman Giertych nie będzie partnerem dla Izraela".
W MSZ w Jerozolimie panują sprzeczne poglądy co do kroków, które Izrael powinien podjąć po mianowaniu Giertycha wicepremierem i ministrem edukacji. - To wewnętrzna sprawa Polski i cena, jaką płaci się za demokrację - powiedział "Wprost" wyższy urzędnik resortu, który prosił o anonimowość. Rozlegają się jednak głosy żądające zbojkotowania przywódcy LPR: "To nie do pomyślenia, by jawny antysemita był współorganizatorem wyjazdów edukacyjnych młodych Izraelczyków szlakiem Holocaustu". W Urzędzie Premiera podkreślają, że "Polska jest państwem zaprzyjaźnionym, ale Izrael nie będzie mógł przejść nad tym, co się stało, do porządku dziennego".
W prasowej burzy ostatnich tygodni na Zachodzie brakowało rzetelnych analiz, choć szczątkowo respektujących obiektywizm dziennikarski. Najrozsądniej zachował się "The Economist", który zamieścił obszerny raport o Polsce pióra Edwarda Lucasa. Konkluduje on, że nowy rząd nie jest spełnieniem marzeń Europy, ale nie oznacza też trzęsienia ziemi. "Mimo napięć politycznych Polska ma znakomite perspektywy" - puentuje Lucas, podkreślając, że przerysowany i karykaturalny obraz nowej polskiej władzy tworzą najczęściej sami Polacy.
Dominika Ćosić
z Brukseli
Henryk Szafir
z Jerozolimy
Wejście do rządu Samoobrony i LPR właściwie niczego już nie popsuło w obrazie Polski - nowa polska władza a priori została przez zachodnią prasę zaszufladkowana jako ultrakatolicka, ultranacjonalistyczna i populistyczna, w dodatku homofobiczna i antysemicka. Niemała w tym zasługa rodzimych polityków i publicystów, na których opiniach bezkrytycznie opiera się Zachód.
Lepper Europejczykiem
Pojawienie się w Brukseli Andrzeja Leppera nie wywołało burzy, na konferencji prasowej zjawiło się tylko kilkoro zagranicznych dziennikarzy. Ku ich zaskoczeniu wicepremier odpowiadał na pytania rzeczowo, a nawet dowcipnie. "Lepper został pasowany na Europejczyka" - tytuł z "Le Soir" i "EU Observer" był mottem także innych tekstów. UE postanowiła dać nowej koalicji szansę - tak można tłumaczyć przedłużenie czasu nadsyłania wniosków przez polskich rolników. Lepper przyjechał do stolicy UE jako zabawniejszy z polskich koalicjantów, przebieg jego kariery podziałał na wyobraźnię dziennikarzy, a wygląd zaintrygował.
Postrachem numer jeden jest LPR i Roman Giertych. Kilka dni temu stał się on bohaterem sesji europarlamentu. W Dniu Walki z Homofobią liberalni eurodeputowani przypuścili atak na Polskę. Poseł Jean-Marie Cavada uznał nasz kraj za najbardziej homofobiczny w UE i zaproponował, by zagrozić Warszawie sankcjami. Za głównego winowajcę uznano Giertycha i Młodzież Wszechpolską. "Polscy neonaziści łamią fundamentalne zasady demokracji" - ostrzegała niemiecka posłanka Elisabeth Schroedter. Warszawa jest oskarżana o walkę z mniejszościami seksualnymi - i nie tylko - już od listopada. Pretekstem była niezgoda władz Poznania na zorganizowanie tam Marszu Równości.
To marginalne w sumie wydarzenie przetoczyło się przez zachodnie media i położyło cieniem na pierwszej wizycie premiera Marcinkiewicza w Brukseli. Jeden z unijnych dyplomatów zauważa z przekąsem, że Polska za nietolerancję jest najostrzej atakowana przez te kraje, w których dramatycznie przybierają na sile ruchy niemal faszystowskie. Bo w porównaniu z Niemcami, zwłaszcza z byłą NRD, Polska jest oazą tolerancji i pokoju.
Austriacka nauczka
Oficjalnie UE zachowuje milczenie. Wszyscy pamiętają histerię, która ogarnęła Brukselę po dojściu do władzy w Austrii Jörga Haidera, co zaowocowało sankcjami nałożonymi na Wiedeń. - Unia się ośmieszyła i wykazała niezrozumienie zasad demokracji. Przecież Haider zdobył władzę w wyniku demokratycznych wyborów - uważa włoski eurodeputowany Jaś Gawroński. Małą, nową w unii Austrię łatwo było strofować. Co innego Włochy, w których przed laty mimo agitacji światłych Europejczyków premierem został Silvio Berlusconi. Na to unia nie zareagowała, podobnie jak na sukcesy partii antyimigranckich i rasistowskich w Belgii i Holandii. Warszawie w sukurs przyszła prezydencja austriacka. Wiedeń wie, co to znaczy być czarną owcą, dlatego nie nadał swej prezydencji tonu antypolskiego.
- Uważnie obserwujemy nowy polski rząd, ale respektujemy wybór, którego dokonali Polacy - mówi "Wprost" José Barroso, szef Komisji Europejskiej. Chwali decyzje rządu: deklarację chęci wejścia do strefy euro, obietnicę wysłania oddziałów do Konga, współpracę z Europejską Agencją Obrony, pracę nad budową polityki energetycznej i złagodzenie stanowiska w sprawie eurokonstytucji. - Ten rząd z powodu fatalnej prasy musi robić trzy razy tyle, co poprzedni, by potwierdzić swoją europejskość - mówi wysoki rangą urzędnik Komisji Europejskiej. Zwłaszcza lewicujące gazety nie są w stanie wybaczyć Polakom, że poszli za Kaczyńskimi. Opisują Polskę jak ciekawostkę zoologiczną, często z tezą kreowaną przez zakompleksionych polskich polityków pielgrzymujących do Brukseli. Wojciech Olejniczak urósł na głównego wojownika o wolność i demokrację po tym, jak w wywiadzie dla belgijskich mediów podzielił się troską o Polskę rządzoną przez ultrakatolickich, ultrakonserwatywnych i ultrapopulistycznych tyranów. Stawiając kropkę nad i, porównał Kaczyńskiego do Łukaszenki.
Cena demokracji
W Izraelu o LPR słyszeli głównie ci, którzy wiedzę o Polsce i świecie czerpią z TV Polonia i telawiwskiego tygodnika "Nowiny Kurier". Ludzie ci, którzy mimo upływu kilkudziesięciu lat nie nauczyli się hebrajskiego, z oburzeniem zareagowali na nową koalicję w Warszawie, nie szczędząc krytyki pod adresem "antysemickiego" rządu. Ten głos pozostaje jednak bez echa. Środowisko to, niewątpliwie mające do Polski sentyment i podłączone na co dzień do warszawskiego telewizora, znajduje się na marginesie Izraela i nie odgrywa żadnej roli opiniotwórczej.
Hebrajskie media prawie nie odnotowały przystąpienia LPR do rządu. Tamar Eichler z "Jedijot Achronot" napisał na ten temat 11 wierszy. Tylko Sewer Plocker, jeden z ważniejszych izraelskich komentatorów, opublikował na łamach tej samej gazety duży artykuł poświęcony zmianom rządowym nad Wisłą. "Wśród posłów LPR są nawet tacy, którzy należą do polsko-izraelskiej grupy parlamentarnej, ale nie ulega wątpliwości: ich duchowy i ideologiczny świat nasycony jest tradycją antysemicką - pisze Plocker. - Póki nie okaże się, że jest inaczej, Roman Giertych nie będzie partnerem dla Izraela".
W MSZ w Jerozolimie panują sprzeczne poglądy co do kroków, które Izrael powinien podjąć po mianowaniu Giertycha wicepremierem i ministrem edukacji. - To wewnętrzna sprawa Polski i cena, jaką płaci się za demokrację - powiedział "Wprost" wyższy urzędnik resortu, który prosił o anonimowość. Rozlegają się jednak głosy żądające zbojkotowania przywódcy LPR: "To nie do pomyślenia, by jawny antysemita był współorganizatorem wyjazdów edukacyjnych młodych Izraelczyków szlakiem Holocaustu". W Urzędzie Premiera podkreślają, że "Polska jest państwem zaprzyjaźnionym, ale Izrael nie będzie mógł przejść nad tym, co się stało, do porządku dziennego".
W prasowej burzy ostatnich tygodni na Zachodzie brakowało rzetelnych analiz, choć szczątkowo respektujących obiektywizm dziennikarski. Najrozsądniej zachował się "The Economist", który zamieścił obszerny raport o Polsce pióra Edwarda Lucasa. Konkluduje on, że nowy rząd nie jest spełnieniem marzeń Europy, ale nie oznacza też trzęsienia ziemi. "Mimo napięć politycznych Polska ma znakomite perspektywy" - puentuje Lucas, podkreślając, że przerysowany i karykaturalny obraz nowej polskiej władzy tworzą najczęściej sami Polacy.
"Le Figaro": "Zwalisty, zadziorny Lepper jest agitatorem, interesującą mieszanką lewicowego anarchisty i ultranacjonalisty" "Guardian": "Lepper to prowincjonalny bokser" "EU Observer": "Nowy polski minister rolnictwa i wicepremier Andrzej Lepper jest na drodze do zniszczenia swojego wizerunku eurosceptycznego dzikusa polskiej polityki" "Le Monde": "Katolicki integrysta walczący z homoseksualizmem i aborcją pan Giertych broni pozycji radykałów, tradycjonalistów, antyliberałów, nastawionych skrajnie antyeuropejsko" "The Economist": "Samoobrona ma niejasne interesy i równie podejrzane powiązania, młodzieżówka Ligi Polskich Rodzin jest antysemicka i homofobiczna" |
Więcej możesz przeczytać w 22/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.