Tylko radykałowie są w stanie urzeczywistnić projekt IV RP
Świat żyje tym, że "ktoś taki" jak Roman Giertych został wicepremierem polskiego rządu. Od Busha po Blaira i japońskiego premiera Koizumiego o tym się mówi. Nie wspominając o światowych mediach. Ta bzdura jest w naszym kraju powtarzana niczym prawda objawiona. Prawda jest zaś taka, że to tzw. autorytety z Polski próbują przekonać swoich kolegów na Zachodzie, że jest jakiś problem z Giertychem. A ci nawet nie wiedzą, kim Giertych jest. I nie muszą. W tej sprawie nie chodzi zresztą o Giertycha, lecz o stworzenie obrazu Polski rządzonej przez jakichś strasznych radykałów (w potocznym sensie tego słowa). A wszystko można powiedzieć o rządzie Marcinkiewicza, ale nie to, że prowadzi on jakąś bardzo ryzykowną (potocznie: radykalną) politykę.
Z rzekomym polskim radykalizmem są co najmniej dwa problemy. Pierwszy jest natury językowej: u nas radykał znaczy tyle, co ekstremista, polityczny wariat. Tymczasem łacińskie określenie "radicalis" znaczy tyle, co "zakorzeniony" (od radix - korzeń), odwołujący się do źródła. Radykał nie musi wcale być ekstremistą czy wariatem. Może być po prostu kimś, kto ma utrwalone (zakorzenione), choć niekoniecznie grzeczne, poglądy i chce je wcielać w czyn. W gruncie rzeczy radykałami byli wszyscy twórcy wielkich społecznych (także religijnych) przemian. Radykałem w tym znaczeniu był Mojżesz, a jeszcze bardziej Jezus Chrystus i Mahomet. Radykałem w tym znaczeniu był też oczywiście Jan Paweł II, który inaczej nie zasłużyłby się w walce z komunistycznym totalitaryzmem. I radykałem będzie zapewne Benedykt XVI, jeśli ma urzeczywistnić ideę krucjaty do Europy. I nie ma sprzeczności w tym, że radykał wygląda tak łagodnie i mówi tak przyjacielsko jak Benedykt XVI w Polsce (vide: "Polski papież Benedykt XVI").
Radykałami byli Hammurabi, Solon, Perykles, Karol Wielki, Otton III, Henryk VIII, Piotr I, Cromwell, Jerzy Waszyngton, Napoleon, Reagan czy Piłsudski. Gdyby nie byli radykałami, nic by nie osiągnęli. Tylko radykałowie w przeszłości gwarantowali współdziałanie dwóch czynników decydujących o rozwoju przełomu politycznego (w tym geopolitycznego, ustrojowego, prawnego itp.) i moralnego. Robespierre, Lenin, Hitler czy Stalin nie byli w tym sensie radykałami, bo ich zakorzenieniem był nihilizm. Byli czystej wody ekstremistami. Wniosek dla obecnej polskiej sytuacji jest taki, że tylko radykałowie są w stanie urzeczywistnić projekt IV RP. O ile oczywiście braci Kaczyńskich uznać za radykałów, co wcale takie pewne nie jest (vide: "Jarosław bezwzględny"). I tu Roman Giertych wydaje się znacznie wiarygodniejszym partnerem Jarosława Kaczyńskiego niż Andrzej Lepper. Choćby dlatego, że poglądy Leppera bardzo często się ocierały o nihilizm, podczas gdy Giertycha - nigdy.
Drugi problem z polskim radykalizmem (w potocznym znaczeniu tego terminu) wiąże się z tym, że nie jest on żadnym radykalizmem, czyli nie jest ekstremizmem. Kaczyński, Giertych czy Lepper to na tle innych światowych przywódców naprawdę "grzeczni chłopcy". Przyklejać im nalepki "oszołomów" czy "zamordystów" mogą tylko ci, którzy mają małe pojęcie o tym, jak rządzą i rządzili choćby Putin, Chirac, Berlusconi czy Schröder. I kiedy obywatele Zachodu dowiadują się od korespondentów z Polski (najczęściej inspirowanych przez Polaków), jakimi to zamordystami są Kaczyński bądź Giertych, wyobrażają sobie jakąś polską odmianę Castro czy nawet Pol Pota. A to kompletna bzdura.
W Polsce mamy nie za dużo, lecz za mało radykalizmu. Gdyby prawdziwy radykał (czytaj: osoba mająca w pełni wolnorynkowe poglądy) kierował Ministerstwem Zdrowia, już dawno sprywatyzowano by usługi medyczne i wprowadzono prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Wtedy nie mielibyśmy - jak obecnie - miliona ubezpieczonych prywatnie radykałów (czytaj: osób odpowiedzialnych za własne zdrowie), lecz pewnie już 10 milionów (vide: "Ubezpiecz się od Religi", cover story tego numeru). Radykałów bardzo nam potrzeba w ministerstwach finansów, skarbu, gospodarki czy polityki społecznej. Potrzeba radykała Bronisława Wildsteina w TVP. Nieprzypadkowo najwięcej dobrego dzieje się w resortach, którymi kierują radykałowie Ziobro i Dorn, czyli w ministerstwach sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Nie dajmy się więc zwariować: radykał to brzmi dumnie.
Z rzekomym polskim radykalizmem są co najmniej dwa problemy. Pierwszy jest natury językowej: u nas radykał znaczy tyle, co ekstremista, polityczny wariat. Tymczasem łacińskie określenie "radicalis" znaczy tyle, co "zakorzeniony" (od radix - korzeń), odwołujący się do źródła. Radykał nie musi wcale być ekstremistą czy wariatem. Może być po prostu kimś, kto ma utrwalone (zakorzenione), choć niekoniecznie grzeczne, poglądy i chce je wcielać w czyn. W gruncie rzeczy radykałami byli wszyscy twórcy wielkich społecznych (także religijnych) przemian. Radykałem w tym znaczeniu był Mojżesz, a jeszcze bardziej Jezus Chrystus i Mahomet. Radykałem w tym znaczeniu był też oczywiście Jan Paweł II, który inaczej nie zasłużyłby się w walce z komunistycznym totalitaryzmem. I radykałem będzie zapewne Benedykt XVI, jeśli ma urzeczywistnić ideę krucjaty do Europy. I nie ma sprzeczności w tym, że radykał wygląda tak łagodnie i mówi tak przyjacielsko jak Benedykt XVI w Polsce (vide: "Polski papież Benedykt XVI").
Radykałami byli Hammurabi, Solon, Perykles, Karol Wielki, Otton III, Henryk VIII, Piotr I, Cromwell, Jerzy Waszyngton, Napoleon, Reagan czy Piłsudski. Gdyby nie byli radykałami, nic by nie osiągnęli. Tylko radykałowie w przeszłości gwarantowali współdziałanie dwóch czynników decydujących o rozwoju przełomu politycznego (w tym geopolitycznego, ustrojowego, prawnego itp.) i moralnego. Robespierre, Lenin, Hitler czy Stalin nie byli w tym sensie radykałami, bo ich zakorzenieniem był nihilizm. Byli czystej wody ekstremistami. Wniosek dla obecnej polskiej sytuacji jest taki, że tylko radykałowie są w stanie urzeczywistnić projekt IV RP. O ile oczywiście braci Kaczyńskich uznać za radykałów, co wcale takie pewne nie jest (vide: "Jarosław bezwzględny"). I tu Roman Giertych wydaje się znacznie wiarygodniejszym partnerem Jarosława Kaczyńskiego niż Andrzej Lepper. Choćby dlatego, że poglądy Leppera bardzo często się ocierały o nihilizm, podczas gdy Giertycha - nigdy.
Drugi problem z polskim radykalizmem (w potocznym znaczeniu tego terminu) wiąże się z tym, że nie jest on żadnym radykalizmem, czyli nie jest ekstremizmem. Kaczyński, Giertych czy Lepper to na tle innych światowych przywódców naprawdę "grzeczni chłopcy". Przyklejać im nalepki "oszołomów" czy "zamordystów" mogą tylko ci, którzy mają małe pojęcie o tym, jak rządzą i rządzili choćby Putin, Chirac, Berlusconi czy Schröder. I kiedy obywatele Zachodu dowiadują się od korespondentów z Polski (najczęściej inspirowanych przez Polaków), jakimi to zamordystami są Kaczyński bądź Giertych, wyobrażają sobie jakąś polską odmianę Castro czy nawet Pol Pota. A to kompletna bzdura.
W Polsce mamy nie za dużo, lecz za mało radykalizmu. Gdyby prawdziwy radykał (czytaj: osoba mająca w pełni wolnorynkowe poglądy) kierował Ministerstwem Zdrowia, już dawno sprywatyzowano by usługi medyczne i wprowadzono prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Wtedy nie mielibyśmy - jak obecnie - miliona ubezpieczonych prywatnie radykałów (czytaj: osób odpowiedzialnych za własne zdrowie), lecz pewnie już 10 milionów (vide: "Ubezpiecz się od Religi", cover story tego numeru). Radykałów bardzo nam potrzeba w ministerstwach finansów, skarbu, gospodarki czy polityki społecznej. Potrzeba radykała Bronisława Wildsteina w TVP. Nieprzypadkowo najwięcej dobrego dzieje się w resortach, którymi kierują radykałowie Ziobro i Dorn, czyli w ministerstwach sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Nie dajmy się więc zwariować: radykał to brzmi dumnie.
Więcej możesz przeczytać w 22/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.