Stanisław Biega, założyciel organizacji Zielone Mazowsze oraz członek zarządu Centrum Zrównoważonego Transportu, produkuje tylko 10 l śmieci na cały rok. Jeden niepełny kubełek. Głównie są to sreberka po kefirach, metalowe zakrętki, metki od nowych ubrań (nosi tylko te z naturalnych materiałów). Czyli wszystko to, czego nie może wyrzucić na balkon, gdzie zaaranżował kompostownik. Ten opróżnia raz w tygodniu, a organiczne odpadki wywozi do lasu, aby użyźnić glebę. W lesie zakopuje też stare ubrania i buty, wcześniej skrzętnie usuwając z nich metalowe elementy i guziki. – Ale i tak mam wyrzuty sumienia z powodu tego jednego kubła śmieci, których nie da się przecież przetworzyć – wyznaje. Dlatego zbiera butelki, które zanieczyszczają las . Plastiku nie używa wcale. Na zakupy chodzi z wiklinowym koszem, a gdy kupuje mięso, oczywiście ze sprawdzonego źródła (choć sam jest wegetarianinem, zdarza mu się gotować dla dziewczyny), prosi o zapakowanie do szklanego słoja. W każdy weekend jedzie pociągiem z Warszawy do Krakowa na ekologiczny targ. Ma ze sobą trzy stalowe garnki potrzebne do zapakowania sprawunków, czym wprawia w konsternację lokalnych sprzedawców. Ale tym się nie przejmuje. – Ważne, że przywiozę w garnkach świeże bunce [sery z owczego mleka – red.], prawdziwą śmietanę w szklanej butelce ze sreberkiem i rukolę kupowaną tanio, na kilogramy – wylicza. I tylko zżyma się, że w całej Polsce nie znalazł jeszcze masła pakowanego w zwykły papier. – Tak, jestem radykałem, ale nikomu nie narzucam swoich wyborów. Co najwyżej sugeruję, że mam rację – podkreśla. Czy taki styl życia to godna naśladowania postawa, czy już obsesja? Ekolog zaprzecza, jakoby był maniakiem, choć jego zachowania wyczerpują wszystkie znamiona karboreksji, czyli zaburzenia obsesyjno-kompulsywnego objawiającego się obsesyjną chęcią do życia w sposób jak najbardziej ekologiczny.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.