Splot historii i współczesnej wspólnoty interesów każe widzieć w Ukrainie dużo więcej niż sentymentalną legendę Kresów
Kiedy w PRL ukazała się pierwsza "Historia Ukrainy" pióra profesora Władysława Serczyka, studenci radzili, żeby na początku wyrwać z tomu ostatnie rozdziały poświęcone dziejom Ukrainy w XX wieku, a potem z przyjemnością zabrać się do lektury. Cenzura, zakłamanie i urazy z czasów międzywojennych, a zwłaszcza wojennych, sprawiły, że nawet po odzyskaniu niepodległości przez oba państwa w Polsce o historii Ukrainy bardzo długo trudno było mówić.
Negatywny stereotyp nadal trzyma się mocno. Ostatnie lata, szczególnie czas "pomarańczowej rewolucji", który przypomniał Polakom solidarnościowy karnawał początku lat 80., sprawiły jednak, że o Ukrainie zaczęto mówić z sympatią. Dość powszechnie jesteśmy przekonani, iż mamy do czynienia z krajem bliskim kulturowo i ważnym politycznie. Wydanie kolejnych książek o naszym sąsiedzie ze wschodu nie jest traktowane jak sensacja. I dobrze. Z drugiej jednak strony coraz rzadziej opracowania o Ukrainie zauważamy. A w ostatnich tygodniach w księgarniach pojawiły się co najmniej dwie prace godne uwagi. Jedna, wydana w cennej serii "Historia państw świata XX wieku" wydawnictwa Trio, uzupełnia doskonale owe wyrwane rozdziały z lepszych prac historycznych czasów PRL. Andrzej Chojnowski i Jan Jacek Bruski spokojnie relacjonują rzeczy, od których włos jeży się na głowie: wielki głód lat 30., masakrę ukraińskiej inteligencji i chłopów, wreszcie rusyfikację Ukrainy w epoce sowieckiej. Dodają bardzo potrzebny indeks połączony ze słownikiem biograficznym oraz precyzyjne kalendarium ukraińskiej historii w XX wieku. Pisząc historię kraju, który formę państwową uzyskał w istocie dopiero w 1991 r., muszą sięgać do dziejów Polski, Rosji, Austro--Węgier i Związku Sowieckiego. Udało im się to znakomicie. W efekcie, bez lektury tej książki nie można zajmować się kompetentnie ani polityką, ani nawet próbami opisu sytuacji międzynarodowej Polski.
Podobnie jak trudno rozmawiać w Warszawie o sprawach ukraińskich, nie zaprosiwszy Bogumiły Berdychowskiej. Dziennikarka i eseistka od czasów antykomunistycznego podziemia pisała o Ukrainie i czynnie uczestniczyła w budowaniu relacji polsko-ukraińskich. Pod banalnym tytułem "Ukraina. Ludzie i książki" Berdychowska wydała zbiór drapieżnej i zdecydowanej publicystyki. O ile w książce Chojnowskiego i Burskiego mamy zimny wykład i wyważony słownik biograficzny, o tyle Berdychowska pisze o setkach ludzi, których poznała, i nie ukrywa swojego do nich emocjonalnego stosunku. Kłóci się o ukraińską historię i teraźniejszość zarówno z Polakami, jak i z Ukraińcami. "Aktywna polityka wobec Ukrainy nie jest przejawem ukrainofilstwa, lecz rozumną troską o bezpieczeństwo i stabilność naszego regionu Europy" - napisała we wstępie i przekonująco dowiodła na stronach zbioru publicystyki, wydanego przez zasłużone wrocławskie Kolegium Europy Wschodniej.
Ukraina jest polskim problemem. Od stuleci nasi wspólni wrogowie robią wszystko, by- jak zapisał Sienkiewicz w "Ogniem i mieczem" "nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą". W XX wieku - od Piłsudskiego po Giedroycia - mądrzy Polacy i Ukraińcy starają się zasypywać podziały. I przypominać o kluczowym w przywołanym cytacie słowie "pobratymcy". Splot historii i współczesnej wspólnoty interesów każe widzieć w Ukrainie dużo więcej niż sentymentalną legendę Kresów. Ukrainę jako państwo dzięki omawianym książkom zrozumiemy zdecydowanie lepiej. A może nawet polubimy.
Fot: K. Pacuła
Negatywny stereotyp nadal trzyma się mocno. Ostatnie lata, szczególnie czas "pomarańczowej rewolucji", który przypomniał Polakom solidarnościowy karnawał początku lat 80., sprawiły jednak, że o Ukrainie zaczęto mówić z sympatią. Dość powszechnie jesteśmy przekonani, iż mamy do czynienia z krajem bliskim kulturowo i ważnym politycznie. Wydanie kolejnych książek o naszym sąsiedzie ze wschodu nie jest traktowane jak sensacja. I dobrze. Z drugiej jednak strony coraz rzadziej opracowania o Ukrainie zauważamy. A w ostatnich tygodniach w księgarniach pojawiły się co najmniej dwie prace godne uwagi. Jedna, wydana w cennej serii "Historia państw świata XX wieku" wydawnictwa Trio, uzupełnia doskonale owe wyrwane rozdziały z lepszych prac historycznych czasów PRL. Andrzej Chojnowski i Jan Jacek Bruski spokojnie relacjonują rzeczy, od których włos jeży się na głowie: wielki głód lat 30., masakrę ukraińskiej inteligencji i chłopów, wreszcie rusyfikację Ukrainy w epoce sowieckiej. Dodają bardzo potrzebny indeks połączony ze słownikiem biograficznym oraz precyzyjne kalendarium ukraińskiej historii w XX wieku. Pisząc historię kraju, który formę państwową uzyskał w istocie dopiero w 1991 r., muszą sięgać do dziejów Polski, Rosji, Austro--Węgier i Związku Sowieckiego. Udało im się to znakomicie. W efekcie, bez lektury tej książki nie można zajmować się kompetentnie ani polityką, ani nawet próbami opisu sytuacji międzynarodowej Polski.
Podobnie jak trudno rozmawiać w Warszawie o sprawach ukraińskich, nie zaprosiwszy Bogumiły Berdychowskiej. Dziennikarka i eseistka od czasów antykomunistycznego podziemia pisała o Ukrainie i czynnie uczestniczyła w budowaniu relacji polsko-ukraińskich. Pod banalnym tytułem "Ukraina. Ludzie i książki" Berdychowska wydała zbiór drapieżnej i zdecydowanej publicystyki. O ile w książce Chojnowskiego i Burskiego mamy zimny wykład i wyważony słownik biograficzny, o tyle Berdychowska pisze o setkach ludzi, których poznała, i nie ukrywa swojego do nich emocjonalnego stosunku. Kłóci się o ukraińską historię i teraźniejszość zarówno z Polakami, jak i z Ukraińcami. "Aktywna polityka wobec Ukrainy nie jest przejawem ukrainofilstwa, lecz rozumną troską o bezpieczeństwo i stabilność naszego regionu Europy" - napisała we wstępie i przekonująco dowiodła na stronach zbioru publicystyki, wydanego przez zasłużone wrocławskie Kolegium Europy Wschodniej.
|
|
Fot: K. Pacuła
Więcej możesz przeczytać w 3/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.