Jeszcze kilka lat temu w kolorowej prasie można było przeczytać o sowitym czesnym, które politycy płacą w prywatnych szkołach swoich dzieci. Dziś coraz więcej młodych parlamentarzystów deklaruje, że ich pociechy korzystają z publicznej edukacji. Uznali, że uczęszczanie przez ich dzieci do prywatnych szkół kłuje w oczy wyborców. A w dodatku utwierdza Polaków w przekonaniu, że system edukacyjny, który nieustannie „poprawiają”, jest na niskim poziomie. Stanisław Pięta, poseł PiS, zachwala publiczną szkołę w Bielsku-Białej, do której poszła jego ośmioletnia córka. – Dziecko musi sobie radzić z trudami w normalnej szkole.
Nie należy przed nim rozwijać puchowego dywanu – mówi Pięta. Joanna Mucha, posłanka PO, także przekonuje o zaletach publicznego szkolnictwa. – Starszy syn studiuje już filozofię w języku angielskim na UW, ale młodszy nadal uczy się w publicznym liceum w klasie matematyczno-fizycznej. Publiczna szkoła jest niedaleko jego domu, a kadra nauczycielska jest bardzo profesjonalna – tłumaczy Mucha. Do państwowej szkoły chodzą córki Grzegorza Napieralskiego, byłego szefa SLD.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.