Pomnik smoleński jeszcze dobrze nie obrósł kurzem z placu Piłsudskiego, a już pojawiły się obietnice jego rychłego usunięcia. Ich autorzy są pewnie przekonani, że zasłużą się w bieżącej wojnie politycznej w Polsce. Tak naprawdę biorą oni jednak udział w starej jak świat i bardzo przewidywalnej zabawie. Polega ona na tym, że pomniki jednej władzy są przez następców usuwane z zapałem godnym lepszej sprawy. Starożytni Rzymianie mieli na to pewien sposób: zamiast niszczyć całkiem monumenty obalonych cesarzy, po prostu utrącali im głowy, żeby na solidnych tułowiach obsadzić nowych, bardziej stosownych do okoliczności bohaterów.
Symbolika władzy zawsze przemawiała jednak mocno do uzurpatorów, co powodowało, że osiedlający się w Wiecznym Mieście barbarzyńcy wyjątkowo chętnie wskakiwali na cokoły opróżnione przez pozbawionych gwałtownie życia poprzedników. Żeby coś zniszczyć tak do cna i wyrugować z pamięci, trzeba było już rewolucyjnego zapału. Stąd brała się staranność, z jaką w erze chrześcijańskiej rugowano z przestrzeni publicznej pozostałości frywolnej starożytności. Polacy w tej popularnej konkurencji nigdy od średniej europejskiej nie odstawali. A dziś, gdy spory o pomniki i ich miejsce w Europie znacznie przygasły, my z naszym zapałem do burzenia jednych i wznoszenia drugich znaleźliśmy się w prawdziwej czołówce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.