Integralną częścią sportu są legendy, bo sport to często pojedynki Dawida z Goliatem. Prawie zawsze jestem za Dawidem, zwykle nie tylko słabszym, ale i znacznie biedniejszym niż współczesny sportowy krezus Goliat. Prawie – wyjątki od reguły są wtedy, gdy gra reprezentacja Polski w siatkówkę, bo gdy chodzi o mężczyzn, to w większości spotkań jest (lub do niedawna była – można wybrać) faworytem. Wtedy oczywiście będę za polskim Goliatem, a nie za obcym Dawidem. Wzrastałem na legendach tworzących czarodziejski, uwodzicielski mit polskiego sportu. Na legendzie Stanisława Królaka, polskiego kolarza, pierwszego indywidualnego zwycięzcy Wyścigu Pokoju (też legendarnego!), który na finiszu decydującego etapu miał w bramie Stadionu Dziesięciolecia przywalić rowerową pompką cykliście z „zaprzyjaźnionego” Związku Sowieckiego. Wcześniej radziecki szosowiec miał go faulować, przytrzymując go za siodełko... Po 20 latach w ślady Królaka miał pójść śp. Stanisław Szozda, wicemistrz świata z Barcelony 1973 r. (złotym medalistą został wtedy Ryszard Szurkowski i po raz pierwszy i jedyny w dziejach kolarstwa mieliśmy dublet na mistrzostwach świata), który też miał brać odwet na srodze go faulujących zawodnikach ZSRR. Potem przyszła legenda kolejnego polskiego mistrza świata Joachima Halupczoka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.