
"Słabo opłacana praca, która wymaga niewielkich umiejętności i daje niewielkie szanse awansu" - taką definicję McJob podali autorzy słownika Merriam-Webster. "To policzek dla 12 mln mężczyzn i kobiet ciężko pracujących w 900 tys. naszych restauracji" - stwierdził wówczas Jim Cantalupo, nieżyjący już szef sieci McDonald's. Firma postanowiła rozpocząć walkę z niesprawiedliwą, jej zdaniem, definicją. Nie zdecydowała się jednak na podwyższenie pensji czy zwiększenie możliwości awansu pracowników. Zamiast tego wystosowała publiczną petycję, licząc, że w ten sposób uda się wpłynąć na autorów słowników. W ubiegłym roku McDonald's przeprowadził nawet kampanię pod hasłem "McProspects [McPerspektywy] - ponad połowa naszej kadry kierowniczej zaczynała w naszych restauracjach. Nieźle jak na McJob". O skuteczności tej promocji najlepiej świadczy to, że hasło McProspects można znaleźć na zaledwie stu kilkudziesięciu stronach internetowych, podczas gdy McJob - na ponad 700 tys. witryn.