Rozmowa z Ludwikiem Dornem, byłym wicepremierem i marszałkiem Sejmu, który hobbystycznie zajmuje
się przekładami poezji angielskiej
Traktuje pan poważnie tłumaczenia wierszy? Są wiersze, które przekładam dla zabawy. Ale za sprawą niektórych nie mogę spać po nocach.
Na przykład? „Never seek to tell thy love" Williama Blake’a. Próbowałem przekładać go już co najmniej pięć razy i nigdy nie byłem zadowolony. Zazwyczaj biorę się do niego w adwent...
W adwent? Nieprzypadkowo. W wierszu jest mowa o „łagodnym powiewie". To nawiązanie do Starego Testamentu. Bóg przyszedł do Eliasza nie w wichurze i grzmotach, lecz w szmerze wiatru. W Betlejem Bóg narodził się też bez fanfar.
Wiersz trudno przełożyć, bo są w nim piętrowe nawiązania do Biblii? Raczej dlatego, że mimo głębi ma prostotę piosenki. „Nigdy miłości nie wyznawaj, nie mieści w słowach się ta miłość, łagodny powiew się porusza z milczącą, niewidzialną siłą". Słyszy pan ten rytm?
Przekłada pan tylko te wiersze, w których jest muzyka? W każdym wierszu, który jest wierszem, jest muzyka. Nie ma muzyki, nie ma wiersza.
Ważny jest też pierwiastek mistyczny jak u innego z pańskich ulubionych poetów – Williama Butlera Yeatsa? Często łamię sobie zęby na jego poezji. Był zwariowanym ezoterykiem. Przez pewien czas działał w jednej loży okultystycznej – Hermetycznym Zakonie Złotego Brzasku – z Aleisterem Crowleyem, inspiratorem, jeśli nie prekursorem, nowoczesnego satanizmu.
W poezję mistyczną ucieka pan, gdy ważą się pańskie losy na scenie politycznej? Uciekam niezależnie od polityki.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.