Ameryka bez wizji
Jakub Osina; www.usa2008.blox.pl
Czym tak naprawdę różni się dwoje kandydatów do nominacji demokratów w listopadowych wyborach prezydenckich? Niczym – o ich porażce lub zwycięstwie nie zdecydują kwestie programowe, lecz marketingowe. Nawet CNN poświęca dużo więcej czasu na prezentację celebrities popierających każdego z kandydatów niż na omówienie ich poglądów. Dowiadujemy się, że jedyną różnicą między nimi był stosunek do inwazji w Iraku. W czasie głosowań w Senacie Obama od początku głosował przeciw, a teraz jest za jak najszybszym wycofaniem wojsk. Clinton poparła inwazję, ale obecnie również jest zwolenniczką zakończenia amerykańskiej obecności w Iraku.
Program wyborczy w USA nie ma być żadną wizją – ma być narzędziem do osiągnięcia celu, jakim jest fotel prezydenta. Różnice między kandydatami sprowadzają się więc jedynie do rozkładu akcentów. Program Obamy jest bardziej antykorporacyjny, prośrodowiskowy. Program Clinton jest ostrożniejszy. Ale można odnieść wrażenie, że pisał je ten sam zespół ekspertów. Nie ma się zresztą czemu dziwić – powstały one po to, aby przyciągnąć do siebie jak największą rzeszę wyborców, bazują na badaniach tego samego społeczeństwa, a przede wszystkim na preferencjach tej samej grupy wyborców, których względy trzeba pozyskać, by zostać oficjalnym kandydatem demokratów. Owo podobieństwo programowe odbija się z pewnością w dużym stopniu na nierozstrzygniętym jeszcze wyścigu po nominację.
Szkoła inwestowania
Michał Gancarski; www.przewagakomparatywna.blog.pl
dyskusji o sposobie finansowania wyższej edukacji padają dwa argumenty mające wesprzeć tezę o niezbędności istnienia studiów bezpłatnych. Pierwszy to argument egalitarny. Istnieją osoby ubogie, które na studia płatne nie będą sobie mogły pozwolić i tym samym nie wystartują w życie z równej pozycji. Drugi mówi, że wykształceni obywatele to dziś najważniejsza forma kapitału i trzeba w nich inwestować.
Dziś o miejsca na studiach dziennych na uczelniach państwowych walczą chętni z całego kraju. Oznacza to, że wyścig po indeks może wygrać dziecko zamożnych rodziców, co z perspektywy argumentu egalitarnego nie jest sytuacją pożądaną. Argument inwestycyjny też nie ma tu zastosowania. Jeśli ktoś nie miałby problemów z opłaceniem czesnego, to bezpodstawne wydaje się fundowanie mu nauki na koszt osób, które studiują zaocznie i pracują. Dobrym początkiem byłoby określenie cech i liczebności grupy, której członkom chcemy dać szansę na studia. Należałoby też oszacować koszty ich wykształcenia i przekazać środki w formie stypendiów. Jednocześnie trzeba byłoby zrezygnować z bezpośrednich dotacji do uczelni i nadać placówkom możliwość pobierania opłat wedle własnego uznania. Ci, którzy boleją nad biedą polskiego studenta i szatańskimi pomysłami minister Kudryckiej, powinni się zastanowić, o co tak naprawdę walczą i czy obecny system realizuje założone cele. Bezpłatne studia są tylko jedną z wielu możliwych form pomocy, i to wcale nie najlepszą.
Jakub Osina; www.usa2008.blox.pl
Czym tak naprawdę różni się dwoje kandydatów do nominacji demokratów w listopadowych wyborach prezydenckich? Niczym – o ich porażce lub zwycięstwie nie zdecydują kwestie programowe, lecz marketingowe. Nawet CNN poświęca dużo więcej czasu na prezentację celebrities popierających każdego z kandydatów niż na omówienie ich poglądów. Dowiadujemy się, że jedyną różnicą między nimi był stosunek do inwazji w Iraku. W czasie głosowań w Senacie Obama od początku głosował przeciw, a teraz jest za jak najszybszym wycofaniem wojsk. Clinton poparła inwazję, ale obecnie również jest zwolenniczką zakończenia amerykańskiej obecności w Iraku.
Program wyborczy w USA nie ma być żadną wizją – ma być narzędziem do osiągnięcia celu, jakim jest fotel prezydenta. Różnice między kandydatami sprowadzają się więc jedynie do rozkładu akcentów. Program Obamy jest bardziej antykorporacyjny, prośrodowiskowy. Program Clinton jest ostrożniejszy. Ale można odnieść wrażenie, że pisał je ten sam zespół ekspertów. Nie ma się zresztą czemu dziwić – powstały one po to, aby przyciągnąć do siebie jak największą rzeszę wyborców, bazują na badaniach tego samego społeczeństwa, a przede wszystkim na preferencjach tej samej grupy wyborców, których względy trzeba pozyskać, by zostać oficjalnym kandydatem demokratów. Owo podobieństwo programowe odbija się z pewnością w dużym stopniu na nierozstrzygniętym jeszcze wyścigu po nominację.
Szkoła inwestowania
Michał Gancarski; www.przewagakomparatywna.blog.pl
dyskusji o sposobie finansowania wyższej edukacji padają dwa argumenty mające wesprzeć tezę o niezbędności istnienia studiów bezpłatnych. Pierwszy to argument egalitarny. Istnieją osoby ubogie, które na studia płatne nie będą sobie mogły pozwolić i tym samym nie wystartują w życie z równej pozycji. Drugi mówi, że wykształceni obywatele to dziś najważniejsza forma kapitału i trzeba w nich inwestować.
Dziś o miejsca na studiach dziennych na uczelniach państwowych walczą chętni z całego kraju. Oznacza to, że wyścig po indeks może wygrać dziecko zamożnych rodziców, co z perspektywy argumentu egalitarnego nie jest sytuacją pożądaną. Argument inwestycyjny też nie ma tu zastosowania. Jeśli ktoś nie miałby problemów z opłaceniem czesnego, to bezpodstawne wydaje się fundowanie mu nauki na koszt osób, które studiują zaocznie i pracują. Dobrym początkiem byłoby określenie cech i liczebności grupy, której członkom chcemy dać szansę na studia. Należałoby też oszacować koszty ich wykształcenia i przekazać środki w formie stypendiów. Jednocześnie trzeba byłoby zrezygnować z bezpośrednich dotacji do uczelni i nadać placówkom możliwość pobierania opłat wedle własnego uznania. Ci, którzy boleją nad biedą polskiego studenta i szatańskimi pomysłami minister Kudryckiej, powinni się zastanowić, o co tak naprawdę walczą i czy obecny system realizuje założone cele. Bezpłatne studia są tylko jedną z wielu możliwych form pomocy, i to wcale nie najlepszą.
Więcej możesz przeczytać w 16/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.