Rozmowa z Ryszardem Czarneckim, europosłem i reportażystą amatorem
Pozazdrościł pan sławy Kapuścińskiemu? Kapuściński jest poza konkurencją.
Ale zbiór reportaży i tak ma pan zamiar wydać. Nie lubię przesiadywać w hotelowych barach. Gdy więc jestem za granicą, staram się spisywać obserwacje. A że jestem często...
Jako przedstawiciel europarlamentu obserwuje pan wybory. Robi pan sobie darmowe wycieczki? Bez żartów. To praca, czasem zresztą niebezpieczna. W Autonomii Palestyńskiej rozdano nam kamizelki kuloodporne. W Albanii, gdzie byłem obserwatorem wyborów, zastrzelono członka jednej z komisji!
Do pana Też strzelano? W Albanii? Nie. Za to strzelono gafę. Pomylono mnie z polskim prezydentem. Szefowa naszej delegacji, Niemka Doris Pack, przedstawiając mnie przewodniczącej albańskiego parlamentu, użyła nazwiska Kaczyński.
Takie historie też pan w swoich reportażach opisuje? Pewnie. Taka pomyłka to dla mnie komplement.
Czyli nie są to reportaże z egzotycznych krajów, lecz z życia politycznych dygnitarzy. Tu się pan myli! Pisząc, staram się być jak reporter, a nie polityk. W reportażach można więc poczytać o przepełnionych szpitalach w Nigrze, biedzie w Indiach i obozach dla uchodźców w Burundi.
Któryś z kolegów w Parlamencie Europejskim podziela pańską pisarską pasję? Jeśli coś piszą, to raczej przemówienia. Euroreporter jest tylko jeden.
Ale zbiór reportaży i tak ma pan zamiar wydać. Nie lubię przesiadywać w hotelowych barach. Gdy więc jestem za granicą, staram się spisywać obserwacje. A że jestem często...
Jako przedstawiciel europarlamentu obserwuje pan wybory. Robi pan sobie darmowe wycieczki? Bez żartów. To praca, czasem zresztą niebezpieczna. W Autonomii Palestyńskiej rozdano nam kamizelki kuloodporne. W Albanii, gdzie byłem obserwatorem wyborów, zastrzelono członka jednej z komisji!
Do pana Też strzelano? W Albanii? Nie. Za to strzelono gafę. Pomylono mnie z polskim prezydentem. Szefowa naszej delegacji, Niemka Doris Pack, przedstawiając mnie przewodniczącej albańskiego parlamentu, użyła nazwiska Kaczyński.
Takie historie też pan w swoich reportażach opisuje? Pewnie. Taka pomyłka to dla mnie komplement.
Czyli nie są to reportaże z egzotycznych krajów, lecz z życia politycznych dygnitarzy. Tu się pan myli! Pisząc, staram się być jak reporter, a nie polityk. W reportażach można więc poczytać o przepełnionych szpitalach w Nigrze, biedzie w Indiach i obozach dla uchodźców w Burundi.
Któryś z kolegów w Parlamencie Europejskim podziela pańską pisarską pasję? Jeśli coś piszą, to raczej przemówienia. Euroreporter jest tylko jeden.
Więcej możesz przeczytać w 16/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.